środa, 28 listopada 2012

Rozdział 3

     Obudziłam się o 6:30. Lekko zdezorientowana rozejrzałam się po pokoju i zobaczyłam Kamilę. Blondynka smacznie spała. Nie marnując ani chwili nowego dnia zabrałam ubrania na przebranie i poszłam do łazienki.
   W lustrze zobaczyłam tą samą bladą, ponurą twarz. Ciemne kosmyki włosów przylepiały się do policzków. Weszłam pod prysznic w celu odświeżenia się. Wystające kości delektowały się strumieniami gorącej wody, a włosy były już całkowicie mokre. Umyłam się i pozawijana w ręczniki usiadłam na brzegu wanny zaczęłam myśleć... Poczułam tą bolącą pustkę. Mimo internatu pełnego dziewczyn czułam się samotna. Faktycznie, mam Kamilę, która obiecała, że nie zostawi mnie samej... Ale nadzieja matką głupich; zawsze mogę jej się znudzić.
     Z zamyślenia wyrwały mnie dźwięki zza drzwi. Kama już się obudziła. Ubrałam się szybko w czarne rurki, białą bokserkę i fioletową długą koszulę w kratę. Wysuszyłam włosy, które mimo prób ułożenia i tak układały się w niesforne loki. Wychodząc zauważyłam ubierającą się Kamilę. Gdy mnie zobaczyła, w jej zaspanych oczach zaświeciły się iskierki radości.
  - Jak ci się spało? - zapytała zakładając zieloną bluzę z napisem "Hug me!".
  - Bywało gorzej - uśmiechnęłam się lekko- wcześnie się obudziłam, więc weszłam jeszcze pod prysznic.
   - To dobrze, musisz dobrze wyglądać pierwszego dnia - puściła mi oko śmiejąc się - Pan od matmy lubi ładnie pachnące włosy
   W wesołej atmosferze pakowałyśmy książki i stroje to toreb. Ubrałyśmy buty i wyszłyśmy na korytarz, żeby zakluczyć drzwi. Wychodząc uderzyła nas woń smażonych omletów z czekoladą.
   - Ale się zrobiłam głodna! - powiedziała Kamila wdychając rozchodzący się zapach - zjadłabyś coś?
   - Chętnie, ale chyba się spóźnimy
   - Spoko, na balet często się spóźniamy. - chwyciła mnie ponad nadgarstek i pobiegłyśmy do kuchni. Tam zabrałyśmy to omlecie i szklance soku. Po zjedzeniu pobiegłyśmy do szkolnej przebieralni. Usiadłam obok Kamili i przebrałam się w białe legginsy, czarne body i lekko błyszczące puenty. Gdy weszłyśmy do sali, dziewczyny z naszej klasy stały już przy drążku. Podeszłam do starszej kobiety, która była instruktorką.
   - Dzień dobry, nazywam się Róża Wilk, jestem ze Spały. Miałam przyjść na pani zajęcia - powiedziałam z uśmiechem na ustach.
   - Witam, od dzisiaj będę twoją instruktorką. Uczniowie mówią na mnie Sowa. Mam nadzieję, że pod moimi skrzydłami rozwiniesz swój talent i osiągniesz wiele sukcesów. - odpowiedziała spokojnie, Wydawała się taka sympatyczna - Pamiętaj jednak, że będę cię traktować jak każdą inną dziewczynę. A teraz idź się rozgrzać. Macie na to 30 minut, a potem 90 minut ćwiczeń.
      Posłuchałam polecenia i oddaliłam się do barierek. Rozciągnęłam się, czując na sobie ciekawskie spojrzenia. Nie przejmując się tym ćwiczyłam dalej. Po 15 minutach Przeszłam przed lustro ćwiczyć równowagę i arabeskę. Zrobiłam wszystkie ćwiczenia i podeszłam do siedzącej już Kamili.
  - Masz bardzo płynne ruchy. - powiedziała- Sowa to ceni u nowych.
  - Mówisz? - zawstydziłam się - na pewno wszyscy mają takie ruchy. To nic nadzwyczajnego.
   - Nieprawda! Jedyną osobą, która ma zbliżone ruchy do twoich jest tamta brunetka - wskazała na ładną dziewczynę w długich czarnych włosach. Jej sylwetka była szczupła, ale kobiece krągłości miała. Minę miała bardzo wyniosłą.
    Oglądanie brunetki przerwało mi wołanie Sowy, że czas już na układ... No super, szkoda tylko, że nie znam tutaj żadnego układu.Nie chcąc się mieszać, stanęłam na uboczu i postanowiłam ułożyć improwizację. Kiedy muzyka popłynęła, zaczęłam delikatnie stawiać kroki. Wsłuchałam się w muzykę i tańczyłam swoje. Cała roztańczona nie usłyszałam jak wyłączono muzykę. Rytm w mojej głowie nie ustawał. Dopiero po jakimś czasie zrozumiałam co się dzieje i oblana rumieńcem stanęłam ze spuszczoną głową. Podeszła do mnie Sowa. Świetnie, pierwszy dzień i już opieprz.
  - Sama wymyśliłaś te kroki -zapytała, na co przytaknęłam. - To zadziwiające. Muzyka jest ze szkoły, więc nie mogłaś jej kiedykolwiek słyszeć. Doskonała improwizacja. Gratuluję, dobrze zaczęłaś naukę u mnie, ale popatrz na to, co tańczy reszta dziewczyn, bo chciałabym, żebyś tańczyła z nimi.
    Spojrzałam na nią oczyma jak pięciozłotówki. Nie wierzę, że spodobała się jej moja improwizacja. Czułam jak czarnowłosa dziewczyna mierzyła mnie wzrokiem, jednak nie przejęłam się tym. Śledziłam ich taniec, a w połowie zajęć zaczęłam naśladować ich kroki. Gdy skończyły się zajęcia i udałyśmy się do szatni, dorwała mnie Kamila
   - Rose, to było świetne! Jakie ty masz ruchy! I pamięć do układów. My uczyłyśmy się 2 razy dłużej niż ty. Tylko pozazdrościć! - mówiła tak szybko, że ledwo zdołałam ją zrozumieć.
   - Dzięki, ale to przecież normalne - uśmiechnęłam się lekko.
     - Normalne?! -zniżyła głos do szeptu - Dziewczyno, Oliwia była tak bardzo zazdrosna, że chętnie zjadłaby cię!
    - Zazdrość? Nie sądzę... Ok, chodź, przed nami jeszcze kilka lekcji
Przebrałyśmy się i spakowałyśmy , po czym poszłyśmy na resztę lekcji. W większości uśmiechałam się nieszczerze i słuchałam nauczycieli, którzy mówili o wszystkim i o niczym. Zmęczone wróciłyśmy do pokoju.
   - O 16 idę na trening Sovii, idziesz ze mną? - spytałam leżąc na łóżku.
    - No pewnie, chętnie. Ale proszę cię, idźmy już coś zjeść. Umieram z głodu!
 Poszłyśmy na stołówkę, całą w zapachach posiłku. Siadłyśmy do stołu i zjadłyśmy całą zawartość talerzu. Nie pamiętam kiedy byłam aż tak głodna. Dosiadło się do nas kilka koleżanek Kamy. Były całkiem fajne, ale nie rozmawiałam z nimi dużo, bo myślami siedziałam już na trybunach i śledziłam piłkę  przechodzącą z jednej strony siatki na drugą. Kiedy skończyły gadać przeprosiłam i porwałam moją współlokatorkę.
     - Dobra, mamy 30 minut do treningu. Idziemy.
 Szłyśmy spokojnymi uliczkami, a Kamila nie mogła przeżyć zazdrości Oliwii.
   Mówię ci, ona nigdy nikomu nie zazdrościła. Zawsze pierwsza w szeregu, najlepiej ubrana, najpopularniejsza... Po prostu Pani Chodzący Ideał! Aż zjawiła się szara myszka Róża Wilk i gadzina poznała uczucie zazdrości.
    Szła zadowolona wymachując rękoma. Była taka szczęśliwa... Cieszyło mnie to. Poznałyśmy się tak niedawno, a dla mnie już była jak siostra, której nigdy nie miałam.




Wchodziłem właśnie do szatni, gdy wleciały we mnie czarne spodenki. Wspaniałe powitanie.
   BARTMAN, IDIOTO! - usłyszałem głos Schopsa, a po nim śmiech Zbyszka.
  - Cześć - rzuciłem i zacząłem się przebierać. Nie słuchałem co mówią inni, nie miałem ochoty na śmianie się  z dogryzania sobie.
  - Hej, Piter, nie wiesz gdzie są moje getry? - zwrócił się do mnie Bartman.
  - Chyba podkolanówki - Igła zaczął się głośno śmiać gardłowym śmiechem.
  - Zamknij się, Ignaczak! - ryknął w odpowiedzi atakujący.
  - Chyba są na szafie - odpowiedziałem i obserwowałem Zibiego wodzącego ręką po szafie.  Trzymając w ręce cel poszukiwać zaczął szukać winnego. Nikt nawet nie ośmielił się zaśmiać. W końcu zrezygnowany włożył je go torby i ubrał świeżą parę.
  - Ej, wy też zauważyłyście, że coraz więcej ludzi przychodzi na nasze treningi?- spytał Grzyb, na co wszyscy przytaknęli.
 - No, to jest coś... Czasem nawet niezłe towary się trafiają - Bartman rozejrzał się z tym swoim zawadiackim uśmiechem. Nie wiem jak on tak może. Myśli tylko o tym, którą laskę uda mu się szybciej przelecieć... Nie chcąc słyszeć kolejny raz listy dziewczyn, które zaliczył na ostatniej imprezie, zacząłem kierować się do wyjścia.
  - Nowakowski,a a ty co? - usłyszałem zdziwiony głos Grześka Kosoka.
  - Nic, idę na salę poćwiczyć.
  - Myśli, że go dupa zostawiła i świat się na tym kończy - słyszałem drwiący śmiech Zbyszka. Nie wytrzymałem. Podszedłem do niego i za koszulkę pociągnąłem go do góry. Strach i zdziwienie w jego oczach - coś nie do zapomnienia.
   - Jeszcze raz powiesz coś na ten temat, a w twoim jakże uroczym uśmieszku pojawi się kilka dziur. - wysyczałem przez zęby. Puściłem go i mimo uwag reszty drużyny, z zaciśniętymi pięściami i nienawiścią w oczach poszedłem na salę.
      Trybuny były jeszcze prawie puste. Rozejrzałem się i zobaczyłem kilka znajomych twarzy, w tym jej twarz- dziewczyny z ostatniego treningu. Mimo, że kompletnie jej nie znałem wydawała się tak bardzo bliska... Znowu odwracała wzrok. Nie mogłem złapać z nią kontaktu wzrokowego. No cóż... Trudno, może jeszcze przytrafi się okazja . teraz pora skupić się na grze.
  Nagle usłyszałem za sobą ciężkie kroki. Bartman.
   - Piotrek - usłyszałem znany przepraszający ton - Stary, bardzo cię przepraszam. Zachowałem się jak idiota. Wiem, że po stracie Emilii nadal nie możesz się otrząsnąć. Jeszcze raz sorry. Jesteśmy kumplami, nie potrafię być z tobą skłócony.
 Słysząc to poczułem się lepiej. Haha, znowu wygrałem.
   - Spoko - nie wykazywałem żadnych emocji.
   - W rekompensatę zabieram cię jutro na imprezę. I nie chcę słyszeć sprzeciwy. Rozerwiesz się trochę, będzie fajnie.
   - No ok, jutro się dogadamy - rzuciłem obojętnie szukając kontaktu wzrokowego z drobną brunetką. Znowu się odwróciła. Cholera! Nie ma co się czarować, specjalnie mnie olewa. Muszę się zająć treningiem. Piotrek, skup się! Jutro idziesz z Zibim, może poznasz kogoś, kto pomoże ci zapomnieć o tym bólu, pocieszałem się. Na marne, mój wzrok dalej wracał do brunetki. Gdybym tylko mógł ją poznać.. Wtedy poczułbym się choć trochę szczęśliwszy...

------------------
Dobry :D Tym razem rozdział podzielony na dwie części - część Róży i Pitera
Mam nadzieję, że rozdział przypadnie Wam do gustu :)
Rozdział dłuższy od pozostałych.. Następny postaram się dodać za kilka dni :)

niedziela, 25 listopada 2012

Rozdział 2

    Weszłam do internatu, w którym było o wiele więcej dziewczyn siedzących na wielkich wygodnych sofach. Widać było jak łączy je przyjaźń, gdy śmiały się do łez i rozmawiały z podekscytowaniem o błahostkach. Kiedy jedna z nich na mnie spojrzała, od razu wzrok reszty też na mnie powędrował. Lekko uśmiechnęłam się do nich, po czym skierowałam się w stronę windy. Wjechałam na pierwsze piętro słuchając piosenki kojarzącej mi się z domem. Odruchowo zwiesiłam głowę, myśląc jak bardzo już za nimi tęsknię... Ale muszę być silna, nie poddam się!
  Winda otworzyła się, a ja wyszłam z niej prosto pod pokój 14. Chciałam otworzyć drzwi kluczem, ale były już otwarte. Sięgnęłam złotej klamki i weszłam do środku, gdzie doszły mnie dźwięki "Lithium" Nirvany. Podążyłam więc za piosenką do drugiego pomieszczenia, gdzie spotkałam leżącą na kanapie szczupłą blondynkę w wysokiej kitce. Śpiewała piosenkę z zamkniętymi oczyma, więc ani mnie nie widziała ani nie słyszała.
  - Y.. Cześć! - krzyknęłam na tyle głośno, żeby mnie usłyszała. Spojrzała na mnie z zaskoczeniem w oczach, które po chwili zmieniło się w radość. Wyłączyła muzykę i zwróciła się do mnie:
  -O, hej! Ty pewnie jesteś moją nową współlokatorką. Jestem Kamila Janusz.- przedstawiła się blondynka lekko mnie przytulając. Zaskoczyła mnie tym gestem, ale odwzajemniłam go.
  -Miło mi, Róża Wilk - odpowiedziałam zachwycona nową znajomą. Biła od niej taka aura ciepła, że byłam pewna, że będę potrafiła dojść z nią do porozumienia na każdy temat.
   - To... napijesz się czegoś? - spytała Kamila. - mamy naprawdę dobrą herbatę na dole. Co jak co, ale ciepłą herbatę chyba lubisz?
   - Tak, lubię... To gdzie iść? - spytałam zdezorientowana.
   - Poczekaj, ubiorę buty i pójdziemy do kuchni. - powiedziała dziewczyna z uśmiechem na ustach. Przyglądałam się jak Kamila ubierała błyszczące baleriny pasujące do jej jasnej sukienki. Kiedy była już gotowa, rzuciła w moją stronę tylko "ok, chodź"
  Nie czekając na dalsze zachęcenia podążyłam za blondynką. Idąc dziewczyna co chwilę mówiła coś do mijanych grupek ludzi. Musi być lubiana, pomyślałam. Dotarłyśmy do kuchni całego internatu, gdzie Kamila zaparzyła egzotyczną herbatę. Pachniała niesamowicie. Podała mi kubek i usiadłyśmy w pokoju dziennym. Przez chwilę panowała cisza. Ogólnie lubiłam milczenie, ale teraz było uciążliwe.
  - Opowiedz mi coś o sobie - wyrzuciłam z siebie, a Kamila spojrzała na mnie z uśmiechem od ucha do ucha.
   - Więc, jak wiesz, na imię mam Kamila, nazwisko Janusz. Wiem, to śmieszne - zaśmiała się dźwięcznie. - Mieszkałam w Krakowie, ale ze względu na taniec mieszkam w Rzeszowie. Przeprowadziłam się tu z bratem Kubą. On jednak znalazł sobie robotę i mieszka na wynajętym przez nas mieszkaniu. Non stop imprezuje, to męczące! - żaliła się- Zapewne niedługo go poznasz, bo często do mnie przychodzi. Kilka razy nawet przyprowadził kolegów... Ale spokojnie, jest na czym zawiesić oko - zaśmiała się szturchając mnie w bok.- A może ty coś opowiesz o sobie?
  -Nie mam za ciekawego życiorysu - zmieszałam się - taniec i prawie nic więcej.
   -Oj nie wstydź się! Będziemy razem mieszkać możliwe, że kilka lat, więc wcześniej czy później dowiem się o tobie całkiem sporo. To chociaż powiedz skąd jesteś i ile ćwiczysz - powiedziała z poruszeniem- i czym się interesujesz.
  - No więc pochodzę ze Spały. Na pierwsze zajęcia poszłam w wieku czterech lat, więc trenuję 13. Z życia nie jestem zadowolona, kilka razy dało mi popalić. Uwielbiam siatkówkę. Jako mała dziewczynka często zakradałam się na ośrodek gdzie przebywali siatkarze i patrzyłam jak ćwiczą. - uśmiechnęłam się na widok tych wspomnień - Potrafię godzinami siedzieć przed telewizorem i kibicować. Dlatego też byłam w siódmym niebie gdy dowiedziałam się o moim przyjęciu, bo jestem za Asseco.
   Mina Kamili zmieniła się, więc zamilkłam. Po chwili jednak uśmiech z powrotem zagościł na jej twarzy.
 - W takim razie muszę cię zabrać na jedną z  imprez Kuby. U niego często przesiadują siatkarze w naszym wieku i starsi. Chętnie tam chodzę, bo atmosfera jest świetna. Z tego co wiem, w piątek urządzają taką imprezę, możemy tam pójść. Masz ochotę?
   - No mogłabym iść, ale czy otworzą nam internat? Bo podejrzewam, że nie wrócimy przed 22 -zaśmiałam się. Tak, ja się śmiałam.
   - Spoko, przecież możemy przenocować u Kuby. Zabierzemy tylko najważniejsze rzeczy i wrócimy w sobotę lub niedzielę. A teraz chodź na górę, zadzwonię do Kuby i powiem mu, że wpadniemy
 Zaniosłyśmy kubki do zmywarki i poszłyśmy do pokoju. W czasie gdy Kama dzwoniła, wzięłam prysznic i zaczęłam słychać głośno muzyki przez słuchawki.
   - Wszystko uzgodnione, możemy zostać ile chcemy... Czy ja słyszę Guns N'Roses? - powiedziała przekładając jedną słuchawkę do swojego ucha i wsłuchiwała się w dźwięki "Paradise City" - Jakich jeszcze zespołów słuchasz?
   - W większości starych, typu AC/DC, Rolling Stones'ów czy Kiss.
   - To tak jak ja! Coś czuję, że szybko się zaprzyjaźnimy - powiedziała wywołując uśmiech na moich ustach.
  I tak rozmawiałyśmy cały wieczór o muzyce i ulubionych wykonawcach. Tak bardzo różniłyśmy się wyglądem, a tak mało charakterem ( prócz tego, że Kamila cały czas się śmiała). Za 2 dni piątek i idziemy do Kuby! Może rozpoznam tam kilka twarzy tak bardzo mi znanych. Już nie mogę się doczekać, ale przede mną jutro pierwszy dzień zajęć...
 Proszę, niech będzie taki jak pierwszy dzień w Rzeszowie, a Wszystko będzie dobrze...
-----------------------------------------
Tak więc, Róża poznaje wiecznie zadowoloną Kamilę.
Mam nadzieję, że postać współlokatorki Róży wam się spodoba, tak samo rozdział :)

piątek, 23 listopada 2012

Rozdział 1


   Stałam na peronie i z niedowierzaniem wpatrywałam się w wielki napis RZESZÓW GŁÓWNY. Nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Za kilka godzin moja przyszłość zmieni się już na zawsze... Dobra, trzeba znaleźć jakoś drogę do szkoły baletowej, a potem zadbać o pokój w internacie. Ciekawa jestem z kim będę mieszkać.
   W dawnej szkole tańca często dokuczały mi koleżanki z grupy. Zdarzało się tak, że w złości na nie uczyłam się perfekcyjnie piruetów i skoków. Na zajęciach nie znalazłam przyjaciół, za bardzo się od wszystkich różniłam. Dawniej miałam jedną przyjaciółkę, ale jej przeprowadzka i moje odcięcie się od świata po stracie ojca spowodowały, że straciłyśmy kontakt. Od tego czasu stałam się samotna i odrzucałam wszystkich wokół siebie. Nigdy też nie kochałam nikogo prócz rodziny i tańca. Nikomu nie ufałam, wszystkie problemy rozwiązywałam sama, bez pomocy innych. Pomogła mi w tym wyuczona umiejętność aktorstwa. Wszyscy odbierali wrażenie spokojnej, wesołej dziewczyny, która nie ma problemów. Nikt nie mógł dostrzec w moich oczach smutku i wielu nieprzespanych nocy z powodu wylanych łez. Ale nie narzekałam na to, żyłam samotnie.
   Życie w Rzeszowie chciałam rozpocząć od nowa, otwierając się na ludzi. Wchodząc do budynku szkoły ogarnęło mnie niezmierzone uczucie. Czułam się jak małe dziecko, gdy dostałam od sekretarki szkoły klucz od nowego pokoju. Złoty kluczyk wisiał na kółku wraz z pięknie grawerowanym "14".
   -W tym pokoju mieszka już dziewczyna w twoim wieku. Mam nadzieję, że będziecie się dogadywały. Tutaj jest twój plan lekcji. Dyrekcja, widząc drzemiący w tobie talent, proponuje treningi w pobliskim studio, dwie przecznice stąd, o tu - powiedziała wesoła młoda blondynka w okularach kujonkach jedną ręką pokazując na mapie czerwony punkt, a drugą wręczając mi plan i ulotkę z baletnicą w arabesce.
   - Bardzo pani dziękuję - uśmiechnęłam się serdecznie, a ona odwzajemniła gest.- teraz już pójdę załatwić sprawy w internacie, a potem rozejrzeć się po okolicy. Do widzenia - rzuciłam kierując się ku drzwiom.
 - Do widzenia, Różo. Powodzenia! - usłyszałam przed zamknięciem drzwi.
   Nagle poczułam jakby grom spadł na mnie z nieba. Kilka ulic dalej znajduje się przecież Hala Podpromie! To tam Asseco ma treningi! Jeśli się pospieszę, być może zdążę na ich dzisiejszy trening. Cała uradowana pognałam z bagażem do budynku internatu. Muszę przyznać, że wystrój był naprawdę
rewelacyjny, jak przystało na szkołę z piękną historią. Szybko doszłam do recepcji, w której spotkałam kobietę o wyrazie twarzy "Dzień dobry, jak miło cię poznać; jeżeli za 3 minuty nie znikniesz mi z widoku, twój nędzny żywot zakończy się za 4". Nieśmiało podeszłam do niej, lekko się uśmiechając.
   - Dzień dobry, nazywam się Róża Wilk, zostałam tu przysłana z sekretariatu szkoły baletowej- powiedziałam podając jej dowód tożsamości
   - Witaj, nazywam się Samanta, jestem opiekunką tego internatu.Zasady ciszy nocnej i zakazu imprez, alkoholu, środków odurzających itp. są ci znane, tak? Super. Twój pokój, jak już wiesz, ma numer 14. Pani lokatorka jest tu od niecałego roku. W razie problemów zapraszam do siebie- powiedziała prawie na jednych tchu, posyłając mi uśmiech numer 8. Podziękowałam i oddaliłam się w stronę windy. Na pierwszym piętrze znalazłam swój pokój. Weszłam do środka i spojrzałam na zawieszony zegar. Zostało mi tylko pół godziny do treningu Resovii! Tak bardzo chciałam zobaczyć ich trening na żywo, a jak już mam okazję to przed gadaninę recepcjonistki mogę ją stracić. Niech ta sztuczna gadzina modli się, żebym zdążyła...
  Zdążyłam tylko chwycić telefon z słuchawkami, portfel i aparat fotograficzny. Biegnąc ulicą na halę, cała drżałam z emocji... W końcu! W końcu zobaczę ich na żywo w komplecie! Zawsze miałam takiego pecha, że kogoś nie było, a ja się denerwowałam. Wchodząc szybkim krokiem do środka nie myślałam o niczym innym. Usiadłam na krzesełku na trybunach delektując się widokiem całego składu Asseco. Nagle poczułam na sobie wzrok idący z boiska. Mierzący sobie 205 cm środkowy upatrzył mnie z widowni. Dlaczego akurat Nowakowski? Jest chyba najgorszy z całej drużyny. Wiecznie bezuczuciowy i bez uśmiechu... Za bardzo przypominał mnie, więc nie potrafiłam go polubić.
   Po chwili jednak odwrócił wzrok, bo wleciała w niego niebiesko- żółta Mikasa. Mimowolnie zaśmiałam się i zaczęłam robić zdjęcia siatkarzom. Po zakończeniu treningu kierowałam się do wyjścia, ale powoli, Wolałam uniknąć przepychanek i ostrych słów między innymi. Idąc w stronę wyjścia założyłam słuchawki  na uszy i wpatrzona w ziemię szłam przez korytarz.Szłam tak chwilę zamyślona, kiedy do rzeczywistości sprowadziło mnie bolesne zderzenie. Upadłam i wszystko zaczęło mnie boleć i zrobiło mi się słabo. No tak, kolejne ataki bólu przede mną. Idealnie.
    - Uważaj jak cho... O, przepraszam, nic ci nie jest? - usłyszałam niski przyjemny dla ucha głos. Spojrzałam w górę i zobaczyłam wyciągniętą rękę.. Zbyszka Bartmana! Pomógł mi wstać, a ja stałam się czerwona jak burak.
  - Eee, nie nic mi nie jest, dzięki - powiedziałam i spuściłam wzrok, wybiegając z hali w stronę internatu. W drodze usłyszałam wieżę zegarową wybijającą godzinę 18:00 . Zajęcia już od dwóch godzin są skończone. Cóż, czas więc poznać tę 'szczęściarę", z którą zamieszkam...
-----------------------------------------------------------------
Haj :D
Pierwszy rozdział opowiadania już trochę nawiązuje do siatkówki, ale będzie jej o wieeele więcej w dalszych częściach :)
Pozdrawiam i zachęcam do śledzenia dalszych losów Rose w Rzeszowie! ;)

czwartek, 22 listopada 2012

Prolog - Marzenie o czymś nieprawdopodobnym ma swoją nazwę. Nazywamy je nadzieją.






Słuchawki? Są. Puenty? Są. Bilet? Jest. Mam wszystko? Chyba tak... To już dzisiaj, dzisiaj moje życie się zmieni. Wyjeżdżam w końcu do Rzeszowa, mojego wymarzonego Rzeszowa. Nareszcie będę mogła się jeszcze bardziej rozwijać w tańcu. Nie, nie robię tego wszystkiego z przymusu, balet to całe moje życie.
   Od 4 roku życia, gdy tata zaprowadził mnie na pierwsze zajęcia, stał się on moim pochłaniaczem wolnego czasu. Pokochałam go, był moją ucieczką od wszystkich zmartwień, wrednych koleżanek, problemów w szkole czy choroby taty. No właśnie, choroby..
   Mając 10 lat straciłam ojca, cholerny rak. W najgorszych chwilach ze łzami w oczach wchodziłam do pustego pokoju, zakładałam puenty i tańczyłam kolejne improwizacje do piosenek taty nagranych na płyty. Wiedziałam, że dla niego nie mogę się poddać.
   Kiedyś siedząc samotnie na szkolnym murku, myśląc o tacie, pragnęłam tylko jednego: "Stanę na scenie przed wielką publicznością i zatańczę, właśnie dla niego".
   Nadal czekam na to, aby to spełnić. Ćwiczyłam codziennie, nauczyciele byli ze mnie zadowoleni, dlatego też postanowiłam spróbować swych sił w Rzeszowskiej Szkole Baletowej. Wracając z ogłoszeń o przyjęciach, leciałam jak na skrzydłach chcąc poinformować rodzinę i baletmistrzynię o pozytywnym rozpatrzeniu mojej prośby. Instruktorka właśnie wtedy powiedziała najcudowniejsze zdanie, jakie mogłabym usłyszeć od niej : "Różo, twój tata na pewno byłby z ciebie dumny".
   Teraz stoję na peronie czekając na pociąg. Żegnając się z mamą i bratem, łykam słoną wodę spływającą z oczu.
    - Pa, Różyczko, pamiętaj, żeby niedługo nas odwiedzić - mówiła przez łzy mama, przytulając mnie do siebie - nie zapomnij, że u nas zawsze będą dla ciebie otwarte drzwi.
    - Dobrze, obiecuję was niedługo odwiedzić - uśmiechnęłam się, aby ją uspokoić. Widząc jednak nadjeżdżający pociąg, zaczęłam robić się nerwowa - Muszę już iść - pocałowałam ją i brata w policzek, po czym zabrałam bagaże i pobiegłam do pospiesznego jadącego do Rzeszowa. Machałam im, póki nie zniknęli mi z widoku.
    Pociąg jechał, a wraz z nim otworzył się nowy rozdział mojego życia. Czyste karty istnienia aż proszą się o zapisanie na nich szczęśliwej historii. Jednak marzenia są czymś wspaniałym, to one dają nam nadzieję...


--------------------------------------------------------
No to zaczynamy :)
Na początek wprowadzenie, które mam nadzieję, że pomoże Wam wczuć się w sytuację Róży.
Zapraszam do czytania; obiecuję dodawać coś na bieżąco, o ile oczywiście ktoś będzie chciał czytać moje brednie ;)
Niedługo rozdział pierwszy, trochę dłuższy i ,mam nadzieję, ciekawszy :)