piątek, 30 sierpnia 2013

Epilog - Bo to nadzieja umiera ostatnia.



... i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedynej i Wszyscy Święci.

W końcu nastał ten dzień. Poślubiłem ją, moją Rose, wyznając jej tym samym wieczną miłość i oddanie. A ona zrobiła to samo.
Mojego szczęścia nie można było opisać w żadnej skali ani żadnymi słowami. Miłość i nadzieja wygrały, przezwyciężyły wszystko.
A teraz? Teraz trzymałem ją jak nigdy w objęciach i bujałem się w rytm powolnej muzyki. Zamknąłem oczy, próbując wybłagać, by ta chwil trwała wieczność.
Cała ceremonia minęła bardzo szybko, a Kamila i Krzysiek jako świadkowie sprawdzili się wzorowo. Zbyszek, jako para z Kamą (nie tylko na weselu...) zajęli się przebiegiem imprezy i wyszło im naprawdę dobrze.
Wszystko mijało tak szybko, że nim się obejrzałem, był już późny wieczór, a ja znów tańczyłem z Różą, która w tym momencie spojrzała na mnie z niespokojną miną.
- Mam wrażenie, że jesteś nieco smutny - powiedziała. - Coś się stało?
Uśmiechnąłem się na widok jej niepotrzebnego zmartwienia i przytuliłem ją do siebie.
- Po prostu jeszcze do mnie nie dotarło, że jedno z ważniejszych marzeń właśnie się spełniło.
- Nie wyobrażam sobie teraz mnie bez ciebie. - uniosła lewy kącik ust
- Nie musisz, już nigdy nie będziesz musiała. - wyszeptałem zaglądając w czekoladowe oczy. - Nic i nikt nie może tego zmienić.
Łzy, które na chwilę pojawiły się w jej oczach uznałem za dobry znak. Kochałem ją, a ona mnie, to było pewne...



Blask reflektorów spoczywający na czerwonej zasłonie przede mną, odgłosy rozmów, nawet nerwowe szepty za kulisami - to wszystko nie mogło się nawet równać z tremą, która mną władała. Nastał TEN dzień, jeden z ważniejszych w moim życiu, a ja pragnęłam, by już się zakończył.
Aż w pewnym momencie czerwony materiał się uniósł, a strugi świateł oślepiły moje oczy. Jak przez mgłę widziałam tłum ludzi siedzących naprzeciw sceny i na balkonach. Całe moje ciało zadrżało tak intensywnie, że miałam wrażenie, że lada moment runę na deski filharmonii. Ale tak nie mogło się stać; uniosłam wysoko głowę i z poważną miną ustawiłam się we właściwej pozycji, czekając na muzykę. Mój brzuch nie chciał pozostać niezauważonym, lecz nawet to nie było w stanie mnie zatrzymać.
Kiedy już popłynęły pierwsze takty z fortepianu, cała trema i ból znikły. Tańczyłam lekko jak nigdy, czując rozsadzającą mnie od środka radość. Nie byłam za scenie sama.
Było ze mną on - mój tata. Podtrzymywał moje ramiona w powolnych ruchach oraz napełniał mnie pewnością siebie. Czułam jego obecność; on wiedział, że ten taniec jest dla niego i specjalnie dlatego przyszedł. Koniec układu zatańczyłam z zamkniętymi oczami; niezaznany mi wcześniej spokój pozwolił mi zakończyć to z łzą spływającą po policzku.
Udało się. Ostatnia pozycja, wybuch oklasków, mój ukłon... Nie potrafię tego zapomnieć.
Zeszłam ze sceny i wpadłam w uściski innych tancerek. Gratulowały mi świetnego występu, a ja nie potrafiłam wydusić z siebie ani jednego słowa.
Zbiegłam po schodach w dół, na zewnątrz.
- To było cudowne. - zaskoczył mnie męski, dobrze znany głos. Piotr szedł do mnie szybkim krokiem, trzymając za rączkę Rozalię, naszą córkę.
- Dziękuję - wydusiłam z siebie i wzięłam dziewczynkę na ręce. Miała nieco ponad rok, a uśmiech piękniejszy niż jakiekolwiek inne znane mi dziecko.
- Jestem z ciebie dumny. - mężczyzna pocałował mnie w czubek głowy, a ja spojrzałam w górę, na szarawe niebo, sypiące śniegiem.
- On też, czuję to. - powiedziałam z ściśniętym gardłem i obróciłam się kilka razy jak pięciolatka.
Miałam ochotę krzyczeć: "Hej, ludzie, nie poddawajcie się, walczcie o marzenia! Jeśli tego chcecie z całych sił, one się spełniają!"
Naprawdę, byłam tego dobrym dowodem...


Z życiem jest jak z siatkówką.
Wszystkie lata życia są jednym wielkim meczem rozgrywanym między losem a nadzieją. Zdarzają się w nim idealne akcje, po których długo idzie się głową wysoko uniesioną, czuje się zadowolenie z siebie. Ale są też te nieudane, bardzo rozczarowujące, po których zęby zaciskane są mocno ze złości. Musisz jednak wiedzieć, że nie możesz żyć cały czas nieudaną zagrywką czy atakiem, trzeba grać dalej.
Aż nadchodzi koniec seta, pewnego etapu życia; los wygrywa, a Ty wypominasz sobie błędy. Pamiętaj, należy o nich zapomnieć, wymazać z pamięci i pozwolić, by nadzieja Tobą kierowała.
Nie pozwól, by ona znikła.
Bo to nadzieja umiera ostatnia.


-------------------------------------------------------------

Serce mnie boli jak pomyślę o tym, że to już koniec tego opowiadania...
Pisząc je przeżyłam naprawdę dużo i starałam się w każdy rozdział włożyć jak najwięcej serca.
(ach, i wybaczcie tą końcową "przemowę", musiała tu być :>)
Ponad 52500 wyświetleń w ciągu dziewięciu miesięcy to dla mnie naprawdę wielki sukces jak na pierwsze w życiu opowiadanie!
Dziękuję wszystkim, którzy wytrwali ze mną do końca, tym, którzy napisali choć jedno miłe słowo, jesteście cudowni ♥
Mam w głowie plan na kolejne opowiadanie i pojawi się tu post o nim, kiedy już pojawi się prolog :)
Cóż, nie pozostaje mi nic innego jak się pożegnać i... no cóż, być może do następnego(nie posta, tylko bloga :D)?

Pozdrawiam, Misu! :*

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 32



Wyobraź sobie, że jesteś w mojej skórze; przeżyłaś skomplikowaną operację, masz przy sobie kochającego narzeczonego, plany na przyszłość, odzyskujesz siły do wielbionego tańca. Czy czujesz szczęście tak samo jak ja? Czy ta emocja też rozsadza cię od środka? Na pewno tak.
To wszystko jest takie idealne! Codziennie rano budziłam się, nie wierząc we własne szczęście i myślałam jak cudowne jest życie.
Pamiętam dobrze jak pojechałam z Piotrem do rodzin i powiadomiliśmy ich o naszych zaręczynach i planach ślubu. O dziwo, zostało to przyjęte z radością w obu domach, ale termin pozostawał nieznany. Od tamtego dnia prawie cały chodziłam z uśmiechem na ustach, zarażając nim Piotrka. W końcu miałam to, czego pragnęłam.
Od operacji minął rok, w ciągu którego wiele się zmieniło. Moje zdrowie nie było takie jak kiedyś, ale z czasem wróciłam do starej formy. Ostatni rok szkoły spędziłam poświęciłam też przygotowaniom do matur, oczywiście mieszkając z Kamilą w internacie. Egzaminy dojrzałości zdałam z dobrymi wynikami, ale postanowiłam na razie nie studiować; mogłabym się przemęczyć. W końcu miałam swoje miejsce w filharmonii, los uśmiechał się do mnie szeroko.
Pewnego jesiennego wieczoru odpoczywaliśmy z Piotrem w salonie po ciężkim dniu, niby oglądając film. Jak wiadomo, potrzeba mi o wiele więcej wypoczynku niż zdrowym ludziom, więc często, tak jak teraz, zasypiałam gdy tylko ułożyłam się wygodniej. Powoli odpływałam w sen, aż nagle w całym domu rozbrzmiał ogłuszający dźwięk dzwonka, a ja podskoczyłam w miejscu, odrywając się od ramienia siatkarza.
- Za każdym razem reagujesz tak samo. - skomentował moje zachowanie ze śmiechem, po czym pocałował mnie w czubek głowy i wyszedł z pokoju.
Zdążyłam zaledwie rozetrzeć zaspane oczy i usiąść po turecku, zakrywając kocem kolana, póki nie zobaczyłam wchodzącej stanowczym krokiem Kamili, a kawałek za nią zdezorientowanego Piotra.
Ucieszyłam się na jej widok; nie widziałyśmy się już ponad tydzień przez natłok obowiązków.
Od czerwca, kiedy to zamieszkałam z Nowakowskim, Kama przychodziła tu dość często. Pracowała w tej samej firmie co jej brat jako sekretarka. Zmieniła się w zachowaniu i wyglądzie, widocznie wydoroślała.
Spojrzałam na jej ubiór: dopasowana do ciała koszula w kolorze miodu z wywiniętymi rękawami była dobrana do czarnej spódnicy z podwyższonym stanem. Całego efektu doprawiały wysokie, żółte szpilki i włosy zaplecione w warkocza do łopatek.
- On jest niemożliwy!
- Ciebie również miło widzieć - przerwałam jej, przez co obarczyła mnie karcącym spojrzeniem i wskazałam na fotel naprzeciw nas. - Usiądź i mów kto był tak okropny.
-Kuba, kto inny?! - krzyczała mocno gestykulując rękoma. Na moment znów przypomniała mi starą Kamę. Zagryzłam usta by nie wybuchnąć śmiechem. - Za każdym razem to samo: "Kamilo, za mało się starasz", "Dlaczego te dokumenty jeszcze tu leżą?", "Twój wygląd jest zbyt wyzywający na moje biuro". A to tylko dlatego, że jeden guzik od bluzki był niezapięty! I jakie jego biuro?! Jest tylko wiceprezesem, a zachowuje się jak władca świata, mam już tego serdecznie dość. Nie mam ochoty iść do tego mieszkania, żeby patrzeć na jego twarz.
- Niech zgadnę, przyszłaś tu prosto z pracy? - wtrącił Pit.
- Zgadza się. - spuściła wzrok i ułożyła delikatnie ręce na kolanach. - Wybaczcie mi tę wizytę, ale nie wiedziałam gdzie indziej mogłabym iść.
- Kama, przecież możesz tu przychodzić kiedy chcesz.
- Mimo tego mam wrażenie, że narzucam wam swoje towarzystwo.
- Nieprawda, wcale tak nie jest.
Dziewczyna już otwierała usta by odpowiedzieć, ale uprzedził ją dzwonek do drzwi.
- Robi się ciekawie. - mruknął prawie niesłyszalnie Piotr i zniknął za rogiem. Uśmiechnęłam się do blondynki.
- Wszystko się ułoży, zobaczysz.
Ta tylko rzuciła mi spojrzenie pod tytułem "nie uwierzę w to za nic na świecie" i westchnęła głośno.
- Problem w tym, że nie. Po pracy zostaję w domu i pracuję, nie wychodzę wieczorami. Nie mam kogoś takiego jak Piotrek dla ciebie, a Kuba nie może tej funkcji spełniać.
- Czyli po prostu czujesz się samotna?
- Można tak powiedzieć.
Kiwnęłam głową i zamyśliłam się. Poczułam się winna temu, że nie poświęcam dla niej wystarczającej ilości czasu. Chciałam obiecać jej, że zabiorę ją gdzieś niedługo, ale nie było mi to dane.
- Wiedziałem, że tu będziesz. - skierowałyśmy obie głowy w miejsce, skąd dochodził ów głos i w drzwiach ujrzałam Jakuba, który stał z rękoma skrzyżowanymi na piersi. Do pokoju weszli też Piotrek z Zbyszkiem i usiedli obok mnie, zatraceni w rozmowie. Blondynka ściągnęła brwi i wzrok zawiesiła na widokiem za oknem znajdującym się za mną. - Nie udawaj, że mnie nie słyszysz. Widzisz, to kolejny dowód na to, że jesteś niedojrzała!
- Przyszedłeś mnie denerwować? - zapytała oschle.
- Byłem u Zbyszka, ale chciałem też tutaj na chwilę wstąpić i zabrać cię do domu.
- Nie potrzebuję twojej zgody i nie mam ochoty iść z tobą.
- To wyjdźmy gdzieś, wszyscy razem.
- Odpadam - odezwał się Bartman. -  Muszę iść po coś do miasta.
- Poczekaj, też pójdę, może na przykład nie było mnie dawno w jakimś miejscu.
- Błagam cię, nie wygłupiaj się!
Wystarczyło jej jedno spojrzenie na brata, by zrozumiał, że ma siedzieć cicho.
Blondynka wstała, dała mi buziaka w policzek na pożegnanie i poszła za wychodzącym już siatkarzem. Patrzyliśmy na ich sylwetki, póki do końca nie zniknęli.
- Boże, jestem beznadziejny - Janusz uderzył się otwartą dłonią w czoło. - A co jeśli jej się coś stanie?
- Kuba, ona ma dziewiętnaście lat, spokojnie da sobie radę.
- A poza tym Zbyszek nie pozwoli, żeby coś jej się stało. - mruknął Piotr przysuwając się i otaczając mnie ramieniem.
- Przecież on gdzieś idzie i ją zostawi.
- Spokojnie, nie zostawi. - na jego ustach pojawił się tajemniczy uśmiech, co dało mi do zrozumienia, że możemy być spokojni, będzie tak jak mówi.
                                                                     ********
Od kiedy oboje wyszli na zewnątrz, tak bez przerwy trwała ich rozmowa. Kamila opowiadała o swoich problemach z pracą i bratem bez najmniejszej krępacji; znała Zbyszka, kilka razy już chodziła z nim na podobne przechadzki. Lubiła z nim spędzać czas, nawet bardzo.
- I tak to wszystko wygląda. - powiedziała, gdy skończyła bardzo długą wypowiedź. - Co o tym wszystkim sądzisz?
- Nie jest idealnie. - spojrzał na jej postać, która kroczyła tuż obok niego. Wysokie buty sprawiły, że nie musiał bardzo nisko schylać głowy, by dostrzec twarz blondynki. Swoją drogą, dość często na nią spoglądał. - Ale dasz radę, wychodziłaś z gorszych sytuacji.
- Racja, ale chyba zaczyna mnie to wszystko przerastać. Rozumiesz, dopiero wchodzę w dorosłe życie.
- Przecież nie jesteś sama, masz mnie. - wypalił, czego pożałował po tym, jak dziewczyna zatrzymała się i spojrzała na niego zdziwiona. - To znaczy... No wiesz, możesz się ze wszystkim do mnie zwrócić.
- Rozumiem, dzięki - uśmiechnęła się, po czym przytuliła się do niego delikatnie. Chłopak otoczył ją ramionami. - Jesteś wymarzonym przyjacielem.
- A gdybym... Gdybym powiedział, że przyjaźń to dla mnie mało? Oczywiście to tylko gdybanie!
- Wtedy ja poprosiłabym cię o spojrzenie na te dziesiątki dziewczyn, które stoją w kolejce po twój autograf. - rzekła odrywając się od niego.
- One nie zwierzają mi się ze swoich problemów.
- Uwierz, gdyby tylko mogły, zrobiłyby to. - westchnęła. - Na pewno jest ktoś o wiele lepszy ode mnie.
- Nie rozumiesz. - zaśmiał się pod nosem i złapał ją za dłonie. - Obiecaj mi, że kiedy już wszystko sobie poukładasz, przemyślisz to.
- Ale...
- Tylko obiecaj. - spojrzał jej głęboko w oczy.
- Jesteś zbyt pewny siebie, Bartman. - mruknęła. - Myślisz, że każda na zawołanie będzie twoja. Tylko wiesz co jest najgorsze? Nie jestem każda.
Odwróciła się i ruszyła w przeciwną stronę niż była planowana, mimo ciągłych wołań. Zatrzymała się dopiero po dość mocnym szarpnięciu ramienia.
- Nie byłem z żadną kobietą w związku od kilku lat, kiedy to moja dziewczyna zginęła w wypadku. Racja, kiedyś były to tylko przelotne znajomości na spotkanie w męskiej toalecie, starałem się zapomnieć. Ale teraz jestem inny, ludzie się zmieniają. Dlatego, proszę, nie myśl tak o mnie.
Dziewczyna słuchała go w skupieniu, po czym po prostu odezwała się tylko:
- Obiecuję.
I odeszła z powrotem do swojego domu, czując inaczej niż przed spacerem z siatkarzem. Usiadła do swojej papierkowej roboty jak co wieczór, lecz nie wiedzieć czemu, wróciła jej ochota do życia.

                                                                       ************

Po jakimś czasie udało mi się zauważyć, że nic nie jest idealne, a na pewno nie moje zdrowie. Kaszel pojawiał się od czasu do czasu, lecz już bez krwawienia. Tak samo było z formą, niekiedy słabłam, ale nie poddawałam się. Przecież dobrze wiedziałam, że trzeba walczyć o co, co się kocha; obojętnie czy jest to miłość do osoby, czy do tańca.



-----------------------------------------------
Tak głupiego rozdziału tutaj chyba jeszcze nie było. Po prostu nie wierzę w to, co jest u góry.
Wytłumaczcie mi co jest przyczyną, że powstaje taki bezsens jak powyżej? Aż wstyd to publikować.
W tym tygodniu pojawi się tu ostatni rozdział :)
tumblr i ask - zapraszam ;)
Cóż, do następnego!

piątek, 9 sierpnia 2013

Rozdział 31



Letnie niebo jest niesamowite; błękitne tło, po którym pływają delikatne, białe obłoki. Uwielbiam ten widok, ponieważ umiem w nim dostrzec coś prognozą dobrego dnia. Widzę swoje życie. Jestem tym skrawkiem nieba, które widzę, a chmury są ludźmi przewijającymi się niekiedy przez życie. Czasem wydarzenia jak wiatr, przesuwają ich daleko, czasem z powrotem sprawia, że wracają. Są i takie momenty jak teraz, gdy chmury nie ruszają się prawie w ogóle z miejsca. Te chwile lubię najbardziej.
Usłyszałam głośne chrząknięcie, przez co zostałam zmuszona do powrotu myślami na ziemię.
Zdałam sobie sprawę, że siedziałam w gabinecie wicedyrektorki filharmonii rzeszowskiej (której budowa była już zakończona), a niebo obserwowałam przez okno. Poczułam jak palą mnie policzki.
- Przepraszam, dzisiejsza pogoda jest tak piękna, że to aż grzech nie spojrzeć na zewnątrz. - zaczęłam się tłumaczyć, lecz ona znów utkwiła nosem w papierach, które przywiozłam ze szpitala i szkoły.
Starałam się skupić uwagę na czymś niewychodzącym z pomieszczenia. Jedynym takim przedmiotem był długopis w rękach kobiety, którym kiwała na prawo i lewo w rytm, który nadawał tykający zegar. Po kilku minutach, gdy zaczynało mnie to już drażnić, ta niespodziewanie chwyciła stabilniej przyrząd i zaczęła pisać coś na kartce, która decydowała o mojej karierze.
- Muszę przyznać, pani Wilk, że jest pani nadzwyczajnym przypadkiem. Żadna baletnica, którą znam nie miała tak poważnych operacji w tak młodym wieku! A na dodatek chce pani trzy dni po niej wrócić do treningów. Wielu ludzi nazwałoby to niedorzecznością, a wśród byłabym ja - uniosła wzrok. - czy zdaje sobie pani sprawę, że obecność chorej osoby może przysporzyć nam kłopotów? W każdym momencie mogłaby pani zemdleć lub dostać krwotoku!
- Tak, wiem o tym - spojrzałam jej w oczy. - ale mimo wszystko chcę tu wrócić. Mogłabym nawet umrzeć na scenie, to bez znaczenia. Poza tym mam opiekę medyczną, która dba o wszystko. Nie wyobrażam sobie stracenia szansy na tańczenie. Proszę dać mi szansę.
Kobieta uniosła brwi, dopisała trzy słowa na kartce, po czym włożyła ją w beżową kopertę i podała mi.
- Do widzenia, Różo.
Poruszyłam się momentalnie, wzięłam papier i wstałam.
- Do widzenia.
Z zagryzionymi ustani, wyszłam z pomieszczenia szybkim krokiem. Bałam się, że w każdym momencie wybuchnie ze mnie wulkan emocji. Przycisnęłam kartkę do klatki piersiowej i zaczęłam rozglądać się za Piotrkiem. Ujrzałam go stojącego przy automatach ze słodyczami. No tak, co innego mogłoby go przyciągnąć w tym miejscu? Wsunęłam kopertę w torbę, która zwisała mi z ramienia i zaszłam go od tyłu.
- Pomóc ci? - zapytałam cicho, a on tylko drgnął i odwrócił się do mnie.
- Co? Nie, ja tylko...
- Trzeba było nie przychodzić tu na pusty żołądek. - zaśmiałam się stając na palcach i dając mu buziaka w policzek.
- W Spale nie będę miał takiego dostępu do tych wszystkich cudów. - gdy wypowiadał ostatnie słowa, zaświeciły mu się tajemniczo oczy. - Chodź!
Splótł nasze palce i pociągnął mnie ku wyjściu.
- Pit, gdzie ty mnie ciągniesz? - zapytałam nie zwalniając kroku.
- Tam, gdzie nikt niczego mi nie wyliczy, zwłaszcza czasu spędzonego z tobą.
Uniosłam jedną brew do góry, ale szłam dalej. Po chwili znaleźliśmy się w nowo wybudowanej rzeszowskiej galerii handlowej, a potem w ulubionej kawiarni Nowakowskiego.
   Przez ponad trzy kwadranse siedzieliśmy przy często obserwowanym stoliku, a on jadł kawałek ciasta za kawałkiem. Przyglądałam się mu uważnie, a z minuty na minutę widok blondyna z truskawkowym kremem na policzku wydawał się coraz śmieszniejszy. On tylko spoglądał na mnie z miną po tytułem "O co chodzi?" Zebrałam palcem wskazującym różową masę i pozwoliłam jej rozpuścić się na swoim języku. W tym samym czasie jego palce przeczesały najbliższą twarzy część włosów. Nasze spojrzenia się spotkały i nie opuściły przez dłuższą chwilę, przez którą podziwiałam jasne tęczówki i rozszerzone źrenice.
   Wtedy zrozumiałam, że bez niego moje życie byłoby naprawdę niczym i że resztę zgrupowania i Mistrzostwa Europy będę trwała w ogromnej tęsknocie. Ale jestem pewna, że ten czas minie niezauważalnie, a pomoże mi w tym uczucie w sercu. Przecież miłość przetrwa wszystko.
    Chłopak wstał, by zapłacić kelnerce za wszystko, a ja spotkałam się spojrzeniem z kobietą, która siedziała za Piotrem. Miała przy sobie małą dziewczynkę, która wskazała na mnie paluszkiem i powiedziała coś do swojej, jak podejrzewałam, mamy. Uśmiechnęłam się do nich rozbawiona, gdy tuż obok mnie stanął Pit. Kiwnął do mnie głową, na co wstałam i skierowaliśmy się ku wyjściu.
Następnym miejscem, gdzie poszliśmy był... sklep baletowy.
- Po co tu jesteśmy? - zmarszczyłam brwi gdy mój nos wyczuł delikatny zapach z wnętrza. - Nie potrzeba mi niczego nowego.
- Niedługo zaczynasz od nowa treningi, musisz mieć w czym tańczyć.
- Nie wiem czy zacznę. - mruknęłam, uciekając wzrokiem. - Poza tym stare baletki są dobre.
- Dyrektorka nie dała ci odpowiedzi?
- Zapisała ją w kopercie, której jeszcze nie otworzyłam, bałam się.
- Na pewno wyraziła zgodę. - powiedział pewnie. - A teraz chodź.
   Chwycił mnie za rękę i wciągnął do środka. Regały pełne point, baletek i akcesoriów przywołały na mnie niemałe wrażenie. Dołączając do tego wszystkie stroje... uśmiech sam wpłynął na usta.
W następnych wydarzeniach nie miałam udziału, Pit sam podał mi pointy do przymiarki w moim rozmiarze, a gdy okazały się dobre, odłożył je i podał wieszak z najpiękniejszy strój w tańca jaką w życiu widziałam.
Bordowe body z wycięciem w łódeczkę i długimi rękawami miały na sobie wyszytą srebrną nicią różę. Dołączona do nich lekka spódnica na wzór tutu o kolorze szkarłatu zdawała się tak delikatna, że bałam się jej dotknąć w obawie, że rozsypie się w pył.
- Podoba ci się? - zapytał.
- Tak, jest... cudowna.
- W takim razie sprawdź, czy ci pasuje.
Stawiałam lekkie opory, ale jego upór zmusił mnie do pójścia do przymierzalni.
Kiedy skończyłam poprawiać spódnicę, spojrzałam w lustro. Wyglądałam jakbym miała zaraz wyjść na scenę przed wielką publiczność i wykonać najważniejszy taniec w życiu.
Odsłoniłam zasłonę, a Piotr spojrzał na mnie widocznie zdziwiony i przeleciał wzrokiem po mojej sylwetce.
- Jesteś piękna - powiedział podchodząc i ujmując moje dłonie. - Zarówno z zewnątrz jak i wewnątrz.
Stanęłam na palcach i dałam mu buziaka w policzek. W tym samym czasie podeszły do nas dwie dziewczyny, trochę młodsze ode mnie i starsza kobieta.
- Przepraszam, mogłybyśmy prosić o zdjęcie i autograf? - odezwała się jedna z nich, a gdy Pit kiwnął głową, ta druga podała aparat najstarszej i ustawiły się przy nim. Odsunęłam się na bok, na co ona odezwała się: - Możemy prosić też ciebie, to znaczy panią?
- Mnie?
- Tak,zależy nam na tym.
Stanęłam więc za dziewczynami, a gdy zdjęcie zostało zrobione, spojrzałam na chłopaka zdziwiona. Później wzięły od Piotra autografy.
- Dziękujemy. - powiedziała znów ta sama, a potem zwróciła się do mnie: - Jak się czujesz?
- W porządku. - odpowiedziałam niepewnie.
- Ta operacja podobno była bardzo trudna. Na szczęście dobrze się skończyła, bo obawiałam się, że coś pójdzie nie tak.
- Przepraszam, że spytam... skąd o niej wiesz?
- Dużo portali internetowych nie zostawiły bez komentarza, że twój chłopak nie pojawił się na zgrupowaniu z innymi. Zainteresowali się powodem, później tobą i wszystko wyszło na jaw. Dużo ludzi cię pokochało jak w sieci pojawiła się twoja solówka. Naprawdę, była perfekcyjna.
- Dziękuję, ale... wow, to dziwne.
- Po prostu jesteś dobra. Powodzenia. - rzuciła na odchodne miły uśmiech, a ja poszłam się przebrać czując rumieńce wpływające na policzki. Gdy już wyszłam, Piotrek odebrał ode mnie strój i zniknął za rogiem. Wsunęłam buty i zastałam go przy kasie odbierającego od kasjerki torbę z logo sklepu. Podszedł do mnie, uśmiechnął się i wyszliśmy.
Droga do domu minęła tak szybko, że nim się ocknęłam z zamyślenia, on już otwierał drzwi wejściowe. Przeszłam do kuchni, zaparzyłam dwie herbaty i wróciłam z nimi do salonu, gdzie dosiadłam się do zapatrzonego w telewizor Piotra.
Zdążyłam upić kilka łyków napoju, gdy on podał mi torbę ze sklepu.
- Piotrek, nie mogę tego przyjąć.
- Dlaczego?
- Bo to bardzo drogie, nie będę w stanie oddać ci za to pieniędzy.
- To jest prezent - rzekł, ale gdy zaczęłam się sprzeciwiać, zbliżył się nieco. - Jeśli nie chcesz jej teraz, zachowaj ją na ten najważniejszy taniec. Obiecaj mi, że wyjdziesz w tym na scenę i zachwycisz każdego, zwłaszcza mnie.
- Obiecuję. - szepnęłam, a on złączył nasze usta w  krótkim pocałunku. - Tylko nie wiem czy będę miała okazję zrobić to w filharmonii czy w szkole.
- Sprawdźmy to. - uśmiechnął się. Wyjęłam kopertę i niepewnie chwyciłam jej rogi.
A co jeśli nie będę już mogła tam trenować? Wiem, że mocno zaboli, mogę się załamać. Nie ma nic gorszego od odrzucenia. Ale mimo wszystko będę próbować dalej, nikt nie zabierze mi marzeń.
Wypuściłam głośno przez usta powietrze i powoli wysunęłam biały papier z koperty.
Czytałam słowo po słowie, lecz nie znajdowałam odpowiedzi na pytanie. Zaczęłam się denerwować i nienaturalnie szybko mrugać.
"Ze względu na posiadane umiejętności, Róża Wilk zostaje przywrócona do treningów przygotowawczych. Proszę o dostateczne przygotowanie..."
Nie wiedziałam co jest dalej napisane, łzy rozmazały mi obraz przed oczami. Rzuciłam się na szyję Piotrkowi, a on zrozumiawszy o co chodzi, zaczął mi gratulować.
- Mówiłem, że wszystko będzie dobrze! Teraz już wszystko będzie jak kiedyś.
Wtuliłam się w jego ramiona, czując roznoszącą mnie euforię.

Wystarczyło jedno zdanie, by znów poczuć szczęście...


--------------------------------------------------------------------------------
O ja pieprzę, jakie głupoty. Jedno wydarzenie rozpisać tak mocno, idiotyzm w stylu misu.
Nawet nie wiem co tu napisać, nie mam chęci na nic.
Chyba następny rozdział będzie przedostatnim. W tym miesiącu chcę już to zakończyć.
Gdyby ktoś chciał wiedzieć, założyłam aska, więc w razie jakichkolwiek pytań, zapraszam ;)
Cóż, więc do następnego. Trzymajcie się ;)