Pamiętasz te wszystkie zimowe bitwy na śnieżki? Świetna sprawa, prawda? Gdy byłaś mała, nie zwracałaś uwagi na to, że mama zabraniała Ci wyjścia na zewnątrz, wymagając dokończenia obiadu czy po prostu posiedzenia z rodziną. Ale czymże są zakazy w porównaniu z przyjemnością zabaw? Czekałaś na moment nieuwagi i wykorzystywałaś go by znaleźć się wśród kolegów z podwórka, a satysfakcja z udanej ucieczki umilała wszystko. Za każdym razem gdy Twój wzrok lądował na kuchennym oknie, widok matczynej twarzy męczył sumienie. W pewnym momencie nie wytrzymujesz i wracasz cała zziębnięta do domu. Tam na stole już czekał kubek z parującą herbatą. Brałaś go w zmarznięte ręce i, wpatrując się w ciecz, nie byłaś w stanie upić choćby małego łyka. Nerwy na myśl co się stanie jak przyjdzie matka zjadały Cię całkowicie.
Moja sytuacja różniła się w tym momencie jedynie tym, że zimowe popołudnie zmieniło się w czteromiesięczną rozłąkę z "nieznanego" powodu, a mamę zastąpił Piotr. Czekała nas pierwsza dłuższa rozmowa, bez hałasu fetowania czy przerywania kibiców z prośbą o autograf bądź zdjęcie z Pitem.
Czas mijał nieustannie, a im dłużej siedziałam na kanapie z pięknie pachnącym napojem, wyczekując przyjścia Cichego, tym kolor herbaty bardziej przykuwał uwagę. Starałam się udawać, że nie słyszę kroków i skrzypnięcia fotela naprzeciw, co zwiastowało jego przybycie. Odważyłam się unieść głowę i zobaczyłam uśmiechniętą twarz siatkarza. Ach, jak to zabolało! Zwróciłam uwagę na kolor salonowych paneli.
Tak jak kilka dni temu potrafiłam spędzać godziny na analizowaniu wygięcia każdego fragmentu skóry w okolicy ust w czasie uśmiechu, tak teraz nie mogłam go znieść, a raczej uciszyć palące sumienie. Powinnam cieszyć się, że jestem tu, z nim, ale nie umiałam.
- Różo? - odezwał się.
- Tak?
- Moglibyśmy porozmawiać?
- Przecież rozmawiamy.
- To dlaczego na mnie nie patrzysz? - zapytał, a ja spojrzałam na zmienioną już mimikę twarzy; był o wiele poważniejszy. - Poza tym chciałbym poruszyć temat... No wiesz jaki.
- Podejrzewam, że wiem. - mruknęłam czując, że chciałabym od tego wszystkiego uciec, ale nie mogę. Prędzej czy później będę musiała opowiedzieć mu wszystko.
- Chcę tylko mieć pewność, że nie urażę cię tym, a...
- Wszystko w porządku, pytaj o co chcesz. - uśmiechnęłam się niemrawo, a po moich słowach zapadła cisza i ponowne wlepienie wzroku w kubek.
- Dlaczego? - wypłynęło z jego ust.
Znów milczenie. To tak jakby moje narządy mowy zrobiły strajk wraz z mózgiem, który nie pozwalał na ułożenie jakiegokolwiek sensownego zdania. Tak bardzo chciałabym powiedzieć mu wszystko, każdy moment z tych czterech miesięcy... Byłam wściekła, że nie umiem opanować emocji i wytłumaczyć się.
- Jeśli... Jeśli nie chcesz mówić, zrozumiem - dotarł do mnie troskliwy głos Piotrka.
- Chcę, to znaczy...
Westchnęłam i opowiedziałam szczegółowo całą historię. Choć często musiałam uspokajać drżący głos, kończyłam każde zdanie. On tylko słuchał uważnie wszystkich słów, co jakiś czas przytakując głową na znak zrozumienia. Mimo wszystko nadal nie spoglądałam mu w oczy.
-... Po tym wszystkim byłam jednocześnie zadowolona z aresztu Krawczyka i zrozpaczona, bo mimo wszelkich starań, nie byłam z tobą. Każdy dzień był tak samo bez sensu jak poprzedni. Macieja mogli wypuścić, a on nie przepuściłby okazji zemsty. Po prostu błagałam o szybką śmierć, ale nie mogłabym tego zrobić rodzinie i Kamili. Tak bardzo chciałam być z tobą...
- Ale czemu nie próbowałaś ponownych spotkań, mimo słów Zbyszka? Byłem pewny, że jesteś szczęśliwa z innym, dlatego nie chciałem przeszkadzać ci w szczęściu. - pierwszy raz przerwał mi w długiej wypowiedzi, na co zareagowałam milczeniem. - Rose?
- Ja... Przepraszam, zagubiłam się... Zagubiłam się w tym wszystkim, w całym swoim życiu. Nie jestem warta kogoś takiego jak ty, wybacz.
Nie zważałam na to, że siedzi przede mną Piotr, po prostu wybuchłam płaczem. Nie liczyłam na współczucie z jego strony. Ba, czekałam nawet na gorzkie słowa pożegnania. Poczułam jedynie jego ramiona okalające moje ciało. Wtuliłam się w nie, jak podejrzewałam, ostatni raz.
- Spokojnie, już cicho - mówił przyciszonym głosem. - Jestem tutaj, z tobą i nic anu nikt tego nie zmieni.
- Pit, tak bardzo mi głupio... Przepraszam.
- Za nic nie przepraszaj, kruszyno. - ucałował mnie w skroń. - Już wszystko będzie dobrze.
- Wcale, że nie! Ktoś taki jak ja nie zasługuje na nawet na twoje spojrzenie, a co tu mówić o większych sprawach, jak uczucia.
- W takim razie wytłumacz mi - patrząc w oczy, chwycił moją dłoń i położył na swojej lewej piersi. Poczułam przyspieszone bicie serca. - Dlaczego, tam głęboko, ono bije tylko dla ciebie? Dlaczego moje oczy cieszą się wyłącznie na twój widok i dlaczego moje życie bez ciebie jest tak puste? Różyczko, wciąż cię kocham i nigdy nie przestanę, zrozum to.
Nie potrafiłam wydusić z siebie żadnego słowa, po prostu mi ich zabrakło. W tym momencie nie wierzyłam, że to wszystko dzieje się naprawdę. Złączył nasze dłonie i pozwolił bym znów mogła oprzeć głowę o jego tors, w tym czasie szepcząc do ucha.
- Brakowało mi ciebie, wiesz? To były cztery najgorsze miesiące mojego życia. Na myśl, że już nigdy miałem ciebie nie spotkać, nie spojrzeć ci w oczy, odechciewało mi się żyć. Ale teraz już jesteśmy tutaj, razem. Chciałbym tylko wiedzieć czy mnie kochasz, mimo minionego czasu?
Spojrzałam na niego wytrzeszczonymi oczyma.
- Piotr, nie potrafię bez ciebie żyć. Kocham, i to z całego serca.
Kiedy tylko skończyłam mówić, pocałował mnie. Pocałunek nie był zachłanny jak Macieja, za to czuły i pełen uczucia. Tęskniłam za tą delikatnością. Bez nacisku na usta znów w pocałunkach ujrzałam oddanie uczuć.
Siedzieliśmy objęci na ławce na zewnątrz już dłuższy czas, nie nawiązując praktycznie żadnych rozmów. W sercu przeżywałam wcześniej niezaznaną radość, ale Piotrek nie dowiedział się o niej; odzwyczaiłam się od okazywania swoich uczuć. Jego obecność była czymś, co cieszyło nawet w milczeniu jakie panowało.
- Pamiętam dzień, w którym miałaś urodziny - przerwał ciszę i mocniej mnie przytulił. - Tak bardzo chciałem cię wtedy spotkać, że odwiedziłem każdy rzeszowski lokal z nadzieją napotkania cię ze znajomymi. Kiedy jednak nie udało mi się, zapragnąłem zatracić się w alkoholu. Jak na złość, nawet na chwilę nie mogłem o tobie zapomnieć. Wtedy też sięgnąłem po papierosy. To świństwo okropnie drażniło płuca, ale w porównaniu do bólu serca nie męczyło w ogóle. - zaśmiał się. - Dawniej szantażowałem Zibiego co do podpalania, a kilka dni temu po treningu pytałem czy nie ma paczki czy dwóch. A to wszystko przez tęsknotę. Na szczęście mam cię już przy sobie...
Chciałam odpowiedzieć choć kilka słów, ale przerwał mi je odgłos dzwonienia do drzwi. Dopiero po drugim razie Pit jęknął, wstał i ruszył w głąb domu.
Kiedy usłyszałam otwieranie drzwi i krzyk "I po co ty tu znowu przyszedłeś, Bartman?!", zaśmiałam się sama do siebie. Po chwili jednak pożałowałam tego. Zaczęłam mocno kaszleć, a męczyło mnie to przez dobre kilka minut. Gdy zobaczyłam dłoń, którą przysłaniałam usta, zamarłam. Krew. Strużka czerwonej cieczy spływałam powoli wzdłuż przedramienia. Wytrzeszczyłam oczy jeszcze bardziej niż były wcześniej. Jakim cudem...
Nie, teraz nie mogę tego rozpamiętywać, muszę się tego pozbyć. Wstałam jak najciszej i prawie niezauważalnie przebiegłam do łazienki. No właśnie, prawie.
- Wszystko ok? - spytał Pit obserwując jak biegnę przez korytarz.
- Tak, jak najbardziej - zakluczyłam za sobą drzwi i szybko przetarłam rękę. Nie widząc żadnych śladów po ataku kaszlu, spojrzałam w lustro.
Przekrwione, podkrążone oczy spoglądały na mnie z wyraźnym przemęczeniem, a skóra wydawała się jeszcze bardziej szara niż zwykle. W odbiciu pojawiła się też dłoń, której opuszkami przejechałam po kości policzkowej. Odsunęłam się pod ścianę i osunęłam na podłogę, nie wiedząc co się wokół dzieje. Ocknęłam się dopiero po kilku minutach. Chcąc szybko zapomnieć o zaistniałej sytuacji, otrzepałam ze spodni niewidzialny kurz i wyszłam z pomieszczenia.
Piotra zastałam na tym samym miejscu gdzie wcześniej. Patrzył w jeden punkt na ziemi. Kiedy się zbliżyłam, ujrzałam na niej czerwoną plamę. Holender, jak zwykle coś musi pójść nie tak. Do tego buty hałasowały tak, że czułam się niczym z stukilogramowym głazem w brzuchu. Nowakowski spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Spokojnie, nic mi nie jest - uśmiechnęłam się do niego. - Po co przyszedł Zbyszek?
- Zgubił jakieś ważne dokumenty i miał nadzieję, że je zabrałem.
Przytaknęłam, a on wyciągnął ku mnie rękę, tym samym dając do zrozumienia, żebym podeszła. Zbliżyłam się i po chwili znów byłam w jego objęciach. W nich też spędziłam całą resztę dnia.
Przy nim momentalnie zapominałam o całym Bożym świecie, były tylko ramiona, w których odnajdowałam dla siebie idealne miejsce...
Ataki krwawego kaszlu zdarzały się częściej, a bywały coraz bardziej bolesne. Rose nie powiedziała o nich nikomu. Była coraz słabsza i wymęczona, ale uparcie traktowała to jako coś normalnego. Ukrywała to tak, że nawet Piotr, który był przy niech prawie non-stop, nie zorientował się, że coś jej jest. Pozostawał tylko wielki znak zapytania na tym, co w przyszłości...
-----------------------------------------
Wszystko psuję, wszystko... Misu, umrzyj...
Resovio, Dziękuję! <3
Teraz czekam na Ligę Światową. Już nie mogę się doczekać :)
Weider, szczerze nie cierpię cię. -.-
Ach, i przepraszam za drugie dodanie, po prostu mój telefon stwierdził, że wersja bez końcówki jest lepsza...
Pozdrawiam, Misu ;)
Rozdział świetny, tylko proszę nie uśmiercaj mi Róży ;) Pozdrawiam;D
OdpowiedzUsuńHej :) Zapraszam na nowego siatkarskiego bloga http://nie-ma-mnie-dla--nikogo.blogspot.com/ :) Nie wiesz nawet jak się ciesze, że w końcu są razem. tylko co się u diabła dzieje Rose? Cholerka, a miało już być tak dobrze. Pozdrawiam i czekam na kolejny ;)
OdpowiedzUsuńRose ma żyć, błagam.. :c mają być szczęśliwi.. :c czekałam na ten rozdział bardzo długo i z utęsknieniem, mam nadzieje, że wkrótce pojawi się kolejny! Pozdrawiam i zapraszam na mojego bloga http://sztuka-zycia-to.blogspot.com/ ;* :)
OdpowiedzUsuńJeśli Rose umrze, bo głupia nie pójdzie z tym do lekarza, albo będzie za późno to...
OdpowiedzUsuńJa nie wiem już sama. Piotrek chyba popadnie w depresję, a ja razem z nim.
Kurczę.Przepraszam, ale ta końcówka tak mnie rozproszyła, że nie jestem w stanie napisać czegoś sensowniejszego. :<
Nie podoba mi się ostatni fragment. Nie możesz jej uśmiercić. Przecież już wszystko zaczęło się układać, znów są razem.. :< Smutno mi się zrobiło.
OdpowiedzUsuńnowe-szanse.blogspot.com - dziewiątka :*
dziewczyna-z-tatuazem.blogspot.com - zapraszam na jedynkę :)
UsuńPrzez kilka dni dzień w dzień wbijałam na Twojego bloga z nadzieją ,że coś dodałaś a nie zdążyłaś mnie poinformować i zrobiłam tak też dziś ,i wtedy moim oczom ukazał się fantastyczny nowy rozdział. Boże jak dobrze ,że Róża i Cichy są już razem i ,że wszystko sobie wyjaśnili. Z drugiej strony boje się o nią ,bo ona ma przecież ten kaszel . Nie wiem co o tym myśleć i nie mogę nic takiego sensownego powiedzieć ,bo jestem rozbita. Zapraszam do siebie na nowy blog, gdzie jeden rozdział ,to jedna historia http://niezwykleinteresujacahistoria.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Annie
Rose nie może umrzeć Pit się załamie.Powinna iść do lekarza.
OdpowiedzUsuńZapraszam http://parkiet-siatka-mikasa-moje-marzenie.blogspot.com/
Aaa i Misu ma nie umierać jak napisałaś... :c Misu ma żyć i tworzyć i cieszyć się życiem.
OdpowiedzUsuńChyba byłoby czasem łatwiej gdyby jej nie było, serio ;)
Usuńliga światowa, a Doroshi chce umrzeć :O nie wierze! Rose troche jak Chopin, nie? xD
OdpowiedzUsuńWielkopolska? Ja też! A dokładniej w jakiej okolicy?
OdpowiedzUsuńA pro po rozdziału to trochę mnie przeraziłaś tym kaszlem... Tylko się zastanawiam co może być tego przyczyną. Tylko proszę, nie popełniaj morderstwa i nie zabijaj Róży, okej? Bo się znów poryczę, a ty pójdziesz do piekła... A przecież Rose i Pit mają żyć długo i szczęśliwe, prawda.?
Wolsztyn coś Ci mówi? :)
UsuńNo proszę. Ale niespodzianka :) bo ja w Siedlcu mieszkam. Xd Pisz na gg 36805314.
Usuńhttp://time-forlove.blogspot.com/
UsuńZapraszam do mnie na nowość !
Przed LŚ chcesz umrzeć? To nie za mądre rozwiązanie. Najlepiej nie umieraj w ogóle. :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że po wyjaśnieniu wszystkiego Piotrek nie zachował się jak stereotypowy facet i nie uciekł od Rose. Nadal mnie utwierdza w fakcie, że jest ideałem, choć z fajkami mógł nie zaczynać. :P Ech, głupi Zbyś, musiał zacząć jarać? :D
cholera, jak gruźlica normalnie. Rose, do lekarza, migiem!
Zapraszam na szósty rozdział na http://ochroniarz-na-obcasach.blogspot.com/. Pozdrawiam, Caroline. ^^
UsuńZapraszam na ostatnią perwersję na http://anielska-perwersja.blogspot.com/ oraz na nowy projekt na http://kontrastowi.blogspot.com/ . Caroline. :*
Usuńświetnie, że się pogodzili. Rose na prawdę zasługuje na Piotrka w końcu nie robiła tego dla siebie...ale ta krew mnie przeraziła:/ Ona musi iść jak najszybciej do lekarza bo wygląda to na prawdę groźnie...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
http://www.niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/
Głupi telefon;D Wersja z końcówką zdecydowanie lepsza;) A co się dzieje z Rose? Jest chyba coraz gorzej;( Mam nadzieje że wszystko się ułoży;) pozdrawiam Lizak;D
OdpowiedzUsuń