sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział 24


 ...
"Jeśli kiedyś wybrać będę mógł jak to zrobić 
To przecież dobrze, dobrze o tym wiem 
Chciałbym umrzeć z miłości."


 Cisza.
 Tylko ona mnie otacza, tylko ona może mnie wysłuchać bez zbędnego pocieszania czy odgrywanych scen zrozumienia. Chłopaki mogą tylko próbować zrozumieć moją sytuację. Oni wszyscy nie wiedzą jak to jest, bo to oni zostawiają bliskich, a nie są opuszczani, zawsze. Ich ból serca znika z zwiększającą się liczbą alkoholu w krwi.
  Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że moje życie zmieniało się w jedną wielką wegetację. Gdy wychodziłem z domu, jechałem prosto na halę, nigdzie więcej. Godzinami udawałem, że panuję nad tym co dzieje się w moim sercu. Wystarczyło, że zapadła noc, wtedy wszystko jest inne. Serce mocniej boli, wspomnienia wracają jak odczytywane na nowo karty ulubionej książki. I choćbym chciał zapomnieć, uda mi się to tylko na dzień, wraz z ciemnością powróci każda unikana myśl.
  Usłyszałem trzask drzwi i kilka nerwowo wypowiedzianych niecenzuralnych słów. Bartman, na pewno. Po chwili zobaczyłem właśnie niego, poczerwieniałego ze złości.
   - A tobie co jest? - zapytałem, a on padł na fotel naprzeciw mnie.
   - Co mi jest?! Róża mi jest! - wykrzyczał, a mnie sparaliżowało. Widział ją, moją Rose... - Nie wiem co ty w niej widzisz. No nie patrz na mnie jakbym tu paradował nago! Nie zdziwię się jak znienawidzisz mnie za to. Sam z resztą zabiłbym kogoś za taką informację.
   - Czyli za co?
   - Dzisiaj, dosłownie godzinę temu, szła po przeciwnej stronie ulicy. Chciałem podejść, przywitać się i zapytać co z Wami się stanie. Ale wtedy zauważyłem obok niej jakiegoś bruneta. Objął ją i zaczął mruczeć coś do ucha. Ta tylko spuściła głowę i potakiwała mu. Nie protestowała niczemu, pozwoliła mu jeździć dłonią po całej talii i biodrach. Postanowiłem, że nie zostawię tak tego, przeszedłem na drugą stronę i zacząłem za nimi iść. Miałem taką ochotę przyjebać kolesiowi, ale Bogu ducha on winny, to ona udaje, że kocha. Po kilku minutach chłopak wszedł do jakiegoś budynku, a ona pozostała na zewnątrz. Gdy z nią "rozmawiałem", starała się jakoś tłumaczyć, ale nie rwała się do tego specjalnie. Nie podjęła nawet próby przeprosin, zachowała się jak zwykła szmata. W ogóle...Piotrek, wszystko ok?
  Czułem się jakby ktoś wyrwał mi serce i rzucił je daleko w ocean. Pozostała po nim pustka tak bardzo paliła, a oczy momentalnie zaszły mgłą. Zostawiła mnie dla kogoś? Po tym jak mówiła mi, że nie przestanie mnie kochać, że nie chce mnie zostawiać... Po tym jak wychodziła ze łzami w oczach z mojego domu? Przecież gdy nie zależy ci na kimś, nie płaczesz przed odejściem.
   - Jak on wyglądał? - wydusiłem z zaciśniętego gardła.
   - Że co?!
   - Jak wyglądał ten facet, który z nią szedł?
   - Czarne włosy, średniego wzrostu, trochę za śmiały na mordzie i chyba narzucał jej wszystko, bo ona nie była zadowolona z jego słów i dotyku.
 Słysząc to, otworzyłem szerzej oczy. Wszystko wskazywało na... Krawczyka. Ale czy zostawiłaby mnie dla niego? Pokręciłem przecząco głową. Nie, to nie może być prawdą. Co mam zrobić, żeby wybudzić się z tego nienormalnego koszmaru?!
  - Zrozum, ja nie chciałem cię tym dołować. Po prostu lepiej, żebyś dowiedział się wcześniej niż...
  - Nie mam do ci tego za złe, dzięki. - mruknąłem i wymusiłem się na niemrawy uśmiech. Milczeliśmy. Dobrze zrozumiał, że tego mi było trzeba bardziej niż rozmowy.
  - I co z tym zamierzasz zrobić? - zainteresował się po kilku minutach ciszy.
  - Chcę tylko, żeby była szczęśliwa. - zagryzłem wargi, tym samym powstrzymując napływające łzy. Nowakowski, ogarnij się, nie masz dziesięciu lat! - Obojętnie czy ze mną, czy z kimś innym. Brakuje mi jej, ale ona kocha innego. Trudno, muszę się z tym pogodzić.
  - Współczuję ci. Mogę ci teraz jakoś pomóc?
  - Nie sądzę. Chciałbym zastanowić się jeszcze nad tym wszystkim, jeśli mogę, w samotności.
  - Jasne, już idę. Wpadnę potem.
    Kiwnąłem głową i czekałem aż Bartman opuści mój dom, gdy z hukiem wpadł Lotman.
  - Powiedziałeś mu? - zwrócił się do Zbyszka, a gdy ten przytaknął, kontynuował. - Cholera, Zibi, nie mogłeś na mnie poczekać? Ona wcale nie...
   - Jasne, nie kocha tamtego i jest zakochana jeszcze w Picie, co? Oj, Paul, za naiwny jesteś. - zaśmiał się. - Lepiej chodź, Cichy musi zostać sam.
  Zdezorientowany Amerykanin poszedł za Zbyszkiem do przedpokoju, ale przedtem spojrzał jeszcze na mnie. Dało się wyczytać z jego oczu, że chce mi coś powiedzieć, ale powstrzymywany przez Zbyszka, odszedł zrezygnowany. Po chwili jednak usłyszałem odgłosy kłótni między nimi. Nie trwało to długo, bo oddalili się na tyle daleko, bym nie usłyszał choćby słowa więcej. Tak to przynajmniej przyjąłem.
  Zostałem sam. Cisza stała się teraz drażniąca, a chęci do życia pękły niczym mydlana bańka. Wcześniej miałem nadzieję, że wróci, że znów będziemy razem, tak jak kiedyś. Że znowu usłyszę ten dźwięczny śmiech i nieśmiałe "kocham cię" skierowane w moją stronę. Mówią, że nadzieja umiera ostatnia. W takim razie nie powinienem już żyć.
                                                                    ***********

...
"Podróż w ciszy, chociaż zawsze sięgam moją
Dłonią i dotykam ciebie
Jesteś daleko, w moich wspomnieniach"



 Wyszłam z komisariatu przez potężne drzwi i od razu uderzył mnie mocny podmuch wiatru. Przymknęłam powieki, z których wypłynęły łzy.
  Przed kilkoma minutami wypowiedziałam na raz chyba najwięcej słów w całym życiu. Przynajmniej w słusznym celu - Krawczyk dostanie za swoje. W środku jednak czułam jeszcze obawę przed spotkaniem rozwścieczonego i pragnącego zemsty chłopaka.
    Zrezygnowana, dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że padał deszcz, a ja stałam jak idiotka, pozwalając na przesiąkanie wodą ubrań. Pobiegłam więc pod najbliższe schronienie, którym był daszek przed kilkoma sklepami.
  Czas, żeby zadzwonić do Paula i poprosić go o spotkanie. Nie będzie to łatwe, ręce mi się trzęsły na samą myśl spotkania Piotrka. Bałam się jego reakcji na mój widok. Miałam wielką nadzieję, że nie wyrządziłam mu aż takiej krzywdy, o jakiej mówili. Z resztą nawet bez ich słów czułam się okropnie. Przecież on nic złego nie wyrządził...
   Na ramieniu poczułam czyjąś ciepłą dłoń. Przeszedł mnie dreszcz. Pierwsze co przeszło przez głowę, to rozwścieczony Maciek. Okręciłam powoli głowę. Spodziewałam się postaci wysokiego bruneta, więc jakie musiało być moje zdziwienie gdy zobaczyłam lekko uśmiechającą się Kamilę. Nie była wściekła czy wystraszona, po prostu patrzyła na mnie z ulgą wypisaną na twarzy.
   - Kamila? Co ty tu...? - nie dane mi było nawet skończyć zdania, bo już po chwili mocno mnie do siebie przytulała.
   - Spokojnie, złapią go, zobaczysz. - szeptała mi do ucha. - Kuba mi wszystko powiedział, przepraszam, że nie zrozumiałam tego w odpowiednim czasie. Ale teraz już wszystko będzie jak trzeba.
  Uśmiechnęłam się sama do siebie. Powiedzenie Kubie przy śniadaniu o mojej sytuacji było dobrym pomysłem. Ten chłopak coraz bardziej mnie zaskakuje, rzecz jasna pozytywnie.
   - Masz rację, nie pozwolę się już niczemu zepsuć. Najpierw jednak muszę naprawić wszystko co zniszczyłam. Chciałabym to wyjaśnić Piotrowi i Bartmanowi. Pit o niczym nie wie, a Zbyszek widział mnie z Krawczykiem i nie był za bardzo zadowolony.
   - To co zamierzasz z tym zrobić?
   - Rozmawiałam z Lotmanem, pomoże mi. Postara się, żebyśmy się zobaczyli i wtedy wyjaśnię całą sytuację.
 Kamila aż klasnęła w ręce z radości.
   - Świetnie! Wszystko uda nam się załatwić jednego dnia. Nie wiesz nawet jak za tobą tęskniłam... To znaczy byłaś, ale jakby tylko ciałem, dusza przy Maćku umiera.
 Przytaknęłam i od razu chwyciłam za telefon. Wolałam mieć to wszystko za sobą i już mieć przy sobie Nowakowskiego.
   - Yeah? - usłyszałam po kilku sygnałach.
   - To ja. - mówiłam starając się dobierać dobrze słowa, rzecz jasna po angielsku. - Jestem już po zeznaniach. Mogłabym z wami porozmawiać?
  Milczał. Podejrzewałam, że dogadywał się z kimś. Udało mi się usłyszeć tylko głębokie westchnięcie.
   - Postaram się być z nimi za pół godziny na Podpromiu. Dasz radę?
   - Oczywiście. Już tam idę. - rozłączyłam się i szybkim krokiem ruszyłam w stronę Podpromia.
   - Hej, gdzie ty pędzisz? - Kamila ledwo nadążała za mną.
   - Walczyć o miłość. -  rzuciłam i po chwili u mojego boku pojawiła się uradowana Kama.
     Około pół godziny później stałyśmy już przy celu. Z racji, że było strasznie zimno, kupiłyśmy w automacie kawę i czekałyśmy.
   - Rose?
   - Tak?
   - Mocno tęsknisz za Piotrkiem? No, wiesz o co chodzi.
   - Gdyby można to było ująć w słowa. Czułam się jak zgubione w środku miasta dziecko. Chciałam go spotkać. Włóczyłam się po mieście mając nadzieję, że wpadnę na niego przypadkiem i będę mogła przeprosić i błagać o przebaczenie. Nie było mi to pisane, jedynie jego zdjęcie było przy mnie... Każdej nocy łzy spływały po moich policzkach, a wargi przegryzałam do krwi, byle tylko nie łkać. Tyle razy wystukiwałam jego numer telefonu, ale ani razu nie odważyłam się zadzwonić. Nie chciałam mu utrudniać zapomnienia o mnie. Nie jestem warta jego cierpienia... Cóż, może chociaż mi wybaczy to co zrobiłam. Chciałabym znów z nim być, o ile mi wybaczy...
 Nie powiedziałam już nic innego, bo koło nas pojawił się Lotman. Sam. Zamilkłam, wyczekując choćby jednego słowa usprawiedliwienia ich nieobecności, lecz z sekundy na sekundę cisza stawała się coraz bardziej uciążliwa.
   - Przyjdą? - spytałam.
   - Nie. Bartman nie dał mi nawet podejść do Pita, jest załamany. Gdy ktokolwiek powie twoje imię, zamyka oczy i klnie. Przepraszam, starałem się.
  Kubek z kawą mimowolnie wypadł mi z rąk wylewając na śnieg brązowo-czarną ciecz. Oczy zaszły mi  mgłą, a oddech głośniejszy niż zwykle.
 Wpatrywałam się w ziemię gdy moje serce, niedawno posklejane, znów roztrzaskiwało się na małe drobinki. Cała nadzieja, którą gromadziłam w sobie przez ten miesiąc... Po prostu znikła.

Dlaczego tak to wszystko się potoczyło? Nie tak miało być. Istnienie bez osoby, którą się kocha, nie ma celu...
  - Rose, chodź. - Kamila, wyraźnie rozgniewana, chwyciła mnie za przegub i pociągnęła za sobą. - Bezczelny Bartman! Niech ja go tylko dostanę w swoje ręce, nie pożyje długo! Choćbym go miała własnymi rękoma udusić! Idiota... Damy radę, słyszysz? Spotkasz Piotra, obiecuję ci to. Chodźmy teraz do Kuby, może on porozmawia z tym imbecylem.
 Nie protestowałam, było mi to obojętne gdzie idę. Nie czułam nic poza ogólnym otępieniem.
Straciłam nadzieję, że cokolwiek będzie normalnie. Nie chcę żyć, to za bardzo boli...

----------------------------------
Przepraszam przepraszam przepraszam! Znowu... Faka XD
Od razu mówię, że nie mogłam z siebie wydusić tego rozdziału, bo jest... smutny, nawet bardzo.
Sovia do boju! ♥
Do następnego ;)

11 komentarzy:

  1. OOOOJEJUŃCIU... Nie wiem co powiedzieć , Piotrek w twoim blogu jest taki kruchy i nieśmiały taki porcelanowy ,nie wiem czy to dobre określenie ,ale tak czuje , mam nadzieje ,że tamten Krawczyk nic nie zrobi Rose ,a ona wytłumaczy wszystko Cichemu i ,że będą razem :) Pozdrawiam Annie

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm, ja bym tu aż tak Bartmana nie obwiniała. Cóż, chciał chłopina dobrze, ale jak już powszechnie wiadomo, nie zawsze się to udaje. Tak to już jest, jak się nie zna całej prawdy i patrzy przez pryzmat tego, co się widzi, a nie tego, co się wie. Ale gonga Krawczykowi mógł sprzedać. :P
    Rose musi powalczyć o Pita, wierzę, że z pomocą Kamili i Lotmana jej się to uda. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bartman trochę komplikuje.Mam nadzieje, że Rose powalczy Pita i wszystko sobie wyjaśnią. ; ))

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie, ludzie tak nie można mnie zwodzić. Pit ma być z Rose i kropka!
    A tak na poważnie. Nie dziwię się, że Zbyszek jest wściekły, gdyby ktoś tak załatwił moją kumpelę, to zachowałabym się tak samo. Na szczęście Paul i Kamila są Rose i jej pomogą, podniosą na duchu. Wierzę, że Pit spotka się ze swoją ukochaną, bo w końcu cierpią oboje, a wystarczy jedna rozmowa, by to zmienić. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. no to Zibi znalazł sobie moment na odwiedziny u Piotrka:/ gdyby tylko znał prawdę to by zupełnie zmienił zdanie o Rose. Coś czuję, że łatwo nie będzie ale mam nadzieję, że się dogadają:)

    pozdrawiam
    http://www.niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Patex i Caroline zapraszają na drugi rozdział na http://blizniacza-insynuacja.blogspot.com/. Pozdrawiamy i życzymy siatkarskich snów! C;

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak wrócę do domu, obiecuję że przeczytam i nadrobię zaległości. Tymczasem zapraszam na IV rozdział :)
    pasiaste-szczescie.blogspot.com
    Całuję, ściska, Wiedźma :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapraszam na nowy rozdział volleyball-inspiratioon.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. http://time-forlove.blogspot.com/
    Zapraszam na 1 rozdział ! ;

    OdpowiedzUsuń
  10. Zapraszam na nowy rozdział pieprznieta.blogspot.com
    Pozdrawiam jeszcze raz Annie

    OdpowiedzUsuń
  11. Poryczłam się

    OdpowiedzUsuń