sobota, 23 lutego 2013

Rozdział 20

  - Miejmy to już za sobą. - powiedziałam sucho patrząc w jego rozbawione oczy.
  - Och, dlaczego? Mamy okazję spędzić ze sobą tyle czasu! - roześmiał się w głos. - Tak dawno cię nie widziałem...
  - Nie powiem, żeby to było miłe spotkanie, więc skończmy je jak najszybciej.
  - Nalegam jednak, żebyśmy porozmawiali w spacerze.
  Przewróciłam oczami i ruszyłam za idącym już Maciejem.
   - Jak minęły ci święta? - zapytał kiedy kroczyliśmy już obok siebie.
   - Daruj sobie - mruknęłam nawet na niego nie patrząc.
   - Jak chcesz, spalskie klimaty coraz bardziej mi się podobają. - wzruszył ramionami, a moja postawa lekko się zmieniła. Bałam się źle postąpić. - Więc jak?
   - Marnie. - mówiłam czując jak świdruje mnie ciemnymi tęczówkami. - Cały czas spędzony w nerwach.
   - Biedactwo - cmoknął z niesmakiem i położył ramię na moim barku - Nie możesz się denerwować, bo posiwieją ci włosy.
   - Ta, pewnie - wyswobodziłam się z uścisku. Włożyłam ręce do kieszeni płaszcza i wzrok skupiłam na spacerujących w oddali ludzi.
  Szliśmy nie odzywając się do siebie. Zapadała ciemność, a Maćkowi najwyraźniej nie spieszyło się do przerwania spotkania. Do tego szliśmy coraz głębiej w zalesiony teren, co nie wróżyło za dobrze. Stanęłam w miejscu.
   - Powiedz mi w końcu o co chodzi! - wrzasnęłam.
   - Spokojnie, podołasz temu. - powiedział przybliżając się, bo ludzie patrzyli na nas jak na ledwo wypuszczonych z gaju. - Zerwiesz kontakt z Kamilą i Nowakowskim.
Stanęłam jak wryta. Nie wiedziałam co powiedzieć, z otwartą buzią patrzyłam na jego pewną minę.
   - J-jak to? Dlaczego?! - tylko tyle byłam w stanie wydukać.
   - Odpowiedź jest prosta. Ty zepsułaś moje życie, ja zepsuję twoje. Od kiedy Kamila dowiedziała się o tym, że miałem inne i rozpowiedziała o tym, prawie każda w twojej idealnej szkole omija mnie szerokim łukiem. I to wszystko dzięki tobie.
   - Nie mogę zrobić czegoś innego? Proszę, tylko nie to. - błagałam ze łzami w oczach.
   - Nie, to jedyne wyjście. Podobasz mi się, więc ulżę ci trochę. Dopiero po sylwestrze masz urwać te znajomości i cała zdruzgotana po utracie twojego siatkarza i przyjaciółki, wpadniesz w moje ramiona szukając pocieszenia.
Było coraz gorzej, z minuty na minutę moja sytuacja się pogarszała. Najchętniej uciekłabym z tamtąd do Piotra, ale Maciej wiedział gdzie jest mój słaby punkt. Zacisnęłam czerwone już z zimna pięści i przełknęłam ślinę.
   - Nie mogłeś wymyślić niczego gorszego... Z resztą czego innego mogłabym się spodziewać po człowieku bez serca. - wysyczałam patrząc na niego z nienawiścią w zmrużonych oczach.
   - I właśnie to w tobie lubię, jak zawsze różna od wszystkich. - zaśmiał się drwiąco. - Czyli wszystko mamy wyjaśnione. Tak jak chciałaś, zakończmy to spotkanie. Za pięć dni spotkamy się tu, ok? - wyraźne rozbawienie wprowadzało mnie do szału. -  Odprowadzę cię, jak na gentelmena przystało.
   - Najpierw tym gentelmenem trzeba być - rzuciłam odwracając się i szybkim krokiem zaczęłam wracać wyznaczoną drogą. Wściekła na niego, nieświadomie zaczęłam biec.
  Tylko co ja mam powiedzieć Pitowi? Że muszę go zostawić, choć kocham jak nikogo innego, dla szantażującego psychopaty? Szybciej by go znalazł i obił twarz niż on wyjaśnił mi co mam robić. A to by równało się odrzuceniu "oferty", na co nie mogę pozwolić. Dlaczego zawsze coś się musi spieprzyć?!
   Zmniejszała się odległość między mną a widoczną już ulicą, a moje dłonie drżały jak po sześciu kawach. Otarłam oczy, żeby być w stanie dostrzec czarny samochód. I zobaczyłam, także opartego o auto wysokiego chłopaka z lekko spuszczoną głową. Bałam się jego reakcji na słowa Maćka. Mimo to, ruszyłam w jego stronę, chcąc być już w domu i zasnąć przy ciepłym kominku.
Kiedy usłyszał coraz głośniejsze kroki, uniósł głowę i lekko się uśmiechnął. Podszedł do mnie i zamknął w szczelnym uścisku. Nie protestowałam, zaciągnęłam się męskimi perfumami i przymknęłam przekrwione oczy.
    - Jedźmy do domu - wyszeptałam, na co chwycił mnie za rękę i zaprowadził do pojazdu. Otworzył drzwi, wsiadłam, a on w tym czasie przeszedł na stronę kierowcy. Jechaliśmy w milczeniu, które zakłócał tylko odgłos silnika. Pit nie ośmielił się nawet włączyć radia, najwyraźniej wyczuwając mój brak humoru.
Na miejsce dotarliśmy po kilkunastu minutach. Warkot ucichł, on zaczął rozpinać pasy, a ja siedziałam w bezruchu. Nie wiedziałam co zrobić. Ogarniająca mnie pusta jakby opanowała nie tylko mój umysł, ale i ciało zostawiając je w bezruchu.
    - Hej, jesteśmy już na miejscu. - dotknął mojego ramienia i zajrzał głęboko w oczy. Obraz zaczął mi się rozmazywać za taflą łez. Nie chciałam mu pokazać w jakim jestem stanie, więc szybko rozpięłam pas i wyszłam z auta. Nie czekając na niego, ruszyłam w stronę domu, zostawiając za sobą zdziwionego chłopaka. Dogonił mnie i szliśmy krok w krok. nie odrywałam wzroku od zaśnieżonego chodnika, póki drzwi się nie otworzyły.
   Pozbawiona już kurtki i butów, szłam w dalsze części domu, aż przekroczyłam próg kuchni. Tam usiadłam na krześle czekając na przybycie Nowakowskiego.
    - Zostaliśmy zaproszeni do Zibiego na domówkę w sylwestra . Podobno większość drużyny ma być - mówił wchodząc do pomieszczenia. Zawisł nade mną opierając się o blat stołu. - Pójdziemy?
    - Możemy iść - wyszeptałam wpatrując się w jasne tęczówki środkowego. Wstawiłam wodę na herbatę i wróciłam do poprzedniego miejsca.
    - Rose? - zwrócił na siebie moją uwagę. Przystawił naprzeciw mnie krzesełko i rozpoczął temat, który chciałam jak najbardziej ominąć: - Jak sprawa z Maćkiem?
    - Nic takiego, psychol i tyle. Kazał przeprosić Kamilę i poprosić o kontakt, bo tęskni za nią - skłamałam czując ból w sercu.
    - No dobrze - wzruszył ramionami i złapał mnie za rękę. - Cieszę się, że to już za nami.
    - Ja też - powiedziałam krzywo się uśmiechając. Mrugałam nienaturalnie często, co obwieszczało falę łez. Pospiesznie wstałam i skierowałam się ku wyjściu.
 Bezszelestnie pobiegłam do sypialni po ubrania, a potem do łazienki. Zakluczyłam drzwi i nalałam wody do wielkiej wanny. Boże, czemu tak musi być?! Westchnęłam i weszłam do gorącej wody. Po chwili zaczęłam płakać. Nie mogłam opanować łkania. Myśl o tym, że mam przestać widywać go, przestać o nim myśleć, przestać go kochać... Nie, nie chcę tak! Za duże uczucie drzemie w moim sercu.
    - Różo, wszystko w porządku? - usłyszałam głos zza drzwi i ciche pukanie.
    - Tak, zaraz przyjdę - zanurzyłam głowę w wodzie mocząc włosy. Wyszłam na stojący przy wannie dywan i opatuliłam się puchatym ręcznikiem. Spuściłam wodę i ubrałam się w długi fioletowy sweter i czarne legginsy. Niezdarnie wysuszyłam włosy i wyszłam do salonu.
    - Płakałaś? - zapytał Pit odrywając wzrok z telewizora.
    - Zdaje ci się - uśmiechnęłam się do niego, biorąc do rąk zimną już herbatę.
    - Wiesz jak bardzo cię kocham? - zapytał przybliżając się do mnie i patrząc mi z przyjemnym uśmiechem w oczy.
     - Ja ciebie też - wyszeptałam nim nasze wargi się połączyły. Smutek ogarniający moje wnętrze był nie do poskromienia. Chcąc więc go zagłuszyć, zaczęłam wodzić ręką po włosach chłopaka. Chciałam by ta chwila trwała wiecznie, tak bardzo byłam wtedy odizolowana od reszty świata. Pozostawał tylko on i jego ciepłe ręce błądzące po moich plecach.
 Nic nie może trwać wiecznie; oderwał się ode mnie i zaczął głęboko oddychać. Zamknęłam oczy i oparłam głowę o jego ramię. Otoczył mnie nim, a ja przygryzłam wargi. Byłam tak zmęczona, że nie miałam siły na nic. Poczułam tylko jak Piter kładzie na mnie koc i całuje w skroń, a ja odpłynęłam w głęboki, wolny od zmartwień sen.

-----------------------------------------------------
Od razu na wstępie mówię, że sama się dziwię, że udało mi się to napisać tak szybko :D
Mam też propozycję dla osób które chciałyby być informowane o nowych wpisać. Otóż mam gg, na którym mogę powiadamiać o nowościach. Zdaję sobie sprawę, że niektórzy nie mają kont na bloggerze, więc proszę wszystkich chętnych proszę o napisanie na numer 46459755 :)
Annie, przepraszam, ale zupełnie zapomniałam o Twojej nominacji. Na pytania odpowiem teraz, bo listę blogów podałam w poście na temat Liebsten Award.


1.Co jest dla Ciebie najważniejsze ? Dlaczego ?
Przyjaźń, rodzina, ambicja, bo bez nich życie jest praktycznie bez sensu. No i oczywiście siatkówka, bo jest moim uzależnieniem :D
2. Jaki zawodnik w Polskiej reprezentacji jest według Ciebie najlepszy ?
Każdy jest bardzo dobry. Sama możliwość reprezentowania kraju jest wielkim wyróżnieniem. Jednak do gustu najbardziej mi przypada gra Kurka, Bartmana, Nowakowskiego, Ignaczaka, Winiarskiego... Każdy z resztą jest świetnym siatkarzem :)
3. Czy jesteś zawodnikiem w jakimś klubie sportowym ?
Niestety nie. Kontuzja i okropne bóle nogi wykluczają każdą opcję takiego uczestnictwa.
4.Masz rodzeństwo ?
Tak, mam ;D
5.Jaki według Ciebie jest największy sukces siatkarzy ?
Pierwsze miejsce na IO w 1976r. i pierwsze miejsce na Lidze Światowej w 2012r.
6. Ulubiona Polska drużyna ? (siatkarska)
Asseco Resovia Rzeszów.
7. Co robisz w wolnym czasie ?
O ile mam wolny czas to czytam, spędzam czas z rodziną i przyjaciółmi, tańczę i oglądam po raz enty mecze reprezentacji :D
8. Ulubiony siatkarz zagraniczny ?
Georg Grozer
9. Ulubiona siatkarka ?
Anna Werblińska, Paulina Maj
10. Ulubiona piosenka ?
Oj tu jest ciężko, bo mam mnóstwo piosenek, które słucham na okrągło. Między innymi to Kings Of Leon- Use Somebody, Guns N'Roses - November Rain i The Rolling Stones - Miss You.
11. Co najlepiej opisuje Polskich siatkarzy ?
http://www.youtube.com/watch?v=J6Asc6Gr9Ys :)
No, to do następnego. Pozdrawiam :)

środa, 20 lutego 2013

Rozdział 19

   Wpatrywałam się bez słowa w błękitno-pomarańczową podłogę, nasłuchując mocnych uderzeń piłki. Trening mijał szybko, a kawa w papierowym kubku nie dawała już prawie w ogóle ciepła.
   Wzięłam dużego łyka gorzkiego napoju i postawiłam go sąsiednim siedzeniu, a rękawy szarej bluzy zaciągnęłam tak, by zakrywały palce. Zaczęłam przypatrywać się ćwiczącym mężczyznom. Ich zgranie było widać w każdym podaniu piłki i ataku.
   Spotkałam się wzrokiem z stojącym na środku blondynem. Tym samym, przez którego w tym samym momencie zadrżało mi serce. Podniosłam kąciki ust do góry, próbując by uśmiech wyglądał na rzeczywisty. Udało mi się, odwzajemnił go szarpiąc kołnierzyk koszulki. Odwrócił się z powrotem do reszty zawodników i wrócił do gry. Obserwowałam ich wyczyny i przysłuchiwałam się słowom trenera. Przyszedł czas na kilka ostatnich okrążeń i cała drużyna ruszyła niechętnie wokół sali. Kiedy przebiegali koło mnie, będący na przedzie Bartman najwyraźniej rozpoznał mnie, bo machał do mnie energicznie ręką. Odwzajemniłam gest, czując na sobie kilkanaście par oczu. Mimo woli, spuściłam głowę w dół.
    Po kilku minutach po skończeniu ćwiczeń, usłyszałam coraz bliższy bieg w stronę trybun. Po chwili Piter opierał się o barierkę i wpatrywał we mnie jakbym była obrazkiem.
   - Koniec? - zapytałam patrząc w jego świecące oczy, kiedy już stałam z nim twarzą w twarz.
   - Mhm - mruknął strzelając mi pstryczka w nos. - Ale poczekaj trochę, zostań tu.
 Kiwnęłam głową zgadzając się i usiadłam z powrotem na miejscu, obserwując truchtającego do szatni Nowakowskiego.
 Nie musiałam czekać piętnastu minut, kiedy na pustą już halę wpadł Piotr. Gdy się spotkaliśmy się mniej więcej na środku hali, objął mnie w pasie i delikatnie pocałował. Uśmiechnęłam się okalając jego kark dłońmi.
    - Dalej, zmykać stąd młodzieży, to nie kawiarnia, żeby na randki przychodzić! - usłyszeliśmy za sobą te słowa wypowiedziane po angielsku z prawidłowym akcentem. Piotrek odwrócił głowę w prawo i zaśmiał się w stronę naszego obserwatora.
    Lotman właśnie przechodził przez trybuny w stronę wyjścia wygrażając palcem. Za nim kroczył z szczękościskiem Schops. Czując, że zaraz na twarz wpłynie mi fala gorąca, odplotłam palce i spojrzałam na Piotra nieco dalej niż wcześniej.
    - To co tu robimy? - zapytałam spokojnie zakłócając ciążącą ciszę.
    - Nie wiem jak ty, ale ja mam zamiar spełnić obietnicę - mrugnął okiem podając mi małą sportową torbę przywieszoną do jego treningowej. - Trzymaj i w toalecie sprawdź jej zawartość. Przepraszam za warunki, ale nie zdążyłem załatwić nic innego.
  Lekko zdezorientowana poszłam za jego rozkazem do damskiej toalety. Rozsunęłam zamek torby i wyciągnęłam... strój na przebranie i białe tenisówki. Z wielkimi oczami zmieniłam ubranie i obuwie, po czym wróciłam do Niego. Stał na polu gry odbijając spokojnie piłkę.
   - Gotowa? - zapytał wodząc wzrokiem po mojej postaci.
   - Ale na co? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, na co on zareagował przyjemnym dla ucha śmiechem.
   - Na naukę gry w siatkę. - mówił kozłując niebiesko-żółtą Mikasę.
W tym momencie palnęłam się z otwartej dłoni w twarz. Jak mogłam o tym zapomnieć...
  - No tak - wybełkotałam patrząc na białe trampki.
   - To co umiesz? - zapytał ożywioby faktem, że niedługo będzie moim "nauczycielem".
   - Nic. - zaczęłam jeździć ręką po karku czując zażenowanie.
   - To zaczynamy od podstaw.
Rzucił do mnie piłkę i gestami zaczęcał do podania jej do niego.
Podbiłam niezdarnie okrągły przedmiot i tak samo ją odrzuciłam, pod same nogi Piotra. Ten uśmiechnął się pocieszająco i nakazał powtórzyć akcję. Po kilku usilnych próbach było coraz lepiej, aż po około pół godziny byłam w stanie odbić tak, by trafiło w jego dłonie.

    - Brawo! - dał mi buziaka w policzek - Idziemy?
    - Nie, jeszcze poćwiczmy - powiedziałam stanowczo chwytając piłkę. - To znaczy... Chciałabym jeszcze poćwiczyć.
  Zadziwiony zgodził się i spędziliśmy kolejne pół godziny na odbijaniu.
    - Ok, wracajmy - mówiłam kaszląc. Bolały mnie ręce i klatka piersiowa, ale to chyba jasne, że po długim niećwiczeniu odczułam to.
  Poszłam się przebrać, a Piotr w tym czasie skoczył po coś do biura. Kiedy wyszłam z łazienki, on już pod nią czekał. Chwyciłam go za rękę i wyszliśmy z Podpromia na mroźne zimowe powietrze. Wolną ręką zaczęłam poprawiać niefortunnie odkrywający mi szyję szal. Piotrek zastawił mi drogę i z kieszeni kurtki wyjął moją czapkę.
    - Wiedziałem, że jej nie weźmiesz - wyszeptał z satysfakcją nakrywając mi nią uszy, po czym pocałował w czubek czoła przykryty grzywką. Uśmiechnęłam się i wyszeptałam ciche "dziękuję", po czym ruszyliśmy w dalszą drogę. Kroczyliśmy ulicami Rzeszowa aż dotarliśmy do jego domu.

Siedziałam przy rozpalonym kominku z kubkiem gorącej herbaty i patrzyłam tępo w tańczące iskry. Przed oczami znowu miałam ten sam obraz - Kamila z Maćkiem w naszym pokoju, zapomnieli o całym świecie mieli tylko siebie. On jednak nie był "czysty" - poza nią miał inne, tak samo naiwne. Kolejna scena - pod Podpromiem; tym razem z inną. I szok w oczach nakrytego na zdradzie chłopaka. Myśl, że mam go znów spotkać i wszystko to mieć na uwadze wprawia mnie w zdenerwowanie niczym przed ważnym egzaminem. A jeśli on dalej nachodzi Spałę? Jeśli nie będę w stanie pomóc mojej rodzinie? Co jeśli...
   - O czym myślisz? - zapytał Pit siadając obok mnie i obejmując mnie ramieniem.
   - O tym co zawsze - mruknęłam, biorąc łyka malinowego napoju.
   - Mała, nie zamartwiaj się tym. Jeśli ten człowiek zrobi ci jakąkolwiek krzywdę, obiecuję rozliczyć się z nim osobiście - mówił patrząc mi w oczy. Jego obecność tutaj dodawała mi otuchy. Wtuliłam się w jego szerokie ramiona szukając w nich ucieczki od uciążliwych myśli.
  Już jutro wszystko się okaże. Każda moja wątpliwość nabierała teraz podwójnego znaczenia, a każda litera w tajemniczym liście bardziej podejrzana niż zwykle. Nie wiedziałam jednak czego się spodziewać po tym psychopacie. Równie dobrze może powiedzieć na mnie kilka niemiłych słów i kazać zerwać kontakt z Kamą. Bałam się jak nigdy.
  Kamila nic nie wie, wolałam jej nie martwić powrotem byłego ukochanego. Być może kiedy wróci do Rzeszowa powiem jej o tym, lecz w tym momencie pogorszyłoby to tylko sytuację.
     Powieki stawały się coraz bardziej ciężkie, a ziewaniem mogłabym zarazić pół świata. Na marne więc próbowałam nie zasnąć - ciemność, którą widzi się po zamknięciu oczu była na tyle mocna, że z przyjemnością spadałam w sen.

   - Rose, powinniśmy już jechać - szepnął Piter wychylając się z przedpokoju. - Miejmy to już za sobą.
 Przytaknęłam smutno głową i ubrałam się do wyjścia na zewnątrz. Zapinając kurtkę zauważyłam, że cała się trzęsę. Wyszłam z domu, zabierając ze sobą użyty przed chwilą klucz do drzwi wejściowych. Usiadłam w wygodnym siedzeniu czarnego BMW. Nie czułam jednak tego komfortu; siedziałam niczym na szpilkach patrząc na drżące ręce. W pewnym momencie jego ciepła dłoń spoczęła na nich. Spojrzałam w jego stronę i ujrzałam rozweselający uśmiech. Zmusiłam się do podobnego i wróciłam do patrzenia w dół. Nim się obejrzałam, byliśmy przy dobrze mi znanym parku. Piotr wyłączył silnik i rozpinał pas bezpieczeństwa, kiedy chwyciłam go szybko za ramię.
   - Piotrek, mogę cię o coś prosić? - mówiłam zachrypniętym głosem.
   - Tak, o co chodzi? - zapytał zdziwiony moją reakcją.
   - Pozwól mi pójść tam samej. - wyszeptałam i widząc większy szok na jego twarzy, dodałam szybko: - Nie chcę po prostu narażać nic, wiedząc, co było w liście. Proszę zrób to dla mnie, obiecuję być rozważna.
   - Naprawdę tego chcesz? - tym razem na jego twarz wstąpił niepokój. Pokiwałam głową, na co lekko zrezygnowany schylił się w moją stronę. - Uważaj na siebie.
  Musnął lekko moje wargi i odpalił silnik. Wyszłam z auta patrząc przez szybę na jego zmartwioną minę. Tak bardzo chciałabym, żeby był ze mną. Nie chciałam jednak, by przez chwilę rozłąki stało się coś złego.
   Ruszyłam ku zalesionemu obszarowi rozglądając się za znajomą męską postacią. Zwolniłam nieco kroku zauważając go. Iść stanowczo czy po cichu? Rozmyślałam nad tym, kiedy jego oczy mnie dostrzegły, a na twarz wpełzł obrzydliwy uśmiech. Teraz kiedy już mnie zauważył nie mogę pokazać przestraszenia. Stawiałam kroki coraz mocniejsze, chcąc mieć już wszystko za sobą. On także kroczył do mnie, nawet prawie biegł.
  Moja twarz nie wyrażała żadnych emocji, kiedy byłam w stanie zauważyć prawie każdy fragment jego postaci. Stojąc na odległości metra od niego, nie wiedziałam co zrobić.
    - Witam panią.

-------------------------------------------------------
Jakie to jest głupie! Robienie czegoś z niczego - jak ja to uwielbiam...
Przepraszam, że dodaję raz na tydzień, ale nauka piętrzy się i piętrzy, a końca nie widać.
Dzięki wielkie za komentarze i czas poświęcony na czytanie moich wymysłów :)
Mam nadzieję, że rozdział przypadnie Wam do gustu :D
Pozdrawiam, Doroshi ;)

poniedziałek, 11 lutego 2013

Rozdział 18

  Muzyka z radia, głos redaktora a nawet ryk silnika (tak przeze mnie uwielbiany) wprawiały mnie w obłęd. Wraz z malejącą liczbą kilometrów do Spały, moje zdenerwowanie rosło. A co jeśli zrobię coś głupiego? Niby w większości jestem opanowany, ale gdy w zdenerwowaniu mam coś powiedzieć do obcych ludzi, kończy się to totalną klapą. Inaczej jest z dziennikarzami, im cokolwiek się powie, usłyszą to co chcą.
  Minąłem tabliczkę z napisem "Spała 5". Więc kilka minut dzieliło mnie od spotkania z Nią. Bez nerwów, pocieszałem się, bądź sobą Pit.
 Dzisiaj wieczorem mamy zamiar wyjechać do Rzeszowa i spędzić tam sylwestra. Na myśl o tylu minutach, godzinach i dniach w jej towarzystwie, miałem ochotę przyspieszyć samochód, by w ciągu minuty tulić ją do siebie.
  Kiedy wjeżdżałem na spalskie drogi, spoglądałem na GPS-a, szukając ulicy Akacjowej. Wjechałem w boczną dróżkę oglądając znane już mi widoki. Od razu przypomniały mi się wieczory na zgrupowaniach i nocne "spacery dla lepszego snu".
   Dojechałem na wskazany wcześniej adres i zaparkowałem przed małym jednorodzinnym domem. Na powitanie wyszła ona - ubrana w kremowy płaszcz i luźno wsunięte czarne trampki najwyraźniej należące do jej brata. I znowu nie mam odwagi podejść bliżej. Dlaczego musi być tak urocza? Wyszedłem z auta i wpatrywałem się w małą postać. Po chwili potrząsłem głową i ruszyłem w jej stronę. Uśmiechała się nieśmiało, a ja przyspieszyłem kroku. Zbliżałem się do niej czując coraz mocniejsze bicie serca i wariacje motyli w żołądku. Kiedy byliśmy blisko siebie, zamarliśmy w bezruchu. Nie wiedziałem co zrobić - najchętniej rzuciłbym się na nią, całował namiętnie, mówiąc jak bardzo ją kocham i ile dla mnie znaczy. Jednak jej charakter podpowiadał mi, że może się wystraszyć tak nagłych działań.

   Spoglądałem w jej czekoladowe tęczówki i delikatnie chwyciłem za rękę. Nie odmawiała; wplotła swoje palce w moje, a ja ująłem jej ciałko w szczelnym uścisku.
  - No cześć - puściłem oczko, kiedy już obluźniłem objęcie, na co zareagowała przyjemnym dla ucha śmiechem. Pocałowałem ją w zaróżowiony policzek, po czym zabrałem z samochodu małą torbę i prowadzony przez Różę, zmierzałem ku domowi. W przedpokoju zdjąłem buty i poszedłem przywitać się z domownikami. Wziąłem głęboki oddech wkroczyłem do, jak sądzę, salonu. W wielkim fotelu siedziała brązowowłosa kobieta patrząca na mnie wytrzeszczonymi oczyma. Jej ciemny strój wskazywał, że nadal pogrążona jest w żałobie.
  - Dzień dobry - powiedziałem próbując nawiązać z nią normalnym kontakt wzrokowy. - Nazywam się Piotr.
  - Miło mi, Iza - przywitała się z wielkim uśmiechem na ustach, po czym zwróciła się do Rose. - Oprowadź Piotrka po domu.
 Przytaknęła głową i wyszliśmy z pokoiku. Pokazywała mi po kolei pomieszczenia, a gdy weszliśmy na piętro, przy jednym się zatrzymała.
  - Tutaj jest Filip - wyszeptała trzymając głowę blisko mojej - Może się dziwnie zachowywać. Wiesz, jak prawie każdy spalski ma fioła na punkcie siatkówki.
  - Już się przyzwyczaiłem do dziwnych zachować - zaśmiałem się i przytuliłem ją delikatnie chcąc dodać otuchy.
 Zapukała i otworzyła drzwi, za którymi znajdował się mały pokój mieszczący kilka szafek i wielkie łóżko, na którym leżał dość wysoki ciemnowłosy chłopak z słuchawkami na uszach. Róża podeszła do niego i krzyknęła do ucha, by zdjął słuchawki.
  - O co ci chodzi? - zapytał zaspany, po czym spojrzał na mnie ciemnymi oczyma i to wystarczyło mu do rozbudzenia. - O, cześć, Filip jestem - wyciągnął ku mnie rękę w celu przywitania się; odwzajemniłem gest, a on spojrzał na Rose z szyderczym uśmieszkiem. - Teraz ci wierzę.
  - No wiesz - żachnęła się. - Trochę zaufania do osoby, która kryła cię po wszystkich imprezach i mówiła, która dziewczyna może być fajna.
 W odpowiedzi usłyszała nasz śmiech, choć jego o wiele głośniejszy.
Posiedzieliśmy chwilę rozmawiając z Filipem, lecz czas płynął nieubłaganie. Weszliśmy do jej pokoju. Kiedy zobaczyła porozrzucane po pokoju książki, rzuciła się do sprzątania ich. Zacząłem zgarniać opasłe tomy.
  - Wybacz, wczoraj zasnęłam przy notatkach i obudziłam się późno - powiedziała z kwaśnym uśmiechem.
  - Przecież nic się nie stało - podszedłem do niej i gładząc po włosach, tuliłem do swojej piersi. - Brakowało mi ciebie.
Usiedliśmy na kanapie i, słuchając wcześniej puszczonej muzyki, wpatrywaliśmy się w siebie.
Dałem jej czerwoną torebkę z koszulką Sovii z moim numerem ("No wiesz, chyba ci się przyda") oraz otwieranym złotym sercem z naszym zdjęciem (pogrzebałem w sieci i nawet to znalazłem), zawieszone na żmijowatym łańcuszku. Dziękowała mi wciąż wpatrując się w czarno-białe zdjęcie. Od Niej dostałem wielki kolaż moich i jej zdjęć z wielkim napisem na środku "Dziękuję, że jesteś" i kilka dobrych książek. Przejechałem opuszkami po jej policzku, po czym musnąłem lekko jej wargi. Ten delikatny smak sprawiał, że chciałem go więcej, a dłonie okalające mój kark dawały zimne ukojenie. Delikatny buziak zmienił się w pocałunek pełen pasji. Jeździłem dłonią po jej talii i plecach, a ona nie zostawała mi dłużną mierzwiąc moje włosy. Czując się pewniej, przechyliłem się trochę do tyłu, a ręką wjechałem pod jej koszulkę, pieszcząc jej nagą skórę. Poczułem tylko jak dostaje gęsiej skórki i odsuwa się ode mnie.
  - Przepraszam - powiedziałem zdziwiony patrząc jak podwija nogi pod brodę. - Nie chciałem ci nic zrobić.
  - Ja wiem... - wyszeptała cicho - Po prostu coś nie pozwala mi na to, że... No wiesz, tego typu zbliżenie.
  - Ale Rose, ja... - zacząłem chcąc się wytłumaczyć. Idiota, idiota, idiota!
  - Rozumiem, Piotrek - uśmiechnęła się blado i westchnęła. - To o której musimy wyjechać?
  - Około dziewiętnastej - powiedziałem wciąż czując się winnym za zaistniałą sytuację.
  - Czyli mamy jeszcze trochę czasu - rozłożyła się ponownie kładąc głowę na mojej klatce. Przytuliłem ją do siebie i wsłuchiwałem się w "November Rain" lecące z głośników. Mój wzrok przykuła biała koperta, szczelnie czymś wypchana.
  - Co tam jest? - zapytałem wskazując na leżącą między książkami kopertę.
  - Ach to - wstała i niechętnie dała mi kopertę. - W wigilię przyszła, ale nie chciałam ci mówić o tym przez telefon. To nie jest temat na taką rozmowę.
  - Dlaczego?
  - Sam zobacz - przygryzła wargę, a ja ujrzałem ciemnobrązowy materiał. Wyjąłem, jak się okazało, pluszaka z wypisaną na brzuchu datą. Obejrzałem go z wszystkich stron i spojrzałem ze zdziwieniem na Rose.
  - Przecież to po prostu miś. Może ktoś z rodziny ci go przysłał na święta - powiedziałem, a ona gestem nakazała mi sięgnąć dalej do koperty. Wyjąłem lekko wygiętą pożółkłą kartkę z napisem: "Ładnie macie w domu ;) Misiek coś przypomina? Tak łatwo było wyciągnąć z Kamili gdzie mieszkacie, naiwne dziewczę. Jeśli nie chcesz, by stało się coś złego, zapraszam do rzeszowskiego parku dzień przed sylwestrem o godzinie 19. I bez twojego ochroniarza, inaczej się nie dogadamy. Twój ulubiony. M.".
Czytając każde słowo, robiłem coraz większe oczy. Spojrzałem tak nagle na Rose, aż się wzdrygnęła.
  - Tego misia dał mi tata w dzień pierwszego występu, twierdził, że ta data musi pozostać w mojej pamięci, więc kazał wyprodukować specjalnego, z datą. Nie, nie brałam go do Rzeszowa, bałam się, że go zgubię.
  - Nie zgłaszałaś tego nigdzie? - zapytałem znając już odpowiedź. - Może powinnaś?
  - Pit, ja wiem, że on zrobi jak będzie chciał, mimo wszystko. Oczywiście Filip i mama nic nie wiedzą o zawartości paczki. To by było za trudne dla nich. Filip tylko obiecywał mi nie wychodzić nigdzie w ciągu przerwy świątecznej, ale nie wie czemu.
  - Spokojnie mała, wyjdziemy z tego razem - powiedziałem przytulając ją do siebie. Wtuliła się mocniej i zaczęła płakać. Gładziłem ją po głowie mówiąc, że będzie dobrze, choć wiedziałem, że to najgorsze słowa na świecie. Sam nigdy nie cierpiałem ich słyszeć, ale w tej sytuacji nie pozostało mi nic innego.
  - A co jeśli on się tu kręci i tylko czeka, żeby coś im zrobić? - zapytała spoglądając mi w twarz.
  - Przecież napisał, że w sobotę się dogadamy - wytarłem łzę z jej policzka.
  - Ale ja tam mam iść sama! - zrobiła kwaśną minę. - Bez ciebie.
  - Nie wypuszczę cię samą do tego złodzieja - udałem oburzonego, a ona uśmiechnęła się i objęła mnie ramionami w pasie na ile jej wysokość pozwalała. - A teraz wytrzyj łzy, bo za godzinę wyjeżdżamy do Rzeszowa. No, dalej! Pomogę ci się pakować.
  I tak upłynęła nam ostatnia godzina w Spale. Zeszliśmy na parter, gdzie siedział Fifi z panią Izą. Porozmawialiśmy chwilę o rzeszowskim mieście, planach na sylwestra i (niby przypadkowy temat) o zachowywaniu wszelkiej ostrożności. Widząc, że Róża zaczyna robić się podejrzanie zamyślona, zadecydowałem o wyjeździe.
  Pożegnaliśmy się z domownikami, po czym spakowaliśmy bagaże Rose do bagażnika i ruszyliśmy w drogę.
Zatrzymywaliśmy się co jakiś czas na stacji bądź w którymś z pobocznych barów na kawie i czymś za ząb. Ponad pół drogi Róża przedrzemała w spokojnym śnie. Chociaż kiedy miała zamknięte oczy i odpływała w wyimaginowany świat nie martwiła się o dziwną przesyłkę.
Około godziny trzeciej nad ranem byliśmy w domu. Nie budząc jej, zaniosłem nasze bagaże do domu, po czym z Nią na rękach, przekroczyłem próg domu. Tak jak się spodziewałem, po wizycie tych goryli wszędzie był bałagan i porozrzucane butelki po piwie. Pokręciłem głową myśląc o tym ile czeka mnie jutro sprzątania i udałem się do sypialni. Położyłem Różę na łóżku, szczelnie okrywając kołdrą, pocałowałem w skroń i wyszedłem do salonu. Z torby podróżnej wyjąłem telefon i wybrałem numer Kuby.
   - Cholera jasna, Nowakowski, czy ty nie możesz spać? - usłyszałem znajomy głos po kilku sygnałach.
   - Mogę, powiedz mi tylko jedną rzecz. - zacząłem mówiąc szybko i cicho. - Czy Kamila jest w domu?
   - Co?! - krzyknął do słuchawki. - Nie masz innych zmartwień tylko czy moja siostra jest w domu?
   - Proszę cię, sprawdź to dla mnie - prosiłem i słysząc w odpowiedzi kilka wyzwisk zwróconych w moją stronę, czekałem w napięciu.
   - Jest, śpi. - mówił, a ja czułem jakby dwutonowy głaz spadł z mojego dygoczącego serca. - Ale o co chodzi?
   - Pilnuj, żeby nigdzie nie wychodziła sama. - przerwałem kolejne pytania lecące ze strony Januszka. - Niedługo może mieć kłopoty przez pewnego Macieja. Nie mów jej nic. Do Róży wysłał już paczkę z jej osobistą rzeczą nalegając na spotkanie. - mówiłem, gdy nagle usłyszałem jakiś ruch w sypialni. - Muszę kończyć. Pamiętaj, pilnuj jej. I przepraszam za obudzenie. - rozłączyłem się, odłożyłem telefon i poszedłem do sypialni, gdzie na łóżku siedziała Rose.
   - Co się dzieje? - zapytała zaspanym głosem.
   - Nic, idziemy spać - poszedłem na jej stronę układając ją tak, by nogi miała zakryte kołdrą. Poszedłem na swoją stronę i dodatkowa otuliłem ją ramionami. Ucałowałem jej czoło, szepcząc słowa na dobranoc.
   Wsłuchując się w jej miarowy oddech, nie mogłem odrzucić od siebie myśli o Krawczyku. Jeśli on cokolwiek zrobi Róży, pożałuje, że przyszło mu mieszkać w tym mieście, jak i kraju.
  W końcu i mnie zaczął morzyć sen. Czując, że następne kilka dni nie będzie za spokojne, uciekłem do snu szukając w nim spokoju...

-----------------------------------------
Rozdział jak najbardziej bez sensu!
Problem prezentu rozwiązanu.Trochę powróciłam do "lubianego" przeze mnie pana, no ale coś się dzieje :D
Dziękuję za każde miłe słowo napisane pod ostatnim postem. Nie wiecie jak to motuwuje do ucieczki w ten bliski ideałowi świat :)
Pozdrawiam i do następnego! ;)

wtorek, 5 lutego 2013

Rozdział 17

- Różo! - mama zarzuciła mi się na szyję kiedy tylko przekroczyłam próg kuchni. Dotknęłam delikatnie jej pleców. Nic się w niej nie zmieniło prócz posiwiałych już włosów. - Nawet nie wiesz jak tęskniłam!
  - Ja też - wyszeptałam czując na bluzie mokrą plamę. Czerwone ślipia spojrzały na mnie ponownie. - Może odłożę swoją walizkę.
  Wolnym krokiem poszłam na piętro pod najdalszy pokój. Otworzyłam drzwi i lekko się uśmiechnęłam.
Brzoskwiniowe ścian, całe były w zdjęciach drużyn siatkarskich i tancerek. Na krześle nadal wisiała stara torba na treningi, a jasne panele zdobił jasny dywan. Wszystko prócz widoku za oknem pozostało takie jak przed moim wyjazdem prócz małej paczki leżącej na biurku.
  Podeszłam by przyjrzeć się zawiniątku. Zaadresowana do mnie, jednak bez nadawcy. Zaczęłam rozwijać papier, gdy usłyszałam kroki.
- I jak? - w drzwiach pojawił się Filip z zaciekawieniem wypisanym na twarzy.
- Skąd to? - zapytałam.
- Nie wiem, dzisiaj przyszło, więc nie otwieraliśmy - podszedł do mnie spoglądając znad mojej głowy. Rozerwałam papier i zobaczyłam białą kartkę, która usilnie coś zasłaniała. Napis na niej głosił " Połóż pod choinkę i nie ruszaj aż do rozpakowywania prezentów, bo wszystko zepsujesz!". Obróciłam paczkę w rękach. Niech będzie, pomyślałam i skierowałam się do salonu. Położyłam prezent i poszłam pomagać w przygotowaniach do świąt.
 Cały dzień przebiegł nam na gotowaniu i pieczeniu. Mama wypytywała mnie o szkołę, taniec i znajomych, ale nie potrafiłam powiedzieć jej wszystkiego. Nie wspomniałam nic o Piotrze ani żadnym z siatkarzy. Nie chciałam by wiedziała, że spotykam się ze starszym chłopakiem (oczywiście dla mnie wiek nic nie znaczy) lub spędzam czas z kilkoma takimi. Skończyłyśmy robić wszystko
w kuchni i usiadłyśmy w salonie przy kominku.
  - A jak ci idzie z tańcem u tej Rosjanki? - zapytała, a ja oderwałam wzrok od ognia.
  - Dobrze, coraz lepiej. - odpowiedziałam oczywiście zatajając wszystkie zasłabnięcia. Nawet nie chciałam myśleć jaka nerwowa by była, gdyby się o tym dowiedziała. Było już dość późno, więc zrobiłam się senna. Tak bardzo tęskniłam za swoim starym łóżkiem. - Idę do pokoju, dobranoc.
 Zabrałam ze sobą piżamę i poszłam pod prysznic. Wycierając już mokre włosy pomyślałam o tym od kogo może być paczka. Hmm, miałam dwie wersje: albo rodzina z Gdańska, albo Piotrek. Właśnie, Pit! Miałam się do niego odezwać! Przebrałam się szybko w pokoju dorwałam swój telefon. Lista kontaktów ciągnęła się jak nigdy. Kiedy już nacisnęłam na kontakt "Piotrek", mój kciuk błądził nad "Wiadomość" a "Zadzwoń". Wciskając tą drugą opcję, przyłożyłam komórkę do ucha.
   - Halo, Rose? - po trzech sygnałach usłyszałam nieco zdeformowany głos Nowakowskiego.
   - Yy, tak to ja - powiedziałam szybko - Pomagałam mamie w przygotowaniach, dlatego wcześniej nie dzwoniłam. Jesteś już u siebie?
    - Nie, jutro rano wyjeżdżam, żeby zdążyć na wigilię. Dzisiaj kupowałem prezenty, bo z gołymi rękoma nie pojechałbym. I mam coś dla ciebie, ale niestety nie mogę ci teraz tego dać. - mówił smutnym głosem. - Tęsknię, wiesz?
    - Ja też, ale być może nawet za cztery dni się widzimy - próbowałam go pocieszyć, a w odpowiedzi usłyszałam tylko lekki śmiech. Tak bardzo chciałabym go teraz słyszeć mając go obok siebie.
    - Liczę na to. - wymruczał, a w oddali słychać  było trzask i dwa znane mi śmiechy; Zbyszek i Michał chyba już nie opuszczają jego domu. Pit wyraźnie się zdenerwował, bo krzyknął - Wy mi zaraz ten dom rozjebiecie! - po czym nieco wyciszony dodał - Przepraszam cię, ale muszę kończyć. Odezwę się jutro, obiecuję.
    - Pa - rozłączyłam się i położyłam się na łóżku trzymając telefon w rękach. Rozległo się pukanie w drzwi. Po moim "proszę!" do pokoju wszedł Filip z dwoma czekoladami w ręce. Ten chłopak może jest tony słodyczy a i tak nie utyje. Cwaniak, mimo mojego sprzeciwu, rzucił mi jedną, a drugą otworzył i zaczął jeść jak batona.
    - Z kim gadałaś? - zapytał przeżuwając.
    - Nie twój interes - pokazałam mu język i ustąpiłam mu miejsca siadając po turecku.
    - Oj no powiedz mi - zrobił wielkie oczy - Jedynemu bratu nie powiesz? Proszę.
    Westchnęłam. Wiedziałam, że prędzej czy później sam to ze mnie wydusi, więc po co zwlekać.
    - Taki Wojtek. - powiedziałam cicho unikając jego ciekawskiego spojrzenia.
    - Twój chłopak?
    - Fifi, skąd ci przyszło do głowy, że mam chłopaka?! - oburzyłam się.
    - No co, masz już siedemnaście lat, więc to byłoby dziwne gdybyś nie miała - powiedział ze stoickim spokojem wpatrzony w brązową tabliczkę. - Także chodzisz z nim?
    - Tak. - mruknęłam niezadowolona, a na jego twarzy ukazała się satysfakcja. - Tylko nie mów mamie. Nie chcę, żeby się denerwowała.
    - Nie powiem, jak ty zdradzisz ile ma lat i gdzie się uczy.
    - No wiesz co. - żachnęłam - Ale skoro koniecznie chcesz wiedzieć, to ma 18 lat i studiuje filologię polską.
  Spojrzał na mnie spod ukosa. Wiedział, że kłamię. Wstał i udając, że przechadza się wzdłuż ścian, sięgnął zdjęcie skaczącej w jette tancerki z autografem Zuzanny Cembrowskiej i wyciągnął z kieszeni zapalniczkę.
    - Powiedz prawdę albo Zuzia zacznie się jarać - mówił z szatańskim uśmiechem. Wiedział, że ten autograf jest dla mnie najważniejszy; w końcu dostałam go cudem, i to dzięki tacie.
    - Filip, przestań! To nie jest śmieszne! - zaczęłam skakać do jego wysoko wyciągniętej ręki. Dlatego musi być taki wysoki?! On w tym czasie odpalił zapalniczkę i powoli przysuwał ją do fotografii. - Dobra, powiem prawdę, tylko odłóż to na miejsce.
 Śmiejąc się wykonał moje polecenie, usiadł na kręconym fotelu przy biurku i obrócił go w moją stronę.
   - Zamieniam się w słuch - uniósł głowę nadal triumfując.
   - Ma 21 lat, jest siatkarzem i nazywa się Piotr Nowakowski. - powiedziałam tak szybko jak umiałam.
   - Ty chyba sobie żartujesz - zaczął się głośno śmiać, co wybiło mnie z równowagi. - Ty i Nowakowski? Serio?
   - Myślisz, że ryzykowałabym utratę autografu Cembrowskiej, byle tylko cię skłamać? - podniosłam brwi.
   - Nie robisz sobie żartów? - zapytał nadal nie dowierzając. Przytaknęłam głową. - Ale jak?
 I zmuszona byłam opowiedzieć mu o treningach, Kamili, Kubie i imprezie gdzie się poznaliśmy.
   -... I następnego dnia poszliśmy na trening Resovii, a tam się dosłownie na siebie wpadliśmy. Wymieniliśmy się numerami, a on zaproponował spotkanie. Tyle starczy? - zapytałam z nadzieją.
   - Tak - powiedział, a ja odetchnęłam z ulgą. - Ale dalej tego nie rozumiem jak ty, moja starsza cicha siostra mogła związać się z jakimś chłopakiem, a co tu mówić o siatkarzu.
   - No widzisz, cuda się zdarzają - potargałam mu ciemną czuprynę - A teraz idź spać, bo jutro Wigilia. I niech ja tylko zobaczę w nocy, że nie śpisz, to rano o szóstej będziesz miał musztrę z biegami po śniegu.
   - Już to widzę - mrugnął i stanął w drzwiach. - Ej, Rose, zapoznasz mnie kiedyś z nim, co?
   - Jasne - powiedziałam i położyłam się w łóżku. - Dobranoc.
   - Dobranoc - zamknął drzwi i poszedł do swojego pokoju.
  Zgasiłam lampkę nocną i zamknęłam oczy, przed którymi od razu pojawił się tata. Ta sama szczęśliwa mina, którą zapamiętałam przed jego pójściem do szpitala. Uśmiechnęłam się sama do siebie. On cały czas nade mną czuwa, pilnuje by nie stało mi się coś złego. Nie wiem kiedy, odpłynęłam do Krainy Morfeusza czując przy sobie ojcowską dumę.
                                                     *******************************
  Jak dobrze być w domu. Przynajmniej na kilka dni uciec od treningów i pracy zaszywając się w domowym zaciszu. Żyrardów przykryty był świeżym śniegiem, a ulice jak zwykle jakby uśpione. Tylko moje auto robiło tyle hałasu przemierzając czarny asfalt. Podjechałem pod nasz dom i otworzyłem drzwi. Od razu poczułem zapach pieczonego ciasta. Zdjąłem buty, zostawiłem walizkę i zakradłem się do kuchni.  Mama wyraźnie miała za dużo na głowie. Stanąłem za nią nad nie zdradzając swojej obecności.
  - Pomóc w czymś? - zapytałem mając głowę równolegle z jej, na co podskoczyła wypuszczając z rąk opakowanie z makiem.
  - Boże, Piotrek, przez ciebie zawału dostanę! - krzyknęła i przycisnęła moją głowę do piersi. - Już myślałam, że nie przyjedziesz na święta i zostaniesz sam jak ten palec w tym Rzeszowie.
  - Nie, wolałem wrócić do was - uśmiechnąłem się zawieszając kurtkę w przedpokoju i poszedłem do kuchni. - Gdzie reszta?
  - Martyna jeszcze w pracy, Karol wybył, a ojciec w delegacji - zasmuciła się - ale na wigilię wrócą.
  - Tak więc co mam robić? - zadałem znowu pytanie i zająłem się myciem wskazanych przez mamę naczyń. W międzyczasie pojawiła się Martyna.
  - Rany, nie wyobrażasz sobie ile ludzi przychodzi do biura przed świętami. Przecież i tak sklepy są pozamykane, a... - przerwała i gdy mnie zauważyła, potargała mi włosy z wielkim bananem na twarzy. - Cześć mały blondasku.
  - Miłe powitanie - mruknąłem i objąłem ją ramionami.
Wraz z siostrą nakryliśmy stół. Bawiliśmy się przy tym jak kilka lat temu, gdy jeszcze co dzień byłem w domu. I kto mi wmówi, że ona jest starsza? Nigdy w życiu! Gorzej jak z pięciolatką...
  - Siema rodzina, Karol wrócił! - doszedł nas głos mojego brata niosącego ze sobą blachę ciasta z czekoladową polewą. - O, nawet pewien rzeszowianin nas odwiedził, to na pewno są święta.
  Roześmialiśmy się w głos. Reszta wieczoru minęła spokojnie, aż naszła pora zasiadania za stołem.
Jak co roku, pascha rozpoczynała się modlitwą za tych, których przy nas już nie ma a potem przyszedł czas na dzielenie się opłatkiem.

   -... I żebyś w końcu znalazł sobie kogoś porządnego w tym Rzeszowie - mrugnęła Tyna gdy odłamałem mały kawałek od jej opłatka.
   - No wiesz - powiedziałem kiedy skończyła składać mi życzenia. - Akurat tak się składa, że mam kogoś.
   - Żartujesz?! - słysząc w tym pytaniu wielkie zdziwienie uniosłem brwi. - Kogo?
   - Nieważne - pokazałem jej język i usiedliśmy przy stole.
Atmosfera nie była do końca taka sama. Martyna, znana z gadatliwości, nie odzywała się prawie wcale cały czas uśmiechając tajemniczo.
   - Martynka, coś ci się stało? - zapytała mama gdy kończyliśmy sprzątać po kolacji. Zwykle biegałaby po domu, żeby sprzątać szybciej, bo ona już chce swój prezent. Tak, moja starsza siostra.
   - Nie - powiedziała cały czas zamyślona.
   - Ok, to otwieramy prezenty - Karol zatarł ręce idąc w stronę choinki.
 Szybko poszedłem do swojej walizki, zabierając z niej kilka kolorowych opakowań. Jedno, z napisem "Rose" nadal tkwiło pomiędzy koszulkami. Tak bardzo chciałbym teraz móc Jej to wręczyć...Potrząsnąłem głową. Dość, ona jest w swoim domu, ty w swoim, nawet nie myśl, by to zmienić. Parę dni i znów ją zobaczysz.
Wróciłem do nich wręczając każdemu przypisaną torebkę. Tyna latała jak zwariowana otwierając parę butów.Specjalnie Michał dzwonił do Moniki, żeby dowiedzieć się jakie obuwie lubią kobiety, a ona, zamiast normalnie się ucieszyć, reaguje jakbym dał jej stare getry Bartmana z zeszłego sezonu. Tymczasem Karol biegał po domu robiąc zdjęcia wszystkiemu czemu się dało nowym aparatem. Otworzyłem też swoją paczkę. Pod świątecznym papierem znajdowała się wielka antyrama ze zdjęciami z każdego okresu życia: od dnia urodzenia, przez pierwszy mecz siatkówki, ukończenia szkół, po zdjęcia z mojej ostatniej wizyty w domu, kilka miesięcy temu. Spojrzałem po kolei na moją rodzinę i mocno ich uściskałem.
   - Dziękuję wam, cudowny prezent - powiedziałem szczerząc się jak głupi do sera. Kolejny raz mój wzrok przebiegał przez różnokolorowe zdjęcia i komentarze autora.
   - Ostatnio jak cię odwiedziłam - zaczęła Martyna - zobaczyłam, że jedną ścianę masz pustą i wtedy wpadłam na pomysł, żeby coś z tym zrobić. No i akurat padło na kolaż.
   - Dziękuję.

Aż do pasterki siedzieliśmy w salonie przy herbacie rozmawiając o minionym roku. Każdy z sąsiadów widząc mnie, uśmiechał się tajemniczo. Nie oczekiwałem niczego innego - moja kariera w Resovii zaczęła się rozwijać, co oznaczało większe zainteresowanie moją osobą. Mijałem ich z zakłopotanym wyrazem twarzy. Całą mszę siostra próbowała mi coś powiedzieć, jednak czując na sobie ciekawskie spojrzenia odmawiałem jej.
   - Teraz w końcu mogę? - zapytała cicho gdy wracaliśmy do domu, a kiedy przytaknąłem, mówiła dalej: - Powiedz mi kto ci skradł to serce.
   - Nikt znany - próbowałem się jej pozbyć, ale na marne.
   - Oj no powiedz, nie bądź taki - uwiesiła się na moim ramieniu.
   - Róża Wilk, znasz? No właśnie, nie. - powiedziałem nie czekając na jej odpowiedź.
   - No to poznam - uśmiechnęła się beztrosko. - A czym się zajmuje?
   - Tańczy - odpowiedziałem wyobrażając sobie zdjęcia zrobione w trakcie tańca widniejące na moim laptopie.
   - O, coś nowego - powiedziała zaskoczona. - Mój braciszek ma dziewczynę tancereczkę, kto by pomyślał... Dobra, opowiesz mi wszystko później - mówiła szybko gdy Karol otwierał drzwi. - teraz pewnie tęsknisz. Ach, nie wiesz nawet jak się cieszę!
  Pognałem na górę chcąc zatelefonować do Rose. Wyjąłem z torby podróżnej telefon. Wybrałem numer Róży.
   - Słucham? - rozbrzmiał jej dźwięczny głos.
   - Wesołych świąt! Jak minął dzień? - zapytałem lekko zdenerwowany.
   - Dobrze, właśnie siedzieliśmy w salonie i gadaliśmy. Nie wyobrażasz sobie ile udało mi się nadrobić w materiale szkolnym przez dwie godziny. Coraz szybciej mi idzie, a jak dobrze pójdzie, jutro powinnam skończyć wszystko.
   - Cieszę się - uśmiechnąłem się sam do siebie. Dobrze, że chwyciłem za telefon; ten głos pobudzał do życia lepiej niż mocna kawa. - Kiedy cię zobaczę?
   - Niedługo. - szepnęła - Lepiej byłoby się uczyć mając cię obok.
   - Wątpię, że byłabyś w stanie cokolwiek zapamiętać. - zaśmiałem się, a ona mi zawtórowała. - Kocham twój śmiech. Jest taki... Niezwykły, jakby wyciągnięty z najpiękniejszego snu.
 Zamknąłem oczy i położyłem się na łóżku. Rozmawialiśmy około pół godziny, a mnie było ciągle mało jej przyjemnego głosu.
   - Muszę kończyć - szepnęła smutno - Wołają mnie.
   - Nie smuć się, jutro porozmawiamy - pocieszałem ją jak najbardziej mogłem.
   - No dobrze, to do jutra. - zaśmiała się - pa.
   - Pa - powiedziałem, po czym się rozłączyła.
 Zszedłem na dół, gdzie od razu Martyna spojrzała na mnie podejrzliwie.
   - Róża? - zapytała
Pokiwałem głową.
   - Skąd wiesz? - zapytałem zdezorientowany.
   - Tak szczerego uśmiechu u ciebie nie widziałam dawno - powiedziała i pocałowała mnie w policzek.

-----------------------------------------
Dzień dobry! :D
Pierwszy rozdział, gdzie obydwoje z bohaterów są za Rzeszowem :)
Nie wiem czy mi wyszedł ten rozdział, osobiście nie jestem z niego zadowolona.
Wszystkie osoby, które wysłały mi swoje opowiadania, a nie przeczytałam ich bardzo przepraszam, obiecuję nadrobić to gdy znajdę czas.

Pojawiło się moje drugie opowiadanie, inne od tego, jednak zapraszam do przeczytania Magii rubinu
Pozdrawiam serdecznie, Doroshi ;)