poniedziałek, 10 czerwca 2013
Rozdział 28
Kroczenie przez życie przy ukochanej osobie, czy może być coś lepszego? Przeżywanie wspólnie chwil radości, smutku, złości czy zwykłego szczęścia jest o wiele bardziej wartościowe gdy jesteśmy razem. Świadomość, że gdzieś jest osoba, która czeka tak cudownie każe spoglądać na kalendarz i odliczać dni do powrotu do domu. Niecierpliwość męczy każdego dnia... Aż nadchodzi ten moment kiedy dwie bardzo bliskie sobie osoby są razem. Wtedy choćby minuta bez siebie staje się wiecznością, a towarzystwo innych niekoniecznie potrzebne. Jest się po prostu od siebie w pewnym sensie uzależnionym...
Już od ponad kwadransa męczyłem mankiety białej koszuli.Nie interesowałem się jakoś szczególnie panującymi wokół rozmowami czy popisami tanecznymi nietrzeźwego Winiara.
- Spokojnie, guziki są dobrze zapięte. - delikatna, zimna dłoń Róży spoczęła na mojej, a na jej twarzy pojawił się uśmiech, którym momentalnie mnie zaraziła.
- Cały czas mam wrażenie, że coś jest z nimi nie tak. - mruknąłem. Zaśmiała się chyba najpiękniejszym śmiechem jaki mógł zabrzmieć. Wszystko co robiła było tak idealne: sposób w jaki chodziła, jak dopasowywała się do moich ramion gdy ją tuliłem, nawet zwykłe założenie włosów za ucho było wyjątkowo urocze w jej wykonaniu.
Całe to spotkanie nie było dla mnie. Owszem, cieszyła mnie wygrana Ligi Światowej, ale nie przy głośnej imprezowej muzyce czy litrach alkoholu. Większość czasu przesiedziałem przy stole, a Róża męczyła się przy mnie. Od czasu do czasu wychodziliśmy zatańczyć, ale po chwili wracaliśmy na miejsca, podeptani i zniesmaczeni zachowaniem reszty. Ona też nie za często wychodziła na parkiet, nie chciała mnie zostawiać samego. W momencie jednak gdy zmierzał ku nas Bartek z Izą, swoją dziewczyną, wiedziałem już co się święci.
- Może ruszylibyście się z tych krzeseł? No dalej, Różo, zapraszam! - krzyczał Bartosz, a ona spojrzała na mnie wymownie i dała się porwać do tańca. Westchnąłem i po chwili szedłem na środek z Izabelą. Na szczęście muzyka była dość szybka, więc nie musiałem nawiązywać żadnych rozmów z dziewczyną. Po cichu obserwowałem jak Róża płynnie poruszała się w rytm muzyki, a robiła to cudownie. Niestety, najwidoczniej Izie mimo wszystko przeszkadzała cisza między nami.
- To jak się czuje jeden z najlepszych środkowych na świecie? - powiedziała na jednym tchu.
- Marcin? Nie wiem, jeszcze po południu mówił, że jest dobrze.
- Chodziło o ciebie! - wywróciła aktorsko oczyma. - Jesteś za skromny.
- Skądże, po prostu nie widzę nic specjalnego w tym, co... - przerwałem, bo Róża po raz kolejny zaczęła kaszleć, przy czym kurczowo złapała się ramienia Kurka. Nie zważając na to, że Iza wpatrywała się we mnie zdziwionym wzrokiem, po chwili znalazłem się koło owej pary.
- Hej, co się dzieje? - schyliłem się by spojrzeć jej w twarz. Wystraszyła się, więc uniosłem lekko jej podbródek. - Wszystko dobrze? Chcesz wyjść na zewnątrz? - pokręciła przecząco głową.
- Już się uspokoiłam, wracaj do Izy. - skinieniem głowy wskazała wyczekującą dziewczynę. Z niepokojem opuściłem ich i przeprosiłem za nieobecność.
Kątem oka jednak cały czas obserwowałem co się z nią dzieje. Nie wyglądała dobrze: blada skóra kontrastowała z ciemnymi, nieobecnymi oczyma. Gdyby nie podpora Bartosza, zapewne upadłaby. Zauważyłem też, że oddychała płytko przez usta, co zdarzało jej się tylko przy ogromnym wycieńczeniu. Martwiłem się.
Kiedy muzyka ustała, podziękowałem za taniec i odwróciłem się by chociaż złapać kontakt wzrokowy z Rose. Nie zdążyłem. Podbiegłem jak najszybciej mogłem do upadającej na ziemię dziewczyny. Leżała nieświadoma tego co się dzieje, a z ust wypływała krew, tworząc mają kałuże przy jej włosach. Spojrzała na mnie, po czym od razu jej głowa opadła i zamknęła oczy. Spanikowany Bartek dzwonił z telefonu, kiedy wziąłem ją na ręce i wyszedłem na zewnątrz.
- Zaraz przyjedzie pogotowie. - Kurek dołączył do mnie, lecz kroczył nerwowo przed nami. - Stary, ja jej nic nie zrobiłem, przysięgam! Wydawało mi się, że wygląda normalnie, nie chciałem jej zrobić krzywdy.
- To nie twoja wina. - powiedziałem przez zaciśnięte zęby. Nic innego nie byłem w stanie z siebie wydusić.
Po kilku minutach przyjechał ambulans i zabrał nas do szpitala.
Modliłem się mocno, by to wszystko okazało się tylko złym snem. Na marne...
Człowiekowi tak ciężko jest się przyznać, że jest słaby. Szuka sposobu, by zagłuszyć własne wołania "Już dość, nie masz siły by iść dalej!" i, nieświadomy powolnego wykończana się, brnie dalej. Nawet wielokrotne potyczki są niezauważalne. Liczy się tylko to, co czeka u celu.
W tym momencie nie miałam nawet siły otworzyć oczu. Nie wiedziałam też co się wokół dzieje, kto jest przy mnie i gdzie jestem. Czułam się z tym źle, bardzo źle...
Wysiliłam się na otworzenie oczu i wytężenie słuchu. Piotr rozmawiał z starszym mężczyznom w fartuchu lekarskim.
- Czy ona... - zaczął ze strachem. - ona przeżyje?
Wyłysiały mężczyzna zaczął nerwowo przeglądać dane na kilku kartkach.
- Wie pan, nic nie możemy powiedzieć dokładnie, ale nasze przypuszczenia...
- Mam gdzieś wasze przypuszczenia! Chcę tylko wiedzieć co jej jest, rozumie pan?!
- Proszę się uspokoić, to jej nie pomoże. - mruknął tamten - Potrzeba nam czasu, a panu cierpliwości.
Dlaczego nie mogłam się odezwać? Dlaczego nie wstałam i nie przerwałam im mówiąc, że jest dobrze?! No tak, przecież nie jest...
Bezsilność w takich momentach jest najgorsza. Mimo, że chcę coś zrobić, nie mogę. Ogarnia mnie tylko senność, spadam...
Obudziłam się jakiś czas później. Znów czułam ten ból. Pomocy, jak się go pozbyć...
Zorientowałam się, że przy moim łóżku na krześle siedział Piotr. Twarz miał ukrytą w dłoniach, a łokcie oparte o kolana. Chciałam dłonią dotknąć jego głowy, dać znak, że nie śpię, jestem z nim. Gdybym tylko znalazła dość siły, żeby to zrobić, byłabym z siebie dumna.
- Proszę, nie umieraj. - szeptał. - Nie chcę cię drugi raz stracić. Mogę zrezygnować z wszystkiego, tylko mnie nie opuszczaj, błagam. Zrozum, ja nie chcę...
Moje serce było teraz w rozpadzie. Czemu to wszystko się tak toczy?!
Jakby odczuwając, że go słucham, spojrzał na mnie zdziwiony.
Wysiliłam się na uśmiech. Nie był przekonujący, bo chłopak spojrzał na mnie zmartwiony, uniósł się i przytulił się kurczowo do mojej szyi.
- Boże, już myślałem, że cię straciłem! - wymamrotał nie puszczając się mnie. - Okropnie mnie wystraszyłaś, nie rób tego więcej.
- Postaram się. - powiedziałam zachrypniętym głosem. - Co się stało?
- Opowiem ci wszystko jak wyjdziemy stąd. Mam nadzieję, że to niedługo nastąpi.
Pokiwałam głową na znak, że też tego chcę.
Chłopak nie opuścił mnie nawet na moment przez następną godzinę. Siedział przy moim łóżku, wodził palcami wzdłuż przedramienia i dłoni, robił coś, co mogłoby mnie trochę odprężyć.
- Już dość tego leżenia, pójdę poprosić o wypis. - rzuciłam próbując unieść się na rękach. Z wielkim trudem zeszłam z wysokiego łóżka, a kolana wydawały się niczym z waty. Zdążyłam zrobić kilka kroków nim do pomieszczenia wszedł mężczyzna w białym kitlu i gestem nakazał mi wrócić na miejsce. Niechętnie wykonałam jego polecenie i usiadłam po turecku na materacu.
- Ciężko jest mi o tym mówić... W czasie, gdy pani spała, pozwoliliśmy sobie rozpocząć badania. - zaczął poprawiając leżące na nosie cienkie okulary. - Wyszło z nich, że ma pani zwężenie zastawki mitralnej.
Zrobiłam wielkie oczy; nie rozumiałam o czym dokładnie mówi, więc poprosiłam o dokładniejsze przedstawienie sytuacji.
- Jest to wada serca, tu akurat wrodzona.
Pustka w mojej głowie pogłębiała się z sekundy na sekundę. Nie... ja nie mogę być chora... Tak nie może być! To jakaś pomyłka!
- Niezbędne będzie tu leczenie operacyjne.Zostawimy panią na kilka dni na obserwacji.
- Zaraz, ale jak to na obserwacji? - odezwał się Cichy. - Dlaczego nie zajmiecie się nią od razu? Przecież nie można tak lekceważyć takich objawów!
- Panie Piotrze, pańska... towarzyszka nie jest jedyną osobą w tym szpitalu, która potrzebuje pomocy. Niech pan to zrozumie, staramy się jak możemy.
Teatralne wywrócenie oczami utwierdziło mnie w przekonaniu, że kontakty na linii Pit - lekarz w ciągu mojego pobytu tu nie były dobre.
- A dlaczego to ujawniło się dopiero teraz?
- Być może to przez wycieńczenie organizmu, nerwy... Trudno jest określić dokładnie. - urwał, kiedy na korytarzu rozległy się wołania. - Przepraszam, muszę iść. Radziłbym nie opuszczać pokoju.
Kiedy już byliśmy sami, spojrzałam na Piotra. Po wyszeptaniu najcięższego na świecie "przepraszam", wybuchłam płaczem.
Nowakowski po raz kolejny tego dnia przemierzał wzdłuż cały pokój szpitalny. Palce zaciskał w pięści, a całe ciało trzęsło się ze złości.
- Nie... ja tak tego nie zostawię... - powiedział do siebie na tle głośno, że także i ja usłyszałam.
- Piotruś, nie myśl o tym teraz. Odpocznij, na pewno już długo tu jesteś, a nie spałeś prawie wcale, widzę to po twojej twarzy.
- Nie mogę przestać o tym myśleć! Jeżeli ten stary piernik myśli, że będziesz leczona pod jego opieką, grubo się myli. Nie pozwolę na to, żeby taki buc się tobą zajął, najlepiej dla niego za pół roku. O nie, tak nie będzie.
- Chcesz przyspieszyć czas, żebym szybciej była zo...zoperowana?
- Nie, jest przecież wiele innych klinik, gdzie można prosić o pomoc medyczną. Operacja też będzie szybciej.
- Ale to bez sensu, i tak wszystko pójdzie na marne... Gdybym szybciej się tym zmartwiła, poszła na badania jak to było mi zalecane, nie siedzielibyśmy teraz tu tylko w Spale z moją rodziną. Ale ja wmawiałam sobie, że przejdzie, że to nic poważnego... Boże, byłam taka głupia!
- Spokojnie, damy radę! Różo, masz mnie, a ja mimo wszystko nie zostawię cię, już nigdy! - położył swoją ciepłą dłoń na moim policzku. - Nie darzę cię miłością tylko gdy jesteś zdrowa czy osiągasz sukcesy... Kocham cię zawsze i to się nie zmieni. Przebrniemy przez to wszystko we dwoje. Chodź, olejmy tego zarozumialca.
Wystawił ku mnie ręce. Chwyciłam je i stanęłam na ziemi. Jego lewa ręka objęła mnie, tym samym asekurując przed upadkiem. Powoli stawiałam kroki czując przy tym dziwny ból, jakbym nie chodziła od ponad miesiąca, kiedy minęło ledwo kilka dni. Niejednokrotnie moje ciało stawiało opory, ale kiedy poczułam lekki podmuch wiatru, zorientowałam się, że jesteśmy przed budynkiem.
Rzadko bywałam w szpitalach i miejsca te kojarzyły mi się z smętnymi, szarymi widokami z okna na kominy fabryk czy niedokończone budowle. Tym większe było moje zaskoczenie gdy ujrzałam zieloną trawę i kilkoro uśmiechniętych, spacerujących po kamiennych ścieżkach ludzi.
Usiedliśmy na najbliższej ławce, żebym odsapnęła po męczącym przejściu.
- Spójrz, ci ludzie, mimo chorób znajdują w życiu choćby dzień nadziei na wyleczenie. Bije od nich tyle optymizmu, że ciężko ujrzeć w nich cierpiących ludzi. I wiesz co? Ja też cierpię. Cierpiałem kiedy nie mogłem nic zrobić, żeby ci pomóc, przez cały czas obwiniałem siebie o to co się stało. Teraz też boli mnie to, że nie jestem odpowiedzialnym opiekunem, w końcu w każdym momencie możesz znów mieć atak choroby... Ale czy widzisz we mnie teraz cierpienie? Wątpię. A to dlatego, że mam nadzieję, że wyjdziesz z tego. Ba, ja jestem tego pewny. Musisz tylko uwierzyć.
Spojrzałam mu głęboko w oczy. Faktycznie, kryło się w nich wiele emocji; od radości na widok wykrzywionych ust, po smutek spowodowany daną sytuacją.
- Nie wiem co bym zrobiła bez ciebie. - wtuliłam się w jego ramię. - Masz rację, uda mi się.
Mimo tego, że na pierwszy rzut oka okazywałam ogromną wiarę w te słowa, wewnątrz mnie nie było wcale tak pozytywnie.
Myśli sięgały najgorszych scenariuszy, a ból... Nadal nie odpuszczał.
------------------------------------------------------
Hej!
No i teraz się zacznie jaka to jestem zła, bo Róża jest chora. :<
Przepraszam, no. :D
I już mamy Ligę Światową z występami Polaków. ♥ Być może dwa pierwsze mecze nie były zwycięskie, ale moim zdaniem chłopaki odwalili kawał dobrej roboty.
Oj, panie Visotto, chyba nigdy pana nie polubię. :>
Kompletnie nie wiem co jeszcze tu dopisać. Może to dlatego, że znowu jest po pierwszej w nocy, a ja siedzę przed tym komputerem zamiast iść spać.
Pozdrawiam, Wspaniałomyślna Misu .-.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
jejku, aż tak poważnie? Róża nie powinna ignorować tych napadów, ale może jeszcze wyjdzie z tego i będzie zdrowa. :)
OdpowiedzUsuńPiotrek ma rację, trzeba działać i znaleźć inną klinikę, która szybko przeprowadzi operację. :)
pozdrawiam :*
Żyję chwilą.
zapraszam na Chwilę pierwszą na:
UsuńŻyję chwilą
pozdrawiam Jaga20098:*
Zła, zła, zła Misu! Jak mogłaś to zrobić Róży, no jak mogłaś?! :c Ja wiedziałam, że ona będzie chora, bo te objawy tylko na to wskazywały, ale żeby aż tak poważnie? Twoje pomysły wołają o pomstę do nieba, moja droga! A miał być miły późny wieczór, będzie bardzo smutny. :C
OdpowiedzUsuńNa miejscu Rose, pomimo całej tej sytuacji, cieszyłabym się jak głupia. Z czego? Ano z tego, że ma przy boku takiego Anioła w ludzkiej postaci. Chyba nie ma lepszego człowieka na Ziemi od Nowakowskiego. Wzruszył mnie dogłębnie i chyba nigdy nie wyjdę z podziwu na temat jego troski o dziewczynę. Właśnie tak powinien zachowywać się prawdziwy i zakochany facet! :)
Po długiej przerwie, zapraszam na siódmy rozdział na http://ochroniarz-na-obcasach.blogspot.com/. Pozdrawiam ciepło, Caroline. :*
UsuńMam nadzieję, że Rose wyjdzie z tego. Jestem też pewna, że Piotrek będzie zawsze przy niej. Jak napisała Caroline : "właśnie tak powinien zachowywać się prawdziwy i zakochany facet."
OdpowiedzUsuńAle proszę, nie zabijaj jej.!
A pro po Visotto... Jego fryzura mnie przeraża. W zeszłym roku był taki seksowny, a teraz... Kiteczka jak u kuzynki Zuzi. -,- Boże, widzisz i nie grzmisz ?!
Hahaha zgodzę się, z tej kitki miałam chyba największy ubaw. :D
UsuńCześć.! Zapraszam do mnie na nowy rozdział! ;) http://time-forlove.blogspot.com/
UsuńPozdrawiam ;D
Róża za długo czekała. Powinna już dawno zjawić sie u lekarza a przez swoja głupotę doprowadziła się do takiego stanu:/ Piotruś pokazał, że na prawdę kocha ją do szaleństwa. Oby dane im było jak najdłużej cieszyć się tą miłością! Róża niech teraz walczy o swoje zdrowie:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
http://niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/
Misu, jak mogłaś? Nie uśmiercaj jej. Jeśli tak chcesz zakończyć to opowiadanie, to ja dziękuję :<
OdpowiedzUsuńHahahaha, Co wy chcecie od Visotto? Ten jego kucyk wymiata! <333 XD
Żartowałam.
Piętnastka nowe-szanse.blogspot.com (:
W mojej głowie tak fajnie się tym kucykiem ciągnęło go po ziemi... :D
UsuńVisotto ma taki kucyczek jak ja w robocie czyli maksi seksi. Dobra postawa Zatiego i chyba jeszcze nadal troszku CIchego Pita ,chociaż niektóre bloki przyprawiały mnie o palpitacje serca . I wyjaśniła się sprawa Róży ,to musiało wygladać strasznie jak ona nagle tak upadła. Ten lekarz to jakiś dziwny ,też go nie polubiłam. Mam nadzieję ,że Piotrek coś wymyśli a Róża wróci do tańca i pełni sił.
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na nowy rozdział niezwykleinteresujacahistoria.blogspot.com
Pozdrawiam Annie
Cholernie szkoda mi Róży! Spodziewałam się, że coś z jej zdrowiem nie tak, ale nie że aż tak, że potrzebna będzie operacja...:/ Niech szybko z tego wychodzi!
OdpowiedzUsuńChciałam Ci jeszcze napisać, że mi się tak strasznie podoba, jak piszesz. Wszysko jest tak ładnie opisane, zrozumiałe, a jednocześnie ma swoje drugie "dno". I zazdroszczę im obojgu takiej miłości, jaką siebie darzą. To jest piękne uczucie, naprawdę.
zapraszam :) http://carolina-book.blogspot.com/
UsuńByłabyś zla, gdybyś wybrała dla Rose choćby białaczkę, raka... coś nieuleczalnego. Na tym etapie musiałabym trochę odczekać, żeby w komentarzu nie przelać na ciebie swojej złości. Ale wiesz, ja jestem człowiekiem ugodowym, będę czytać Twoje opowiadanie niezależnie od tego, co zrobisz. A Piotrek jest taki słodki... :)
OdpowiedzUsuńWedług mnie Visotto się wyróżnia z tyn swoim kucykiem. Wyobraziłam sobie ciebie ciągnącą około dwumetrowego faceta za włosy. Ciekawy widok. ;)
Piotrek jest taki słodki, gdy staje się opiekuńczy.Mam nadzieję, że ta operacja się uda.Zapraszam
OdpowiedzUsuńhttp://parkiet-siatka-mikasa-moje-marzenie.blogspot.com
Zapraszam do siebie na nowy blog ,gdzie głównym bohaterem jest Andrzej Wrona oraz Marika Jaślewska kissmeslowley.blogspot.com
OdpowiedzUsuńZapraszam
Pozdrawiam Annie
Ajjj :D Piotrek taki opiekuńczy <3 Miejmy nadzieję że ta operacja się uda i wszystko wróci do normy :p Rozdział świetny ;) Nie mogę się już doczekać kolejnego o którym możesz mnie informować ;D Tymczasem zapraszam do siebie ;3 http://sercezawszewielepiej14.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńBardzo mile widziana będzie twoja opinia ;)
Pozdrawiam ciepło! :3
42 yr old Dental Hygienist Aurelie Ramelet, hailing from Windsor enjoys watching movies like Colossal Youth (Juventude Em Marcha) and Metal detecting. Took a trip to Church Village of Gammelstad and drives a Ferrari 250 GT LWB California Spider. zobacz
OdpowiedzUsuńrada adwokacka rzeszow
OdpowiedzUsuń