wtorek, 29 stycznia 2013

Rozdział 16

Wytężył wzrok chcąc rozpoznać siedzącą w cieniu postać.
    - Zostań tu - wyszeptał i ruszył bezszelestnie w stronę domu.
   Patrząc jak odległość między nim a drzwiami wejściowymi robi się coraz mniejsza, miałam wrażenie, że zacznę krzyczeć. Zapewne zrobiłabym to, ale szok uniemożliwił mi to. Robiłam małe kroki dążąc za Pitem, aż byłam w stanie usłyszeć ich rozmowę.
    - O, jesteś - mówił "gość" - Myślałem, że zgubiłeś się gdzieś w tym Rzeszowie albo coś. Ten idiota zamknął mi drzwi, rozumiesz?!
  Pit obrócił się i kiwnął głową bym się przybliżyła. Stanęłam u jego boku i ujrzałam rozpromienionego ciemnowłosego mężczyznę patrzącego na mnie z góry.
   - Ty pewnie jesteś Róża - wyciągnął ku mnie dłoń - Kubiak Michał.
   - Cześć - przywitałam się.
  Nie chcąc czekać na nie wiadomo co, Nowakowski otworzył drzwi i weszliśmy do środka. Z głębszych części domu dało się słyszeć głośną muzykę.
    - Jakim cudem to się u niego znalazło?! - naszym oczom ukazał się Zbigniew trzymający w jednej ręce moją torbę, a w drugiej puenty. Kiedy nas ujrzał, otworzył szeroko oczy i widocznie się zakłopotał. - Yy... Dobry.
   Widząc minę Zbyszka, chłopaki wybuchnęli śmiechem.
    - To chyba twoje - podał mi torbę i buty obdarzając Pita i Michała ostrym spojrzeniem.  Chcąc uniknąć podobnej sytuacji, zaniosłam znalezisko Zibiego do sypialni i wróciłam do siatkarzy. Bartman z Kubiakiem leżeli wygodnie na kanapie zajęci oglądaniem filmu w telewizorze i zacięcie o czymś rozmawiali. Ominęłam salon i skierowałam się do kuchni gdzie grasował Piotrek.
     - Wiedziałeś o ich odwiedzinach? - zapytałam patrząc jak on szuka czegoś po szafkach. W końcu znalazł czerwono-czarną kartkę i dopiero wtedy na mnie spojrzał.
     - Niestety nie - zbliżył się lekko obejmując mnie w pasie. - Przepraszam, że ten ostatni wieczór przed świętami zakłócają nam... oni. Jeśli chcesz mogę im powiedzieć, żeby przenieśli się do Zbyszka.
     - Nie, będzie śmiesznie. - wyszczerzyłam się, a on schylił się dając mi buziaka. Usłyszałam trzask w salonie i śmiech chłopaków. - Chodź, bo zaraz rozwalą ci mieszkanie.
  Tak, jak się spodziewaliśmy, panowie kryli coś swoimi ciałami co chwilę wydając z siebie chichoty.
     - Co tym razem zepsuliście? - zapytał Piotr podchodząc do nich.
     - O co ci chodzi?! - wybuchł Bartman z zaskoczeniem wypisanym na twarzy, ale ciągły śmiech Kubiaka przeszkodził mu zabawę w aktora. Nowakowski przeszedł do Michała i widząc trzymany przez niego złamany w pół głośnik, jęknął nieszczęśliwy.
  Usiadłam na fotelu  i podkulając nogi przypatrywałam się jak Piotrek, próbując ukryć uśmiech wchodzący na jego twarz, krzyczy na kolegów, a ci nie kryją rechotu z usiłowań środkowego. Podrażnili się trochę z nim i wrócili do leżenia na kanapie. Piotrek poszedł do kuchni, jak podejrzewałam, zamówić jedzenie, bo lodówka wypróżniona już przez Zbyszka, świeciła pustkami. Tak więc, zostawił mnie sam na sam z nimi.
   - Tak więc Różo - podniósł się Kubiak, a za jego śladem drugi. - Ile się spotykacie z Pitem?
   - Ponad dwa miesiące - odpowiedziałam nieśmiało, wpatrując się w swoje szpetne stopy.
   - A myślisz, że z wasz hmm... Związek może przetrwać?
   - Chyba tak - rozejrzałam się i zobaczyłam lekkie uśmiechy na ich twarzach. - Piotr nie jest mi obojętny. Wręcz przeciwnie jest dla mnie bardzo ważny, choć znamy się krótko.
   - Mam nadzieję, że to coś więcej. - wtrącił cicho Bartman - Wiesz, on naprawdę musi coś do ciebie czuć, skoro po dość bolesnej stracie dziewczyny, zwrócił na ciebie uwagę. Jesteś jedyną dziewczyną od około roku, z którą z przyjemnością się spotyka. Nie zrań go,  proszę.
  Przytaknęłam głową, a do pokoju wszedł Cichy i stanął koło mnie. Obdarzył mnie tym uśmiechem, który najbardziej lubię - pełnym ciepła, miłości, tym przeznaczonym tylko dla mnie. Kiwnęłam głową w stronę "gości" i uniosłam kąciki ust w górę, dając mu do zrozumienia, że nie powinien się teraz mną przejmować.Spoważniał i spojrzał na chłopaków, którzy bacznie obserwowali zaistniałą scenę.
   - To co oglądamy? - Nowakowski zatarł ręce i usiadł między panami. - A może mały meczyk?
Wystarczyło kilka minut, bym mogła rozkoszować się widokiem Piotra grającego na konsoli jak kilkuletnie dziecko. Wykrzykiwał coś co chwilę zerkając na mnie. Kiedy dźwięk dzwonka do drzwi rozległ się w całym domu, spauzował grę mimo sprzeciwów i wstał by otworzyć.
   - Ja pójdę, grajcie dalej - powiedziałam dotykając ramienia Pita.
   - Naprawdę? Chyba nie uniesiesz tego - mrugnął
   - Mam na tyle siły, Nie jestem zmęczona.
   - No dobrze, dziękuję. Pieniądze są na stole - pocałował mnie w policzek i wrócił do gry.
 Zabrałam ze stołu pieniądze i udałam się do drzwi by odebrać zamówienie. Jakież było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam ile jedzenia muszę odebrać. Zapłaciłam dostawcy i zabrałam "kolację". Położyłam ją na stole w salonie, a oni zabrali się pałaszowania.
   Zostawiłam ich samych i czując senność, wyszłam do łazienki. Przemyłam oczy zimną wodą i po wytarciu twarzy ręcznikiem spojrzałam w lustro. Moje odbicie, jak zwykle blade, wydawało mi się szczególnie odrażające. Chwyciłam za kosmetyczkę i zrobiłam delikatny makijaż. Na marne - nadal wyglądało to marnie. Trudno, pomyślałam i wróciłam do salonu. Spojrzałam na ekran. Czas gry wskazywał, że niedługo skończą. Wgapiałam wzrok w chłopaków. W pewnym momencie wszystko mingęło, a po tym zapadła ciemność.
   - No bez jaj! 4 minutu przed końcem! - krzyknął Zbyszek.
   - I tak byś przegrał, nie masz czego żałować - zaśmiał się Dzik, za co dostał kuksańca w bok.
Piotrek w tym czasie podszedł do szafki i wyjął świece. Wieczór z kumplami w romantycznej atmosferze świec przemkło mi przez głowę. W drugiej ręce trzymał talię kart, na co reszta zareagowała radosnym krzykiem.
   - Zagrasz z nami? - zapytał Michał w czasie gdy Piotr tasował karty.
  - Nie umiem grać - powiedziałam uśmiechając się do wyszczerzonego Miśka.
  - Chodź - zawołał Pit - nauczę cię.
Usiadłam na zrobionym mi przez nich miejscu. Zbyszek poszedł do kuchni po kilka butelek piwa, a Pit skończył tasowanie.
    Objęta przez Pitera widziałam dobrze jakie mamy karty, a pojęcie zasad pokera zajęło mi wyjątkowo mało czasu. Po jakimś czasie mogłam już sama grać i powoli ogrywałam chłopaków. Każdy z nich był już po kilku piwach a karty wciągały coraz bardziej. Ze względu, że mój organizm źle reaguje na alkohol, postanowiłam ograniczyć się do jednego piwa. Ich oczy zamieniły się w spodki od filiżanek, kiedy ukazałam im cztery asy i roześmiałam się w głos.
  - Panowie, ograła nas dziewczyna - powiedział Zibi kręcąc głową. - Wstyd i hańba.
  - Żaden wstyd - Pit przytulił mnie i pocałował w skroń - ona jest bardzo zdolna. Najlepsza pod słońcem.
 Pogrążeni w dalszej grze nie zauważyliśmy prawie gdy wrócił prąd. Nim się obejrzeliśmy było już po jedenastej.  Nikt jednak nie chciał przerwać batalii, okazując, jak to mówili, swoją słabość.
  Pierwszy wybuchł Zbyszek.
   - Dobra, grajcie beze mnie - rzucił karty na stół.
   - No to nie gramy w ogóle - powiedział Pit.
   - To może coś obejrzymy? - zaproponowałam.
   - Ok - odpowiedzieli chórem.
 Nowakowski, jak przystało na gospodarza domu, zajął się wszystkim i już po chwili oglądaliśmy jakiś horror. Oparłam się o jego ramię i przypatrywałam się akcji na ekranie. Mnóstwo krwi, śmierć i cierpienie przeważało w większości scen.
   - Jak wy możecie to oglądać - burknęłam i poszłam na balkon.
 Rozświetlone światłem księżyca niebo wyglądało niesamowicie. Poszczekiwania psów i warkot jeżdżących samochodów burzyły nocną ciszę, którą i tak nie mogłam cieszyć się długo, bo usłyszałam otwieranie się drzwi.
  - Rose, proszę, chodź do środka. - szeptał mi do ucha Pit obejmując mnie w pasie. Poczułam jego oddech na karku, a moje ciało przeszedł miły dreszczyk.
  - Za chwilę wejdę - obróciłam się do niego przodem i, wcześniej stając na palcach, pocałowałam go czule.
  - Teraz - zamruczał i chwycił mnie za rękę prowadząc do salonu. - Jeśli chcesz, możemy zmienić film, to żaden kłopot. Oni i tak zaraz muszą się zmywać, bo jutro wracają do Warszawy. Z resztą ty też powinnaś iść zaraz spać.
  - Spokojnie, pociąg mam dopiero o 15, a przed tym jeszcze muszę odwiedzić internat.
  Kiwnął głową i wróciliśmy na kanapę. Po około pół godzinie Kubiak i Bartman zaczęli się zbierać.
  - To dzięki za gościnę. - zaczął Kubiak, pożegnał się z Pitem i spojrzał w moją stronę - Miło było cię poznać. Mam nadzieję, że zobaczymy się jeszcze kiedyś.
  - Ja także - chwyciłam wyciągniętą przez niego rękę i szczerze się uśmiechnęłam.
  - To do miłego - zawołał Zbyszek przybliżając się do mnie.
  - Ta, cześć - wykrzywiłam usta w uśmiechu i czekałam aż przyłączy się do Kubiaka, ale on nie zamierzał tego zrobić. Podszedł do mnie bliżej i pocałował mnie w policzek. Stałam zdziwiona odpychając od siebie jego wielkie cielsko, które zdawało się na mnie spadać. Nie trwało to długo, bo przejął je Nowakowski patrząc na niego z niesmakiem.
   - Weź go lepiej już - powiedział Dzikowi wywracając oczyma. Ten szturchnął przyjaciela za ramię i udali się do mieszkania Bartmana co chwilę wybuchając śmiechem.
   Posprzątaliśmy pokój gościnny ciągle milcząc.
  - Piotrek, coś się stało? - zapytałam z troską zmuszając go do spojrzenia mi w oczy.
  - Nie, wszystko w porządku - powiedział zmuszając się do uśmiechu. Wiedziałam, że coś jest nie tak, ale zdecydowałam nie dręczyć go.
 Poszłam do sypialni i zabrałam piżamę. Piotr patrzył na mnie smutnym wzrokiem.
  - Zaraz wrócę - pocałowałam go w czoło i udałam do łazienki. Szybko wzięłam prysznic, wysuszyłam włosy i przebrana weszłam do sypialni. Środkowy siedział na łóżku wpatrując się w swoje dłonie. Zajęłam miejsce koło niego.
  - Co się dzieje? - nie wytrzymałam; jego zachowanie za bardzo mnie martwiło.
  - Nic, dlaczego pytasz?
  - Odkąd Michał i Zbyszek wyszli z domu jesteś jakiś nieobecny. Piotrek, powiedz o co chodzi, martwię się o ciebie.
  - Chodzi o to Zibiego. - westchnął - wiem, że właśnie tak robi z każdą dziewczyną: udaje czułego, potem zaczyna ją całować, spotyka po raz kolejny i jest jego. Nie chcę cię stracić. Po prostu nie chcę, zrozum.
  - Ale ja nic do niego nie czuję! - spojrzałam mu w oczy dotykając ramienia. - Wolę ciebie.
  - Obiecasz mi, że nie zostawisz mnie dla niego? - wyszeptał tuląc mnie do siebie.
  - I dla żadnego innego - przejechałam ręką po jego krótkich włosach.
  - Dziękuję - powiedział i wpił się w moje usta. - Powinniśmy już iść spać, jutro czeka cię długa podróż.
Po tych słowach wyszedł do łazienki. W torbie znalazłam telefon, a na nim wiadomość od brata. Będzie jutro czekał na mój znak gdy będę w Spale. Odpisałam o której może się mnie spodziewać. Nie byłam długo w samotności, bo po kilku minutach zjawił się Pit. Położyliśmy się wygodnie w łóżku ciesząc się ostatnimi kilkunastoma godzinami przed rozstaniem.
  - Śpij dobrze - szepnął przybliżając mnie do siebie jeszcze bardziej.
  - Ty też - odpowiedziałam i udałam się w objęcia Morfeusza.


  - Rose, wstawaj, już jedenasta - usłyszałam tą poranną chrypę i od razu otworzyłam oczy. Pit podbierał się łokciem wpatrując we mnie.
  - Nie - powiedziałam szybko i zakryłam się kołdrą.
  - No dalej, wstawaj - pomiędzy warstwami pokrywającego mnie materiału wyczuł moją talię, a twarz przyłożył do odsłoniętej już szyi. - Chcesz spędzić ostatnie pięć godzin na spaniu?
  - No dobra, już wstaję - wyszłam z łóżka i trzęsąc się z zimna wygrzebałam z torby ubrania na przebranie. Z pakunkiem ciuchów udałam się do łazienki, tam wykonałam poranną toaletę i wróciłam do sypialni. Zjedliśmy śniadanie i zrobiła się godzina 12. Jeszcze tylko dwie godziny... Odliczając drogę i czekanie na pociąg to godzina. Pojechaliśmy jeszcze do internatu po mój bagaż i wróciliśmy spowrotem.
   Nie wiem nawet kiedy czas minął. Leżąc przy nim mogłabym spędzić wieczność, więc co znaczy ta godzina. Widząc, że wskazówka zbliża się nieustannie do czternastej, wstałam i zaczęłam ubierać buty.
   - Nowakowski, ty nie jedziesz? - mrugnęłam do niego widząc, że nie zmienia miejsca położenia z kanapy - nawet się ze mną nie pożegnasz? No wiesz...
   Poskutkowało; Cichy po chwili już stał ubrany do wyjścia trzymając moją walizkę.
  W drodze na dworzec do moich uszu dobiegały tylko dźwięki radia, bez rozmów Piotra.
  Najgorzej jednak okazało się na peronie. Chciałam by czas się zatrzymał. Chciałam nie wyjeżdżać z Rzeszowa, nawet na kilka dni. Wtuliłam się w jego mokrą od śniegu (który sypał tak, że ciężko było cokolwiek dojrzeć) kurtkę i dałam sobą bujać w rytmie wyznaczonym przez niego.
   - Będę tęsknić - powiedział w moje włosy. - i czekał na wiadomość kiedy chcesz się ze mną zobaczyć.
   - Ja w ogóle nie chcę stąd wyjeżdżać! - czułam jak po policzkach ciekną mi łzy. Usłyszałam komunikat o nadjeżdżającym pociągu i jego ciężki ruch po torach.
   - Pamiętaj, żeby napisać do mnie od razu jak będziesz w Spale - powiedział schylając się by mnie pocałować.
   - Dobrze, ty też odezwij się z Żyrardowa.
   - Obiecuję - powiedział i pocałował mnie tak, jakbyśmy mieli nie widzieć się miesiąc. W sumie tak się czułam. - Pa.
   - Pa. - odpowiedziałam czując kolejne łzy, chwyciłam bagaż i pobiegłam do pociągu, wcześniej odwracając się i machając stojącemu Pitowi.
 Zajęłam miejsce przy w jakimś przedziale na końcu. Byle jak najdłużej go widzieć. Pociąg ruszył, a ja miałam wrażenie, że zaraz wybiegnę stąd i rzucę się mu w ramiona, zostawiając za sobą pociąg, Spałę i wszystko inne. Niestety, drzwi się zamknęły a mi zostało tylko ostatni raz spojrzeć na niego, cały czas znikającego w oddali...

---------------------
Przepraszam, że tak długo nic nie pisałam. :(
Ech, kolejny raz nie zadowala mnie to co piszę.. Może to i dobrze? Nie wiem :)
Dobra, nie przedłużam :)
Do następnego :D

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Rozdział 15

  Zimny wiatr jakby z przyjemnością szczypał moje gołe łydki. Stojąc jednak na zaśnieżonym balkonie mając na sobie tylko piżamę, męską bluzę i za duże o kilka rozmiarów buty, spodziewałam się takich efektów.
  - Rose! Tu jesteś! - odetchnął z ulgą Piotrek uchylając drzwi. - Martwiłem się o ciebie. Wejdź do środka, bo się przeziębisz.
   Pociągnął mnie za przegub i już po chwili siedziałam na kuchennym krześle wsłuchując się w parzenie kawy w ekspresie i ziewanie Piotra.
   - Nie musisz tu ze mną być - powiedziałam uśmiechając się do przecierającego oczy chłopaka - poradzę sobie. Jeśli chcesz spać to idź.
   - Nie zasnę wiedząc, że ciebie przy mnie nie ma - położył swoją dłoń na mojej. - Poza tym nie jest wcale tak wcześnie... Jeszcze trochę i będzie siódma. Pomyśl tylko, cały dzień przed nami.
   - No dobra - wstałam, nalałam nam kawy i przygotowałam kanapki.- To co dzisiaj robimy?
   - Hmm nie wiem. Może odwiedzimy kogoś? Na przykład Kubę i Kamilę?
   - Odpada, w sobotę rano wyjechali do Krakowa - podałam śniadanie i patrzyłam jak Pit szybko pochłania jedzenie. - Tak bardzo im się spieszyło, że chcieli pojechać już w piątek po zajęciach, ale Kuba musiał dłużej zostać w pracy. Trochę mi go szkoda, z tego co mówiła Kama to się przepracowuje.
   - Nic dziwnego - zaśmiał się upijając kawy. - Kiedy go pierwszy raz spotkałem, miałem wrażenie, że to wieczny imprezowicz, ale z biegiem czasu poznałem go na tyle, by dowiódł mi swojej dojrzałości.
  Przytaknęłam i, biorąc przykład z Pita, także wmusiłam w siebie jedzenie. Wolałam uniknąć sytuacji z naszego ostatniego wspólnego śniadania, kiedy to musiał mnie karmić.
  - Wiem! - aż podskoczyłam kiedy krzyknął - To może pójdziemy na mecz juniorów a potem na długi spacer po Rzeszowie?
  - Właściwie czemu nie - uśmiechnęłam się spoglądając mu w oczy. - O której się zaczyna?
  - O 14.00 . Z tego co wiem, to kilku chłopaków też się tam wybiera. - odparł - Nie ma jeszcze ósmej. Polenimy się trochę?
   Zaśmiałam się czując jak ciągnie mnie za koszulkę do siebie. Po chwili przylegałam do niego, a on jedną ręką przytrzymywał moje plecy, a drugą jeździł po przedramieniu. Scena niczym z kiczowatego filmu romantycznego. Wpatrywałam się w niego zaskoczona nie wiedząc co zrobić.
  - I teraz jesteś bezbronna - uśmiechnął się zawadiacko i zarzucił sobie mnie przez ramię. W czasie gdy wykrzykiwałam groźby zemsty, on zdążył położyć mnie na kanapie i zacząć gilgotać. Wiedział, że nie cierpię tego, jednak na nic zdały się moje błagania o litość.
   - Dobra, koniec dobrego - ostatni raz wkuł palec wskazujący w moje żebra i przytulił mnie do siebie - już i tak jesteś wymęczona przez szkołę i balet, więc po co i ja mam cię męczyć.
   - Mylisz się, balet mnie nie męczy.
   - Mhm, tak - zironizował i zamknął oczy przeciągle ziewając.
 Przez następne kilka godzin nie robiliśmy nic konkretnego; oglądaliśmy telewizję i gadaliśmy o wszystkim.
   - A tak właściwie to kiedy wyjeżdżasz? - zapytał leżąc na kanapie ba wznak z nogami na oparciu. Śmiesznie to wyglądało, gdy część od kolana w dół zwisała bezwładnie poza sofą.
   - Święta się zaczynają w środę, więc myślałam o jutrze.
   - Tak szybko?! - oburzył się - I znowu się tobą nie nacieszę.
   - Przecież następnym razem będziesz miał mnie na wyłączność kilka dni. - spojrzałam odruchowo na zegar, który wskazywał już godzinę 12. - Lepiej zacznijmy się szykować, bo spóźnienie będziemy mieli murowane.
 Ubraliśmy się do wyjścia i wyszliśmy na ulice. Droga, o dziwo, minęła bez utrudnień, więc jeszcze przed 14 byliśmy na miejscu. Weszliśmy na halę i zajęliśmy miejsca na trybunach. Przez dłuższą chwilę była cisza, kiedy nagle ktoś się do nas dosiadł.
   - Rany, nie wyobrażasz sobie jakie są korki w centrum. - mówił do Piotra Igła, siadając koło nas i usadawiając na swoich kolanach Sebastiana. Dopiero po skinieniu głową środkowego mnie zobaczył - O, kogo ja widzę. Czyżbym miał przyjemność poznać Różę? - wyciągnął do mnie rękę - Krzysiek jestem.
   - Miło mi - przywitałam się jak przystało z libero.
   - Więc jesteście tu z jakiegoś konkretnego powodu? - skierował pytanie w naszą stronę. - Bo my przyjechaliśmy pokibicować Damianowi, to znaczy siostrzenicowi. Seba koniecznie chciał zobaczyć kuzyna w akcji
   Chłopaki zanurzyli się w rozmowie, a ja w tym czasie wpatrywałam się jak biało-zielona piłka wędruje w powietrzu podbijana przez dwóch juniorów. Dźwięk rozpoczynającego się spotkania drażnił moje uszy. Z racji, że było to o wiele mniejsze widowisko, różniło się od meczu na Podpromiu. Zaczęło się, a młoda Resovia już od początku pierwszego seta robiła z przeciwnikiem co chciała. W czasie trwania przerwy technicznej rozejrzałam się po pomieszczeniu. Większość publiczności, tak samo jak panowie siedzący obok mnie, była pogrążona w wymianie zdań. Na parkiecie znajdowały dzieci kopiące piłki, a za nimi biegali zatroskani rodzice najwyraźniej chcąc przerwać zabawę maluchom. I wtedy zauważyłam obiektyw lustrzanki skierowany w naszą stronę.
    Nie wiedziałam co zrobić - spanikować i schować twarz w dłoniach? A może zignorować to i zająć się wracającymi na boisko zawodnikami? Zamrugałam i uśmiechnęłam się spokojnie do kobiety z aparatem. Jeśli już jestem uważana za dziewczynę Nowakowskiego, muszę się dobrze prezentować.
    Ech, dalej było to dla mnie dziwne: on- wysportowany, wysoki, pięknooki blondyn z charakterem, którego wiele osób może mu pozazdrościć, mogący mieć każdą dziewczynę jaka tylko by mu się spodobała, wybrał sobie mnie - małolatę zatraconą w tańcu uśmiechającą się od święta. Z drugiej strony cieszyłam się; to co do niego czułam było czymś więcej niż przyjaźnią czy zauroczeniem. Doszłam do wniosku, że.. no cóż.. taniec będzie musiał podzielić się moim sercem z Piotrem.
   - Chcesz coś do picia? - z zadumy wyrwał mnie głos środkowego. Spojrzałam na niego i widząc znów ten cudowny uśmiech, którym tak często mnie obdarzał nie mogłam wykrztusić z siebie żadnego słowa. Czas jakby stanął w miejscu; nie słyszałam hałasu z boiska, krzyków Igły czy płaczu dziecka. Słyszałam tylko przyspieszone bicie swojego serca. Czując jednak, że powinnam odpowiedzieć, kiwnęłam przecząco głową, a on splótł nasze dłonie.- Zaraz się skończy, szybkie trzy sety i idziemy.
   Tak jak obiecał, po godzinnych zmaganiach juniorów, wyszliśmy z sali na zimne powietrze. Pożegnaliśmy się z Ignaczakami i ruszyliśmy w stronę centrum. Z racji, że byliśmy pieszo, zajęło nam to więcej czasu, jednak rzeszowski rynek w nikłym oświetleniu miał w sobie jeszcze więcej uroku. Spacerowaliśmy mijając kolejnych wpatrzonych w nas gapiów, a ja czułam coraz większy dyskomfort.
    - Zawsze jak gdzieś wychodzisz ludzie się tak na ciebie patrzą? - zapytałam go.
    - Szczerze powiedziawszy nigdy nie zwracałem na to większej uwagi.- odparł i rozciągnął wargi w uśmiechu - Ale widząc mnie z takim towarzystwem jak ty na pewno nie zostaje im to obojętne.
    - Mam to odebrać pozytywnie czy negatywnie?
    - Jak najbardziej pozytywnie - schylił się muskając moje wargi. Złączył nasze dłonie i poprowadził nas do najbliższej kawiarni. Rozkoszując się gorącą czekoladą i swoją obecnością spędziliśmy tam dłuższą chwilę. Wyszliśmy by kontynuować spacer, ale miejsce do którego dążyliśmy było dla mnie wielką zagadką. Śmiejąc się co chwilę, nie zwróciłam uwagi gdzie jesteśmy. Dopiero mina Pita podpowiedziała mi, że powinnam się rozejrzeć. Staliśmy nad Wisłokiem; tam, gdzie zaprowadził mnie na naszym pierwszym spotkaniu.
    - Pamiętam to miejsce - uśmiechnęłam się promiennie. - To tu przyszliśmy po moim pierwszym meczu.
    - Tak, to magiczne miejsce. Nie pod względem czarów tylko zawartych tu wspomnień.
     Jak na zawołanie Wisłok dał o sobie znać odgłosem zderzenia kry o krę i mocnym podmuchem. Zadrżałam odruchowo i nim się obejrzałam, on już obejmował mnie w pasie. Odległość między nami malała jak wtedy w piotrkowym aucie gdy odważył się na pocałowanie mnie w policzek czy kiedy wyciągnął mnie z zaspy i nasze usta pierwszy raz się złączyły.
   Spoglądałam to na jego usta, to w oczy, póki ich nie zamknęłam gdy on wpił się w moje wargi. Ten pocałunek zmienił we mnie coś. Już odrywał się ode mnie chcąc zakończyć te czułe muśnięcie, ale ja jedną ręką zaczęłam wodzić po jego karku, a drugą w włosach. Pragnęłam teraz więcej niż zwykle. Pozwoliłam by nasze ciała przybliżyły się do siebie, a języki tworzył własny taniec. Oparł mnie o ten sam murek na którym siedzieliśmy dwa miesiące temu i całował. Wyobraź to sobie: dziewczyna, która kilka tygodni temu słowem nie odezwałaby się do chłopaka takiego jak Piotr, teraz nie chce się od niego odczepić. Dziwne, ale prawdziwe.
    Kiedy brakło nam tchu przerwaliśmy i spojrzeliśmy sobie w głęboko w przymrużone oczy
    - Kocham cię - wyszeptał - nawet nie wiesz jak bardzo.
   Wielka gula w gardle urosła na tyle, by uniemożliwić mi odpowiedź. Wtuliłam się w jego tors, a łzy same napłynęły mi do oczu.
    - Hej, co się dzieje? - zapytał zmartwiony unosząc mój podbródek. Kiwnęłam głową chcąc tym samym uspokoić jego obawy. - może lepiej wracajmy już. Wyglądasz na zmęczoną.
   Pociągnął mnie za rękę. Czułam się podle nie mogąc nic powiedzieć, a za razem szczęśliwa, bo znaczyłam dla niego bardzo dużo - i vice versa!
    Doszliśmy do jego domu w godzinę, w ciągu której odzyskałam głos. Idąc chodnikiem pod jego dom stanęłam jak wryta.
    - Piotrek - wydusiłam z siebie - pod drzwiami ktoś siedzi.

--------------------------
Nie przyznaję się do tego co jest u góry! Kompletna paranoja...
Za dużo romansideł, przepraszam :D
Resovio, co się dzieje?! :c
Ech, byle w sobotę i niedzielę było ok, choć nie byłoby mi przykro widząc powrót do formy :D
No cóż, to do następnego! ;)

czwartek, 17 stycznia 2013

Rozdział 14

   Zaśnieżone polskie drogi są złe, a co tu w ogóle mówić o liniach lotniczych. Wciśnięty w małe siedzenie samolotu z książką na kolanach, co cshwilę spoglądałem zniecierpliwiony na zegarek. Godzina 16:42, o 18:03 mieliśmy lądować, ale wszystko wskazywało na opóźnienie. Pukałem palcami w oparcie, co zwróciło uwagę siedzącego koło mnie chłopca.
   - Ale pan jest nerwowy - powiedział dając nacisk na "r" i wyszczerzył się ukazując piękne dziury w uzębieniu. Zaśmiałem się cicho, a on kontynuował szeptem. - Boi się pan, latać? Bo ja trochę tak.
   - Nie masz się czego obawiać, niedługo lądujemy - uśmiechnąłem się do niego i podałem mu swoje PSP - masz, pograj, to czas szybciej ci minie.
   - Ale ekstra! - krzyknął włączając sprzęt i spoglądając na mnie z zachwytem w oczach. - Dziękuję.  Fajny pan jest.
   - Mów mi Piotrek. - powiedziałem, ale on już był w wirtualnym świecie i tylko podał mi swoją chudą rączkę rzucając ciche "Aleks".
   Wsłuchiwałem się z rozbawieniem jak Alek nadaje efekty dźwiękowe ostrym zakrętom i przyspieszeniom samochodowi z ekranu. Nagle głos stewardessy ogłosił, że lot dobiega końca, a mój towarzysz zrobił tylko skwaszoną minę i wyłączył grę.
   - Masz, dziękuję za pożyczenie - wyciągnął dłoń z konsolą, widocznie nie mając chęci do zwrotu.
   - Weź ją - machnąłem ręką nie przyjmując jej.
   - Naprawdę mogę? - zrobił oczy wielkie jak pięć złotych - Dzięki!
  Zacząłem pakować leżące koło mnie słuchawki i książkę do torby.
   - Ale ty jesteś wielki - powiedział chłopak kiedy wstałem, a on, żeby widzieć moją twarz, musiał bardzo mocno wygiąć głowę. - Mama mi nie uwierzy jak się dowie, że mam takiego wysokiego kolegę.
   Roześmiałem się w głos i wyszliśmy z tej blaszanej puszki. W końcu, pomyślałem i ruszyłem po swój bagaż. Mały Aleksander zdążył wcześniej znaleźć swojego tatę, który wyprowadził go z samolotu. Złapał mnie Igła.
    - Piter, a ta twoja... Będzie tu? - zapytał - No wiesz, tak z ciekawości pytam.
    - Chyba tak, przynajmniej tak się umawialiśmy.
 Więcej już z nim nie pogadałem, bo podbiegł do niego Sebastian trzymając za rączkę Dominikę. Tak więc, chcąc też zobaczyć moją Rose, zacząłem się rozglądać po lotnisku.
    Tak, wiem, dziwnie to brzmi, że dziewczyna przychodzi do mnie, ale próbowałem ją przekonać o tym, że przyjadę po nią pod internat. Nic nie pomogło, uparciuch i tak zrobił co chciał.
    I udało się, po krótkich poszukiwaniach w oczy rzuciła mi się jej krucha sylwetka. Wpatrywaliśmy się w siebie niczym posągi  nie mogące zrobić żadnego ruchu. W końcu ocknąłem się i ruszyłem do niej. Nie obchodziło mnie, że moi koledzy z drużyny byli otoczeni przez fotografów, dziennikarzy i fanów - mnie obchodziła tylko Róża. Krok za krokiem zbliżałem się do niej a z serca znikał ciężar tęsknoty. Docierając do niej zrzuciłem plecak i stanąłem naprzeciw. Schyliłem się tak, że nasze głowy się stykały.
     Milczeliśmy. Okrążyłem jej ciało ramionami zamykając w szczelnym uścisku. Staliśmy tak kilka minut wsłuchując się w bicie naszych serc i wolne oddechy.
   - Tęskniłem - wyszeptałem w jej włosy zaciągając się ich zapachem. Nadal pozostaliśmy w bezruchu, aż poczułem szarpnięcie za nogawkę.
    - Piotrek, pomóż - mówił Alek co chwilę pociągając nosem. - Zgubiłem tatę i chyba sobie poszedł beze mnie.
    Spojrzałem na zdziwioną minę Róży i powiedziałem jej o spotkaniu w samolocie.
   - Nie martw się, pomożemy ci - schyliła się do niego ze spokojem i uśmiechnęła tak, że powinienem być zazdrosny. Właściwie byłbym, gdyby on nie miał kilku lat. - Jestem Róża, a ty?
   - Aleksander - otarł łzy z policzka i wolną ręką (w drugiej trzymał "prezent" ode mnie) chwycił jej ramienia
   - Pit, gdzie tu jest informacja? - zwróciła się do mnie gładząc go po kruczoczarnych włosach. - Trzeba zgłosić, że mamy ze sobą Alka, żeby ktoś po niego przyszedł.
   - Tam, chodźcie - wskazałem na niewielkie pomieszczenie i ruszyliśmy ku niemu. Chłopczyk widocznie był zasmucony, więc co mi szkodzi, pomyślałem, spróbuję chociaż go rozweselić. - Aleks, pamiętasz, jak mówiłeś, że pochwalisz się, że masz takiego wielkiego kolegę?
 Przytaknął, a ja kucnąłem tak, żeby mógł się na mnie wdrapać.
   - Wchodź, będziesz jeszcze wyższy ode mnie - zachęciłem go, a gdy już siedział mi na ramionach, podniosłem się. - Teraz możesz szukać swojego taty.
   Jego śmiech zabrzmiał nad moim uchem. Chwyciłem Różę za rękę i poszliśmy do recepcji.
   - Dzień dobry - przywitałem się z młodą kobietą, stawiając Alka na ziemi. - Ten chłopiec zgubił się, na pewno poszukuje go jego tata. mogłaby pani poprosić o zgłoszenie się tu?
  - Oczywiście - powiedziała wpatrując się we mnie maślanymi oczyma. Tego chyba najbardziej nienawidzę gdy ktoś patrzy na mnie inaczej bo moja twarz jest rozpoznawalna, fatalne uczucie. - A jak nazywa się nasza zguba?
  - Aleksander Grajewski - powiedział z powagą patrząc na dziewczynę urażony - i to tata mnie zgubił a nie ja siebie.
Lekko zmieszana ogłosiła komunikat, po czym dałem jej autograf. To też moja "ulubiona" czynność...
  - Piotrek, ale nie zostawiajcie mnie tu, dobra? - schylił się i mówił półszeptem, żeby recepcjonistka nie usłyszała jego słów - Tata na pewno przyjdzie niedługo, a ja nie chcę zostać sam na sam z nią.
 Zgodziłem się i usiadłem z nim na ławce przed pomieszczeniem, gdzie czekała już na mnie Rose.
  - Bardzo cię przepraszam, że tak długo tu jesteśmy - szepnąłem i przejechałem dłonią po włosach - ale ten chłopiec jedynie do mnie mógł się zwrócić.
  - Wszystko w porządku- musnęła moje wargi. Tego smaku chyba najbardziej mi brakowało.- na pewno wolę to od stania w korkach albo kolejkach w sklepach... Bo przecież święta idą, co oznacza wręcz kilometry  stojących ludzi.
  - No właśnie - zagaiłem - a jak spędzasz przerwę między świętami a sylwestrem?
  - Nie wiem jeszcze, zapewne siedząc w domu w towarzystwie książek i zeszytów. Przyjechanie tu w ciągu roku szkolnego nie ze wszystkich stron było dobre.
  - Może spotkamy się jeszcze przed sylwestrem? No wiesz, to dużo czasu, a możemy go spędzić razem. Oczywiście jak będziesz miała ochotę...
  - Chętnie, ale w Rzeszowie? - zakłopotała się - Internat będzie zamknięty, więc nie będę miała gdzie się podziać.
  - Zawsze możesz zatrzymać się u mnie. A jeśli nie będziesz chciała, to mogę zagadać z Kubą o pożyczeniu kluczy do jego mieszkania. Jestem pewien, że się zgodzi.
  - Coś wymyślimy - uśmiechnęła się, a ja objąłem ją ramieniem. Aleks patrzył na nas, aż nagle zaczął szarpać mnie za ramię.
  - Tam idzie mój tata! - wykrzyczał i rzucił się w ramiona mężczyzny średniego wzrostu, na oko trzydziestoletniego ubranego w elegancki garnitur.
   - Czyli możemy już iść, wujku Piotrze - ziewnęła i chwyciła mnie pod ramię. Facet okazał się miły, ale bardzo zabiegany. Na moment zapomniał o roli opiekuna zajęty telefonem służbowym. Pożegnaliśmy się i rozeszliśmy w swoje strony.
   Zamówiliśmy taksówkę i wróciliśmy do mojego domu. Torba i walizka z moich rąk oraz torba damska powędrowały w kąt by ustąpić Róży. Nie wiedziałem kiedy, wtuliła się we mnie niczym dziecko po rozbudzeniu z koszmaru do ukochanego rodzica.
    - Spokojnie, jestem tutaj - spojrzałem jej w oczy. Nie były takie jak zwykle, bił od nich smutek. Oderwała się ode mnie. Widząc zwiększające się zakłopotanie, szybko dodałem z uśmiechem: - Co nie znaczy, że przeszkadzał mi ten gest.
  Chwyciłem ją za rękę i zaprowadziłem na sofę, a sam poszedłem do kuchni. Wszedłem do pokoju z kubkami  herbaty, gdy ona oglądała wiszące na ścianach medale. Słysząc moje kroki odwróciła się
   - Nie wiedziałam, że pływasz - powiedziała wskazując krążek z wizerunkiem pływaka.
   - To było kilka lat temu, teraz mam tylko siatkówkę - uśmiechnąłem się i zaciągnąłem ją na kanapę, gdzie usadowiłem tą małą postać na swoich kolanach. Dłonią wodziłem po jej plecach, a ona po moich włosach, cały czas patrząc w oczy. Niedługo trwała nasz wymiana spojrzeń, gdyż przerwał ją ostry dzwonek. Zabiję, pomyślałem, zabiję tego idiotę jeśli to on. Wstałem i otworzyłem drzwi, w których stał Bartman.
    - Powinienem cię zabić - wysyczałem patrząc na jego cwany uśmieszek.
    - Tak traktujesz kumpla, który dba o to, żebyś niczego nie zgubił? - prychnął i podał mi małą walizkę - masz, zostawiłeś na lotnisku laptopa, mistrzu.
   - Dzięki - powiedziałem i zatrzasnąłem drzwi. Słysząc krzyki niezadowolenia, dodałem: - Wybacz, ale mam gościa. Tak, to Róża i wątpię, żeby chciała akurat ciebie widzieć.
  Pomruczał coś w rodzaju "jeszcze przyjdziesz, tak mnie szanujesz" i odszedł, a ja wróciłem do Niej.
   - Zbyszek chciał się wprosić, ale mu nie pozwoliłem - rzekłem - ale za to przyniósł mi laptopa. Mam mnóstwo zdjęć z Włoch. Chcesz zobaczyć?
   Kiwnęła głową, a ja odpaliłem sprzęt siadając obok. Pokazywałem po kolei zdjęcia opisując każde z osobna.
   - Nigdy nie byłam we Włoszech, a to taki niesamowity kraj - wyszeptała z ledwo odczuwalnym smutkiem.
   - Kiedyś cię tam zabiorę, o ile będziesz chciała.
   Kontynuowałem przegląd, gdy zdjęcia widoków się skończyły, a zaczęły pojawiać się te z pokoi, gier karcianych i wygłupów chłopaków. Co chwilę wybuchała śmiechem widząc zdenerwowane miny w czasie gry w makao, biegającego po śniegu pół rozebranego Igłę, który przegrał zakład albo siedzącego w kącie pijanego Lotmana.
   - I według ciebie tam było nudno? - zapytała rozbawiona - nawet nie wiesz jak dużo bym dała, żeby na naszych wyjazdach było chociaż w części tak śmiesznie jak u was.
  Zaśmiałem się i wyłączyłem folder ze zdjęciami, a na ekranie ukazała się tapeta, przedstawiająca Rose stojącą w jakiejś figurze tanecznej. Na jej twarz wkradł się grymas.
   - Coś nie tak? - spojrzałem na nią zdziwiony.
   - To zdjęcie jest okropne - wyszeptała. - Byłam wtedy strasznie zmęczona, a oni i tak nie ustępowali.
   - Co ty mówisz, jest piękne! - uśmiechnąłem się tajemniczo. - No, chyba, że chcesz, żebym je zmienił.
   - Chciałabym, ale mimika twojej twarzy podpowiada mi, że nie będzie to łatwe.
   - Skądże... Po prostu zrobię ci teraz zdjęcie i zmienię.
   - To niech zostanie - nerwowy śmiech wydobył się z jej ust. Przytuliłem ją mocno do siebie. Nie oddam cię nikomu, pomyślałem wsłuchując się w jej miarowe oddychanie.
   - Cieszę się, że cię mam - wyszeptałem jej prosto do ucha. - Tęskniłem jak cholera gdy cię przy mnie nie było. Właściwie odkąd cię poznałem cały czas gdy cię nie widzę, ogarnia mnie smutek. Może ci się to wydać dziwne, ale nawet po naszym pierwszym spotkaniu, tym u Januszów, myślałem o tobie dzień w dzień. Nie jestem godny kogoś takiego jak ty, a jednak spotykasz się ze mną. Chciałbym wiedzieć tylko czy coś do mnie czujesz, żeby wiedzieć na czym stoję.
   Spodziewałem się wszystkiego: wyśmiania, ucieczki z moich objęć, zobojętnienia, ale nie tego co zrobiła. Po prostu wpiła się w moje usta. Całowała mnie namiętnie jeżdżąc dłonią po karku i włosach. Odwzajemniłem pocałunek i po chwili leżała na mnie jedną dłonią błądząc po moim torsie. Spodobało mi się to. Chyba mam swoją odpowiedź, pomyślałem, ale wiedząc, że mogę ją spłoszyć nie robiłem nic. Po dłuższej chwili oderwała się ode mnie.
    - Umm, przepraszam, nie wiem co mnie poniosło - powiedziała rumieniąc się.
    - Nic się nie stało - wstałem cały udobruchany. Czyli jednak coś do mnie czuje! - Pościelę ci łóżko, a ty weź prysznic.
  Przytaknęła i zabierając torbę poszła do łazienki. Białe poduszki i kołdra ułożyły się niczym puch na wielkim łóżku. Jakim jestem szczęściarzem, że trafiłem akurat na nią, pomyślałem i ujrzałem jej postać w drzwiach. Ubrana w luźną koszulkę i krótkie spodenki wydawała się słodka, jednak przerażająco chuda.
 Podszedłem bliżej i chwyciłem ją za rękę.
   - Schudłaś? - spytałem jak idiota. To przecież oczywiste skoro jej kość promieniową mógłbym objąć dwoma palcami a i tak byłby luz. Kiwnęła głową i spuściła wzrok. - Czemu?
   - Nie mogłam nic zjeść - powiedziała po chwili. - Na jedzenie nie mogę patrzeć, a nerwy i zmęczenie zżerają mnie od środka. Jestem pewna, że w domu przytyję trochę, więc nie martw się o mnie. Od wtorku aż do końca roku nie mam żadnych treningów, więc nie będę się wysilać ani denerwować.
   - Ok, zaufam ci - uśmiechnąłem się pocieszająco i ziewnąłem - A teraz idziemy spać, bo jutro trzeba wstać.
  Wgramoliła się na wysokie łóżko i owinęła kołdrą, a ja poszedłem pod prysznic.
 Zrozumiałem, że nauka połączona z treningami jest dla niej ciężka, a do tego ja ją zamęczam spotkaniami. Ale nie potrafiłem wyobrazić sobie, że przestajemy się spotykać, to było aż nierealne. Kochałem ją, a po raz kolejny tego uczucia nie chciałem zepsuć. Chociaż tym razem. Wykonałem szybko wieczorną toaletę i wróciłem do Rose. Spała lekko oddychając. Nie chcąc jej zbudzić, odsłoniłem lekko kołdrę chcąc wślizgnąć się pod nią bezszelestnie, ale nie udało się; otworzyła powieki i zamruczała przeciągle. Ułożyłem się do snu, a ona położyła głowię na moim ramieniu.
   - Piotrek - powiedziała zachrypniętym głosem nie otwierając oczu.
   - Tak?
   - Dziękuję ci, że jesteś - wyszeptała i wtuliła się we mnie bardziej.
   - Ja też dziękuję - pocałowałem ją w czoło. Uśmiechnęła się przyjemnie. - A teraz śpij.
 Już po chwili oboje spaliśmy odwiedzając się nawzajem w snach.

 Otworzyłem zaspane powieki. Pierwsze co zobaczyłem był zegarek wskazujący 6:29. Chciałem się odwrócić chcąc przywitać się z moją cudowną, ale coś mnie zaniepokoiło. Nie było jej. Podniosłem się na ramionach i rozejrzałem po pokoju; ani śladu Rose. Wyszedłem z łóżka i zacząłem przeszukiwać mieszkanie wykrzykując jej imię...

------------------------------
Nie podoba mi się ten rozdział. Dziwny jest...
Wreszcie tak wyczekiwane spotkanie z małym dodatkiem :D
Za wszystkie błędy przepraszam, choć mam nadzieję, że jest ich coraz mniej
Po raz kolejny dziękuję za wszystkie głosy oddane w ankiecie i tych, którzy nie zagłosowali, zachęcam do zrobienia tego :)
Do następnego, pozdrawiam ;D

niedziela, 13 stycznia 2013

Rozdział 13

   - Wilk szybko, bo się spóźnimy! - usłyszałam głos z drugiego pokoju. Kamila kończyła podkręcać długie rzęsy, gdy ja byłam w trakcie ubierania czarnych bodów. Im bliżej było do dzisiejszego występu, tym bardziej brakowało mi na wszystko ochoty.
Miniony tydzień był tak męczący, że nie wiem jakim cudem moje powieki się same nie zamykają. Na każdym treningu Ivanovic i Sowa dawały mi straszny wycisk. Przez cały czas chodziłam z wyrzutami sumienia widząc ciągle urażoną Kamę powstrzymującą napływające łzy. I do tego jeszcze Piotr.Bez niego było jakoś tak... pusto.
  Przez cały tydzień wymieniliśmy kilka zdań w sms-ach, bo on nie miał czasu. Rozumiałam to bardzo dobrze (w końcu po przegranym meczu Kowal nie daje im za wiele wolnego), ale brakowało mi go. Przepraszał, że nie mógł być na tym całym koncercie, ale podróż do Polski i z powrotem do Włoch, według trenera, źle wpłynęłaby na jego samopoczucie.
Szczerze powiedziawszy to nawet się cieszyłam. Zawsze mogłam strzelić jakąś gafę czy pomylić kroki i wypominałabym to sobie długo. Ze względu, że był to występ w większości rodziców grupy do której należałam, do mojego domu też miało być wysłane zaproszenie. Przed tym udałam się do sekretariatu i poprosiłam, żeby nawet nie adresować koperty do Spały, bo nie chciałam tu sprowadzać mamy, ze względu na jej ciężki stan zdrowia...
   Potrząsnęłam głową ocucając się z zamyślenia. Naciągnęłam na siebie jeansy i szary rozpinany sweter, po czym wyszłam z łazienki. Kama czekała już wyszykowana. Mimo widocznych worów pod oczami i smutku w wąskich źrenicach potrafiła sprawić wrażenie szczęśliwej.
   - Dobrze wyglądasz. - powiedziałam wymuszając uśmiech- na pewno będzie żałował co stracił.
   - Dzięki, ale nie zależy mi na tym - wykrzywiła usta w kwaśny uśmiech.- Gdy zobaczyłam wielkie limo pod jego okiem, zrozumiałam, że nie jest wart moich starań. A Nadia jeszcze pożałuje, że nadal z nim jest.
   Faktycznie, Nadia (ta Rosjanka z wymiany, którą napotkałam w szatni z naszym ulubionym lowelasem), mimo wytłumaczeń mojej współlokatorki, że Maciej pogrywał z nią i kilkoma innymi dziewczynami, nadal postanowiła przy nim być. Roześmiałam się i przytuliłam ją.
 - Kama jeszcze raz bardzo cię przepraszam. - powiedziałam, myśląc o niedzielnej kłótni.
 - Spoko - odrzekła jak gdyby nigdy nic. - Dalej, bo Sowa będzie krzyczeć, a i tak mam już tego dosyć.
   Nie czekając dłużej chwyciłam torbę ze strojem i ubierając płaszcz wyszłam na korytarz. Czekając na Kamę, zaczęłam nerwowo przebierać nogami, jak to Pit przed meczami. Uświadamiając to sobie, uśmiechnęłam się pod nosem. Mila wyszła i ruszyła, a ja za nią.
   - Piotrek? - zapytała spoglądając na moje podniesione kąciki ust. Na dźwięk jego imienia poczułam motyle w brzuchu.
   - Co? - zdezorientowana patrzyłam na nią.
   - Pomyślałaś o nim, nie? - uniosła znacząco brwi. - Uśmiechasz się wtedy w inny sposób niż zawsze.
 Nie odpowiedziałam; po prostu szłam z rękami w kieszeniach ze spuszczonym wzrokiem. Wróciła moja stara Kama, pomyślałam, gdy ta trajkotała o wszystkim. Tydzień teoretycznego milczenia sprawił, że miała mi bardzo dużo do opowiedzenia.
  Wchodząc do szatni i witając się z dziewczynami, poczułam zdenerwowanie. Zostało niecałe pół godziny do występu, a mój żołądek dał o sobie znać: bolał jak nigdy. Zajęłam miejsce na niskiej ławeczce i skuliłam się w kłębek. Bałam się, że coś zepsuję, że przeze mnie cały zespół źle wypadnie... I do tego świadomość, że sama będę musiała wyjść przed ludzi zdając się tylko i wyłącznie na siebie, wywoływała u mnie drżenie całego ciała.
    - Wszystko w porządku? - ktoś chwycił mnie za ramiona i podniósł do pionu. Podniosłam oczy i spostrzegłam Oliwię. - Wyglądasz naprawdę kiepsko.
    - Nie, jest ok. - wycedziłam przez zęby obarczając ją zimnym spojrzeniem.
    - Niech ci będzie - rzuciła obojętnie i odeszła z wysoko uniesioną głową. Nie chcąc się spóźnić zaczęłam ubierać trykoty, a na nie mocno postrzępioną czarną spódniczkę owiniętą wokół talii. Wiążąc puenty poczułam czyjąś ciepłą dłoń na ramieniu i obecność klękającej przy mnie owej osoby.
    - Zjadłaś coś dzisiaj? - usłyszałam troskliwy głos Sowy próbującej spojrzeć mi w oczy.
    - Nie. - odpowiedziałam cicho, zgodnie z prawdą. Od kilku dni całkowicie opuścił mnie apetyt, a jadłam tylko po to, żeby nie zasłabnąć. Mimo wszystko, zawsze przed zajęciami z Ivanovic zmuszałam się do zajścia do najbliższej piekarni po coś słodkiego, żeby mieć wystarczająco energii.
   - Złap coś z tego stolika - wskazała na drewniany mebel pełny jedzenia. Kiwnęłam głową zgadzając się i podeszłam do stołu.
  Patrząc na błyszczące się od lukru pączki, czerwone słodkie jabłka i wielkie kawałki różnorodnych ciast, zrobiło mi się niedobrze. Widziałam jednak, że obiecałam trenerce, więc chwyciłam najmniejsze jabłko jakie tam się znajdowało. Wbiłam zęby w czerwoną skórkę, a spod niej od razu wypłynął słodki płyn pieszczący moje kubki smakowe. Oderwałam kawałek i powoli zaczęłam przeżuwać owoc. Idący przez mój przełyk sok wzbudził mój apetyt i nie minęło dużo czasu, a w mojej dłoni znajdował się tylko ogryzek. Dumna z siebie, zaczęłam się rozgrzewać. Kilka skoków i obrotów wystarczyło, bym po chwili wybiegła z szatni do najbliższej toalety zwrócić zjedzone jabłko. Kasłałam krztusząc się zalegającymi szczątkami pokarmu. Do pomieszczenia ktoś wbiegł.
  - Dziewczyno, co się z tobą dzieje? - krzyczała klęcząca przy mnie Kamila. Wyglądała na przestraszoną tym, co robię.
  - Nic - odpowiedziałam robiąc niewinną minę i przemywając usta. - Chodź, bo jak się nie rozgrzejemy będziemy miały zakwasy.
  Ruszyłyśmy ku sali, a czując, że nogi odmawiają mi posłuszeństwa, chwyciłam się Mili. Ta tylko objęła mnie w pasie i zaprowadziła do szatni znowu, gdzie usadowiłam się na krześle. Musiałam wyglądać jeszcze gorzej niż wcześniej, bo zwróciłam na siebie uwagę kilku dziewczyn.
   - Róża wszystko w porządku? - zapytała drobna Marysia chwytając mnie za rękę.
   - Tak, już mi lepiej, ja...
   - Tak to jest jak się nie jest dostosowanym do takich występów - zaśmiała się Nadia spoglądając na mnie z pogardą.
   - Stul pysk - wysyczałam zaciskając pięści. - Idź się przeliż z tym swoim pedałkiem, może na twoje nerwy to pomoże.
   - Hoho, odezwała się wielka obrończyni zdradzonych.
  Po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk bardzo mocnego uderzenia w skórę. Ujrzałam skrzywioną w łuk Nadię kryjącą twarz w dłoniach i stojącą nad nią Kamę.
   - Waż słowa zanim je wypowiesz - zmrużyła oczy i wyszła w pokoju zostawiając je dwie i nas z otworzonymi szeroko oczyma. Jak ta wiecznie rozbawiona dziewczyna mogła być dla kogoś niemiła, a co tu mówić o uderzeniu...
 Nadal nie wierząc w to co się stało przed chwilą, zorientowałam się, że do wyjścia zostało 10 minut i szybko skończyłam rozciąganie i wyszłam zobaczyć ile jest ludzi. Na pewno więcej niż na spalskich występach, ale wiele miejsc zostało wolnych. Poszłam na chwilę na zewnątrz w celu wyciszenia nerwów. Co chwilę słyszałam komunikaty z budynku o nadchodzącym spektaklu. Stałam na małym nieośnieżonym odcinku schodów czując na sobie chłodny wiatr. Nie obchodziło mnie to, mogło równie dobrze na mnie padać. W tym momencie zaczęłam żałować, że nie ma tu Nowakowskiego. Gdyby był, na pewno pocieszyłby, że nie ma się czym przejmować, że będzie dobrze... Ale teraz nie mogłam na to liczyć, niestety...
   - Rose, tu jesteś - odetchnęła z ulgą Marysia - Chodź, zaraz zaczynamy.
  Podążyłam za uspokojoną już Mary do sali widowiskowej za zasłoniętą kurtynę. Ustawiłyśmy się tak jak należy, a wtedy czerwony materiał rozsunął się, a na nas padł rażąc w oczy snop światła...

                                                           ******

  -Nowakowski, ty jesteś środkowym czy kto?! - wydarł się na mnie Kowal. Grałem strasznie, po prostu masakrycznie.
  - Środkowym, trenerze. - odpowiedziałem wodząc wzrokiem po swoich butach.
  - To zacznij w końcu grać! Ktoś ci przykleił buty do parkietu?
 Zaprzeczyłem i udałem się do szatni. Chłopaki cieszyli się z wygranej - w końcu zasłużonej, w trzech setach. Zostałem zdjęty z boiska w drugim secie po kilku nieudanych blokach i zagrywkach w siatkę. Grzesiek zastępujący mnie grał o wiele lepiej, a ja nie wiedziałem co się stało z moją grą.
   - Kto wygrał mecz? - usłyszałem głos Igły zza drzwi.
   - Sovia! -odkrzyknęła reszta drużyny
   - Kto?
   -Sovia, Sovia, Sovia!
 Wszedłem do pomieszczenia, gdzie panowie już dawno byli pod prysznicem. Niektórzy, ci przebrani, rozmawiali o meczu i planach na wieczór.
   - Pit, grasz dzisiaj z nami w pokera? - zapytał Alek. - Może odzyskasz te przegrane ciastka z wczoraj.
   - Pff, wszystkie twoje opakowania będą moje - zaśmiałem się wchodząc pod prysznice. Zmęczenie dało po sobie znać, gdy gorący strumień uspokajał spięte mięśnie. Nie chcąc dłużej zwlekać i znaleźć się jak najszybciej w hotelu, ubrałem się pospiesznie i skierowałem do autokaru.
  Wyjąłem komórkę- zero wiadomości i połączeń. Nic nowego. Dzisiaj miała występ, a ja nawet nie mogłem jej pomóc. Ech, wstyd mi za siebie.
   Wchodząc na główną stołówkę zobaczyłem machających do mnie Zibiego, Kosę i Igłę.
Zabrałem swój obiad i usiadłem przy nich.
   - Hej,Pit, wszystko dobrze? - zapytał Krzysiek widząc moje zamyślenie.
   - Tak, jest ok - skłamałem, lecz oni nadal się we mnie wpatrywali - no co jest?
   - Nic, niech ci będzie - mówił.Igła chcąc mnie rozbawić wywracając oczami w różne strony.
   - Odzywała się? - zagaił Zbyszek, a ja pokręciłem głową - No i wszystko wiadome.
   - A co, ma kogoś? - zdziwiony spytał jak zwykle wszystkiego ciekaw Ignaczak.
   - Ma, sam widziałem! - wykrzyknął Bartman unosząc przy tym dwa palce prawej ręki na znak, że nie kłamie.
   - Dobra, ja spadam do siebie - rzuciłem odstawiając na miejsce swój prawie pełny talerz. - Potem gramy, nie?
  Przytaknęli i zajęli się dalszą konwersacją, teraz na temat meczu. Wolnym krokiem wróciłem do pokoju i, chcąc odreagować wszystko chwyciłem za leżącego laptopa, zacząłem przeglądać sieć. Nic ciekawego, pomyślałem przejeżdżając kolejne odległości myszką, lecz nagle coś zwróciło moją uwagę.
  Ozdobna czcionka głosiła "Szkoła Baletowa w Rzeszowie." Nie czekając dłużej wszedłem na ową stronę i przeszukiwałem galerię w poszukiwaniu zdjęcia Róży. Jest, udało się. Zdjęcie było najwidoczniej zrobione na próbie, bo była ubrana swobodnie, bez większego przebrania. Stojąca na palcach, najwyraźniej robiąca jakiś obrót miała tak poważną minę, że przypomniał mi się trening kiedy pierwszy raz ją ujrzałem.
   Była tak zapatrzona w boisko, widać było, że interesuje się siatką. Unikała mojego wzroku, a ja widziałem w niej coś innego, choć jej nie znałem. Bolała mnie świadomość, że poznanie jej dobrze będzie graniczyło z cudem. A jednak, udało mi się. Tak jak podejrzewałem, była nieśmiała, ale jej słodycz rozwalała mnie od środka. Serce za każdym spotkaniem biło coraz mocniej, a mimo, że dawniej moje kontakty z kobietami ograniczały się do rozdawanych autografów, pozowania do zdjęć lub rozmów z siostrą i mamą w czasie spotkań rodzinnym, chciałem ją poznawać coraz bardziej. A teraz pozostawiłem ją kiedy mnie potrzebowała i nic na to nie mogłem poradzić, tylko czekać aż minie kolejny tydzień.
   Z zamyślenia wyrwało mnie szybkie otworzenie drzwi.
    - Ale tu cicho - krzyknął na cały pokój Zbyszek. Przełączyłem stronę szkoły na google i wpatrywałem się w monitor. - Idziesz do Paula? W końcu coś świętujemy. A Kowal nawet jednego piwa nie pozwalał wypić!
   - Zaraz dotrę, ty już idź. - rzuciłem udając, że robię coś ważnego.
 Wzruszył ramionami i wyszedł do Lotmana. Nie chcąc wzbudzić u nich żadnych podejrzeń, szybko przejrzałem do końca stronę i zdjęcia Rose pozapisywałem na dysku.
 Jedno z nich pokazywało jej twarz z bliska. Przejechałem palcem po zarumienionych policzkach i lekko otwartych ustach. I znowu odpłynąłem widząc na następnym ten nieśmiały uśmiech.Gdybym tylko mógł być teraz przy niej...
   Wyłączyłem komputer i światło, po czym ruszyłem do pokoju, z którego słychać było najwięcej krzyków. Wiedząc, że większość z nich na pewno nie jest już do końca trzeźwa, przybrałem na usta dziwny uśmiech i wszedłem przez drewniane wysokie drzwi...

                                                             *********

    Mając już za sobą wszystkie tańce, czułam się o wiele lepiej. Wychodząc z szatni i czekając na korytarzu poczułam na sobie wyjść wzrok. Obejrzałam się i doznałam szoku. Nadia kleiła się do Maćka jak gdyby nigdy nic. Obróciłam się, żeby powstrzymać śmiech. Obydwoje z czerwonymi śladami na twarzy pasowali do siebie jak ulał. Zagryzłam język i wpatrywałam się śmiejąc w paproć. Przechodzący ludzie patrzyli na mnie jak na idiotkę, kiedy drżałam od rozwalającego od środka mnie śmiechu.
   W pewnym momencie poczułam szturchnięcie. Obok mnie właśnie przechodziła moja "ulubiona" para. Zignorowałam to i zaczęłam przechadzać się po brązowych panelach.
   - W końcu się uwinęłam - mówiła wychodząca Kama. - Chodźmy już, bo padam z nóg.
 Doszłyśmy do internatu, a tam Mila zajęła już łazienkę, a ja położyłam się na łóżku. Leżący obok mnie telefon nagle zaczął dzwonić. "Piotr". To mi się śni czy jak?
   Odebrałam komórkę i przełknęłam ślinę ze zdenerwowania.
   - Halo, Rose?
   - Tak, ja.
   - Jak występ?
   - Wszystko zgodnie z planem. - powiedziałam drżącym głosem.
   - To dobrze. My też mecz wygraliśmy, ale grałem fatalnie. - przerwał na chwilę.- Wiesz, tęsknię za tobą.
   - Ja też, ale jeszcze tylko tydzień.
   - Chyba aż tydzień... Ale obiecaj mi, że zobaczymy się od razu w niedzielę wieczorem.
   - Dobrze, obiecuję - rozluźniłam się.
   - Róża, on kłamie, na pewno kłamie! - wydarł się do słuchawki Ignaczak. Zaczęłam się śmiać, na pewno byli już mocno wstawieni.
   - Wiesz co, wybacz mi, ale muszę się rozłączyć, bo zaraz odbiorą mi telefon i zaczną do ciebie wydzwaniać - zaśmiał się Pit.
   - Ok, nie ma sprawy.
   - Obiecuję ci, zadzwonię jutro. Muszę kończyć, pa.
   - Pa - wyszeptałam i rozłączyłam się. W tym samym momencie z łazienki wyszła Kamila.
 Wykąpałam się i z słuchawkami w uszach położyłam się w łóżku. Przypominałam sobie każdą chwilę z nim od początku, a im dalej w przeszłość brnęłam, tym smutniejsze piosenki brzmiały w moich uszach.
 Dość, pomyślałam, nie mogę się dołować, przede mną jeszcze tydzień bez Niego, a ja zachowuję się jakbym nie widziała go miesiąc. Wyjęłam słuchawki i, nie chcąc myśleć o tym wszystkim, zasnęłam. Nie pomogło to jednak na moją wyobraźnię; non-stop śnił mi się Piter. Ach, gdyby tak dało się spotykać w snach...

---------------------------
Witam, witam ;)
Trochę pomieszałam w tym rozdziale z perspektywami, ale myślę, że da się połapać :D
Tak na marginesie, to nie wiem co mi uderzyło do głowy, ale zrobiłam ankietę, w której prosiłabym od głosowanie na lepszą perspektywę. Wtedy będzie mi łatwiej pod pasować waszym gustom. Za każdy oddany głos bardzo dziękuję :)
Do następnego!

środa, 9 stycznia 2013

Rozdział 12

    Jasny promień wkradający się przez zasłonę jak na złość trafił na moje ślepia. Poruszyłam palcami i wyczułam pod nimi skórę. Otworzyłam leniwie oczy i spostrzegłam jego postać. Oddychał miarowo, z lekkim uśmiechem na twarzy. Biło od niego tyle spokoju i delikatności, że gdyby nie mocno okalająca mnie ręka, wtuliłabym się w niego jeszcze bardziej. Nie będę go budzić, pomyślałam i z powrotem ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej wsłuchując się w bicie serca Piotra.
    Zaczęłam myśleć o tym co mnie dzisiaj czeka. Wiem, że będzie to ciężkie, bo Kama nie widzi poza Maćkiem świata, ale nie będzie w przyszłości cierpieć. Bałam się jej reakcji, jednak fakt, że będzie przy mnie Pit dodawała mi ksztę odwagi.
   Jak gdyby wiedząc, że o nim pomyślałam, zaczął się przebudzać. Głośne pomrukiwanie słychać było na pewno w najdalszym zakamarku domu. Otworzył zaspane oczy, ktore od razu opatuliły mnie szczelnym spojrzeniem.
    - Dawno wstałaś? - zapytał uroczo się przy tym uśmiechając. Pokręciłam głową a on przeniósł dłoń z moich pleców na twarz i delikatnie jeździł palcem wskazującym wzdłuż kości policzkowej. - Zrobię coś do jedzenia.
      Wstał z łóżka i ruszył w kierunku kuchni. Postanowiłam jeszcze chwilę poleżeć. Takiego wygodnego materaca w internacie nie znalazłabym nigdzie mimo jakichkolwiek poszukiwań.
     Nie utrzymałam się w miejscu długo, bo do moich nozdrzy doszedł zapach tostów a żołądek przekazał, że jadł dawno temu. Podniosłam się i cichym, wolnym krokiem dotarłam do pomieszczenia z którego unosiły się te cudowne zapachy. Usiadłam na krześle i wpatrywałam się w umięśnione plecy Nowakowskiego. Przy każdym ruchu widać było dokładnie który mięsień mocniej pracuje. Chłopak swoim basem chciał dorównać Kurt'owi Cobain'owi, najwyraźniej nie wiedząc, że jestem za nim.
    -... don't lie to me, tell me where did you slee... - przerwał, gdy chcąc położyć na stole śniadanie, spostrzegł mnie. Spuścił wzrok i wyraźnie zakłopotany oblał się rumieńcem. Położył przygotowane tosty na stole, nalał do dwóch kubków kawy i usiadł naprzeciw mnie. - Przepraszam za to wycie, ale dzień rozpocząłem bardzo dobrze i póki mogę korzystam z tego.
   - Wiesz co, lekcje śpiewu też mogłabym od ciebie brać - mrugnęłam i zamoczyłam usta w czarnym napoju.
   On tylko zaśmiał się ironicznie i zajął się pałaszowaniem jedzenia. Widząc jak on z lekkim grymasem na twarzy siedzi naprzeciw, odebrało mi chęć zjedzenia czegokolwiek. Pijąc kawę nie spuszczałam z niego wzroku. On w pewnym momencie przerwał swój posiłek i podał mi jedną grzankę.
    - Nie chcę - odpowiedziałam, lecz on nie odpuszczał.
    - Zjedz, proszę. - zrobił minę zbitego psa. - Wczoraj nie zjadłaś nic, a nie chcę, żebyś osłabła.
    Poddałam się i chwyciłam w rękę jedzenie. Ruszałam powoli żuchwą kiedy on roześmiał się.
    - Bo zaraz zacznę cię karmić!
E tam, pomyślałam, nic się nie stanie. Oparłam się łokciem o stół wpatrując się nadal w chłopaka naprzeciw, gdy on wstał, zabrał tosta i pokroił go na małe kawałki. Leżącym obok widelcem nakuł cząstkę i skierował w moje usta. Zaczęłam się śmiać kręcąc głową niedowierzając w to co się dzieje.
    - Będziemy tu siedzieć póki tego nie zjesz. - mówił zajmując krzesło bliżej mnie.
Nie zdążyłam powiedzieć jaki jest nienormalny, a już przeżuwałam ciągnący się ser.
    Jadłam kawałek za kawałkiem z przerwami na zwilżenie zaschniętego gardła sokiem.
- Kiedy wyjeżdżasz? - zapaliłam.
- Jutro - odrzekł smutno. - Dowiedzieliśmy się tego kilka dni wcześniej i dlatego chciałem się z tobą zobaczyc.
Uśmiechnął się nieśmiało i odstawił talerz z resztką jedzenia. Chyba wyczuł, że chciałam odwrócić jego uwagę od posiłku.
    - To zobaczymy się dopiero za dwa tygodnie? - zapytałam znając już odpowiedź. - Pójdziesz ze mną do Kamy? No wiesz, musi się dowiedzieć...
    - Oczywiście, przecież obiecałem.
   Dałam mu buziaka w policzek i poszłam się przebrać. W wielkim pokoju szybko znalazłam ubrania, z którymi udałam się do łazienki. Będąc już odświeżoną, udałam się do pokoju, gdzie właśnie Piotr był w trakcie ubierania koszulki. Czułam się trochę niekomfortowo wiedząc, że w każdym momencie może się odwrócić i podejrzewałby, że go obserwuję, co nie byłoby fajne. Szybko ruszyłam do salonu i usiadłam za kanapie. W telewizji właśnie leciała powtórka zeszłorocznego meczu Resovii. To oznaczało jedno: zbliżały się święta.
      Muszę pomyśleć o podróży do domu, pomyślałam. Dawno nie rozmawiałam z rodziną, a wiem, że oczekiwali mnie na święta. Nigdy nie lubiłam tego okresu. Wszystkie ozdoby i kolorowe wystawy w spalskich sklepach będące "atrakcją" miesiąc przed Wigilią wywoływały u mnie wstręt do panującej wokół komercji. Do tego rodzina, która nie kontaktowała się od miesięcy, nagle staje się sobie najbliższa, a w każdym sumienie budzi się do pomocy innym. Większość czasu, który powinnam spędzić ze szczękościskiem w rodzinnym gronie spędzałam albo w pustym pokoju ucząc się skoków, albo na długich samotnych spacerach. I kolejny rok spędzony tak samo...
     - Co oglądasz? - usłyszałam głos za sobą i po chwili Pit siedział koło mnie. - Ach, pamiętam to. Dobre czasy.
    Obejrzeliśmy do końca pierwszego seta i spojrzałam na zegar wskazujący dwunastą. Mieliśmy jeszcze pół dnia przed sobą. Westchnęłam i chwyciłam za telefon. Wystukałam do Kamili gdzie jest, bo muszę z nią pogadać. Po chwili odczytałam odpowiedź; była u Kuby na obiedzie. Poprosiłam ją, żeby poczekała, przyjadę do niej.
  - Piotrek - zwróciłam się do niego - Możemy pojechać do Kuby Janusza? No wiesz, Kamila...
  - Pewnie, jeśli chcesz teraz, niech będzie. - rzekł wstając i wyłączając telewizor. Spojrzałam zdziwiona na jego pewną minę. - Do tej kamienicy, tak? Chodź!
   Zabrałam z jego rąk płaszcz i udałam się do czarnego BMW. Jechaliśmy przez Rzeszów, a ja im dalej byliśmy tym bardziej się denerwowałam.
    - Hej, wszystko w porządku? - zapytał kładąc swoją dłoń na mojej, a ja tylko kiwnęłam głową przytakując. - Nie stresuj się, będzie dobrze.
    Nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że będzie okropnie. Zacisnęłam wargi, żeby nie zacząć płakać. Wszystko we mnie się mieszało. Radość, że mam przy sobie kogoś takiego jak Nowakowski, złość na Macieja, Ivanovic ( która nadal nie odpuszczała, dzida jedna...), tęsknota za rodziną. No i jeszcze tak bardzo szkoda mi było Kamy, choć ona o tym jeszcze nie wiedziała.
Dojechaliśmy na miejsce. Czułam jak serce wali mi jak oszalałe, paznokcie wbijają się we wnętrze dłoni, a cała drżałam. Otworzyłam drzwiczki i wysiadłam z auta ledwo stojąc. Pit złapał mnie za ramiona i wyprostował. Czując, że nie jestem sama, znalazłam w sobie siłę by iść.
     Dzwonek do drzwi rozszedł się po całym mieszkaniu Januszów. Wielką drewnianą płytę otworzył nam zdziwiony Kuba.
    - O, cześć - podał nam dłoń na powitanie. - a co ty tu Pit robisz? Nie wiedziałem, że...
    - Gdzie jest Kama? - zapytałam przerywając wywodu Jakuba.
    - Ogląda coś w telewizji.
 Ruszyliśmy ku głównemu pokojowi, a tam Kamila ujrzawszy mnie, rzuciła mi się na szyję.
    - Rose! Jak miło cię widzieć. Kurczę, muszę ci się wygadać...- przerwała widząc Piotrka i szepnęła mi - Ty spotykasz się z Nowakowskim?! Myślałam, że ten Piotr to jakiś szarak a tu proszę...
   Uśmiechnęłam się blado i przedstawiłam ich sobie. Ona, z widoczną ekscytacją poszła do kuchni chcąc zaserwować nam coś do jedzenia, a ja podążyłam za nią.
     - Kama- powiedziałam a ta spojrzała na mnie - Muszę ci coś powiedzieć. Poproś chłopaków niech sobie coś sami zrobią, a my idźmy do pokoju, bo to nie jest chyba dobre miejsce na taką rozmowę.
   Robiąc wielkie oczy krzyknęła Kubie kilka "miłych" słów i wyszła do małego pomieszczenia z tapczanem. Gestem kazała mi usiąść obok i mówić.
    Nie czekając dłużej wyjaśniłam jej o co chodzi. Nie używałam jednak tak urozmaiconych określeń jak moje i Piotra, bo wiedziałam, że może ją to urazić.
    - ...A on nazwał mnie tylko zdzirą. Nie żałując siły uderzyłam go pięścią. Więcej nie wiem... Krzyknął tylko coś w rodzaju, że jeszcze się policzmy i uciekł. Znalazł mnie Pit i nie chciał odwieźć, bo wiedział jak bardzo ciężko mi będzie. Przykro mi, że dopiero teraz się dowiadujesz, ale byłaś taka szczęśliwa. Przepraszam...
   Oczy blondynki zaszkliły się, a dolna warga zanikła pod górną. Patrząc na nią czułam jak moje serce ściska żal, ale nie mogłam nic na to zrobić. Oparła głowę o moje ramię, co chwilę mocząc łzami mój sweter. Teraz wiem jak to jest, gdy siostry przeżywają złamane serce drugiej. Moja mała Kamila cierpiała teraz jak nigdy, a ja nic nie mogłam zrobić. Złapałam ją za ramiona.
     - Kama, nie płacz! -krzyknęłam. - Nie będziesz płakać przez takiego skurwiela jak on. Na nim świat się nie skończy. Boli mnie to tak samo jak ciebie...
    - Jak możesz tak mówić?! - wykrzyczała w moją stronę mrużąc oczy. - Nigdy nie miałaś złamanego serca, więc nie wiesz jak to jest! Wiedziałaś o tym wcześniej i nie powiedziałaś ani słowa. Jak możesz? Rose, on był dla mnie wszystkim, dobrze wiedziałaś. A teraz? Teraz nie zrobię z tym nic!
 Wstała szybko, a ja złapałam ją za przedramię. Szybko wyrwała się i wyszła z pokoju. Nie czekając dłużej wybiegłam i szukałam ją.
     - Widzieliście Kamę? - zapytałam siedzących chłopaków.
     - Wyszła z domu zatrzaskując drzwiami. Lepiej leć za nią, bo była chyba wkurzona - rzucił Kuba nie odrywając wzroku od telewizora.
   Wybiegłam z mieszkania jak poparzona. Zbiegając po schodach czułam opanowującą moje ciało złość. Jakim byłam potworem kryjąc przed nią prawdę!
  - Kamila! - krzyczałam rozglądając się po okolicy. Ujrzałam skuloną postać na ławce. Podbiegłam jak najszybciej mogłam i przytuliłam blondynkę do siebie.
   - Odejdź - powiedziała sucho. - Chcę być sama.
   - Nie pozwolę ci. - wyszeptałam nadal płacząc. - Chodź do domu, bo będziesz chora.
 Spojrzała na mnie.
   - Mogę być chora, mam to wszystko gdzieś. I tak nikt mnie nie potrzebuje, to wszystko jest bez sensu.
   - Dziewczyno! Ogarnij się i wymiataj do domu! Nie będziesz się dołowała, to jest dla ciebie niedozwolone. Nikt cię nie potrzebuje?! Ja cię potrzebuję! Kuba cię potrzebuje! Rodzice, szkoła, wszyscy! I jeśli zostaniesz w tym stanie, to obiecuję, że zacznę zachowywać się okropnie.
   - Chodź, ale nadal jestem zła - wstała i odeszła na klatkę schodową. Zimne powietrze uderzało we mnie z bardzo mocną siłą. Zakręciło mi się w głowie, ale dotarłam do mieszkania Januszów, a tam rzucił się do mnie Nowakowski.
   - Róża, wszystko w porządku? - zapytał tuląc mnie do siebie. Spojrzałam na Kamę, która szlochała cicho w flanelową koszulę brata. - Gniewa się?
  - Tak, jest wściekła - powiedziałam z niechęcią. Puszczając Piotra, podeszłam do niej lekko chwytając ją za ramię. Z przepraszającą miną spoglądałam w oczy dziewczyny, a ta lekko uśmiechnęła się i pozwoliła otoczyć się współczuciem.
  Posiedzieliśmy u nich dwie godziny po czym wróciliśmy do domu na Słonecznej.
    - Było aż tak źle? - zapytał otwierając drzwi.
    - Tak - odpowiedziałam szczerze. - Jeszcze mi do końca nie wybaczyła, czuję to.
    - Będzie dobrze, pamiętaj. - mrugnął okiem i zaprowadził mnie na sofę.
 Resztę dnia spędziliśmy oglądając jakieś głupoty w telewizji. Większość czasu i tak wpatrywaliśmy się w siebie starając się zapamiętać każdy szczegół.
Minęła godzina dwudziesta. Wiedziałam, że niedługo będę musiała wracać do internatu, bo inaczej mnie nie wpuszczą.
    - Pit, ja już muszę wracać - powiedziałam niechętnie.
    - Dobra, za chwilę - szepnął otaczając mnie ramieniem. Pocałował mnie delikatnie w usta, lecz wiedząc, że nie będziemy się widzieć tak długo, zapragnęłam to przedłużyć. Okrążyłam jego kark dłońmi, a on swoje położył na moją talię. Poczułam, że już zaczynam tęsknić za jego bliskością, choć był tak blisko.
   Oderwaliśmy się od siebie i zaczęliśmy ubierać kurtki. Spojrzałam jeszcze raz w lustro, na którym się odbijaliśmy. W porównaniu do niego byłam tak szkaradna...
  Potrząsnęłam głową i odwróciłam się do niego. Ruszyliśmy do auta, a potem pod internat.
 Zatrzymał się w tym samym miejscu co zwykle.
   - Zobaczymy się za dwa tygodnie? - zapytał cicho, a ja przytaknęłam. Wiedziałam, że muszę iść, bo nie będę miała gdzie spać. Przytaknęłam i dając buziaka w policzek wyszłam z auta.
  - Poczekaj - usłyszałam zamykanie się drzwi. Poczułam przy sobie jego ciepło. Łzy popłynęły mi po policzkach, ale nie pozwoliłam wypuścić się z objęcia. Nasze usta ponownie się złączyły idealnie do siebie pasując. Trzymając go przy sobie miałam wrażenie, że nic innego nie istnieje- tylko On i ja.
   - Będę cholernie tęsknić - wyszeptał mi do ucha.
   - Ja też - mówiłam z gulą w gardle. - Już mi ciebie brakuje, choć jesteś jeszcze tutaj
   - Bądźmy w kontakcie - złapał mnie za dłonie szukając czegoś w moich oczach. - Nie wytrzymam bez tego.
   Przytaknęłam i jeszcze raz posmakowałam jego ust. Puszczając powoli jego rękę miałam wrażenie, że moje serce ogarnia jakaś dzika pustka.
    Odeszłam pod drzwi internatu. Czekałam aż odjedzie. On podjechał tak, żebym go widziała.
    - I uśmiechaj się częściej - pokazał swoje równe uzębienie - Pa.
  Zgodziłam się i machnęłam ostatni raz ręką na pożegnanie. Czekałam aż czarny pojazd zniknie z mojego punktu widzenia, inaczej nie mogłabym wejść do środka.
 Snułam się powoli po korytarzu, szukając recepcjonistki by odebrać klucz do czternastki.
    Kiedy w końcu mi się udało, weszłam do pokoju, wzięłam prysznic i padłam na łóżko. Ponad pół nocy nie spałam, bo do moich oczu cały czas napływały nowe łzy. Była to jedna z tych nocy, w których nie ma nadziei na świt. Doświadczałam już tej cholernej tęsknoty, która sprawia, że człowiek nie śpi po nocach, na nic nie ma ochoty, prócz przytulenia tej jednej osoby...

---------------------------------
Ech, przepraszam że to takie nużące, ale nie potrafię tego napisać inaczej.
Nie będę się rozpisywać, bo szkoda słów... Do następnego ;)

sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział 11

     Wyrazisty ryk mojego samochodu zagłuszył grające radio, gdy skręcałem na ulicę Słoneczną, gdzie znajdowały się mieszkania moje i Zibiego. Mijając kolejne domy moich sąsiadów, rozmyślałem o Jej smutnych, zmęczonych oczach i bardzo delikatnych ruchach. Miałem lekkie wyrzuty sumienia, że ciągnąłem ją za sobą taką zmarnowaną. Jednak nie potrafiłem tak po prostu jej odwieźć. Te kilka dni bez jej widoku było niczym wieki. Pierwszy raz tęskniłem za kimś, kogo tak krótko znałem. Każde spojrzenie, dotyk, uśmiech był niczym miód lejący się na moje serce. Powoli uświadamiałem sobie jak ważna jest dla mnie ta mała osóbka. Z biegiem czasu zakochiwałem się w niej.
    Podjeżdżając pod kamienicę, wyszedłem z auta wcześniej zabierając proszone przez Zbyszka piwa. Nie czekając dłużej podążyłem pod mieszkanie atakującego. Szedłem długim ciemnym korytarzem nie zwracając na nic uwagi. W głowie znowu miałem bladą twarzyczkę Róży. Delikatny rumieniec zdobiący jej policzki wprawiał mnie w stan ogłupienia...
   - Halo! - usłyszałem głos Zibiego. Odwróciłem się, będąc na schodach i zobaczyłem jego twarz w uchylonych drzwiach - A pan gdzie?
    Wszedłem do jego mieszkania i podałem mu zakup. Cieszył się jakbym przyniósł kupon Lotka z szóstką. Usiadł przed telewizorem i wznowił grę na PS3.
    - Już się zaczynałem zastanawiać, że cię ktoś porwał - mówił zatracając się w grze - Aż stałem przy drzwiach, jak jakiś moher.
    - Taa, przyznaj się, że chciało ci się piwa - powiedziałem spoglądając jak mój przyjaciel popija chmielowy napój zapełniający ciemną butelkę. Ledwie zjawiłem się u niego w domu, a jeden z sześciu szklanych pojemników był już prawie pusty. Usiadłem kogo niego i patrzyłem jak z ogromną energią porusza guzikami w joystick'u.
    - W sobotę szykuje się domówka u Wosia - rzucił wyłączając grę i przełączając na program sportowy. - Jedziemy.
  Cholera. Innej daty nie mógł wybrać? Mamy cały tydzień wieczorami wolny, a on musiał wybrać akurat sobotę, kiedy jestem umówiony z Różą.
   - Nie mogę. - unikałem jego wzroku. Wiedziałem, że znowu będzie niesamowicie zdziwiony, jak to ja mogę mieć jakieś plany.
   - Pewnie jesteś zajęty w ten wieczór, co? - zaśmiał się pod nosem. - Po prostu powiedz, że nie chcesz iść, a nie wymyślaj, dobra?
   - Zibi, serio umówiłem się już. - tłumaczyłem.
   - Ciekawe.. To z kim?
 Zamilkłem. Nie wiedziałem czy mu powiedzieć. Pamiętałem, jak wypominał mi długi czas jaka Emilia była mi niewierna. Wykorzystywał to przy każdej kłótni, biorąc to za moją achillesową piętę. Zawahałem się.
   - Z Różą. - powiedziałem cicho, a widząc jego marsową minę dodałem: - Tą cichą brunetkę z imprezy u Januszka.
   - I ty się z nią spotykasz?! - zrobił oczy wielkie jak 5 złotych.
  Przytaknąłem i poszedłem do kuchni szukać  czegoś nadającego się do wypicia.
   - Zaraz, ale jakim cudem ty ją spotkałeś po tym u Kuby?
   - Jest fanką siatkówki - odrzekłem a on tylko zmarszczył nos i wpatrywał się we mnie zmrużonymi oczyma.
     - Wytłumacz mi to wszystko od początku.
   I mówiłem Zbyszkowi jak ją poznałem, jaka mniej więcej jest, że widywaliśmy się kilka razy. Szczegóły spotkań zostawiałem dla siebie; miałbym zbyt mało czasu, żeby opowiedzieć mu jak drobna się wydaje w moich ramionach albo jak smakują jej usta.
    - No i umówiliśmy się, że w sobotę po meczu przyjedzie do mnie obejrzeć jakiś film albo coś w tym rodzaju. Stary, błagam cię, załatw sobie inny transport do Wosia. Nie chciałbym zepsuć tego wieczoru musząc zawieźć kumpla na domówkę.
    - Dobra - powiedział z ognikami w oczach - Ale przedstawisz mi ją.
    - Ok - powiedziałem i wstałem ze skórzanego fotela. Odłożyłem szklankę i zacząłem ubierać się do wyjścia.
Nie, nie ok. Znając Bartmana odwali coś tak bezsensownego, że pół wieczora zajmie mi tłumaczenie jego zachowania.
  Pożegnałem się z przyjacielem i odjechałem pod swój dom.
   Czekał mnie jeszcze niecały tydzień do spotkania z Rose. Kilka dni i znów ujrzę jej oblicze z bliska. Kolejne kilka dni tęsknoty...

sobota, po meczu.

Tłumy. Wielkie tłumy kierujące się ku wyjściu. Tylko jeden sektor śpiewał głośne 'Resovio, nic się nie stało'.
Przegrana na swoim terenie boli bardziej niż gdzieś indziej. Widząc smutne twarze opuszczające trybuny za serce chwyta okropne uczucie zrezygnowania, że przecież mogłem lepiej grać. Zwłaszcza kiedy siedzi tam osoba, dla której chciałem grać jak najlepiej.
   Widziałem ją tylko raz, przed meczem dając jej bilet. Wcześniej nie znaleźliśmy na to czasu. Poprosiłem by poczekała na mnie po meczu przed halą.
   Teraz siedziałem na ławce w szatni i ze zrezygnowaniem pakowałem wilgotny ręcznik. Po pomieszczeniu przechodzili nerwowo niektórzy zawodnicy.
   - Za co ta żółta kartka była to ja nie wiem - kiwał przecząco głową Buszek
   - Za brak opanowania zasad przez sędziego - gardłowo zaśmiał się Ignaczak. Mimo złego meczu ten i tak próbował nas rozśmieszyć choćby takimi żartami.
  Rozpoczęła się konwersacja na tenże temat, jak i najbliższym wyjeździe na dwu tygodniowy turniej. Nie chcąc mieszać się do tego, spakowałem ubrania do końca i żegnając się skierowałem ku wyjściu z gmachu. Zimne krople wody kapały na moją głowę kiedy biegłem do stojącej na deszczu Róży. Ze spuszczoną głową zasłoniętą gęstymi lokami i zaciśniętymi pięściami trzęsła się z zimna
    - Nic ci nie jest? - zapytałem łapiąc ją za ramiona. Pokiwała głową przecząc. - Co się stało?
    - Maciek tu był. Z kolejną. - wysyczała przez zęby, gdy jej ręce całe drżące dotknęły mojego ramienia.
  Nie czekając dłużej zaciągnąłem ją z powrotem na korytarz i spojrzałem na twarz. Zaciśnięte wargi i przymrużone oczy wykazywały ogromną wściekłość. Zabrałem ją w swoje objęcia co chwilę przejeżdżając dłonią po zmokniętych lokach.
   - Chodź, jedziemy. - puściłem ją i poszliśmy ku aucie.
Całą drogę milczała. Czułem, że na razie nie powinienem się odzywać.
   Wchodząc do domu przed sobą miałem jej drobną postać. Zabierając jej płaszcz wskazałem gestem na kanapę przed telewizorem. Skorzystała z propozycji, a ja w tym czasie odłożyłem kurtki i zabrałem z kuchni napoje z przekąskami.
  Siedziała jeżdżąc po kanałach. Pozostając na stacji sportowej, zaczęła masować pięść. Umieściłem się obok niej i wpatrywałem się w każdy ruch.
     - Rose, powiedz, co się stało? - spojrzała na mnie wystraszona. - Tylko spokojnie, nic się nie stanie.
     - No więc - zaczęła.- Kiedy wychodziłam na zewnątrz usłyszałam jego głos. Szedł z na przeciwka, trzymając w objęciach jakąś rudą. Nie czekając dłużej podeszłam i zaczęłam na niego wrzeszczeć, że Kamila wszystkiego się dowie, co on sobie wyobraża, że one się nie poznają?! I ta ruda uciekła z płaczem, a on taki rozwścieczony nazwał mnie zdzirą, a ja go... no ten...- zmieszała się, a widząc moje zdziwienie skończyła z pochyloną głową. - No tu strzeliłam w twarz.
   Miałem wrażenie, że szczęka zaraz mi wypadnie. Zuch dziewczyna!  Dobrze tak skurwielowi, może się chociaż trochę nauczy.
     - I od tego cię tak boli pięść? - zapytałem po czym, gdy przytaknęła, chwyciłem jej lekko spuchniętą dłoń. Jeżdżąc opuszkami po wystających kostkach zobaczyłem ciemnoczerwone ślady krwi. Zadziwiony przybliżyłem dłoń bliżej swojej twarzy, a ona cicho się zaśmiała.
     - Cóż, byłam naprawdę zdenerwowana - szepnęła, a ja poszedłem po maść i bandaż. Robiąc jej opatrunek, nuciłem coś, żeby ją rozweselić.
    - Hej Spała, hej Spała, wioska niemała, zrobi z ciebie siatkarza ideała - wypłynęło przez moje usta, a ona wybuchnęła dźwięcznym śmiechem. W jej policzkach pojawiły się urocze dołeczki i oblała się rumieńcem. "Jeśli tylko mógłbym być najważniejszą osobą w jej życiu... O, jak bardzo byłbym szczęśliwy. " - Czyżbym brzydko śpiewał?
    - Nie, skąd - mówiła przez śmiech. W pewnym momencie wyciszyła się i głęboko spojrzała mi w oczy. I znowu odpłynąłem w jej ciemnobrązowych oczach. Nasze twarze dzieliły centymetry, kiedy usłyszałem otwierające się drzwi.
    - Cześć Pio.. - głos Bartmana rozbrzmiał na cały dom. Spojrzeliśmy na niego, a on udawał zdziwionego obecnością Róży. Wiedziałem, że przyjdzie, był za bardzo przewidywalny. - O, masz gościa. Nie wiedziałem.
     - Serio? - powiedziałem cicho, a on już był przy Róży.
     - Cześć, Zbyszek jestem - zawadiacko się uśmiechnął, podając jej rękę. - A ty?
     - Róża - odpowiedziała i  odwzajemniła gest wyciągając zabandażowaną dłoń.
     - Oj, co ci się stało - Zibi zachowywał się jak nie on. Patrząc jak gra niewinnego, przypominało mi się jak w podobny sposób podrywał tak dziewczyny w klubach, z którymi spędzał później nie dłużej jak kilka upojnych godzin.
     - Więc co cię tu sprowadza? - zapytałem chcąc odwrócić jego uwagę od ręki Róży.
     - Chciałem spytać czy jedziesz do Wosia, ale zupełnie zapomniałem, że masz gościa - spojrzał na nią rozmarzonym wzrokiem - A może Róża ma ochotę pojechać z nami, co?
    - Wybacz, ale jestem u Piotrka i nie mogę zmieniać planów - zrobiła przepraszającą minę.
    - Rozumiem - wykrzywił usta w podkówkę - To ja będę leciał, bo powinienem już tam być. To cześć. Do zobaczenia, Różo.
   Spojrzał ostatni raz na nią i skierował się ku drzwiom.
  Pokręciłem głową i przeprosiłem ją za zachowanie mojego przyjaciela.
    - Nic się nie stało - uśmiechnęła się słodko.
   - Em.. Ja muszę ci coś powiedzieć - spuściłem wzrok. - Niedługo mamy dłuższy wyjazd, na dwa tygodnie wyjeżdżamy do Włoch. Wiem, że interesuje cię to tak jak zwykłego kibica, ale dla mnie to będą ciężkie chwile. Bez twojego widoku... W końcu to tylko kilkanaście dni, ale uważam, że w tym czasie możesz znaleźć sobie kogoś, kogo obdarzysz jakimś uczuciem, być może dużym. Znamy się krótko, ale nie chcę cię stracić, za dużo dla mnie znaczysz...
   Odpowiedziała mi uroczym uśmiechem, po czym wtuliła się w moją klatkę piersiową. Leżeliśmy tak milcząc. Spojrzałem na jej uspokojoną twarz. Chwyciłem ją za podbródek i wpiłem się w jej wargi. Nie protestowała, chwyciła mnie za kark. Całowałem ją delikatnie, nie chcąc niszczyć tej chwili. Dopiero po chwili wypuściłem ją z bardzo mocnego objęcia. Byłem już pewny - kochałem jej każdy gest, każdy uśmiech i każde słowo. Mimo wszystko nie miałem pewności co do jej uczuć, więc wolałem nie ryzykować wyznań. Poczekam, myślałem.
    - To co, oglądamy jakiś film? - zapytałem widząc, że robi się senna. Przytaknęła, a ja włączyłem "Lustra". Widząc to po raz piąty nie robiło na mnie wrażenia. Ona, wtulona we mnie, wpatrywała się w ekran też bez specjalnego strachu. Powieki same jej opadały, aż w pewnym momencie już ich nie podniosła. Przyciszyłem głos w telewizorze i spojrzałem na zegar. Było już trochę po jedenastej. No pięknie, teraz nie mogę jej odwieźć, bo nie wpuszczą już jej. Wyłączyłem film, po czym obejrzałem fragment powtórki z finału Ligi Światowej. Słysząc głośne "Przestrzelił! Przestrzelił Stanley!" Rose jakby ożyła i spojrzała na mnie zaspanym wzrokiem.
    - Długo spałam? - zapytała zachrypniętym głosem.
    - Nie, chwilę. - odpowiedziałem, po czym pocałowałem ją w policzek i wstałem. - Jest już za późno, żeby cię odwieźć. Napisz do Kamili, żeby się o ciebie nie martwiła, ok? Odwiozę cię jutro, będziesz spała u mnie, a ja na kanapie.
   Zgadzając się kiwnęła głową, a ja poszedłem poszukać czegoś, w czym mogłaby spać. Niosąc białą, na pewno dużą jej, koszulkę, zobaczyłem jak na jej spodnie kapią łzy. Podbiegłem szybko i przykucnąłem przy niej.
     - Co się stało?! - nerwowo zapytałem, a ona pokazała mi wyświetlacz komórki. Nadawca: Kamila. "No ok, tylko grzecznie mi tam ;) Jak wrócisz to opowiem ci co dzisiaj wieczorem M. zrobił. Jaki on cudowny! Naprawdę go kocham i chyba to się nigdy nie zmieni <3 Dobrej nocy ;* " Co za szmaciarz! Rozumiem, że ma zapotrzebowanie na uczucia, ale kilka na raz?! To przecież już paranoja!
    - I co ja mam zrobić? Powiedzieć jej, że osoba, którą kocha jest zakłamanym dupkiem będącym w tym samym czasie z kilkoma dziewczynami na raz?! Już tego nie potrafię z tym tak po prostu żyć, ale ona będzie cierpieć.
  Łzy nadal spływały z jej oczu. Przytuliłem ją, pocieszając, że wszystko będzie dobrze.
    - Hej, spokojnie - chwyciłem ją za podbródek zmuszając do spojrzenia sobie w oczy. - Damy radę. Pamiętaj, masz mnie i to się nie zmieni.
  Położyła głowę na moim ramieniu a ja otoczyłem ją ramionami. Z moich ust co chwilę słyszała "Wszystko będzie dobrze". Kiedy przestała płakać, wziąłem ją za rękę i usadziłem na krześle w kuchni. Muszę ją rozweselić, bo będzie źle.
    - A teraz słuchaj - stanąłem nad stołem i oparłem się tak, że mogłem bez utrudnień patrzeć w jej oczy - Damy radę, ale razem. Powiesz jej to, a ja będę przy tobie. A potem pomożemy jej się odkochać z tego zwierzęcia, ok?
  Zgodziła się i dała mi buziaka w policzek. To dziwne, pomyślałem, przy niej czuję się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Zaczęła ziewać, więc zaprowadziłem ją do mojej sypialni. Dałem jej wcześniej wspominaną koszulkę i wskazałem gdzie jest łazienka. Posprzątałem trochę pokój, bo wcześniej nie wiedziałem, że Rose zostanie na noc. Kiedy weszła do pomieszczenia, byłem w trakcie poprawiania pościeli.
    -Jak skończysz, przyjdź jeszcze do mnie, proszę.
 Poszedłem do łazienki, gdzie wziąłem prysznic i wykonałem wieczorną toaletę. Wróciłem do pokoju, gdzie ona siedziała na łóżku. Przysiadłem się do niej i zaczęliśmy rozmawiać.
   - Przyznam ci się do czegoś - powiedziałem w trakcie rozmowy o balecie - Nigdy nie potrafiłem tańczyć. Wstydziłem się tego strasznie, ale nikt nigdy nie umiał mnie nauczyć, nawet na trzy! Z tego też powodu unikałem imprez typu studniówka czy klubowe wieczory.
  - Żartujesz?! - zapytała robiąc wielkie oczy.
  - Nie, naprawdę nie umiem.
  - To ja cię nauczę. - powiedziała dumnie unosząc głowę.
  - Ale ty tańczysz balet! - krzyknąłem i aż wzdrygnąłem się, wyobrażając sobie siebie robiącego jakieś obroty.
   - Przecież nie będę uczyła cię jak stawać na palcach - zaśmiała się. - Na trzy umiem tańczyć. Ale jest pewien warunek.
   - Jaki?
   - Ty nauczysz mnie grać w siatkówkę. - uśmiechnęła się, a widząc mój zdziwiony wyraz twarzy dopowiedziała- Nigdy nie miałam okazji, bo cały czas zajmował mi balet.
   - Ok, umowa stoi - Pocałowałem ją w policzek i wstałem kierując się do wyjścia.
   - Piotrek? - zawołała mnie. Odwróciłem się - Nie odchodź.
   - Ale gdzie ja będę spał?
   - Ze mną. - powiedziała niewinnie i od razu się zaczerwieniła - To znaczy... Nic z tych rzeczy! Po prostu chcę się do ciebie przytulić.
   - Na pewno? - zapytałem z podejrzliwym wyrazem twarzy i po chwili oberwałem jedną z poduszek. Wszedłem na łóżko i objąłem ją ramieniem. Położyła głowę na moim torsie, a ja zacząłem bawić się jej włosami, nakręcając je na swoje palce.
   Tak bardzo ją kochałem, a teraz była tylko moja. Słysząc jej miarowe oddychanie, zaprzestałem zabawy i położyłem dłoń na jej brzuchu. Pełny nadziei na lepsze jutro zasnąłem mając w objęciach znaczną część mojego ówczesnego świata...