niedziela, 30 grudnia 2012

Rozdział 10

     Szłam ulicą wsłuchując się w muzykę lecącą w moich uszach. Mick Jagger śpiewał donośnie "Satisfaction" Rolling Stones'ów, kiedy ja mijałam kolejne budynki zaśnieżonego Rzeszowa. Biała pierzyna już od sobotniego wieczora pokrywała całe miasto. Przesiedziałam dużą część niedzieli rozmawiając przez telefon z Piotrkiem. Gadaliśmy o wszystkim: od mroźnej pogody, przez papierosy Bartmana, po zaplanowaną solówce (no właśnie, Sowa wybrała mnie do tańca solowego, hura..). Nie ruszyłam tylko sprawy Maćka, bo w każdym momencie do pokoju mogła wkroczyć Kamila z "gościem"
      Zmierzałam ku ośrodkowi, gdzie miał odbyć się mój pierwszy trening pod okiem pani Ivanovic. Bałam się, że wyrzucą mnie już na początku. Umówiłam się z Piotrem, żeby czekał na mnie koło 19 pod studio. Chciałam już go zobaczyć, ale musiałam poczekać. Miałam jeszcze przed sobą dobre dwie godziny tańca.
     Spojrzałam na wyświetlacz komórki i widząc godzinę, przyspieszyłam kroku. Nie chciałam się spóźnić na pierwsze zajęcia. Po kilku minutach byłam na miejscu. Ostatni raz odetchnęłam głęboko i ruszyłam przez długi korytarz pod drzwi z tabliczką "Przebieralnia". Pociągnęłam spokojnie klamkę i weszłam do środka. Znajdowało się tam kilka dziewczyn, które przyjrzały mi się zdziwione. Rzuciłam torbę na ławkę i podeszłam do każdej dziewczyny z osobna podając rękę i mówiąc ciche "Cześć, jestem Róża". Nic innego w tym momencie nie przyszło mi na myśl. Kończyłam zawiązywać satynową wstążkę na prawej nodze , kiedy podeszła do mnie dziewczyna o długich, rudych włosach i ostrych rysach twarzy.
     - Hej, pospiesz się. - rzuciła - Ivanovic nie lubi jak się spóźniamy.
   Szybko skończyłam i wstałam kierując się do sali obok. Mijając futrynę drzwi zauważyłam ciemny, błyszczący fortepian. Na stołku siedział wyłysiały mężczyzna, grający melodię, do której rozgrzewały się stojące przy drążku. Wraz z delikatnymi dźwiękami wezbrała się we mnie ochota przyłączenia się do nich. Spojrzałam na starszą kobietę stojącą w rogu sali, która także mi się przyglądała. Podeszłam do niej i z delikatnym uśmiechem na ustach, zaczęłam mówić.
     - Dzień dobry, jestem Róża Wilk. Niecały tydzień temu byłam na przesłuchaniu i...
 Przerwałam, ponieważ kobieta zaczęła mnie okrążać. Stałam nieruchomo wybita z tropu. Po wolnym kółku wróciła do mnie i wyciągnęła dłoń.
   - Więc to ty jesteś tą wybitnie uzdolnioną Różą, tak?
   - Cóż, nie uważam się za szczególnie utalentowaną, ale...
   - Zacznij się rozgrzewać - powiedziała chłodno i ruszyła ku fortepianowi.- Zobaczymy co tak naprawdę potrafisz.
   Stanęłam przy drążku, po czym zaczęłam rozgrzewać mięśnie i ścięgna.
   - Zrób attitude - usłyszałam stanowczy głos instruktorki.
   - Proszę?- zdziwiłam się. W lustrze zobaczyłam stojącą za mną Ivanovic. Ona tylko podniosła brwi i powtórzyła wcześniej wypowiedziane zdanie.
 Nie czekając dłużej wzniosłam się na relevé, a palce u prawej nogi przytknęłam do kolana. Odczepiając je w tył, pochyliłam lekko korpus do przodu, mając przy tym  plecy nienaturalnie proste. Kiedy poczułam, że utrzymuję równowagę, puściłam się drążka i prawą rękę podniosłam do góry, a lewą w bok. Opuszczona głowa podniosła się i spojrzała dumnie na Ivanovic. Poczułam się zadowolona z siebie; zrobiłam to tak, jak uczyłam się przez 13 lat. Po pewnym czasie, gdy zaczynałam się chwiać, delikatnie zeszłam do pozycji pierwszej i odwróciłam się ku baletmistrzyni.
   - Dobrze, teraz obroty.
  Passe!" krzyknęła, a ja przytakując obróciłam się po przekątnej kilka razy, przytykając stopę powyżej kolana.
"Shenae!", na to polecenie wyprostowałam nogi i robiłam dynamiczne obroty. Kolejne piruety także wykonywałam bez zastanowienia i z powagą. Kolejne ćwiczenia: skoki; "Jeté! Antrelasee! Battu! Soubresaut!" Robiłam je, jak na moje oko, dobrze. Kiedy stanęłam przed nią z lekko zaburzonym oddechem, kiwnęła głową, żebym odpoczęła. Nie chciałam przed nią okazać, że się zmęczyłam, bo to oznaczałoby moją słabość. Spojrzałam na zegar, który wskazywał już 17:50. Nie wiedziałam, że tak szybko minął czas wyłącznie na sprawdzaniu moich umiejętności. Reszta dziewczyn zgromadzonych na sali kończyła właśnie jakiś układ. W ich ruchach można było zaobserwować wieloletnie doświadczenie i profesjonalizm.
     - Wilk, pokaż swoją solówkę - obróciłam się w stronę Ivanovic, która właśnie spoglądała do mojej karty zgłoszeniowej. - Podobno jest tak zachwycająca... Zobaczymy. 
    Szybkim krokiem podeszłam do mężczyzny przy fortepianie i zapytałam czy umiałby zagrać potrzebną mi piosenkę, na co on tylko przytaknął. Stanęłam na środku sali. Z powagą tańczyłam do powolnej muzyki. Czułam się wyczerpana. Przy ćwiczeniach wykorzystałam chyba całą siłę. Poczułam skurcz w łydce. Zakręciło mi się w głowie. Upadłam. Pulsujący ból głowy był straszny, a łzy napłynęły mi do oczu. Muzyka zatrzymała się na nerwowym naciśnięciu kilku klawiszów na raz. Przymknęłam oczy. Nie, na tym nie skończę, pomyślałam i wstałam. Ivanovic patrzyła na mnie i drwiącym uśmieszkiem na ustach, a ja tylko kiwnęłam na fortepian i zaczęłam od nowa. Tym razem znalazłam w sobie złość, która pomogła mi zrobić wszystko bezbłędnie.  Z satysfakcją zakończyłam wszystko szybkimi obrotami i podziękowałam mężczyźnie. Kątem oka spostrzegam, że kobieta kiwa zadowolona głową. Tylko tyle mi starczyło.
     Reszta zajęć minęła szybko, bez mojego udziału. Wszystko skończyło się niecałą godzinę później. Kiedy sala została pusta, podeszłam do instruktorki.
    - Mam przyjść w środę? - zapytałam prosto z mostu.
    - 18:00 masz być. Bez spóźnień, bo tego nie toleruję. - powiedziała nawet na mnie nie patrząc - A, i zjedz coś przed treningiem. Może nie osłabniesz...
   Dość. Nie chciałam jej więcej słuchać. Szybkim krokiem skierowałam się do szatni, rzucając ciche "Do widzenia". Najpierw męczy mnie, a potem ma pretensje, że jestem słaba. Mam być silna? Dobrze, będę..    W szatni nie było już nikogo. Usłyszałam kroki z sali do pokoju instruktorów. Przebrałam się i spojrzałam w lustro. Wyglądałam naprawdę źle. Rozpuściłam włosy i poprawiłam makijaż. Mimo, że brązowe loki spływały delikatnie na mój płaszcz, a tusz na rzęsach dodawał oczu uroku, nie udało mi się skryć zmęczenia i strasznie bladej skóry.
     Idąc w stronę drzwi usłyszałam czyjąś rozmowę. Zwolniłam kroku, żeby głośniej słyszeć    - Róża... jest zdolna - mówiła Ivanovic. - Większość dziewczyn w jej wieku, które do mnie przyszły nie było tak rozwiniętych. Postaram się zrobić co w mojej mocy, żeby się wybiła.
     Z rozwartymi ze zdziwienia oczyma dotarłam za drzwi ośrodka. Zimne powietrze od razu dało po sobie znać szczypiąc mnie w twarz. Rozejrzałam się w celu znalezienia Piotra, lecz nie zobaczyłam nikogo. Było już trochę po 19, może poszedł. No trudno, napiszę do niego przepraszając za spóźnienie.      Wolnym krokiem zeszłam po niskich schodach z telefonem w ręku kiedy poczułam jak coś we mnie wleciało. Na moim płaszczu znajdowała się rozpłaszczona śnieżka, a do moich uszy dobiegł tylko męski śmiech. Rozpoznałam go. Ten sam śmiech słyszałam przez telefon wczoraj. Odwróciłam się i ujrzałam rozpromienionego Pita.
    - Bardzo śmieszne - nie mogłam ukryć uśmiechu na jego widok. Roześmiany wyglądał jeszcze lepiej niż normalnie.
    - Nawet nie wiesz jak. - podszedł i przytulił mnie do siebie jakby nigdy nic. Nie widzieliśmy się kilka dni, a on trzymał mnie w tak mocnym uścisku jakby to były miesiące. Czując, że ciężko mi oddychać, puścił mnie - Przepraszam.   Spojrzałam tylko na jego radosne oczy i ruszyliśmy przed siebie. Zmęczenie dało po sobie znać, a ja stawiałam coraz cięższe kroki.
    - Wszystko ok? - zapytał spoglądając na mnie zdziwiony.    - Tak, w porządku - wymusiłam z siebie uśmiech, ale on od razu wyczuł, że nie jest szczery.   Stanął i chwycił mnie za ramiona. Dopiero wtedy na niego spojrzałam. Bił od niego spokój a za razem radość. 
   - Pamiętaj, że mi możesz powiedzieć wszystko. Jeśli masz jakiś problem to śmiało mów - mrugnął i odsłonił swoje śnieżnobiałe zęby. Od razu na myśl przyszła mi sprawa Maćka. Ale czy on zrozumie to? Cóż, pomyślałam, warto spróbować.    Opowiedziałam mu wszystko co wiedziałam na ten temat a on wsłuchiwał się w każde moje słowo.
       - I co ja mam zrobić? Powiedzieć Kamili czy zataić to? Już sama nie wiem. - powiedziałam.   Przez chwilę milczał. Kręcił głową ze zmrużonymi oczyma.
      - Nie rozumiem takich ludzi... Mają kogoś kogo kochają, a mimo to jest im mało. Przecież jak one się spotkają...
     - One się znają, tylko nie wiedzą, że są "kochane" przez jednego faceta - powiedziałam, a on tylko roześmiał się z żalem.
  - Powiedz to jej - powiedział stanowczo - dowie się o tym wcześniej czy później. A jak się wyda, że wiedziałaś o tym? Będzie jeszcze gorzej...
    - Ok. dzięki. - powiedziałam i uśmiechnęłam się nieśmiało. Szliśmy dłuższą chwilę w milczeniu.     Przechodziliśmy właśnie cichą spokojną uliczką pełną śniegu, kiedy on popchnął mnie lekko. Nie zdążyłam się nawet wybronić, a już leżałam w zaspie. 
  - Znowu? - zawtórowałam śmiechem Pitowi.
  - Nie moja wina, że tak ładnie wyglądasz... w śniegu. 
 - Zobaczymy jak ty będziesz.
  Pociągnęłam go za sobą i, o dziwo, udało mi się zaciągnąć go w śnieg. Teraz mam szanse zemścić się, pomyślałam. Wzięłam w jedną rękę śnieg i uformowawszy kulkę, rzuciłam mu na włosy. Traciłam przy nim jakąkolwiek powagę i czułam się jakbym znowu miała kilka lat.
  - Pomóż mi wstać. - wstał, chwycił mnie za rękę i pociągnął do siebie. Nie spodziewał się chyba, że będę taka lekka i wpadłam prosto na niego. Spojrzałam mu w oczy. Nie chciałam żeby mnie puszczał. Czułam się tak bezpiecznie. Przeniósł dłonie na moją talię. Wpatrywaliśmy się w siebie już dłuższą chwilę, kiedy on odgarnął moje włosy do tyłu i dłonią jeździł wzdłuż mojej kości policzkowej.    - Jesteś cudna - wyszeptał spokojnie i schylił się by mnie pocałować.
   Nie stawiałam oporu, zamknęłam oczy i poczułam jego ciepłe wargi na swoich. W tamtym momencie nie potrzebowałam nic innego. Mimo, że trwało to może kilka sekund, dla mnie były to wręcz jakby godziny rozkoszy z Nim. 
Odsunął twarz od mojej i czekał na moją reakcję. Uśmiechnęłam się spokojnie kładąc dłonie na jego karku. Spuścił wzrok zawstydzony. 
  - Wybacz, poniosło mnie.
  Nie odpowiedziałam. Wodziłam palcami w jego włosach, dając mu do zrozumienia, że nie mam tego za złe.
   - Hej, mam pomysł - ożywił się nagle - W sobotę jest mecz. Obiecałem ci, że będziesz na nim i nie mam zamiaru tego zmieniać. Może po meczu pojechałabyś do mnie? No wiesz obejrzelibyśmy jakiś film czy...
  - Ok, chętnie - przerwałam mu. Radość w jego oczach była nie do opisania. Chwycił moją rękę i wplótł swoje palce w moje. Podążyłyśmy w dalszą drogę. Ciszę zakłócił telefon Cichego. W słuchawce zabrzmiał głos mężczyzny.
   - Tak, zaraz jadę... No dobra... Na razie.
 Zakończył rozmowę i zrobił smutną minę.
   - Muszę jechać, Zbyszek mnie potrzebuje. -zaśmiał się - Z nim czasem jest gorzej niż z dzieckiem. Przytaknęłam i poszłam za nim do auta. Jechaliśmy Rzeszowem milcząc. Zajechaliśmy jeszcze na stację benzynową.
   - Wychodzisz? - zapytał, a ja pokręciłam głową przecząco. - Ok, a może coś chcesz?
 Powtórzyłam gest i opatuliłam się lepiej szalem. Nim się obejrzałam, on wrócił z kilkoma butelkami piwa, które rzucił na tylne siedzenie.
   - Spokojnie, to dla niego - gestem uniewinniał się, a widząc brak reakcji zaniepokoił się. - Róża, wszystko w porządku?
   - Tak, tylko trochę źle się poczułam. - uśmiechnęłam się blado.
   - Mam wrażenie, że całując cię wyrządziłem ci krzywdę. - spojrzałam na jego zatroskane spojrzenie. - Jeśli coś zrobiłem nie tak, powiedz.
   - Nie, wszystko jest ok. - szepnęłam - Wybacz.   - Nie mam ci czego wybaczać. - chwycił mnie za podbródek i zmusił do spojrzenia na siebie - Uśmiechnij się, proszę.     Zadziałało niczym zaklęcie. Oczarowana jego oczyma wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Był jedyny w swoim rodzaju. Piotr, co ja do Ciebie mam? Sama nie wiem, ale uzależniasz od siebie...
  Kolejną taką chwilę przerwało brzmienie piotrkowej komórki. Zaśmiałam się cicho pod nosem
   - Ten Zibi to musi cię chyba kochać - powiedziałam z uśmiechem.
   - Na pewno - odetchnął głęboko i odpalił samochód. Jechaliśmy ulicami w nieco bardziej rozluźnionej atmosferze.
    - Będziesz może na jakimś treningu w tym tygodniu? - zapytał gdy dotarliśmy pod internat.
   - Postaram się, a czemu?
   - Bo nie wiem na jaki dzień zostawiać najwięcej siły - uśmiechnął się, a ja odpowiedziałam śmiechem.       
    - Głupek - wyszczerzyłam się.
   Szybko schylił się i pocałował mnie przelotnie. To wszystko było takie... wyjątkowe.
    - Też cię lubię - mrugnął i w tym samym momencie po raz kolejny zabrzmiał dźwięk gitar z telefonu.   - Chyba powinieneś jechać - szepnęłam i zaczęłam wychodzić.
   - Do zobaczenia - odwróciłam się i pomachałam na pożegnanie. Weszłam do gmachu, a tam pobiegłam w górę do 14. Zastając Kamilę z Maćkiem wyszłam z pokoju szybciej niż weszłam i przesiedziałam ponad dwie godziny w salonie, i dopiero jak miałam pewność, że już go nie ma, wróciłam do Kamy.
   - Coś się stało? - zapytała ze zdziwieniem wypisanym na twarzy. - Wybiegłaś stąd jak oparzona.
 Tak, twój chłopak cię zdradza z jakąś dziewczyną z wymiany, ty traktujesz go jak ósmy cud świata, a on bezkarnie to wykorzystuje zapewne przy każdej nadarzonej okazji. 
  - Nie rozmawiajmy o tym dzisiaj - mówiłam uciekając od jej wzroku. - Opowiem ci, ale później, ok?
   - Ok, nie ma sprawy. A wiesz co dzisiaj zrobił? Normalnie nie uwierzysz! On jest taki romantyczny! Tak więc przyniósł ze sobą tyle kwiatów, że szok! Czerwone róże! Ach... Ale nie chciał nigdzie wyjść - zrobiła smutną minę. - jakby się mnie wstydził... No ale cóż, jesteśmy ze sobą krótko, więc rozumiem go.
    Więcej nie mogłam tego słuchać. Fakt, Kamila potrafiła naprawdę dobrze opowiadać. Mogła mówić na tyle tematów: pogoda, Kuba, balet, szkoła,... Ale nie, jak zwykle ten przeklęty Maciek! Byłoby mi łatwiej tego słuchać gdybym nie była przy jakiejś cholernej szatni i nie widziała tego wszystkiego.     Poczekam, myślałam, może jej minie, a jeśli nie, zrobię tak jak mówił Piotrek.
 Wzięłam prysznic i ułożyłam się do snu. Kolejna dawka wiadomości od Kamili nie zaszkodzi, byle nie o tym sukinsynie. Wybrała balet, pytała o dzisiejszy trening, a gdy opowiedziałam jej, cieszyła się, że mi się powodzi. Dlaczego taka dziewczyna marnuje się u boku takiego pacana? Nigdy tego nie zrozumiem.
   Znużył mnie sen. Śniła mi się płacząca Kamila krzycząca na mnie jak mogłam nie powiedzieć jej jaki on jest okrutny. Ale to tylko sen, bo sytuacja nie powtórzyła się w rzeczywistości. Nie znalazłam nawet chwili czasu na pójście na trening Sovii... Przez kolejne dni powtarzałam sobie jedno zdanie: Tylko byle do soboty.


-----------------------------------
Jak ja tęsknię za tańcem! ;/Ale ja się uparłam na te instruktorki, szok :D
Tak więc, w związku z nadchodzącym sylwestrem chciałabym wszystkim życzyć szczęśliwego roku 2013, spełnienia marzeń i wszystkiego najlepszego :)
Nie ma to jak sylwester w domu w towarzystwie komputera i leków, super, nie ma co.
Trzymajcie się ;) Do następnego.

środa, 26 grudnia 2012

Rozdział 9

    - Różo, wyżej nogę! - krzyknęła Sowa - Wiem, że potrafisz, nie udawaj!
  Z niechęcią napięłam mięśnie i wzniosłam nogę o kilka centymetrów wzwyż. Różnica odległości między moją puentą a drążkiem była duża, ale jej to nie wystarczało. Od kiedy dowiedziała się, że przyjęto mnie do ośrodka, traktowała mnie gorzej niż inne dziewczyny. Wydało mi się to dziwne, ale nie miałam do niej żadnych pretensji.
    Tańcząc po raz 4 solówkę ledwo co zipałam. Cała zlana potem i wykończona stanęłam w pozycji końcowej. Gdyby nie to, że po raz kolejny robiłam te same kombinacje obrotów i skoków, zapomniałabym co robić.
    - Usiądź, bo zaraz zemdlejesz - rzuciła beznamiętnie instruktorka - A teraz, proszę, Oliwia i Kasia, zatańczcie dwój duet.
  Nie czekając na dalsze polecenia wyszłam i usiadłam na jednym z foteli przed salą. Nie czułam się dobrze, miałam wrażenie, że zaraz odlecę. Zamknęłam oczy i uspokoiłam oddech. Nie poddam się, pomyślałam, nie teraz jak tak daleko zaszłam. Po kilku minutach wstałam i udałam się do szatni, gdzie po upiciu kilku dużych łyków wody, wróciłam do grupy tańczących. Sowa widząc jak wkraczam na salę z podniesioną głową lekko uśmiechnęła się pod nosem. Reszta treningu minęła szybciej niż kiedykolwiek. Na koniec baletmistrzyni zwołała nas do siebie.
   - Dobrze, a więc, jak już wiecie, jeszcze dzisiaj muszę wybrać osoby do występów solowych i duetów. Każda z was jest bardzo uzdolniona, ale są tylko 4 wolne miejsca w planie. Prosiłabym, abyście jutro o godzinie 13.00 zjawiły się tu, aby dowiedzieć się która z was wystąpi z solówką. To koniec na dziś. A ciebie, Różo - chwyciła mnie za skierowane ku wyjściu ramię, a ja zdążyłam tylko wykrzywić twarz w grymasie, który po chwili zmieniłam w wymuszony uśmiech - prosiłabym na bok.
    - Tak? - zrobiłam słodką minę
    - Słuchaj, na pewno zauważyłaś, że traktuję cię inaczej niż inne dziewczyny. Nie chodzi o to, że jesteś od nich słabsza, skądże. Po prostu wymagam od ciebie więcej, bo wiem, że Ivanovic będzie od ciebie chciała o wiele więcej niż jesteś w stanie dać z siebie. Tak więc bierz sobie do serca każdą moją radę, polecam.
   Przytaknęłam, a ona kazała mi się przebrać i iść na dalsze lekcje. Wykonałam jej polecenie, wzięłam prysznic i półżywa poszłam na zajęcia.

    Po powrocie do internatu padłam na łóżko. Wydawało się wyjątkowo miękkie i wygodne jak nigdy. Leżałam tak nie mając najmniejszej ochoty się podnosić, a co tu mówić o normalnym funkcjonowaniu. Już odpływałam w sen, gdy drzwi otworzyły się z łomotem i wparowała Kamila. No to koniec z dobrym, pomyślałam.
    - O ja nie mogę, Rose! Nie mogę się doczekać jutra jak powie kto dostaje solówki. - powiedziała kręcąc piruety po pokoju - Na pewno dostaniesz ty. Jestem tego wprost pewna! Ach, nasz pierwszy występ w Rzeszowie jest tak blisko! Ciekawe czy Maciek przyjdzie...
   - Ta, ciekawe. - ziewnęłam i podniosłam się do pozycji siedzącej - Wychodzisz dzisiaj gdzieś?
   - Chyba pójdę do Kuby, bo dawno się nie widzieliśmy... Właściwie to teraz skoczę. Prześpij się chwilkę bo wyglądasz jakbyś nie spała całą noc. Sorki, że cię tak zostawiam, ale nie chcę zaniedbywać brata. W końcu dla mnie tu się przeprowadził. Będę wieczorem, pa!
    Machnęłam ręką na pożegnanie i ułożyłam się wygodnie na łóżku. Moja głowa szukając wygodnego położenia trafiła na coś zimnego. Zdziwiona sięgnęłam po ową rzecz. No tak, zamek od bluzy Piotrka. Właśnie, Piotr...
     Był już piątek, a on od środy się nie odezwał. Treningi także były zamknięte dla kibiców, więc nie było okazji się zobaczyć. To dziwne, ale tęskniłam za nim. Chciałam go spotkać, ale nie miałam jak. Nie znałam nawet jego adresu mieszkania. Chociaż znając siebie, nawet mając go nie odważyłabym się do niego pójść. Nie chcąc użalać się nad sobą ubrałam jego bluzę i leżałam myśląc o nim. Może zrobiłam coś nie tak? W środę zachowywałam się naturalnie, wręcz sama zadziwiałam się otwartością. Co się stało to się nie odstanie, a zobaczę go prędzej czy później na boisku. Nawet ten widok będzie przyjemny...
    Nie wiem kiedy odpłynęłam do krainy Morfeusza. Zbudziło mnie własne burczenie brzucha. Spojrzałam na zegar ścienny, który wskazywał godzinę 19:30. No to trochę pospałam.
   Nie czekając dłużej zeszłam na dół do pokoju dziennego. Mijające mnie po drodze dziewczyny spoglądały na mnie inaczej niż zwykle. Ignorując to szłam dalej. Dotarłszy tam, chwyciłam jedną z leżących na stole drożdżówek i usiadłam przed telewizorem. Korzystając z tego, że nikt akurat z niego nie korzystał, przełączyłam program na jeden z tych, na których najczęściej leci siatkówka. Jakież było moje zdziwienie gdy ujrzałam w ekranie twarze resoviaków. Przerwałam jedzenie i wsłuchałam się w rozmowę dziennikarza i trenera Resovii. Mówił, że jego drużyna niedługo, bo w niedzielę, wyjeżdża na ważny mecz. No tak, jak mogłam o tym zapomnieć. W dalszych częściach oglądanego reportażu zobaczyłam stojących na boku siatkarzy. Śmiali się z czegoś, rozgrzewając się przed treningiem. I on, Pit. Stał zamyślony, a nawet trochę smutny. Kiedy Zbyszek z  Igłą zawieszonym na nim, machali do kamery pozdrawiając swoje ukochane, zaczęłam się cicho śmiać. W pewnym momencie spostrzegł to On i także pomachał przelotnie, co wywołało u mnie uwolnienie motyli w brzuchu. Obraz jednak się zmienił, bo zamiast siatkarzy zobaczyłam mężczyznę w studio. Zjadłam do końca podwieczorek i udałam się do czternastki.
         W drodze jednak coś mnie zatrzymało. Ktoś znajdował się w małym pomieszczeniu przeznaczonym na szatnię i namiętnie się całował. Podeszłam bliżej, zwracając uwagę na to by nie hałasować. Cichy jęk wydobył się z kobiecych ust. Będąc kilka kroków od szatni, udało mi się zobaczyć dokładniej postacie. Zamurowało mnie. Stałam z otwartymi oczyma i nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Ten sam Maciej, który wczoraj siedział w naszym pokoju ponad 3 godziny, większość czasu całując i wyznając Kamili jaka jest wspaniała, w tym momencie jeździł dłońmi po plecach nowo wprowadzonej Rosjance tym samym wpijając się w jej usta. Nie wiedziałam co zrobić w tej sytuacji - uciec a może interweniować? Oderwać ich od siebie? Nie, lepiej nie... Oddaliłam się nadal nie wierząc własnym oczom. Dotarłam do mieszkania, a w nim usiadłam na łóżku myśląc co zrobić.
      Chwyciłam za telefon szukając zajęcia, by odwrócić myśli od dziwnego wydarzenia. Przerzucałam go między palcami czując ogarniające mnie zdenerwowanie. Była już 20, a Kamy nadal nie było. Zaczęłam się martwić. Może zobaczyła to samo co ja i uciekła gdzieś? Ciarki przeszły mnie na wyobrażenie sobie jej schowanej gdzieś wśród ciemnych, zaniedbanych uliczek dygoczącej z zimna. Odblokowałam klawiaturę, chcąc do niej zadzwonić i dopiero wtedy zobaczyłam, że mam jedną nieprzeczytaną wiadomość, w dodatku od Nowakowskiego. "Cześć. Wiem, że nie odzywałem się długo, ale nie miałem czasu nawet złapać w ręce telefonu i napisać do Ciebie kilka słów :(. Dopiero teraz, w piątkowe popołudnie, siedząc w pokoju po treningu znalazłem komórkę w torbie i chciałem cię przeprosić za tak długie milczenie. Chciałbym się z tobą zobaczyć, zaprosić na mecz a potem na spacer, ale niestety jesteśmy na wyjeździe. Może spotkalibyśmy się za to w poniedziałek? Czekam na odpowiedź ;)" Wysłane o 17:03. Nie mogłam odebrać sms-a w ten czas, bo przecież spałam. Odpisałam mu pospiesznie z szybko bijącym sercem. "Hej. Spokojnie, nie gniewam się za milczenie. Ja także chciałam cię spotkać ( w końcu Twoja bluza sama się nie odda), ale zdałam sobie sprawę, że jest to teraz niemożliwe. No to w takim razie widzimy się w poniedziałek ;) Co do godzin, dogadamy się w dalszym czasie. Trzymam kciuki za niedzielni mecz - będę kibicować sprzed telewizora! :) "  Wysłano. Gdy pomyślałam o tym, że on także chce się widzieć, od razu poprawił mi się humor. "Obiecuję ci, że kolejny mecz, jaki będzie w Rzeszowie, będziesz oglądać z najlepszego miejsca jakie się da. :) Muszę kończyć, bo Kowal nas wzywa. Odezwij się czasem ;) Pa"
     Nie odpisałam nic. Z uśmiechem na ustach wyszłam z pokoju i udałam się do salonu. Tam usiadłam przy oknie i patrzyłam na rozświetlony księżyc. Co jest między mną a Piotrkiem? Na pewno nie jest to miłość, za mało się znamy. Nie jest to też zwykła znajomość, bo tęsknię za nim, choć nie widzieliśmy się kilka dni, kiedy go widzę zaczynam się denerwować i chcę się z nim spotykać jak najczęściej. Pierwszy raz jakikolwiek chłopak nawiązał ze mną tak bliski kontakt. W innym przypadku przeszkadzałoby mi to, ale on jest wyjątkowy, czuję to...
     Po pewnym czasie wróciłam do pokoju i wyczekiwałam Kamy. Dopiero kiedy wróciła i opowiedziała mi co nowego u Kuby, mogłam spokojnie zasnąć.

-------------------
Spieprzyłam, przepraszam. Miało wyjść fajnie a zrobiłam byle co ;/
No, ale patrząc na to z innej perspektywy, ciekawy następny rozdział nam się szykuje :)
Postaram się go napisać jeszcze w tym tygodniu.
Do następnego zatem! ;)

sobota, 22 grudnia 2012

Rozdział 8

    Zamknęłam frontowe drzwi i oparłam się o ścianę. Co się właśnie wydarzyło? Wyszłam na mecz i zobaczyć się z Piotrkiem, zjeść coś, po czym wrócić do internatu... Motyle w moim brzuchu po prostu szalały na wspomnienie o nim. Kiedy poszliśmy nad Wisłok, poczułam, że muszę rozbić tą chłodną maskę, którą go obdarzyłam na początku. Głos w głowie nakazywał mi "Śmiało, zbliż się, on cię nie zrani". Nie wiem dlaczego, ale posłuchałam go. Nie mylił się, Pit zaakceptował to, a nawet dał coś od siebie.
     Odruchowo dotknęłam policzka, który mnie pocałował. Moje zimne opuszki lekko wodziły po śladach ust Piotrka. Niczego nie rozumiałam; większość sportowców właśnie takim wzrokiem patrzy na swoje wybranki . Czemu akurat on zwróciłby uwagę na takiego szaraka jak ja? Być może dowiem się tego w przyszłości.
    Odepchnęłam się od ściany i podążyłam ku schodom. Poczułam chłód na nogach. Plama wody jeszcze nie do końca wyschła. Jaka musiałam być nierozważna, żeby dać się pochlapać, do tego w jego towarzystwie... Nie mogę tego teraz rozpamiętywać, bo Kamila zobaczy u mnie rozkojarzenie i zacznie wypytywać o powody i szczegóły co się działo po meczu. A jak na razie nie chciałam tego.
       Idąc w górę co chwilę słyszałam odgłosy dziewczyn z części pokojów. W pewnym momencie drzwi, przez które wchodzi się do części pokojowej otworzyły się, a przez nie wybiegł mężczyzna. Przyjrzałam mu się dokładniej. No tak, Maciej. Światło padało na jego twarz i uwydatniało krwisto czerwone okolice ust. Zbiegając po schodach szturchnął mnie w ramię, jednak zlekceważył to. I dobrze, nie miałam ochoty na rozmowy z nim na jakikolwiek temat. Stawiałam kroki coraz dalej aż doszłam pod pokój numer 14. Otworzyłam drzwi, a w pokoju ujrzałam idealny porządek. No, poza łóżkiem Kamili, na którym kołdra leżała w nieładzie. Jedynym dźwiękiem w naszym mieszkaniu był śpiew Mili wychodzący z łazienki. Ta stała przed lustrem zmazując makijaż. Nie zmyła jeszcze tylko szminki w takim samym odcieniu, jaki miał na sobie Maciek.
     - No w końcu jesteś! - rzuciła mi się na szyję - Wiesz jak się martwiłam? Rozumiem, że mecz cię bardzo zaciekawił, czekałaś na autografy albo coś w tym rodzaju, ale tak długo? W ogóle się nie odzywałaś, a ja miałam wrażenie, że zaraz wybiegnę na Rzeszów cię szukać. Och, to było takie straszne.
    - Miałaś gościa? - zapytałam z podejrzliwą miną.
    - O Boże, tak! Maciek do mnie przyszedł. Siedzieliśmy tak od 19 i miał mi dawać korki z matmy. I może siedzieliśmy z pół godziny przy tej książce, bo potem zaczęliśmy się śmiać, wygłupiać i w ogóle. Jaki on jest słodki! - zapiszczała cały czas nawijając jak katarynka- A jak zaczął mnie łaskotać to tak do niego przylgnęłam, wtedy nie chciał mnie puścić. I pocałował mnie. Rose, nie wyobrażasz sobie jakie to było wspaniałe. Wyszedł dosłownie parę chwil przed tobą. A właśnie, to gdzie i z kim byłaś po meczu?
    - Ja... - zawahałam się - przeszłam się z kolegą kawałek koło Wisłoku, nic takiego.
    - Tak długo? To pewnie chciałabyś się wygadać, co?
    - Wiesz co... może nie dzisiaj, padam z nóg - powiedziałam chcąc uniknąć najgorszego. - Wykąpię się, pójdę spać, a opowiem ci kiedy indziej, ok?
   Przytaknęła nieco zgaszona. Weszłam do łazienki i zaczęłam się szykować do wzięcia kąpieli. Największy problem miałam ze zdjęciem piotrkowej bluzy. Miałam wrażenie, że przykleiła się do mnie, ale dałam radę z "odczepieniem". Po wyjściu z prysznica i wieczornej toalecie zwiniętą część garderoby chłopaka zabrałam ze sobą. Momentalnie do łazienki wkroczyła moja współlokatorka, nawet nie zwracając uwagi na to co zabieram. Zgasiłam światło i ułożyłam się do snu. Bluza została ułożona na kształt poduszki i leżała koło mojej głowy, by w razie czego móc się w nią wtulić.

    Następnego dnia, wracając z baletu do internatu myślałam o dzisiejszym spotkaniu w celu rozpatrzenia mojego udziału w zajęciach baletowych w studio tańca. Zadzwoniono do mnie, że ulotka, którą dostałam nie była dana mi przypadkowo. Przy wybieraniu uczniów na "doczepkę" dyrektorce szkoły towarzyszył prezes właśnie tej placówki i widząc moje zgłoszenie i film z nagraną solówką podobno się zachwycił. Dostałam propozycję przystąpienia do grupy pani Ivanovic w tym ośrodku. Bez zastanowienia zgodziłam się na rozmowę i pokaz kwalifikacyjny. Dzisiaj o 16 mam się tam zjawić, a już o 14 nerwy dają o sobie znać. Fakt, może się okazać, że moje umiejętności są na takim poziomie by się tam dostać, ale mogą także mnie odrzucić co byłoby dużym ciosem.
     Kiedy dotarłam do pokoju, zaczęłam szukać płyty z piosenką do tańca oraz stroju. Zabrałam też ze sobą pierwsze baletki jakie miałam, numer 24. Przynosiły mi szczęście przy każdych ważniejszych występach, więc być może i teraz tak będzie. Do pokoju wparowała Kamila.
    - Hej, czemu nie byłaś na... Ach, no tak, to już dzisiaj! - pacnęła się w czoło - o której masz te przesłuchanie?
    Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 15.00. Ostatnio bardzo szybko mija mi czas.
     - Za godzinę. Boję się, że z nerwów wszystko zepsuję.
     - Coś ty, dasz radę! Będziesz najlepsza, mówię ci - złapała mnie za ramiona i uśmiechnęła się. - Wystarczy tylko, że będziesz robić wszystko tak jak u Sowy.
    - Dzięki, ale wątpię, że mogę być lepsza od dziewczyn, które szkolą się u niej od kilku lat. - zaśmiałam się. Złapałam torbę i spakowałam potrzebne mi rzeczy. Biorąc puenty z torby szkolnej złapałam za telefon. Była na niej wiadomość. Otworzyłam szybko by zobaczyć kto napisał i zamarłam. Nadawca: Piotrek. Z łomocącym sercem czytałam zawartość sms-a. "Cześć. Wiem, że miałem zadzwonić, ale nie wiem co w tym momencie robisz, a chciałem się z Tobą jak najszybciej skontaktować. Znalazłabyś dzisiaj dla mnie chwilę czasu?" Patrzyłam chwilę na telefon bez żadnej reakcji. Wczoraj się widzieliśmy, a on już chce się spotkać. Miłe. Chwilę zastanawiałam się nad odpowiedzią, po czym odpisałam: "Może znajdę, ale zależy o której godzinie". Odpowiedź przyszła po paru minutach: "Wtedy, gdy znajdziesz ochotę i czas". Odpisałam tylko, że napiszę mu jeszcze dzisiaj.
     Jako, że od rana nie zjadłam prawie nic, postanowiłam wybrać się wcześniej na stołówkę, bo bałam się, że zasłabnę. Jedząc posiłek rozejrzałam się po sali. Niby wszystko normalnie; prawie wszystkie stoliki zapełnione roześmianymi dziewczynami, ale jeden punkt mnie zaciekawił. Otóż przy jednym ze stolików siedziała dziewczyna, której wcześniej nie widziałam. Jej blada twarz miała ostre rysy, nos z lekkim garbem i malinowe usta. Spięte włosy odcieniu blondu jeszcze bardziej dodawały jej uroku. Otaczało ją grono podekscytowanych dziewczyn. Pewnie kolejna doszła, pomyślałam, nie warto się przejmować. Szybko skończyłam jeść i wyszłam ze stołówki.
    Koło godziny 15:50 dotarłam na miejsce. Wchodząc do gmachu usłyszałam dźwięki fortepianu, wychodzące zapewne z sali tańca. Chcąc dowiedzieć się gdzie mam iść, podeszłam do kobiety siedzącej przy biurku nad tabliczką "Informacja"
    - Przepraszam. - zwróciłam na siebie jej uwagę - Dzień dobry, nazywam się Róża Wilk. Dzisiaj miałam się zgłosić na rozmowę i pokaz kwalifikacyjny do pani Ivanovic. Wie pani może gdzie mogę znaleźć tą panią?
    - Oczywiście, proszę skierować się do pokoju numer 10, zapewne już ktoś tam jest - uśmiechnęła się blado.
    Podziękowałam grzecznie i poszłam szukać wyznaczonego pokoju. Idąc wzdłuż korytarza oglądałam powieszone na ścianie dyplomy, w większości za pierwsze miejsca. Dotarłam pod pokój z numerem 10. Nad drzwiami stała półka, a na niej pełno złotych trofeów.
    Zapukałam i weszłam do środka. Beżowe ściany i brązowy parkiet wywoływały u mnie wspomnienia sali w Spale. Od razu spojrzałam w lustra zapełniające ścianę na prawo. Miałam nadzieję, że zobaczę w nich czteroletnią różyczkę w czerwonym stroju trzymającą za rękę tatę. Niestety, zawiodłam się. Spojrzałam na 3 osoby siedzące kilka metrów na wprost mnie. Wymusiłam z siebie najładniejszy uśmiech na jaki potrafiłam i ruszyłam ku dwóm starszym kobietom i mężczyźnie przyglądającym się mi z zaciekawieniem.
     - Róża Wilk, tak? - zapytała siwowłosa przeglądając plik kartek, zapewne moje zgłoszenie z szkoły. Kiedy przytaknęłam, mówiła dalej - Witamy serdecznie proszę usiąść.
    Usiadłam na wskazane przez nią krzesło.
    - Tak więc, drogie dziecko - zaczęła druga kobieta z delikatnym wyrazem twarzy i farbowanymi na blond kręconymi włosami - powiedz nam, od ilu lat ćwiczysz balet? I czy sprawia ci on przyjemność?
    - Więc trenuję od 13 lat. Kiedy miałam 4 lata zostałam zaprowadzona na pierwsze zajęcie i już wtedy go pokochałam. Przez te wszystkie lata aż do teraz jest moją podporą, dzięki niemu żyję. Stał się moim chlebem powszednim i nie wyobrażam sobie, że mogłabym teraz przestać tańczyć.
    - To świetnie. A jakie są twoje szczególne osiągnięcia?
    - Mając 8 lat wraz z grupą pojechaliśmy na mistrzostwa kraju i zajęłyśmy tam drugie miejsce. Natomiast kiedy miałam 13 zatańczyłam swoją pierwszą solówkę, z którą pojechałam na festiwal w Warszawie zdobywając za nie pierwsze miejsce, ale nie było to wielkie widowisko. W wieku 15 lat zostałam wyróżniona w duecie na przeglądzie wojewódzkim. Poza tym nie wiem co jeszcze może być wymienione...
     - Mamy tu informację, że w zeszłym roku z grupą zajęłyście drugie miejsce będąc na festiwalu w Rosji. To bardzo ładnie jak na tak mało znaną grupę. - mówiła pierwsza. Odniosłam wrażenie, że od początku nie przypadłam jej do gustu. - Cóż możemy ci powiedzieć. Możliwe, że nadajesz się na jedną z naszych uczennic, jednak najpierw pokaż nam jedną ze swoich solówek. Musimy sprawdzić też twoje umiejętności.
    Przytaknęłam po czym przystąpiłam do ubierania stroju i włączania muzyki. Nie trwało do długo, więc szybko ustawiłam nogi w pozycji piątej. Cała się trzęsłam, lecz nie pozwoliłam nerwom nad sobą panować. Kiedy popłynęły pierwsze takty My love, poczułam to przyjemne ciepło rozchodzące się po ciebie gdy całe zdenerwowanie znika. Każdy obrót wykonałam tak jak należy, lekko, nie chwiejąc się i z gracją. Wykonując kolejne skoki czułam się niczym ptak wypuszczony z klatki po długim więzieniu go. Kończąca muzyka bardzo mnie zaskoczyła; chciałam tańczyć dłużej, bo owe przyjemne uczucie rozchodziło się po moim ciele i wypełniało pustkę w sercu.
    - Fascynujące - powiedział mężczyzna wstając z miejsca. Pierwszy raz dzisiaj odezwał się - tak drobna dziewczyna ma w sobie tyle siły i pasji.
     Podszedł do mnie i ścisnął moją dłoń. Wesołe oczy starszego pana wywołały u mnie wielkie zdziwienie. Nie spodziewałam się tego.
    - Racja, to było piękne - odpowiedziała mi siwowłosa. - Pozwól nam się teraz naradzić. Prosimy cię, abyś się przebrała i przyszła tu za 5 minut.
    Zabrałam swoje ubrania i wyszłam, kierując się do najbliższej toalety. Emocje nadal nie opadły, ciągle czułam w sobie tą dziką radość. Przebrałam się i poszłam pod ten sam pokój z którego wyszłam. Była godzina 16:30. Zdecydowałam się wejść, ale klamka sama zaczęła opadać i wysunęła się z niej sylwetka uśmiechniętej kobiety.
    - O, już jesteś. Wchodź, podjęliśmy decyzję.
   Weszłam do pomieszczenia, gdzie cała trójka stała.
    - Różo, chcielibyśmy ci oświadczyć, że zostałaś przyjęta do naszego ośrodka. Przynależysz do grupy pani Ivanovic. Treningi będą 3 razy w tygodniu, w poniedziałek, środę i niedzielę. Zaczniesz od przyszłego tygodnia. Przyjdź w poniedziałek o godzinie 16:30. Gratulujemy i życzymy dalszych sukcesów.
    Kamień spadł mi z serca. Przyjęli mnie, naprawdę mnie przyjęli! To niesamowite... Podeszłam do każdego z osobna i z wielkim uśmiechem na ustach uściskałam ich dłonie. Wyszłam grzecznie się żegnając. Udało się, wyszłam. Zadzwoniłam do Piotrka. Odebrał po dwóch sygnałach. Poprosiłam go, żeby przyjechał po mnie, a on zgodził się.
      Czekałam kilka minut, aż czarne BMW pojawiło się przy krawężniku. Nie czekając dłużej wskoczyłam do środka.
     - Hej - powiedziałam do Piotra i spojrzałam na niego. Spoglądał na mnie tak samo jak wczoraj, co wywołało u mnie szybsze bicie serca.
     - Cześć. - powiedział z rozmarzonym wzrokiem. - Pięknie wyglądasz.
    - Dziękuję - zarumieniłam się - To gdzie jedziemy?
    - Przed siebie - uśmiechnął się szeroko, po czym dodał - Zobaczysz.
Nie odezwałam się ani słowem, zdałam się na niego. Jechaliśmy przez tętniący życiem Rzeszów co chwilę spoglądając na siebie. Dotarliśmy na miejsce, a wtedy on wyłączył silnik, wyszedł z samochodu i nim się obejrzałam, moje drzwi były otworzone, a w nich widniała ręka mojego towarzysza. Skorzystałam z propozycji i pomógł mi wysiąść z auta. Rozejrzałam się i zobaczyłam polanę. Swymi późnojesiennymi barwami potrafiła przebić niejeden obraz widniejący w muzeum. Było tu wprost idealnie.
    - Chodź, pokażę ci coś jeszcze lepszego - powiedział do mnie i poszliśmy przed siebie.
    - Piotrek - zwróciłam na siebie jego uwagę - a tak właściwie, to dlaczego nie jesteś na treningu na hali?
    - Za wczorajszy mecz dostaliśmy dzień wolnego. Kowal był z nas dumny i zaszalał - zaśmiał się - A ty nie masz zajęć popołudniowych?
   - Dopiero od przyszłego tygodnia - powiedziałam speszona - Dzisiaj byłam na przesłuchaniu i przyjęli mnie.
   - To gratuluję - powiedział spoglądając na mnie z udanym uznaniem.
  Resztę drogi przeszliśmy w milczeniu. Staliśmy na środku łąki pełnej wszelakiego kwiecia. Znajdował się tam chyba każdy rodzaj.
     - Pit, skąd ty bierzesz takie piękne miejsca? - zapytałam patrząc mu w oczy. - Nie wiedziałam, że Rzeszów może wyglądać aż tak...
     - Dobrze? Ja też, ale zacząłem interesować się Rzeszowem nie pod względem zabytków, tylko natury. I okazało się, że był to dobry wybór.
   Rozejrzałam się dookoła by jeszcze raz zachwycić się otaczającą nas florą. Kiedy wróciłam do miejsca gdzie stałam wcześniej, on znajdował się ode mnie w o wiele mniejszej odległości. Moje wnętrzności znowu zaczęły wariować. Mimo, że mózg nakazywał się oddalić, serce nie pozwalało.
    - Rose. - odezwał się do mnie
    - Tak?
    - Mogę cię przytulić?
 Zastanawiałam się przez chwilę co zrobić. Z jednej strony pragnę tego jak niczego innego, a z drugiej pierwszy raz jestem w takiej bliskości z innym człowiekiem...
    - Oczywiście - powiedziałam cicho, a blondyn położył dłonie na mojej talii. Odruchowo moje dłonie powędrowały na jego kark. Staliśmy tak nie zwracając na nic uwagi. Mówiłam, że wtedy było idealnie? Poprawka, teraz jest. Nie istniało dla mnie teraz nic poza wysokim chłopakiem tulącym mnie do siebie. Czułam jak to samo ciepło co podczas tańca rozchodzi się po moim sercu, następnie klatce piersiowej i całym ciele. To było szczęście. Tak, czułam się przy nim szczęśliwa. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Nic więcej mi nie trzeba było.
   Tą piękną chwilę przerwało nam szczekanie psów. Nie byłoby w tym nic złego, w końcu niedaleko są domy, ale odgłosy były bardzo zażarte i głośne. Przerażona oderwałam się od Piotrka. Ten tylko jedną rękę wsunął w moją, a drugą chwycił mnie pod brodę.
    - Spokojnie, jesteś ze mną, nic ci nie grozi. W razie jeśli będziesz się bała, pamiętaj, że masz mnie.
   Kiwnęłam głową twierdząco i wtuliłam głowę w jego tors. Kiedy szczekanie umilkło, zabrałam głowę, jednak ręki nie puściłam. Szliśmy po polanie nie odzywając się, kiedy on, potykając się, pociągnął mnie za rękę. Jako, że byłam wyczerpana, poleciałam prosto na niego i upadliśmy tak, że leżałam na nim. Na początku zarumieniłam się i zaczęliśmy się śmiać
   - Ale ze mnie gapa - powiedziałam chcąc wstać, jednak on trzymając mnie nie pozwolił na to. Przewrócił mnie tak, że leżeliśmy koło siebie. Delikatnym ruchem jeździł palcem po moim policzku.
    - Mogę już wstać? - zapytałam po kilku minutach, jednak od razu zaczęłam tego żałować. Chłopak zaczął mnie łaskotać. Wyrywałam się, śmiałam i krzyczałam, ale nic z tego - był za silny.
    - Piotrek, proszę cię, przestań! - krzyczałam przez śmiech - zrobię co chcesz, ale przestań!
    - Dobra, trzymam cię za słowo - przestał i pomógł mi wstać.
    - Dziękuję - udawałam obrażoną - przez ciebie jestem cała brudna!
    - Oj, nie bądź zła - powiedział rozbawiony. Nie ustąpiłam, szłam w stronę auta, kiedy usłyszałam za sobą bieg. Przed moimi oczyma wyrósł mały bukiecik z polnych kwiatków.
    - Przepraszam - powiedział wręczając mi zerwane kwiaty. Roześmiałam się cicho i przytuliłam go do siebie na zgodę. Wtedy poszliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę miasta. Jadąc co chwilę szturchaliśmy się i wybuchaliśmy śmiechem. W pół godziny dotarliśmy pod internat, a tam pożegnaliśmy się jak ostatnio. Tym razem jednak było to nieco dłuższe.
    - Dziękuję, że dałaś się wyciągnąć - powiedział spoglądając mi w oczy.
    - To ja dziękuję. Bardzo mi się dzisiaj podobało. Spotkamy się jeszcze?
    - Jeśli tylko będziesz miała ochotę to oczywiście.
    - To do następnego razu - ostatni raz tego wieczoru przytuliłam go.
    - Cześć - patrzył jak wychodzę z auta a potem ruszył.
       Wchodząc do pokoju spodziewałam się takiej samej reakcji Kamy co wczoraj, ale nawet nie zastałam jej w pokoju. Wróciła dopiero około 24, wiadomo od kogo. Pogadałam chwilę z nią o przesłuchaniu a ona cieszyła się jak dziecko z lizaka. Cieszyłam się, że ją mam; zarażała mnie pozytywną energią, która okazała się bardzo potrzebna w Rzeszowie. Położyłyśmy się spać wykończone dniem i prawie natychmiast zasnęłam. Śnił mi się nie kto inny jak leżący w trawie Pit z tym samym pięknym uśmiechem...


-------------------------------
Haj!
Znalazłam chwilę wolnego czasu, więc korzystając z okazji chciałam wszystkim życzyć wesołych świąt spędzonych w gronie rodzinny lub przyjaciół.
Hucznego sylwestra jeszcze nie życzę, bo mam nadzieję, że napiszę coś do tego czasu :D
Za wszystkie błędy przepraszam, znowu pisane nocą...
Rozdział pozostawiam waszej ocenie, zachęcam do komentowania :)
Następny postaram się dodać jak najszybciej, być może jeszcze w świątecznym tygodniu.

sobota, 15 grudnia 2012

Rozdział 7

       Nie wierzę, że tak szybko przyszedł wtorek. Niedziela i poniedziałek minęły jak z bata strzelił. W głowie  wciąż miałem drobną brunetkę i jej przyciągający uśmiech..
    Około godziny 13, kiedy spakowany  już na mecz siedziałem przed telewizorem, usłyszałem dzwonek do drzwi. Nie musiałem nawet otwierać drzwi, mój gość zrobił to za mnie.
       - Nawet nie ruszysz czterech liter, żeby mi otworzyć drzwi?! - zapytał Bartman chcąc udać oburzonego, jednak nie był najlepszym aktorem.
    - Przecież zawsze sam wchodzisz do mojego domu. - odpowiedziałem nie ruszając się z miejsca. Do moich uszu doszedł dźwięk otwieranej butelki, a potem kroków. Zibi usiadł na fotelu obok i popijając napój energetyczny, zaczął oglądać lecący akurat mecz Ligii Mistrzów. - Co cię tu sprowadza?
  - Ktoś musi mnie zawieść na mecz, bo auto mam jeszcze w naprawie, więc...
   - No, spoko - przerwałem mu - możesz się ze mną zabrać, ale wrócić musisz sam.
Spojrzał na mnie jakby zobaczył ducha, na co zareagowałem śmiechem.
    - Jak to sam... Gdzieś idziesz? Ty?! To chyba pierwszy raz od kilku miesięcy! Zawsze po meczu jechaliśmy do domu albo z drużyną gdzieś szliśmy... Ale dzisiaj nigdzie przecież nie idziemy! - mówił nie wierząc w moje słowa.- Spotykasz się z kimś?
   - Tak, wychodzę.- na początku chciałem powiedzieć mu z kim i gdzie się wybieram, ale wyobraziłem sobie jego reakcję - Z resztą nieważne... Skończyłeś już czytać tą książkę co ci pożyczyłem?
  - Nie, jeszcze nie... Ale z kim wychodzisz? - cały czas doczekiwał się odpowiedzi.
  - Nieważne. Dalej, idź po swoją torbę, bo się spóźnimy - powiedziałem chcąc zmienić temat.
  - A no fakt, już pora - powiedział patrząc na zegarek. Chyba mi się udało - Zaraz przyjdę.
  Wyszedł z mojego mieszkania, a ja wyłączyłem telewizor, ubrałem się cieplej (było wyjątkowo zimno i padało) i wyszedłem do garażu. Odpaliłem samochód i wyjechałem przed kamienicę. Czekając na Zbyszka spojrzałem na fotel pasażera, na których leżało... opakowanie po papierosach. Zaraz, do kiedy on  pali?
Nie mogły być nikogo innego, bo tylko on jeździł ze mną przez ostatnie 3 tygodnie. Ciekawe od kiedy trener wyraził na to zgodę. Faktycznie, jesteśmy dorośli, ale nie wyobrażam sobie jak ktokolwiek wychodzi w trakcie meczu żeby zapalić...Zacząłem się o niego martwić.
  Dźwięk zatrzaskiwanych drzwi domu Zbyszka wybił mnie z zadumy. Wziąłem do rąk opakowanie i zacząłem się nim bawić. Brunet wszedł do auta.
   - Sorry, że tak długo czekałeś, ale Bobek... - przerwał widząc moją minę i pudełko.
  - Możesz mi powiedzieć - zacząłem mówić - co to kurwa jest?
  - Fajki - odpowiedział ze spuszczoną głową.
  - A skąd to się wzięło w moim aucie i na dodatek na siedzeniu pasażera?
  - Ja je tu przyniosłem
  - Pewnie dla ozdoby, tak? Bo nie widzę innej przyczyny, żebyś je tu przynosił. - podniosłem głos - czy ty sobie wyobrażasz jaką awanturę zrobi ci Kowal jak się dowie?! Bartman, zastanów się czasem co robisz!
  - Daj na luz, była impreza, trochę wypiłem...Raz mi się zdarzyło i od razu wielkie halo. Chłopie, spokojnie.
  - Raz? Myślisz, że nie pamiętam jak spod foteli wyciągałem niewypalone fajki, które ci wypadły? Wtedy udało ci się z tego wyjść, teraz nie masz pewności, że będzie tak samo.
   - Ja pierdolę, Piotrek, przecież Kowal się nie dowie a ja je wyrzucę! Uspokój się, panie "święty"!
 Drżąc ze złości odpaliłem samochód. Nie miałem ochoty na dalszą wymianę słów. Jechaliśmy w milczeniu, skłóceni. Nagle Zibi zaczął rozglądać się dookoła.
   - Zatrzymaj się - powiedział - Staniemy na chwilę.
  Nie mówiąc nic zwolniłem samochód i pozwoliłem mu wyjść. On jednak gestem nakazał mi wyjść z auta. Zrobiłem jak kazał.
  - Daj tą paczkę - powiedział i wyjął mi ją z ręki, po czym podszedł do najbliższego kosza na śmieci - Patrz, wyrzucam je. Obiecuję ci, więcej ich nie kupię dla siebie ani nie zapalę. Jeśli to zrobię, będziesz mógł wytłumaczyć mi pięścią, że obietnic się nie łamie.
    - Trzymam cię za słowo - powiedziałem i odwróciłem się w stronę auta. - A teraz pakuj się do samochodu, bo nie zdążymy na trening i tak czy siak dostaniesz opieprz.
 Brunet nic nie powiedział tylko uśmiechnięty wykonał moje polecenie. Gdy dojechaliśmy do hali była 14:55 Czyli mamy 5 minut, to dobrze. Weszliśmy do szatni, gdzie nie było już nikogo. Przebraliśmy się szybko i wybiegliśmy na salę. O 15:30 zaczynał się mecz, a od niego dzieliło mnie tylko około 2 godziny do spotkania z Różą.

około godziny 17:30

Ostatnia piłka. Serwował Kosok, odebrali  jest dobrze. Przebili, odebrał Igła, podbił Achrem, zaatakowałem w boisko. 25 punkt. Udało się, wygraliśmy. Grałem na 100 %, bo gdzieś tam była Róża. Wcześniej, po rozgrzewce wszedłem do szatni i napisałem jej sms-a z prośbą, aby poczekała na mnie przed gmachem. Odpisała zgadzając się. Teraz cieszyliśmy się z wygranej. Nagroda MVP wylądowała w rękach Zibiego, co nie było dla nas żadnym zaskoczeniem. Spojrzałem w publiczność,która wpatrzona była w Bartmana, który krzyczał coś niezrozumiałego w ich kierunku. Szukałem jej. Dalej Piter, szukaj; drobna, ciemne włosy, drobna, ciemne włosy... Znalazłem! Cała rozpromieniona stała i  klaskała. Jak ładnie wyglądała z takim uśmiechem... Zobaczyła, że patrzę na nią i pomachała mi. Odwzajemniłem gest i uśmiechnąłem się szeroko. Ktoś pociągnął mnie za koszulkę.
   - Przepraszam - powiedziała jedna z trzech dziewczyn. Miała na sobie koszulkę Asseco z numerem 9. - Mogłybyśmy prosić pana o autograf?
  - Jasne - odpowiedziałem składając podpis na trzech kartkach. Oddałem im kartki z wymuszonym uśmiechem, na co one uradowane podziękowały i poszły.
Zaczepiło mnie tak jeszcze kilkanaście osób. Chciałem jak najszybciej się przebrać i pójść do Róży, ale nie potrafiłem odmówić głupiego autografu. No trudno, będę musiał ją przeprosić. Już kierowałem się do wyjścia, kiedy usłyszałem damski głos.
  - Mogłabym też prosić autograf?
 Zmęczony nawet nie spojrzałem na osobę, która dała mi kartkę papieru. Podpisałem ją i podniosłem głowę by kolejny już dzisiaj raz uśmiechnąć się do fana Sovii, a wtedy w moim brzuchu zaczęły wariować motyle. Przede mną stała Rose powstrzymująca się od wybuchnięcia śmiechem. Uśmiechnąłem się zawstydzony. Czułem jak do moich policzków napływa coraz więcej krwi. Podałem jej kartkę z uśmiechem.
   - Dziękuję panu - powiedziała roześmiana - Będę czekać przed wyjściem.
 Po tych słowach wyszła na korytarz, a ja pobiegłem do szatni. Szybko wziąłem prysznic i przebrałem się. Nie zwracając uwagi na próby chłopaków dowiedzenia się gdzie idę, pożegnałem się i wybiegłem z szatni na korytarz. Z lekką zadyszką wybiegłem z budynku i od razu zauważyłem ciemnowłosą postać. Przed spotkaniem z nią musiałem jednak pozostawić torbę w samochodzie.
  - Wybacz, że tak długo musiałaś czekać. - powiedziałem kiedy doszedłem do niej - Jak podobał ci się mecz?
  - Był super! Pierwszy raz byłam na meczu i stwierdzam, że to zupełnie coś innego niż oglądanie go w telewizji. Dziękuję, że załatwiłeś mi bilet, jestem ci za to bardzo wdzięczna.
  - To nic takiego - odpowiedziałem. Cieszyło mnie, że dzięki mnie jest wesoła. - O której musisz być w internacie?
   - Koło 22, więc mam jeszcze trochę czasu. A do której knajpy idziemy?
   - Znam taką niedaleko stąd. "U Michała", może znasz. Co najważniejsze, jest tam spokój.
   - Dobra, to chodźmy.
 Szliśmy przez jakiś czas w milczeniu. Zastanawiałem się jak się odezwać, co pierwsze powiedzieć. Miałem jej tyle do powiedzenia... Nagle nadjeżdżający samochód oblał ją wodą z kałuży. Na początku pisnęła cicho  kiedy nogawka jej spodni przesiąkała zimną cieczą.
  - Nic ci nie jest? - spytałem jakby woda mogła ranić
  - Nie, wszystko w porządku - powiedziała śmiejąc się niewinnie. - Tylko trochę mi zimno
  - Spokojnie, już prawie jesteśmy - odpowiedziałem także się śmiejąc.
W niecałe 3 minuty doszliśmy do celu. Kiedy weszliśmy do środka, uderzyło nas ciepłe powietrze. Zajęliśmy miejsce pod ścianą i zamówiliśmy jedzenie z napojami.
  - Jest ci już trochę cieplej? - zapytałem widząc jak gładzi swoje spodnie.
  - Tak, dzięki za troskę. - odpowiedziała cicho,opuszczając wzrok.
  - Coś się stało? - zaniepokoiłem się - Wyglądasz jakby kto ci coś zrobił.
  - Oprócz tego, że ktoś oblał mnie wodą z kałuży to nic mi nie jest  - odpowiedziała z lekko zniesmaczoną miną.
 Świetnie, pomyślałem, przez to, że ktoś jechał za blisko krawężnika, ona ma zepsuty humor. A zapowiadało się tak fajnie... Cóż, muszę znaleźć sposób, żeby ją rozweselić.
  - Rose.
  -  Tak?
  - Opowiedz mi, co lubisz robić w wolnym czasie? - próbowałem znaleźć temat do rozmowy.
  - Hmm, lubię tańczyć, oglądać siatkówkę i  słuchać muzyki. Czasem też oglądam filmy i chodzę na długie spacery. A ty?
  - W większości w wolnym czasie siedzę w domu albo Zibi gdzieś mnie wyciąga. Gdy jestem w domu słucham muzyki, czytam książki, śpię jak jestem zmęczony. Nic ciekawego nie robię - zaśmiałem się.
 Kelner przyniósł nasze zamówienie. Wziąłem swoje jedzenie, a Róży podałem jej. Zamówiła frytki i sok pomarańczowy. Myślałem nad tym, jak sprawić, żeby znowu się uśmiechała.
  - Hej, mam pomysł. Zabiorę cię w pewne miejsce. Spokojnie, nic ci się nie stanie - dodałem widząc jej wystraszoną minę.
  Przytaknęła głową, po czym upiła łyk soku i zjadła kilka frytek z talerza.
  - Ok, możemy iść - powiedziała chwytając swoją bluzę. Widać było, że nie miała nastroju na spacery, ale stwierdziłem, że kiedy zobaczy to miejsce, zmieni swoje podejście.
   Poszedłem zapłacić rachunek, a ona w tym czasie ubrała bluzę. Wyszliśmy z pomieszczenia i skierowaliśmy się w stronę Wisłoku.
Pełny, świecący księżyc odbijał się na tafli wody. Lekkie podmuchy wiatru falowały odbicie, a wszystko to wyglądało magicznie. Idąc wzdłuż rzeki spoglądałem co chwilę na moją towarzyszkę.
W pewnym momencie, gdy wiatr dmuchnął mocniej, zaczęła drżeć. Popatrzyłem na nią zmartwiony.
 - Zimno ci? - zapytałem z niepokojem. Przytaknęła, a wtedy zdjąłem swoją bluzę i okryłem ją. Historia lubi się powtarzać, pomyślałem.- Musisz się cieplej ubierać, bo zachorujesz.
 - Wiem, ale nie pomyślałam o tym wcześniej. Przepraszam, że przeze mnie jest ci teraz zimno.
 - Nie, jest mi ciepło. - odpowiedziałem z uśmiechem. Rozejrzałem się. - O, już jesteśmy na miejscu.
 Przed nami znajdowała się kładka a obok niej niski mur. Weszliśmy na drewniany pomost. Dziewczyna spojrzała na mnie zdziwiona.
  - To tutaj przyszedłem po pierwszym meczu w Rzeszowie. Nie miałem ochoty z nikim rozmawiać, chciałem po prostu posiedzieć w ciszy. To tutaj przychodzę też uspokoić nerwy po każdym nerwowym treningu i meczu. Może ci się wydawać to dziwne, ale to miejsce jest dla mnie ważne - powiedziałem lekko się  uśmiechając.
  - Jest piękne. - usłyszałem. Spojrzałem na nią. Uśmiechając się patrzyła mi w oczy. Czekoladowa barwa jej tęczówek sprawiała, że wpadałem w szał. Zbliżyła się do mnie i przyłożyła twarz do mojego ramienia - Dziękuję, że mnie tu przyprowadziłeś.
  Nie mogłem wydusić z siebie ani jednego słowa. Owinąłem lekko ramiona wokół jej barków. Nie chciałem pozwolić jej uciec ze swoich objęć. Moja głowa odruchowo opadła na jej. Boże, prosiłem, niech ta chwila nigdy się nie kończy. Moje serce biło szybciej niż kiedykolwiek. Podniosła wzrok, który momentalnie skrzyżował się z moim. Odgarnąłem ciemny kosmyk z jej policzka, a ona obdarowała mnie najpiękniejszym uśmiechem jaki w życiu widziałem.
    - Masz piękny uśmiech. - powiedziałem cicho.
    - Dziękuję, ty także. - odpowiedziała mi zawstydzona. - Wiesz, posiedziałabym na tym murku. Usiądziemy?
   - Oczywiście - powiedziałem. Wypuściłem ją z uścisku, a ona poszła pod mur. Tam podskoczyła i usiadła. Zająłem miejsce obok niej. Wpatrywaliśmy się w wieczorny pejzaż Rzeszowa. Słychać było tylko szum wody i daleko jadące samochody. Dziewczyna ponownie postanowiła położyć głowę na moim ramieniu, a ja nie miałem nic przeciwko temu. Była taka drobna, tak słodka...
  Nagle zadzwonił jej telefon. Zdążyłem wyczytać na ciemnym wyświetlaczu biały napis "Kamila." . Dziewczyna rozmawiała z niejaką siostrą Jakuba, która powiedziała Rose, że powinna już być w internacie. Po kilku minutach Róża rozłączyła się i spojrzała na mnie smutna.
   - Muszę już iść, zwłaszcza, że długa droga mnie czeka - powiedziała schodząc na ziemię. Zrobiłem to samo. - Dasz wiarę, że już 22?
  - W takim razie podwiozę cię pod internat. I nawet nie próbuj stawiać oporu - powiedziałem widząc, że szykowała się do sprzeciwu. - To moja wina, że się zasiedzieliśmy. Mogliśmy spokojnie siedzieć i jeść frytki, ale wyszedłem z propozycją spaceru.
   Roześmiała się cicho, wiedząc, że nie zdoła nic u mnie wskórać. Ruszyliśmy więc w stronę Podpromia. Nie mówiliśmy nic, ale ta cisza nie przeszkadzała mi w niczym. Byłem przy niej, nic innego nie potrzebowałem. Doszliśmy do auta, więc przyspieszyłem kroku, by otworzyć przed nią drzwi. Weszła dziękując kiwnięciem głowy. Zająłem miejsce kierowcy i odpaliłem samochód. Ruszaliśmy się powoli, a ona kierowała mnie którędy jechać. Po niecałych 15 minutach byliśmy na miejscu. Stanąłem przy krawężniku i wyłączyłem silnik.
    - Dziękuję za podwiezienie. - powiedziała cicho.
   - Nie ma za co - spojrzałem na nią. Nadal miała na sobie moją bluzę, co wywołało u mnie szeroki uśmiech.
  - A właśnie, twoja bluza - ocknęła się, jakby czytała mi w myślach i zaczęła ją zdejmować.
  - Nie zdejmuj, oddasz mi kiedy indziej - przerwałem jej - Rzecz jasna, o ile będziesz miała jeszcze ochotę się ze mną spotkać.
  - Więc pożyczę ją od ciebie. - uśmiechnęła się. - Ale teraz muszę już iść.
  - Poczekaj - powiedziałem kiedy otwierała drzwi, a ona odwróciła się do mnie. Zacząłem powoli schylać swoją głowę do jej. Serce biło jak oszalałe, a motyle buszowały w moim brzuchu niczym wypuszczone z uwięzi. Odległość między nami stawała się coraz mniejsza. Jej mina zaczęła się zmieniać, była coraz bardziej przestraszona.
   - Nie bój się mnie. - szepnąłem - Nie zrobię ci nic złego.
  Po tych słowach zbliżyłem się do niej jeszcze bardziej. Lekko musnąłem ustami jej policzek. Było to krótkie, ale czułe. Oddaliłem się na bezpieczną odległość i spojrzałem jej w oczy. Oblała się delikatnym rumieńcem, ale na jej twarzy zagościł łagodny uśmiech.
    - Po raz kolejny dziękuję za wszystko. - powiedziała. - Chciałabym się z tobą umówić... na oddanie bluzy oczywiście.
    - Będę dzwonił - zaśmiałem się - cała przyjemność po mojej stronie.
    - To... cześć - rzuciła na pożegnalne.
    -  Do zobaczenia - obserwowałem jak otwiera drzwi, wychodziła i pochyliła się, by posłać mi uśmiech. Zatrzasnęła drzwi i przebiegła na drugą stronę, a ja w tym czasie odpaliłem wóz. Widząc, że jeszcze nie ruszyłem, pomachała mi i weszła do budynku. Wtedy też odjechałem. Zarówno w drodze, w domu jak i w snach miałem tylko Rose. Jak widać, mało potrzeba, żeby ktoś został główną twoją myślą każdego dnia...

------------------------------------------
Ach, soł macz romantik :D
Za wszystkie błędy bardzo przepraszam, ale pisałam to bardzo późno w nocy.
Wyjątkowo dodaję szybko, bo w przyszłym tygodniu mam dużo nauki i obowiązków...
No to wsio, do następnego! :)

środa, 12 grudnia 2012

Rodział 6

       Szłam ciemną aleją. Zimny wiatr jakby z satysfakcją muskał moje zaczerwienione policzki. Opatulona w ciepły szal przyspieszyłam kroku, by droga do gmachu szkoły była krótsza. Idąc częścią miasta, w której większość lamp ma przepalone żarówki, usłyszałam za sobą kroki ciężkich butów i nieprzyjemny szum. Kiedy obróciłam się, by zobaczyć kto za mną dąży zobaczyłam ciemną postać z zakrytą twarzą. Nie wykazując zainteresowania ową osobą, ruszyłam przed siebie. Jednak tym, co mnie zaniepokoiło, były coraz szybsze kroki oraz dziwne szepty dochodzące znikąd. Rozejrzałam się i z jeszcze bladszą twarzą stanęłam osłupiała. Wokół mnie unosiła się mgła. Zrobiło mi się jeszcze zimniej. Byle jak najszybciej na sali, powtarzałam sobie, byle jak najszybciej. Obracając się chciałam postawić krok wprzód, ale nie mogłam, coś tamowało mi trasę. Przed sobą ujrzałam wyłupiaste blado-fioletowe oczy oraz rząd białych zębów. Zrobiłam krok do tyłu i ujrzałam ubrania postaci, która dążyła za mną. Istota wpatrywała się we mnie tępo. Jej oczy stawały się coraz większe. Wyciągnęła ku mnie rękę. Na jej wierzchu znajdowała się buteleczka z napisem "Róża Wilk". Poczułam jak wypływa ze mnie życie, a pojemnik w dłoni potwora zapełnia się szmaragdową cieczą. Czułam się coraz bardziej lekka. Obraz przed oczy zaczął blaknąć, a ja słyszałam tylko okropny śmiech mojego mordercy oraz dźwięk budzika... Zaraz zaraz, budzika?!
       Otworzyłam oczy i spojrzałam na wyświetlacz telefonu. 10:30. Fuck... Spojrzałam na materac Kamili, który był już pusty. Czy ta dziewczyna jest wampirem?! Położyła się o piątej nad ranem do łóżka, a już jest na nogach... Ech, więc pora poszukać rannego ptaszka.
    Kiedy uchyliłam drzwi od pokoju, zobaczyłam jak skończyła się impreza. niby kilku znajomych, a dom wyglądał jak pobojowisko. Do mojego nosa doszedł zapach tostów. Od razu mój brzuch upomniał się o śniadanie, tak więc ruszyłam do kuchni. W niej zastałam śmiejące się przy stole rodzeństwo.
     - I skończyło się na tym, że wynosili go Jaras i Olo - śmiał się Kuba - Koleś tak się najebał, że nie mógł dojść do auta!
    - A na początku wydawało się, że to jeden z tych porządniejszych - powiedziała roześmiana Kama, po czym spojrzała w moją stronę - O, hej Rose! Padniesz jak się dowiesz co Rumun zrobił!
   - Tak, na pewno - wymusiłam z siebie uśmiech. Dosiadłam się do nich, po czym dostałam pod nos kilka świeżych tostów. Od razu zabrałam się do zjadania zawartości talerza - O której tak właściwie skończyliście?
    - Tak koło 6-6.30, a co? - zapytał zdziwiony Kuba
    - Nie nic, tak pytam - powiedziałam jedząc. - Nie wiecie może czy Resovia ma dzisiaj trening?
   -  Mają, chyba koło 13 - Kuba zrobił zamyśloną minę. - A co, wybierasz się?
   - Chciałam iść, ale nie wiem czy się wyrobię w czasie - odpowiedziałam
   - Spokojnie, w godzinkę dojdziesz do hali - uśmiechnęła się Kama - Boże, jak ten Piotrek wczoraj na ciebie patrzył! Masakra!
   - Nie przesadzaj - przerwałam jej wywód zarumieniona, bo nie chciałam z nikim o tym rozmawiać. Spytałam więc - To idzie ktoś z was ze mną?
    - No spoko, mogę iść - usłyszałam szybką odpowiedź ze strony Kuby. - Kamila, ty też pójdziesz. Nie zostawię ci przecież chaty samej, jeszcze ją rozwalisz. Idę się jeszcze zdrzemnąć, nara.
   Wychodząc z kuchni nucił często puszczaną w radiu piosenkę. Zostałyśmy same. Zadecydowałyśmy, że po zjedzeniu ogarniemy trochę syf w domu, ubierzemy się i wyjdziemy w stronę hali.
     W czasie sprzątania myślałam o swoim śnie. O co w nim chodziło i skąd się wziął? Bardzo dziwne... Miejsce było zaskakująco znajome, tak samo jak zmora. To dziwne, bo nigdy nie chodziłam tu bocznymi uliczkami. Hmm... Dobra, nie będę rozpamiętywać jakiegoś głupiego wymysłu mojej wyobraźni.
    Po półgodzinnej walce z bałaganem panującym w salonie, przebrałyśmy się i szykowałyśmy do wyjścia. Kiedy Kamila mówiła podekscytowana o Maćku (znowu...) drzwi od pokoju uchyliły się a w nich stanął zaspany Jakub.
    - Kuba! - krzyknęła Kamila - za pół godziny wychodzimy! Czy ty nie możesz nastawić sobie budzika?! Przez ciebie na pewno się spóźnimy!
   - Spokojnie, za 15 minut będę gotowy - mówił ziewając. Po tych słowach zniknął nam z widoku.
   - Myślisz, że starczy mu 15 minut? - zapytałam patrząc na Kamilę
   - Za 10 będzie już siedział przyszykowany przed telewizorem - odrzekła uśmiechając się - Zawsze tak jest, że to on na mnie czeka.
   Tak jak powiedziała, po 10 minutach usłyszałam rozmowy dochodzące z telewizora. Ten chłopak naprawdę mnie zadziwia... Kiedy byłam już gotowa, przysiadłam się do Kuby, który właśnie oglądał mecz Sovii z Jastrzębskim Węglem. Ostatnia piłka rozegrana na korzyść rzeszowian. Mimo, że była to powtórka, nadal cieszyłam się z wygranej. W telewizorze ujrzałam Piotrka. Cały wczorajszy wieczór powrócił.
    Nie wiem jak to się stało, ale pojawił się na zewnątrz. Zrobiło mi się duszno, więc wyszłam by odetchnąć. Spojrzałam w stronę kamienicy i go ujrzałam. Na początku uśmiechnęłam się... Chciałam być "miła" dla ludzi. Dopiero kiedy szedł w moją stronę serce zaczęło dziwnie bić. Pierwszy raz czułam coś takiego na widok człowieka. Mimo wszystko nie zdradzałam tego wszystkiego i czekałam aż stanie się co musi. Kolejny chłopak nie znający pogłosek o mnie, podejdzie, spróbuje zagadać a ja oleję go nawet nie obdarowując go uśmiechem... Jednak przy Piotrze czułam się inaczej, coś pozwalało mi się otworzyć.
Rozmowa z nim sprawiała mi przyjemność, choć znałam go krótko...
    Przemyślenia przerwał mi głośny krzyk Kamili:
  - Wstawać sprzed tego pudła, idziemy!
 Wyłączyliśmy więc owe "pudło" i skierowaliśmy się w stronę drzwi. Droga minęła bardzo przyjemnie. Słuchałam roześmianego rodzeństwa, które nie zwracało uwagi na oburzone spojrzenia ludzi idących z naprzeciwka. Oni chyba nigdy nie przestają się śmiać.
     Około 12:45 dotarliśmy pod salę.Wchodząc na trybuny zauważyliśmy rozgrzewających się siatkarzy, w tym Pita i Zibiego. Chyba się kłócili o coś. Zajęliśmy miejsca na krzesełkach i obserwowaliśmy ćwiczących sportowców. Ich treningi były naprawdę wysiłkowe. Ale w końcu za to im płacą.
    Po około godzinie całą drużynę zwołał Andrzej Kowal. Mówił coś do nich, jednak nie słyszeliśmy tego. Chłopaki całkowicie wsłuchani nie zwróciliby nawet uwagi na to, gdyby ktoś dołączył się do nich. Po naradzie wrócili na chwilę do gdy, ale nie trwała ona długo. Po około pół godziny zawodnicy zaczęli kierować się w stronę szatni. Osoby z trybun także szły do wyjścia, lecz my , nie wiem dlaczego, nadal siedzieliśmy.
    - Nie idziemy? - spytałam patrząc na nich - Już trening skończony.
    - Poczekaj - dopiero po tych słowach Kamy zauważyłam, że jest wpatrzona w jakiegoś mężczyznę. I to nie "jakiegoś mężczyznę", tylko w Maciusia!
   Zaśmiałam się cicho i siedziałam na miejscu. Zachciało mi się pić. Hmm, może znajdę tu jakiś automat z napojami.
    - Idę po coś do picia. Chcecie coś? - zapytałam rodzeństwo.
   - Dla mnie możesz wziąć kawę, a dla niej coś zimnego - odpowiedział znudzony Kuba
        Nie czekając dłużej ruszyłam przez długi korytarz. Nagle poczułam ból w głowie i upadek. Znowu się z kimś zderzyłam. Jaka ze mnie straszna niezdara!
   - Przepraszam - usłyszałam głos znad siebie i zamurowało mnie. Rozpoznawałam ten głos. Podniosłam wzrok i ujrzałam zdziwionego Piotrka - O, cześć! Wybacz, zamyśliłem się.
   - Nie ma sprawy - powiedziałam zarumieniona chwytając jego wyciągniętą rękę. Znowu się rumieniłam! Ech... Teraz winy nie mogę zrzucić na zimno, bowiem w budynku było o wiele cieplej. Uśmiechnęłam się lekko do Piotra, po czym poszłam dalej
   - Poczekaj! - słyszałam głos za sobą i mimowolnie stanęłam. Blondyn dogonił mnie szybko i ruszył ze mną- szukasz czegoś może?
   - Tak, miejsca, gdzie mogę kupić coś do picia. - powiedziałam nie patrząc na niego. Jeśli zobaczy u mnie rumieńce i wielkie oczy... To będzie straszne!
   - Ok, pomogę ci tam dojść - spojrzał mi w oczy w ten sam sposób jak ostatniej nocy. Nie mogłam nie uśmiechnąć się do niego. - A właśnie, mam coś dla ciebie
   - Co takiego? - zapytałam zdziwiona. Kiedy z kieszeni spodni wyjął bilet na wtorkowy mecz zrobiłam oczy wielkie jak spodki. Przecież te bilety były dawno wyprzedane!
   - Tak jak obiecałem, załatwiłem ci bilet - uśmiechnął się ukazując śnieżnobiałe zęby. Wręczył mi prezent z satysfakcją wypisaną na twarzy.
    - Dziękuję - powiedziałam cicho zawstydzona, po raz kolejny.
  Po tym nastała cisza, aż do chwili kiedy dotarliśmy do automatów. Zabrałam napoje dla naszej trójki. Piter spojrzał się na mnie zdziwiony
    - Naprawdę dużo pijesz - zaśmiał się - Jesteś tu z kimś?
    - Tak, jest ze mną Kuba i Kamila
   - O, to fajnie. Nie miałabyś nic przeciwko temu, że poszedłbym z tobą do nich? No wiesz, podziękować za wczorajsze - zapytał uśmiechając się tajemniczo
    - Ok, chodź - rzuciłam ciemnookiemu i ruszyliśmy w stronę wejścia na trybuny. Kiedy weszliśmy na halę, Jakub od razu nas zauważył i podbiegł. Kamila nadal wpatrywała się w Maćka.
    - Siema Piotrek! - powitał go radośnie Janusz - Widzę, że znacie się z Różą?
   - Tak, od wczoraj... - powiedział spoglądając na mnie. Kubik w tym czasie zabrał ode mnie napoje dla niego i siostry - Chciałem ci podziękować, że mogłem wczoraj być u ciebie z Zibim. Musieliśmy szybciej pojechać, bo Kowal zabiłby nas jakbyśmy byli zaspani.
    - Spoko, nie musisz mi się tłumaczyć! - zaśmiał się Kuba - A teraz wybaczcie, ale muszę wytargać stąd moją kochaną siostrzyczkę. Może poczekacie na nas przed wejściem?
    - Ok, ja poczekam - rzuciłam i poszłam. Chwilę później usłyszałam kroki Piotrka. Wyszliśmy z budynku i staliśmy na zimnie.
     - Tak więc będziesz we wtorek na meczu - powiedział blondyn tajemniczo się uśmiechając - A co byś powiedziałam, jakbym po meczu zabrał cię do jakiejś knajpki czy gdzieś? Chciałbym bardziej cię poznać, wydajesz się sympatyczna.
 Chwilę zastanowiłam się co zrobić... Nie chcę go odrzucić, bo sama chcę go poznać, jednak wyjście z siatkarzem po meczu może być widziane jako coś innego niż tylko wyjście żeby się pośmiać... Coś jednak nie pozwoliło mi odpowiedzieć "nie".
   - Ok, nie ma sprawy. Tylko jak się dogadamy gdzie się spotkamy?
   - Dam ci swój numer telefonu, ok? - spytał, a po moim przytaknięciu wyjął z torby kartkę i napisał na niej ciąg liczb. - Jeśli możesz, wyślij mi sms-a, że to twój numer. Wtedy napiszę do ciebie o szczegółach
       Schowałam kartkę głęboko w kieszeń płaszcza, nie mogłam jej zgubić. Kiedy spojrzałam na Cichego, nasze wzroki spotkały się. Nie chciałam jednak go spuszczać, a on także nie miał chyba takiego zamiaru. Jednak przerwało to rodzeństwo, które wyszło na zewnątrz.
   - Brrr, ale zimno! - zawołała Kamila mocniej opatulając się szalem. Spojrzała na siatkarza. - O, hej Piotrek! Fajnie e.. no ten... trenowaliście.
   On tylko kiwnął głową w dziękującym geście.
     - Dobra, ja się zmywam, bo jestem pieszo a do domu mam daleko.- powiedział, po czym pożegnał się z każdym z osobna. Kiedy podszedł do mnie, na moje usta wkradł się uśmiech, który z chęcią odwzajemnił
   - Do wtorku - powiedział cicho - Cześć
   - Cześć - odpowiedziałam, a on oddalił się wchodząc w jedną z uliczek.
   - Ok, to wracamy! - Kamilę jak zwykle rozpierała energia - Rose, nie uwierzysz kto tam był! Maciek! Ten Maciek! Mówię ci, wyglądał tak super...
     Zaśmiałam się, wiedząc, że tego wieczoru nie dowiem się nic innego poza tematem Maćka. Z resztą, niech mówi, już się do tego przyzwyczaiłam. Ruszyliśmy w trójkę w stronę kamieniczki Kuby.

---------------------------------------
Dzień dobry! :>
Zaczyna coś między nimi.. hmm.. Iskrzyć?
Mam nadzieję, że choć trochę zaciekawi Was ten rozdział :)
Rozdział, jak obiecałam, dedykuję Lamie i Eli :*
Do następnego! ;)

czwartek, 6 grudnia 2012

Rozdział 5

      - Cześć - powiedziałem spoglądając w jej stronę.
     - Hej - odpowiedziała zdziwiona. Patrząc na nią miałem wrażenie, że serce wyskoczy mi z klatki piersiowej. W końcu ją spotkałem, muszę to dobrze wykorzystać.
     - Widzę, że ty też "świetnie" się bawisz? - uśmiechnąłem się. Chcąc się przywitać, wyciągnąłem ku niej rękę - Jestem Piotrek, a ty?
     - Róża. - odpowiedziała zawstydzona, ściskając moją dłoń. Była taka delikatna.
     - Więc... - zacząłem - skąd się tu wzięłaś? To znaczy u Kuby?
     - Jego siostra, Kamila, jest moją współlokatorką. Kiedy powiedziałam jej, że jestem fanką siatkówki, obiecała mi, że pójdziemy w piątek do Kuby.
     - To dlatego chodziłaś ostatnio na treningi Asseco - zaśmiałem się patrząc na jej zdziwioną minę. - Nie dziwię się. Kamila często odwiedza brata w piątki czy soboty... Słuchaj, skoro już tak stoimy tutaj, to może chociaż się przejdziemy kawałek? Oczywiście, jeśli będziesz miała ochotę..
     - Ok - rzuciła i ruszyliśmy po oświetlonych chodnikach.
     Poprosiłem ją, żeby opowiedziała mi coś o sobie. Mówiła o przeszłości, jednak bez szczegółów. Była spokojna i nieśmiała. Wypowiadając każde słowo wyglądała jak anioł...
    - A powiedz, byłaś kiedyś na meczu Resovii? - zapytałem.
    - Nie, nie miałam nigdy okazji... Kiedyś byłam w Rzeszowie, z zespołem tanecznym, miałam już nawet zarezerwowany bilet, ale musieliśmy szybciej wyjechać, bo jedna z dziewczyn zachorowała - posmutniała
    - W takim razie załatwię ci bilet na następny mecz - powiedziałem dumny, a ona podniosła na mnie wzrok jakbym powiedział co najmniej o jakimś cudzie.
   - Naprawdę? - zapytała trochę bardziej ożywiona
   - Pewnie, żaden problem. Następny mecz jest we wtorek. Będę ci musiał tylko dać go trochę wcześniej... Może po którymś z treningów na którym będziesz, zostaniesz chwilę, a ja dam ci ten bilet? - zapytałem
    - No dobra - powiedziała zmieszana - Może wrócilibyśmy już do mieszkania? Jest mi strasznie zimno, a w środku na pewno jest gorąco.
    - Dobrze, wracamy - powiedziałem zdejmując bluzę, którą miałem na sobie i wręczając ją dziewczynie.Ubrana w bluzę o kilka rozmiarów za dużą, wyglądała naprawdę śmiesznie, a za razem słodko.
    Idąc ulicami chciałem, żeby ta chwila trwała i trwała. Nie, nie zakochałem się w niej, nie byłem pewny nawet czy potrafiłbym ją przytulić. Po prostu chciałem z nią dłużej porozmawiać, pośmiać się.. Znałem ją kilka godzin, ale czułem się jakbyśmy byli starymi przyjaciółmi, spotykającymi się po latach i opowiadającymi sobie co się u nich zdarzyło w czasie rozłąki.
      Weszliśmy do kamienicy, a w niej schodami dotarliśmy pod mieszkanie Kuby. Przed wejściem spojrzałam na brunetkę. Mimo, że na korytarzu było dosyć ciepło, nadal miała zarumienione policzki.
   - Miło było cię poznać - powiedziała z uśmiechem.
   - Mnie także. I mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze. To znaczy... e.. na meczu! - dodałem szybko gdy zobaczyłem jej zmieszaną minę.
  - Tak, też na to liczę.. - mówiła zdejmując moją bluzę. Jej budowa wskazywała na długie lata ciężkich ćwiczeń. - Dzięki za pożyczenie. Wracamy do środka?
   Przytaknąłem, po czym otworzyłem przed nią drzwi. Weszła do pomieszczenia i od razu poszła do Kamili. Usiadła koło niej jednak nic nie mówiła.
    Do mnie w tym czasie zdążył podejść Bartman.
   - Starym gdzie ty byłeś tak długo? - spytał rozglądając się wokół.
   - Łaziłem. Trochę tu za głośno jak dla mnie - odpowiedziałem i poszedłem po sok. Spojrzałem na zegarek, była 01:20. Czyli jeszcze chwilę i będziemy wracać. Bynajmniej ja będę wracać, bo nie chcę być znowu nieżywy na treningu.
 Stanąłem na balkonie i bezczynnie wpatrywałem się w czarne niebo. Przypomniał mi się tamten wieczór.
    Szedłem właśnie zmęczony z treningu. Byłem trochę zdołowany, bo Emilia cały czas mnie unikała. Kiedy chciałem się z nią spotkać i porozmawiać co się dzieje, zawsze miała powód by odmówić. Rozumiałem to, że studiowała, ale przestała się nawet pojawiać na moich meczach.
 Idąc zaśnieżonymi ulicami Rzeszowa rozglądałem się za jakimś spożywczakiem, bo kolejny wieczór spędzałem bez kolacji Emi, więc gotowałem sam. Wtedy zobaczyłem ją. Nie była sama. Na początku myślałem, że tak za nią tęsknię, że przewidziało mi się. Szedłem dalej. Jednak słysząc jej wysoki śmiech obejrzałem się, a to co zobaczyłem nie przypadło mi do gustu. Mężczyzna, na oko 30 lat, 190 całował ją namiętnie a ona nie stawiała mu oporu. Wręcz przeciwnie, sprawiało jej to przyjemność. Nie pamiętam w jaki sposób to zrobiłem, ale po kilku minutach para była rozdzielona, a facet leżał na ziemi z podbitym okiem i krwawiącym nosem. Emilia płakała, wyzywała mnie od skurwieli i bezczelnych chamów.
 - Nie ja jestem tu bezczelny. - powiedziałem - Bezczelna byłaś ty wmawiając mi bajeczki o wyjazdach z grupami oraz obszernym materiale do nauki... Nie mam ochoty cię znać.
   Po tych słowach zabrałem torbę, którą wcześniej odrzuciłem na bok, po czym oddaliłem się słysząc jeszcze obelgi kierowane w moją stronę krzyczane przez łkanie. Nie robiło to już na mnie wrażenia. Poczułem wtedy ogromne przygnębienie, nie potrafiłem normalnie żyć. Od tamtego momentu myślałem, że miłość nie istnieje. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że mogę znowu czuć motyle w brzuchu i szybciej bijące serce z powodu dziewczyny.
     Z rozmyślań wybił mnie głos Zbyszka.
   - Piotrek, co tu stoisz tak sam? Nawet nie zawołasz swojego przyjaciela do wspólnego dumania - stanął obok mnie, przez co od razu poczułem u niego o kilka piw za dużo.
   - Już nie dumam. - powiedziałem trochę bardziej zasmucony - Idę chyba do siebie, a ty?
   - Chyba nie dojdę tak daleko sam - powiedział brunet chwytając się futryny, żeby uniknąć upadku.
   - Podwiozę cię pod dom - rzuciłem szukając na wieszaku swojej kurtki. - Za 15 minut jedziemy, więc ładnie pożegnaj się z wszystkimi.
   Odszedł do reszty. Oparłem się o ścianę i wypatrywałem Róży. Siedziała zamyślona przy małym stoliku. Spojrzała na mnie, lekko się unosząc kąciki ust. Odwzajemniłem uśmiech. Ruszyłem w stronę zebranych ludzi, żeby się pożegnać. Każdemu z uśmiechem ściskałem dłoń. Doszedłem do Kamili i zastanowiłem się co zrobić żegnając się z Rose. Może ją przytulić? Albo pocałować w dłoń? To chyba za bardzo śmiałe jak na nową znajomość... Może przytulić delikatnie, tylko dotykając jej talii? Boję się jednak jej reakcji...
   Kończąc wymieniać uśmiech z Kamą zatrzymałem się na chwilę patrząc w oczy brunetce. Przecież nie mogę zrobić nic zbyt odważnego, bo zepsuję cały dzisiejszy wieczór!
   Podałem jej dłoń z szerokim uśmiechem. Odwzajemniła go delikatnie.
   - Do zobaczenia, Piotr - powiedziała puszczając mi oko.
   - Do zobaczenia - powtórzyłem za nią nie mogąc się oderwać od jej brązowych tęczówek. Pogonił mnie Zibi, ciągnąc mnie za ramię
   - Daalej, Piter, bo zwrócę całą dzisiejszą kolację na siedzenia w twoim aucie! - gadał prowadząc mnie w stronę drzwi.
   Zdążyłem się odwrócić i na nią spojrzeć. Pomachała nieśmiało z uśmiechem w moją stronę. Więcej nie zdążyłem jej zobaczyć, bo drzwi za mną zamknął Bartman
    - Koniec flirtów na dzisiaj, teraz jedziemy na Słoneczną pod dom Bartmanów.
 Zaśmiałem się odpalając samochód, który ruszył w stronę mieszkania Zbyszka.
    Nie mogłem się jednak na niczym skupić, w głowie miałem tylko uśmiechniętą Rose. Myśl, że spotkam ją za jakiś czas pobudzała mnie do życia.
 Różo, proszę, bądź kimś, kto wprowadzi do mojego życia chociaż odrobinę radości  nadziei na lepsze jutro...

---------------------------------
Dobry..
Przepraszam, że dodaję dopiero dzisiaj, ale wcześniej nie mogłam znaleźć weny :D
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba :)

sobota, 1 grudnia 2012

Rozdział 4

    Godzina 4:30. Kuźwa. Znowu nie mogę spać,.. Sama nie wiem czy to przez nerwy, czy tęsknota, bynajmniej  coś, co nie pozwala mi zasnąć. Leżąc bezczynnie w łóżku zaczęłam wspominać ostatni oglądany trening. Po raz kolejny Nowakowski na mnie patrzył. To dziwne, żeby przez przypadek tyle razy nasze wzroki się spotkały. W większości odwracałam się, bo nie chciałam wyjść na jedną z tych dziewczyn, które przychodzą, żeby ponapalać się na wygląd siatkarzy. Dla mnie ważne były emocje, a nie umięśnienie i ładna twarz.
    Cały czas leżałam, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Minęło 15 minut, a ja zaczęłam robić się senna. Uspokojona tym, że dzisiaj pójdę z Kamilą do Kuby, zasnęłam wymyślając scenariusze na dzisiejszy dzień.
   O 7:00 zadzwonił budzik.. Cholera, znowu będę niewyspana.  Starałam podnieść się na rękach, ale od razu opadłam. Nie miałam w ogóle sił.
   - Kamilaa- zawołałam zachrypniętym głosem.
   - Coo? - odpowiedziała niewyraźnie spod kołdry na łóżku obok. Najwidoczniej też niedawno się obudziła. Spojrzałam w jej stronę. Spod porozwalanej kołdry wystawała tylko zwisająca ręka i burza blond włosów.
   -Pomóż mi wstać- prosiłam - Nie mogę się ruszyć!
 Pogadała coś pod nosem na mnie, ale wygramoliła się i pomogła stanąć na nogach.
   - Co ty byś beze mnie zrobiła - spytała ścieląc łóżko.
   - Na pewno bym nie wstała. - odpowiedziałam szykując ubrania na przebranie.- Dzięki. Idę się ogarnąć
    Poszłam do łazienki, wyszykowałam się i ubrałam. Dzień jak każdy inny. Znowu nie chce mi się żyć... Najchętniej teraz wróciłabym do czasów, kiedy potrafiłam beztrosko bawić się i śmiać z tatą w Spale, on zaprowadzał mnie na zajęcia i kiedy miałam łzy w oczach, że tata nie będzie na mnie czekał, całował mnie w czoło mówiąc " Nie bój się, może mnie nie widzisz na sali, ale ja cały czas tam jestem". Zawsze podtrzymuje mnie to na duchu; mam wrażenie, że robiąc coś dobrze i dostając pochwałę tata jest na korytarzu i przysłuchuje się, jaką zdolną ma córkę. Jest ze mnie dumny, kocha mnie. A po zajęciach zawsze chodziliśmy na czekoladowe lody. Chciałabym do tego wrócić... Ale tak się nie da, czasu nie można cofnąć.
   Wyszłam do pokoju, a tam spakowałam torbę i szykowałam się do wyjścia.
    - Dzisiaj podobno na matmę ma przyjść praktykant z Uniwersytetu. - mówiła Kama - kolejny raz jakiś kwadrat. Ale lepsze patrzenie na takiego przy tablicy niż rozciąganie na balecie.
     W drodze do gmachu szkoły Kama cały czas mówiła o treningu i jaki to Bartman jest świetny. Słuchałam jej, ale nie mówiłam nic. Chciałam już skończyć lekcje, wrócić do internatu i odpocząć.
    Wszystkie lekcje mijały dosyć szybko i bez komplikacji typu kartkówki czy pytanie, tylko ta matematyka...
        Weszłyśmy do klasy i zajęłyśmy miejsca w ławce. Nie minęło 10 minut, a do klasy pełnej dziewczyn wkroczyła Migawa (tak nazywaliśmy nauczycielkę z matmy), a wraz z nią dosyć wysoki przystojny brunet. Rozejrzałam się po klasie i w prawie każdych oczach zauważyłam podjaranie chłopakiem. I nagle każda zacznie kochać matmę...
     - Dziewczęta - zwróciła się do nas Migawa - oto Maciej Krawczyk, student matematyki i fizyki na Uniwersytecie Rzeszowskim. Przez najbliższy czas będzie przychodził do nas na zajęcia, więc proszę, abyście były dla niego miłe.
  Oho, jest ładna buźka to jest i podniet. Byle tylko w języku był tak błyskotliwy jak na "ideał" przystało.
   Maciej uśmiechnął się ładnie i odprowadzony wzrokiem 20 dziewczyn, zajął miejsce w szkolnej ławce. Siedząc i "słuchając" Migawki przeleciała mi cała matma. Przez następne lekcje z ust Kamy nie usłyszałam nic innego, prócz wywodów o boskim Maćku.
      - Mówię ci, dzięki niemu matma wydawała się taka prosta! - mówiła w drodze na stołówkę. - Kiedy stał nade mną i tłumaczył mi te równania... Ach, on jest taki cudowny! Mogłabym godzinami wpatrywać się w jego piękne niebieskie oczka! I do tego jest taki mądry... Bo byle kto nie może studiować matematyki, prawda?
    - Taa, nie może - powiedziałam znudzona.
 Dotarłyśmy do stoiska, wzięłyśmy jedzenie i poszłyśmy do stolika.  I znowu to samo... Maciek to, Maciek tamto.. Niby to nic dziwnego, po prostu jej się spodobał. Przetrwam to, mówiłam sobie, przetrwam.
    Skończyłyśmy jeść i wróciłyśmy do pokoju nr 14. W końcu! W końcu piątek, odpocznę i pośpię...
    - To szykujemy się Rose, o 19 mamy być u Kuby - powiedziała Kama wkładając jeansy i koszulkę na zmianę do torby .
  No tak, impreza, zapomniałam... Nie chce mi się iść, no ale obiecałam... Ech, przecierpię kilka godzin i pójdę gdzieś na długi samotny spacer.
    - Jak myślisz, ta bluzka będzie ok? - spytała przykładając do siebie pomarańczową jaskrawą bluzkę wiązaną na szyi. Wspaniale komponowała się z jej opalenizną i białymi spodniami.
    - Tak, jest dobrze. Pasuje do Ciebie - powiedziałam uśmiechając się.
    - A ty co ubierasz? - zapytała ożywiona
    - Ja.. Sama nie wiem, czarne spodnie i jakąś białą bluzkę.
    - No ok.. Chciałam ci coś pożyczyć, ale mam chyba inny styl. Szkoda, bo wyglądałabyś pięknie w czerwonej bluzce bez ramion i czarnej spódniczce. No trudno, pakujmy się i w drogę, bo kawałek do przejścia mamy - powiedziała i zaczęła się szykować. Podążyłam za jej śladem i spakowałam ubrania na zmianę. Na twarz nałożyłam lekki makijaż i ubrałam czarne rurki a do tego szarą koszulkę z logiem System Of A Down.
   Gotowa do wyjścia ubrałam trampki i skórzaną kurtkę. Czekałam chwilę na Kamilę, która wyglądała naprawdę dobrze. Wyszłyśmy z pokoju i zakluczyłyśmy drzwi. Poszłyśmy wypisać się na weekend i oddać jeden klucz. Poszłyśmy przez miasto. Gadałyśmy o wszystkim, zaczynając od herbat z kuchni, przez zazdrosną Oliwię (temat często przez Kamę poruszany) aż po Maciusia. Gdy dotarłyśmy do mieszkania Kuby poznałam już 12 nowych  cech praktykanta.
    Zapukałyśmy do drzwi, a w nich ukazał się opalony umięśniony brunet. Spojrzał na nas i na jego ustach pojawił się taki sam uśmiech jak u mojej przyjaciółki.
   - Cześć - powiedziała Kamila - jesteśmy trochę wcześniej, bo na pewno potrzebujesz pomocy. A, to jest Róża Wilk, wspominałam ci o niej. Rose, to jest mój brat, Kuba.
   - Cześć, miło cię poznać - powiedział ściskając delikatnie moją dłoń. Uśmiechnęłam się szczerze, co szybko odwzajemnił.
  Weszliśmy do środka. Mieszkanie było dosyć duże jak na jedną osobę. Udekorowane już na wieczór, miało w sobie tajemniczą atmosferę. Pomogłyśmy Kubie porozstawiać jedzenie i alkohol, po czym w trójkę usiedliśmy przed telewizorem i oglądaliśmy jakiś denny program. Czekaliśmy na gości, którzy zostali dla mnie zastanawiającą sprawą...

  - Róża, śpisz? - usłyszałam głos Kamy. No tak, usnęłam. Świetnie..
  - Już nie - odpowiedziałam ziewając - Dzięki, że mnie obudziłaś teraz a nie później.
  - Spoczko. Za pół godziny zaczną się schodzić, więc rozbudź się trochę. Chcesz coś do picia?- zapytała
  - Nie dzięki. Wyjdę na balkon i będzie ze mną ok. - powiedziałam otwierając szklane drzwi i wychodząc na zimne kafelki. Było tak przyjemnie chłodno. Nie chciałam stamtąd wracać, ale usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybko weszłam do środka i stanęłam koło Kamili, czekając na witanie się z gośćmi. Przyszli jacyś koledzy, przywitali się i usiedliśmy przy stoliku.
   Czas mijał, a ludzi było coraz więcej. Około godziny 21 impreza zaczęła się rozkręcać, było coraz głośniej. Ludzie siedzieli przy stoliku lub tańczyli do głośnej muzyki puszczanej z wierzy. Siedziałam na sofie słuchając rozmów Adriana i Kuby o ostatnim wygranym meczu Resovii. Sprzeczali się, kiedy otworzyły się drzwi. Do pomieszczenia weszli... Zbyszek Bartman i Piotrek Nowakowski, który od razu wzrok skierował na mnie.



     Zobaczyłem ją. To była Ona. Na pewno Ona. Wyglądała tak pięknie.. Nie mogłem się na nią napatrzeć, była tak słodka.. Nie mogłem jednak długo na nią patrzeć, bo podbiegł Kuba.
   - Siema chłopaki! Myśleliśmy, że już nie przyjdziecie! - zawołał i przywitał nas rzucając się każdemu z osobna na szyję. Waliło od niego alkoholem.
  - Cześć, cześć. Trening nam się przedłużył trochę, ale staraliśmy się jak najszybciej tu dotrzeć - mówił Zibi.
  - To spoko. Widzę, że przyprowadziłeś ze sobą Pitera! - dopiero teraz zrozumiał kogo przed momentem witał. Uśmiechnąłem się do niego lekko i spojrzałem na towarzystwo. Nie wyróżniała się. Drobna dziewczyna wtapiała się w towarzystwo, nie rzucała się w oczy. Spotkałem się z nią wzrokiem. Uśmiechnąłem się do niej, ale ona tylko zarumieniona spuściła wzrok. Zajęliśmy miejsca przy barku. Z tego miejsca miałem widok na brunetkę. Szepcząca jej siostra Kuby co jakiś czas spoglądała na mnie. Brunetka przeczyła jej głową, po czym wstała i poszła do kuchni. Tam wzięła sok pomarańczowy i usiadła na krześle. Chciałem się do niej przysiąść, już szedłem w tamtą stronę, ale Bartman- idiota pociągnął mnie za ramię, żebym popatrzył jak tańczy Adrian z blondynką. Nie interesowało mnie to, ale dla świętego spokoju wolałem odwrócić w tamtą stronę głowę. Naszła mnie pewna myśl. Podszedłem do Kuby.
   - Ej, słuchaj, jak nazywa się ta brunetka z którą gadała twoja siostra? - zapytałem.
   - Y.. Chyba Róża, ale nie pamiętam już. A ty nie pijesz? - zapytał i chuchnął mi w twarz. Zebrało mi się na wymioty. Nienawidziłem gdy ktoś nadużywał alkoholu. Oddaliłem się od niego jak najszybciej mogłem.Rozejrzałem się po domu, nie było jej. Pewnie już wyszła, nie wyglądała na dobrze bawiącą się. Trudno. Muszę wyjść, duszno mi się zrobiło. Rzuciłem tylko Zbyszkowi, że wychodzę na chwilę.
     Zbiegłem po schodach. Otworzyłem drzwi od klatki. Stanąłem przed wejściem. Zrobiło mi się trochę lepiej. Rozejrzałem się po okolicy. Serce zaczęło mi mocniej bić, w brzuchu zaczęły buszować motyle, a nogi zrobiły się jak z waty.
    Stała tam. Sama. Jakby czekała tylko abym do niej podszedł. Wahałem się. Podejść? Nie? Co zrobić? Spojrzała na mnie. Chyba mam zwidy, bo wydaje mi się, że się uśmiechnęła. Dalej Piotrek, odważ się. Masz okazję ją poznać!
    Ruszyłem. Szedłem, choć nogi odmawiały posłuszeństwa. Może skręcić? Jeszcze kilka metrów.. Dalej, dasz radę!
    Stałem koło niej. Wydawała się taka drobna. Spojrzała na mnie. Uśmiechnąłem się szczerze.
   - Cześć- powiedziałem.

----------------------------
Jaki męczący rozdział -.-
Obiecuję, że kolejny będzie ciekawszy :)
Piotrek i Róża.. można powiedzieć, poznają się :D
Kolejny także za kilka dni ;)