niedziela, 19 maja 2013

Rozdział 27

  
 Po czym można poznać szczęśliwego człowieka? Czy zawsze to wiecznie uśmiechnięta osoba? Jeśli ktoś nie śmieje się z błahostek i potrafi zachować powagę, jest nieszczęśliwy? Co tak właściwie powoduje szczęście?
 Niektórym, żeby je poczuć, wystarczy długi spacer po parku, wygrany zakład czy tabliczka ulubionej czekolady.
Nie w moim przypadku. Ja, by powiedzieć "tak, jestem szczęśliwa", muszę mieć przy sobie Piotra. Nie musi być ciągle przy mnie, wystarczy, że będę czuła jego obecność.
Po prostu go kocham, tak na zawsze...



Rozbrzmiewały ostatnie dźwięki muzyki, gdy stawałam w pozycji końcowej. Koniec, cisza. Kilka par rąk z widowni zaklaskało, po czym, razem z Kamilą, wybiegłyśmy w kulisy.
   - Rany, ale to było świetne! - zapiszczała. - Widziałaś ich miny? Oniemieli! To najlepszy duet jaki mogłam sobie wymarzyć!
  Zaśmiałam się obserwując jak blondynka podskakuje radośnie i biegnie do garderoby. Wolnym krokiem ruszyłam za nią, w międzyczasie czując pieczenie w płucach. Powstrzymałam okropne drażnienie i weszłam do pomieszczenia pełnego rozpromienionych dziewczyn. Przebrałam się w normalne ubrania i usiadłam na krześle przysłuchując się rozmowom innych. Z małej kieszonki w torbie wyjęłam telefon. Uśmiechnęłam się pod nosem ujrzawszy na ekranie informację o nieodebranej wiadomości i imię, które najchętniej tam widywałam. 'Piotrek'.
   Minęły już ponad dwa miesiące gdy znów jesteśmy razem. Każdą wolną chwilę spędzaliśmy razem, korzystając z urlopu Piotra. Jako, że wszystkie testy zdawaliśmy szybciej, moje wakacje mocno się przedłużyły i rzadko kiedy się rozstawaliśmy na dłużej niż kilka godzin.
Teraz, gdy przebywał w Spale, odczuwałam jego obecność dzięki coraz pełniejszej skrzynce odbiorczej w moim telefonie.
"Mamy teraz przerwę. Odezwij się, proszę, wieczorem. Będę czekał, mam niespodziankę. ;) Kocham."
Zastanawiałam się co mu odpisać, gdy przerwał mi dźwięk otwierania drzwi, w których stanęła jedna ze stażystek.
  - Za 15 minut, gdy ludzie się rozejdą, idźcie na scenę.
 Po tym jak ponownie się zamknęły, zapanowało nerwowe milczenie. Każda z dziewczyn w inny sposób okazywała zdenerwowanie. W sumie sama miałam zawroty głowy, ale to chyba przez coś innego.
Westchnienia czy nerwowe obgryzanie paznokci wydawały się być czymś w normie. Przez jakiś czas patrzyłam rozbawiona jak histeryczki wymyślają najciemne scenariusze dalszego życia.
Kiedy już minął kwadrans i Nadia wróciła z wiadomością, że publiczność znikła, ruszyłyśmy tam gdzie trzeba.
  - Jejku, Ro, tak bardzo się boję - Kama chwyciła się kurczowo mojego ramienia. Przytuliłam ją do siebie chcąc dodać otuchy.
- Spokojnie, już nic nie da się zrobić.
Ech, niestety, marnie pocieszam i jeszcze bardziej ją pogrążyłam. Po chwili byłyśmy już na scenie. Czworo ludzi wpatrywało się w nas z zaciekawieniem. Znałam ich; to ludzie, przed którymi tańczyłam swój pierwszy taniec w Ośrodku i Ivanovic. Stojąca przed nimi Sowa z wyraźnym podekscytowaniem na twarzy próbowała coś z siebie wydusić.
   - Moje drogie... - głos jej zadrżał. - Zapewne wiecie już, że ci oto państwo są tu, żeby wybrać z was te, które od przyszłego roku zostaną przyjęte do Ośrodka. Chcę tylko powiedzieć, że dla mnie każda z was jest najlepsza. Oddaję głos pani Ivanovic.
  Instruktorka zbliżyła się do Sowy i przeleciała wzrokiem po naszych twarzach. Przy mnie zatrzymała się na moment. Ten sam chłodny wzrok, który męczył mnie od początku. Ten sam, który z drwiną patrzył na każdy  choćby lekki spadek formy i tym samym motywował do poprawy. Mimo tego wszystkiego, lubiłam kiedy od czasu do czasu chwaliła mnie przed kimś. Uśmiechnęłam się i, o dziwo, zauważyłam u niej lekko unoszący się kącik ust.
  Instruktorka bez żadnych emocji przeczytała listę przyjętych. Oczywiście, nie znalazłam się na niej, bo już należałam do grupy, ale nasza grupa wzmocniła się o kilkanaście nowych dziewczyn. Pogratulowałam Kamili i innym przyjęcia. Gdy one spisywały u Sowy swoje dane, zbliżyła się do mnie Ivanovic z przyjaźnie wyglądającym starszym mężczyzną.
   - Wilk - zwróciła się unosząc wysoko głowę. - to Adam Lipowski. Koniecznie chciał cię poznać. Zostawiam was samych.
   Kobieta oddaliła się, tym samym pozostawiając mnie sam na sam z nieznajomym. Nie wiedziałam co mogę mu powiedzieć, więc zamilkłam.
    - Tak więc, Różo - zaczął. - słyszałem, że jesteś świetną tancerką. Kiedy rozmawiałem z panią Ivanovic, wymieniła cię jako jedną z lepszych. Przejdę do sedna; budowa Filharmonia Rzeszowskiej dobiega końca i szukamy tancerek. Co sądzisz o treningach i występach w grupie z Rzeszowa?
Otworzyłam szeroko oczy. Miałam wrażenie, że śnię. Facet po prsotu podszedł i zaproponował mi zmianę o 180 stopni.
  - Taka decyzja musi być przemyślana. Pozwoli pan, że odpowiedź dam za kilka dni?
  - Oczywiście. - podał mi swoją mocno zdobioną wizytówkę. - Mam jednak nadzieję, że nieraz się spotkamy.
Kiwnęłam głową na znak zrozumienia i odprowadziłam go wzrokiem do Sowy.
Ucieszyłam się; reprezentowanie Rzeszowa jest ogromnym wyróżnieniem. Pożegnałam się z wszystkimi i z torbą na ramieniu wyszłam na zewnątrz. Zakaszlałam i wzięłam z kieszeni tabletkę przeciwbólową. Przecież nie pozwolę zniszczyć sobie wieczoru przez głupie płuca czy brzuch.
Wybrałam na komórce numer Pita i wcisknęłam zieloną słuchawkę.
  - Skończyłaś? - zapytał z nadzieją w głosie. - Nareszcie! Myślałem już, że za mną nie tęsknisz.
  - To jest wręcz niemożliwe. - zaśmiałam się. - Tęsknię cały czas.
  - Ja też. Gdzie jesteś?
  - Jak to gdzie jestem? W Rzeszowie.
  - Wiem, głuptasie, chodzi mi o bardziej szczegółowe dane.
  - Mijam Podpromie.
  - Pamiętasz to miejsce nad Wisłokiem? Możesz tam pójść? Chciałbym posłuchać jak o nim mówisz.
  - Jasne. - zdezorientowana zmieniłam kierunek drogi. Chwilę później widziałam już mur i odbijające się w wodzie słońce. - Więc to miejsce jest, jak zwykle, niezwykłe i trochę tajemnicze. Wieje lekki wiatr, a zapach kwitnących kwiatów jest cudny.
  - Racja, wyjątkowo słodki zapach, miesiąc temu jeszcze go nie było.
  - Jak...? - zrobiłam zdziwioną minę.
  - Odwróć się.
Wykonałam jego polecenie i zamykając klapkę telefonu, wpadłam w jego objęcia. Utonęłam w szerokich ramionach, napawając się zapachem jego perfum. Objęłam go kurczowo w pasie, niczym pięcioletnie dziecko chwyta się mamy po powrocie z pracy, a łzy napłynęły mi do oczu.
  - Jeszcze mnie udusisz. - zaśmiał się. Rozluźniłam uścisk czując ogromne ciepło na twarzy. - Niespodzianka się podoba?
 Kiwnęłam twierdząco głową, a on spojrzał mi w oczy.
  - Nie wyglądasz na zadowoloną. Jeśli przyjechałem w złym momencie, rozumiem, odwiedzę cię kiedy indziej.
  - Nie, bardzo się cieszę! Po prostu jestem w szoku.
  - Niech będzie, chodźmy już.
 Splótł nasze ręce, zabrał dosyć ciężką torbę i ruszyliśmy w stronę miasta. Szybko dotarliśmy do jego mieszkania i gdy już usiedliśmy na spokojnie na ławce na ogrodzie, zdecydowałam się na rozmowę. Będąc w jego objęciach, usadowiłam się tak, żeby patrzeć na jego twarz.
  - Piotrek, zastanawiałeś się już co z twoją przeprowadzką?
  - Nie miałem na to czasu - wolną ręką potarł kark. Z innych gestów wyczytałam, że jest zdenerwowany.
  - Dzisiaj na tym pokazie był Lipowski,wiesz który. Spodobał mu się nasz występ.
  - To dobrze, może ktoś was doceni.
  - O to właśnie mi chodzi. - zrobiłam krótką przerwę, nie wiedząc jak się do tego zabrać. - Dostałam propozycję występowania w Filharmonii.
  - To świetnie! Przyjęłaś ją?
  - Nie, wolałam poczekać na twoją decyzję. Jeśli wyjedziesz, skończę szkołę i znajdę pracę gdzieś w okolicach Spały.
 Spojrzał gdzieś daleko przed siebie i nie powiedział nic. Zdecydowałam się nie przeszkadzać mu w zadumie. Kątem oka obserwowałam tylko jak lekko marszczy brwi, a usta zwęża do jednej cienkiej linii. Mogłabym wpatrywać się w ten obraz godzinami, ale po kilku minutach poruszył się i spojrzał mi głęboko w oczy.
   - Zostanę w Rzeszowie, dla ciebie. Nie wytrzymam bez ciebie, bez twojej miłości. Jak wyjadę, zrobię to razem z tobą.
  Uśmiechnęłam się, czując jak kamień spada mi z serca. Oparłam głowę o jego ramię.
   - Tak bardzo się cieszę, że cię mam...



  Kolejny raz ten sam scenariusz, ta sama ciemna uliczka, ta sama ciemna postać i znikąd dochodzące szepty. Bałam się, choć wiedziałam co będzie dalej. Zimno i dreszcze, przenikające moje ciało gdy zbliżałam się do postaci, były nie do wytrzymania. Zaczęłam krzyczeć, a dźwięk wychodzący z moich ust zmieniał się w jasnoniebieski pył lecący wprost do buteleczki w rękach potwora. Im pełniejsza była, tym mój krzyk stawał się cichszy . W końcu ciało odmówiło mi posłuszeństwa i opadłam bezsilna na zlodowaciały bruk. Ciemna postać była coraz bliżej, aż w końcu stanęła nade mną i zarechotała okropnie rzucając się na mnie tak szybko, że ujrzałam tylko ciemność.
 
   Obudziłam się z krzykiem na ustach i zimnym potem na plecach. Usiadłam na łóżku i starałam się unormować oddech. Wtedy naszła mnie fala bólu. Skuliłam się i cicho zasyczałam z bólu, by po chwili uciec do łazienki i zwymiotować wczorajszą kolację zmieszaną z krwią. Co się dzieje? To jest coraz gorsze...
   Usiadłam na brzegu wanny i opanowałam zawroty w głowie, po czym wróciłam do sypialni, gdzie lekko pochrapywał Piotr.
  Wróciłam na swoją połowę i podkuliłam kolana pod brodę. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że tracę kontrolę nad tym co się ze mną dzieje. Kilka łez spłynęło po moich policzkach, skapując na białą pościel.
   - Czemu nie śpisz? - podskoczyłam na dźwięk jego głosu. - Jest pół do trzeciej. Czuwasz dzisiaj?
   - Nie, już się kładę. - mruknęłam i, schodząc do pozycji leżącej, oparłam głowę o jego klatkę piersiową, a on otoczył mnie ramieniem.
  Po chwili już spał, a ja aż do świtu wsłuchiwałam się w jego równy oddech, myśląc co może być przyczyną moich słabości...



----------------------------------------------

Sko-pa-łam. .-.
Ogólnie nie wiem co to jest, po prostu pieprzenie od rzeczy.
Przepraszam, że tak późno, ale maj to chyba najgorszy miesiąc. Nie mam siły nawet, żeby TO napisać.
Ech, czerwcu, przybywaj jak najszybciej, bo chyba jestem na skraju wytrzymania.
Buniu, przepraszam za opóźnienie, koleżankę też przepraszam, zrozumcie Zabieganą Misu. :)
Spróbuję nowy rozdział dodać szybciej. Do następnego!

środa, 1 maja 2013

Rozdział 26

   Pamiętasz te wszystkie zimowe bitwy na śnieżki? Świetna sprawa, prawda? Gdy byłaś mała, nie zwracałaś uwagi na to, że mama zabraniała Ci wyjścia na zewnątrz, wymagając dokończenia obiadu czy po prostu posiedzenia z rodziną.  Ale czymże są zakazy w porównaniu z przyjemnością zabaw? Czekałaś na moment nieuwagi i wykorzystywałaś go by znaleźć się wśród kolegów z podwórka, a satysfakcja z udanej ucieczki umilała wszystko. Za każdym razem gdy Twój wzrok lądował na kuchennym oknie, widok matczynej twarzy męczył sumienie. W pewnym momencie nie wytrzymujesz i wracasz cała zziębnięta do domu. Tam na stole już czekał kubek z parującą herbatą. Brałaś go w zmarznięte ręce i, wpatrując się w ciecz, nie byłaś w stanie upić choćby małego łyka. Nerwy na myśl co się stanie jak przyjdzie matka zjadały Cię całkowicie.
Moja sytuacja różniła się w tym momencie jedynie tym, że zimowe popołudnie zmieniło się w czteromiesięczną rozłąkę z "nieznanego" powodu, a mamę zastąpił Piotr. Czekała nas pierwsza dłuższa rozmowa, bez hałasu fetowania czy przerywania kibiców z prośbą o autograf bądź zdjęcie z Pitem.
 Czas mijał nieustannie, a im dłużej siedziałam na kanapie z pięknie pachnącym napojem, wyczekując przyjścia Cichego, tym kolor herbaty bardziej przykuwał uwagę. Starałam się udawać, że nie słyszę kroków i skrzypnięcia fotela naprzeciw, co zwiastowało jego przybycie. Odważyłam się unieść głowę i zobaczyłam uśmiechniętą twarz siatkarza. Ach, jak to zabolało! Zwróciłam uwagę na kolor salonowych paneli.
 Tak jak kilka dni temu potrafiłam spędzać godziny na analizowaniu wygięcia każdego fragmentu skóry w okolicy ust w czasie uśmiechu, tak teraz nie mogłam go znieść, a raczej uciszyć palące sumienie. Powinnam cieszyć się, że jestem tu, z nim, ale nie umiałam.
   - Różo? - odezwał się.
   - Tak?
   - Moglibyśmy porozmawiać?
   - Przecież rozmawiamy.
   - To dlaczego na mnie nie patrzysz? - zapytał, a ja spojrzałam na zmienioną już mimikę twarzy; był o wiele poważniejszy. - Poza tym chciałbym poruszyć temat... No wiesz jaki.
   - Podejrzewam, że wiem. - mruknęłam czując, że chciałabym od tego wszystkiego uciec, ale nie mogę. Prędzej czy później będę musiała opowiedzieć mu wszystko.
   - Chcę tylko mieć pewność, że nie urażę cię tym, a...
   - Wszystko w porządku, pytaj o co chcesz. - uśmiechnęłam się niemrawo, a po moich słowach zapadła cisza i ponowne wlepienie wzroku w kubek.
   - Dlaczego? - wypłynęło z jego ust.
Znów milczenie. To tak jakby moje narządy mowy zrobiły strajk wraz z mózgiem, który nie pozwalał na ułożenie jakiegokolwiek sensownego zdania. Tak bardzo chciałabym powiedzieć mu wszystko, każdy moment z tych czterech miesięcy... Byłam wściekła, że nie umiem opanować emocji i wytłumaczyć się.
    - Jeśli... Jeśli nie chcesz mówić, zrozumiem - dotarł do mnie troskliwy głos Piotrka.
    - Chcę, to znaczy...
 Westchnęłam i opowiedziałam szczegółowo całą historię. Choć często musiałam uspokajać drżący głos,  kończyłam każde zdanie. On tylko słuchał uważnie wszystkich słów, co jakiś czas przytakując głową na znak zrozumienia. Mimo wszystko nadal nie spoglądałam mu w oczy.
     -... Po tym wszystkim byłam jednocześnie zadowolona z aresztu Krawczyka i zrozpaczona, bo mimo wszelkich starań, nie byłam z tobą. Każdy dzień był tak samo bez sensu jak poprzedni. Macieja mogli wypuścić, a on nie przepuściłby okazji zemsty. Po prostu błagałam o szybką śmierć, ale nie mogłabym tego zrobić rodzinie i Kamili. Tak bardzo chciałam być z tobą...
     - Ale czemu nie próbowałaś ponownych spotkań, mimo słów Zbyszka? Byłem pewny, że jesteś szczęśliwa z innym, dlatego nie chciałem przeszkadzać ci w szczęściu. - pierwszy raz przerwał mi w długiej wypowiedzi, na co zareagowałam milczeniem. - Rose?
      - Ja... Przepraszam, zagubiłam się... Zagubiłam się w tym wszystkim, w całym swoim życiu. Nie jestem warta kogoś takiego jak ty, wybacz.
   Nie zważałam na to, że siedzi przede mną Piotr, po prostu wybuchłam płaczem. Nie liczyłam na współczucie z jego strony. Ba, czekałam nawet na gorzkie słowa pożegnania. Poczułam jedynie jego ramiona okalające moje ciało. Wtuliłam się w nie, jak podejrzewałam, ostatni raz.
     - Spokojnie, już cicho - mówił przyciszonym głosem. - Jestem tutaj, z tobą i nic anu nikt tego nie zmieni.
     - Pit, tak bardzo mi głupio... Przepraszam.
     - Za nic nie przepraszaj, kruszyno. - ucałował mnie w skroń. - Już wszystko będzie dobrze.
     - Wcale, że nie! Ktoś taki jak ja nie zasługuje na nawet na twoje spojrzenie, a co tu mówić o większych sprawach, jak uczucia.
     - W takim razie wytłumacz mi - patrząc w oczy, chwycił moją dłoń i położył na swojej lewej piersi. Poczułam przyspieszone bicie serca. - Dlaczego, tam głęboko, ono bije tylko dla ciebie? Dlaczego moje oczy cieszą się wyłącznie na twój widok i dlaczego moje życie bez ciebie jest tak puste? Różyczko, wciąż cię kocham i nigdy nie przestanę, zrozum to.
   Nie potrafiłam wydusić z siebie żadnego słowa, po prostu mi ich zabrakło. W tym momencie nie wierzyłam, że to wszystko dzieje się naprawdę. Złączył nasze dłonie i pozwolił bym znów mogła oprzeć głowę o jego tors, w tym czasie szepcząc do ucha.
      - Brakowało mi ciebie, wiesz? To były cztery najgorsze miesiące mojego życia. Na myśl, że już nigdy miałem ciebie nie spotkać, nie spojrzeć ci w oczy, odechciewało mi się żyć. Ale teraz już jesteśmy tutaj, razem. Chciałbym tylko wiedzieć czy mnie kochasz, mimo minionego czasu?
Spojrzałam na niego wytrzeszczonymi oczyma.
       - Piotr, nie potrafię bez ciebie żyć. Kocham, i to z całego serca.
  Kiedy tylko skończyłam mówić, pocałował mnie. Pocałunek nie był zachłanny jak Macieja, za to czuły i pełen uczucia. Tęskniłam za tą delikatnością. Bez nacisku na usta znów w pocałunkach ujrzałam oddanie uczuć.
 Siedzieliśmy objęci na ławce na zewnątrz już dłuższy czas, nie nawiązując praktycznie żadnych rozmów. W sercu przeżywałam wcześniej niezaznaną radość, ale Piotrek nie dowiedział się o niej; odzwyczaiłam się od okazywania swoich uczuć. Jego obecność była czymś, co cieszyło nawet w milczeniu jakie panowało.
   - Pamiętam dzień, w którym miałaś urodziny - przerwał ciszę i mocniej mnie przytulił. - Tak bardzo chciałem cię wtedy spotkać, że odwiedziłem każdy rzeszowski lokal z nadzieją napotkania cię ze znajomymi. Kiedy jednak nie udało mi się, zapragnąłem zatracić się w alkoholu. Jak na złość, nawet na chwilę nie mogłem o tobie zapomnieć. Wtedy też sięgnąłem po papierosy. To świństwo okropnie drażniło płuca, ale w porównaniu do bólu serca nie męczyło w ogóle. - zaśmiał się. - Dawniej szantażowałem Zibiego co do podpalania, a kilka dni temu po treningu pytałem czy nie ma paczki czy dwóch. A to wszystko przez tęsknotę. Na szczęście mam cię już przy sobie...
  Chciałam odpowiedzieć choć kilka słów, ale przerwał mi je odgłos dzwonienia do drzwi. Dopiero po drugim razie Pit jęknął, wstał i ruszył w głąb domu.
  Kiedy usłyszałam otwieranie drzwi i krzyk "I po co ty tu znowu przyszedłeś, Bartman?!", zaśmiałam się sama do siebie. Po chwili jednak pożałowałam tego. Zaczęłam mocno kaszleć, a męczyło mnie to przez dobre kilka minut. Gdy zobaczyłam dłoń, którą przysłaniałam usta, zamarłam. Krew. Strużka czerwonej cieczy spływałam powoli wzdłuż przedramienia. Wytrzeszczyłam oczy jeszcze bardziej niż były wcześniej. Jakim cudem...
 Nie, teraz nie mogę tego rozpamiętywać, muszę się tego pozbyć. Wstałam jak najciszej i prawie niezauważalnie przebiegłam do łazienki. No właśnie, prawie.
    - Wszystko ok? - spytał Pit obserwując jak biegnę przez korytarz.
    - Tak, jak najbardziej - zakluczyłam za sobą drzwi i szybko przetarłam rękę. Nie widząc żadnych śladów po ataku kaszlu, spojrzałam w lustro.
 Przekrwione, podkrążone oczy spoglądały na mnie z wyraźnym przemęczeniem, a skóra wydawała się jeszcze bardziej szara niż zwykle. W odbiciu pojawiła się też dłoń, której opuszkami przejechałam po kości policzkowej. Odsunęłam się pod ścianę i osunęłam na podłogę, nie wiedząc co się wokół dzieje. Ocknęłam się dopiero po kilku minutach. Chcąc szybko zapomnieć o zaistniałej sytuacji, otrzepałam ze spodni niewidzialny kurz i wyszłam z pomieszczenia.
  Piotra zastałam na tym samym miejscu gdzie wcześniej. Patrzył w jeden punkt na ziemi. Kiedy się zbliżyłam, ujrzałam na niej czerwoną plamę. Holender, jak zwykle coś musi pójść nie tak. Do tego buty hałasowały tak, że czułam się niczym z stukilogramowym głazem w brzuchu. Nowakowski spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
   - Spokojnie, nic mi nie jest - uśmiechnęłam się do niego. - Po co przyszedł Zbyszek?
   - Zgubił jakieś ważne dokumenty i miał nadzieję, że je zabrałem.
  Przytaknęłam, a on wyciągnął ku mnie rękę, tym samym dając do zrozumienia, żebym podeszła. Zbliżyłam się i po chwili znów byłam w jego objęciach. W nich też spędziłam całą resztę dnia.
 Przy nim momentalnie zapominałam o całym Bożym świecie, były tylko ramiona, w których odnajdowałam dla siebie idealne miejsce...




Ataki krwawego kaszlu zdarzały się częściej, a bywały coraz bardziej bolesne. Rose nie powiedziała o nich nikomu. Była coraz słabsza i wymęczona, ale uparcie traktowała to jako coś normalnego. Ukrywała to tak, że nawet Piotr, który był przy niech prawie non-stop, nie zorientował się, że coś jej jest. Pozostawał tylko wielki znak zapytania na tym, co w przyszłości...


-----------------------------------------
Wszystko psuję, wszystko... Misu, umrzyj...

Resovio, Dziękuję! <3
Teraz czekam na Ligę Światową. Już nie mogę się doczekać :)

Weider, szczerze nie cierpię cię. -.-

Ach, i przepraszam za drugie dodanie, po prostu mój telefon stwierdził, że wersja bez końcówki jest lepsza...
Pozdrawiam, Misu ;)