piątek, 30 sierpnia 2013

Epilog - Bo to nadzieja umiera ostatnia.



... i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedynej i Wszyscy Święci.

W końcu nastał ten dzień. Poślubiłem ją, moją Rose, wyznając jej tym samym wieczną miłość i oddanie. A ona zrobiła to samo.
Mojego szczęścia nie można było opisać w żadnej skali ani żadnymi słowami. Miłość i nadzieja wygrały, przezwyciężyły wszystko.
A teraz? Teraz trzymałem ją jak nigdy w objęciach i bujałem się w rytm powolnej muzyki. Zamknąłem oczy, próbując wybłagać, by ta chwil trwała wieczność.
Cała ceremonia minęła bardzo szybko, a Kamila i Krzysiek jako świadkowie sprawdzili się wzorowo. Zbyszek, jako para z Kamą (nie tylko na weselu...) zajęli się przebiegiem imprezy i wyszło im naprawdę dobrze.
Wszystko mijało tak szybko, że nim się obejrzałem, był już późny wieczór, a ja znów tańczyłem z Różą, która w tym momencie spojrzała na mnie z niespokojną miną.
- Mam wrażenie, że jesteś nieco smutny - powiedziała. - Coś się stało?
Uśmiechnąłem się na widok jej niepotrzebnego zmartwienia i przytuliłem ją do siebie.
- Po prostu jeszcze do mnie nie dotarło, że jedno z ważniejszych marzeń właśnie się spełniło.
- Nie wyobrażam sobie teraz mnie bez ciebie. - uniosła lewy kącik ust
- Nie musisz, już nigdy nie będziesz musiała. - wyszeptałem zaglądając w czekoladowe oczy. - Nic i nikt nie może tego zmienić.
Łzy, które na chwilę pojawiły się w jej oczach uznałem za dobry znak. Kochałem ją, a ona mnie, to było pewne...



Blask reflektorów spoczywający na czerwonej zasłonie przede mną, odgłosy rozmów, nawet nerwowe szepty za kulisami - to wszystko nie mogło się nawet równać z tremą, która mną władała. Nastał TEN dzień, jeden z ważniejszych w moim życiu, a ja pragnęłam, by już się zakończył.
Aż w pewnym momencie czerwony materiał się uniósł, a strugi świateł oślepiły moje oczy. Jak przez mgłę widziałam tłum ludzi siedzących naprzeciw sceny i na balkonach. Całe moje ciało zadrżało tak intensywnie, że miałam wrażenie, że lada moment runę na deski filharmonii. Ale tak nie mogło się stać; uniosłam wysoko głowę i z poważną miną ustawiłam się we właściwej pozycji, czekając na muzykę. Mój brzuch nie chciał pozostać niezauważonym, lecz nawet to nie było w stanie mnie zatrzymać.
Kiedy już popłynęły pierwsze takty z fortepianu, cała trema i ból znikły. Tańczyłam lekko jak nigdy, czując rozsadzającą mnie od środka radość. Nie byłam za scenie sama.
Było ze mną on - mój tata. Podtrzymywał moje ramiona w powolnych ruchach oraz napełniał mnie pewnością siebie. Czułam jego obecność; on wiedział, że ten taniec jest dla niego i specjalnie dlatego przyszedł. Koniec układu zatańczyłam z zamkniętymi oczami; niezaznany mi wcześniej spokój pozwolił mi zakończyć to z łzą spływającą po policzku.
Udało się. Ostatnia pozycja, wybuch oklasków, mój ukłon... Nie potrafię tego zapomnieć.
Zeszłam ze sceny i wpadłam w uściski innych tancerek. Gratulowały mi świetnego występu, a ja nie potrafiłam wydusić z siebie ani jednego słowa.
Zbiegłam po schodach w dół, na zewnątrz.
- To było cudowne. - zaskoczył mnie męski, dobrze znany głos. Piotr szedł do mnie szybkim krokiem, trzymając za rączkę Rozalię, naszą córkę.
- Dziękuję - wydusiłam z siebie i wzięłam dziewczynkę na ręce. Miała nieco ponad rok, a uśmiech piękniejszy niż jakiekolwiek inne znane mi dziecko.
- Jestem z ciebie dumny. - mężczyzna pocałował mnie w czubek głowy, a ja spojrzałam w górę, na szarawe niebo, sypiące śniegiem.
- On też, czuję to. - powiedziałam z ściśniętym gardłem i obróciłam się kilka razy jak pięciolatka.
Miałam ochotę krzyczeć: "Hej, ludzie, nie poddawajcie się, walczcie o marzenia! Jeśli tego chcecie z całych sił, one się spełniają!"
Naprawdę, byłam tego dobrym dowodem...


Z życiem jest jak z siatkówką.
Wszystkie lata życia są jednym wielkim meczem rozgrywanym między losem a nadzieją. Zdarzają się w nim idealne akcje, po których długo idzie się głową wysoko uniesioną, czuje się zadowolenie z siebie. Ale są też te nieudane, bardzo rozczarowujące, po których zęby zaciskane są mocno ze złości. Musisz jednak wiedzieć, że nie możesz żyć cały czas nieudaną zagrywką czy atakiem, trzeba grać dalej.
Aż nadchodzi koniec seta, pewnego etapu życia; los wygrywa, a Ty wypominasz sobie błędy. Pamiętaj, należy o nich zapomnieć, wymazać z pamięci i pozwolić, by nadzieja Tobą kierowała.
Nie pozwól, by ona znikła.
Bo to nadzieja umiera ostatnia.


-------------------------------------------------------------

Serce mnie boli jak pomyślę o tym, że to już koniec tego opowiadania...
Pisząc je przeżyłam naprawdę dużo i starałam się w każdy rozdział włożyć jak najwięcej serca.
(ach, i wybaczcie tą końcową "przemowę", musiała tu być :>)
Ponad 52500 wyświetleń w ciągu dziewięciu miesięcy to dla mnie naprawdę wielki sukces jak na pierwsze w życiu opowiadanie!
Dziękuję wszystkim, którzy wytrwali ze mną do końca, tym, którzy napisali choć jedno miłe słowo, jesteście cudowni ♥
Mam w głowie plan na kolejne opowiadanie i pojawi się tu post o nim, kiedy już pojawi się prolog :)
Cóż, nie pozostaje mi nic innego jak się pożegnać i... no cóż, być może do następnego(nie posta, tylko bloga :D)?

Pozdrawiam, Misu! :*

22 komentarze:

  1. Jeśli będziesz mogła, poinformuj mnie o nowym blogu, będę czytać, obiecuję! :*
    aaa.. czemuś ty to tak zakończyła ?! ;c chciałam dalszych losów.. :c ale i tak kocham to opowiadanie i styl twojego pisania <3 dziękuję za twojego bloga, naprawdę świetny.. :)
    Zapraszam na mojego nowego bloga : http://zycie-szczescie-wiecznosc.blogspot.com/2013/08/bohaterowie.html

    oraz na kolejny rozdział : http://sztuka-zycia-to.blogspot.com/
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, poinformuję :)
      Dziękuję <3 w jakimś momencie musiałam skończyć, a i tak wybrnęłam daleko w przyszłość.
      To ja dziękuję, że go czytałaś!
      Również pozdrawiam :*

      Usuń
  2. cieszę się, ze jednak wszytko się dobrze skończyło.
    Piotrek i Róża mają śliczną córeczkę, ale na serio skrzywdzili ją tym imieniem. Rozalka? jedyne co mi się kojarzy to babka Kiepska. :D
    jak już mówiłam, cieszę się z takiego zakończenia. :)
    i zazdroszczę ci takich statystyk. w 9 miesięcy? szok. :) ale zasłużyłaś, :)
    pozdrawiam, Jagoda :*
    http://zbyt-trudne.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha sama nie wiem czemu akurat to imię, bo nie przepadam za nim jakoś szczególnie, ale... jest takie :D
      Nie wiem czy na to zasłużyłam, myślałam, że będę miała mniej wyświetleń :)
      Również pozdrawiam :*

      Usuń
  3. Boże, ja nie chcę końca, Misu! :c Aż mi się żal zrobiło, ścisk w żołądku, łzy w oczach i w ogóle... Przykro.
    Ale jak ja im zazdroszczę *__* Obawiałam się, że wciśniesz tu smutny koniec, bo po tobie nigdy nic nie wiadomo, ale tak się cieszę, że wszystko ułożyło się Róży i Piotrkowi, Kamili i Zbyszkowi (!!) no i ogólnie. Rozalia? Jakie słodkie imię. Ja ogólnie mam słabość do takich starszych imion, lub nietypowych, więc to imię jest dla mnie idealne.
    Jejku, no muszę ci podziękować za to opowiadanie. Bo tak z niecierpliwością czekałam na następne rozdziały, zawsze zastanawiałam się co z Różą i Piotrkiem, zwłaszcza w tych końcowych rozdziałach. Ta historia była moją ulubioną i w sumie nie wiem dlaczego. I nieskromnie mówiąc, to praktycznie byłam tu od początku, więc jakaś dedykacja mi się należy! :D Żarcik, ale ty się na moich żartach znasz :*

    O Boże. To mój ostatni komentarz na setball'u, a jakiś nieskładny wyszedł. Nie, litania mi wyszła! Przepraszam :c

    A teraz idę cię maltretować Samuelem na fejsie. Ale ty to lubisz, nie? :* Lubisz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale przecież ten koniec jest taki pozytywny! :D
      Nie, miało być cukierkowo do samego końca. Tak, Rozalka też na pewno jest słodka, jak według ciebie imię :D
      Ja ci dziękuję, że ze mną byłaś! Ojej, dziękuję! <3
      Byłaś prawie od początku, byłaś! :D
      Nie masz za co przepraszać, mi się podoba twój komentarz :D
      Maltretuj ile się da! *_*

      :*

      Usuń
  4. I oto nadszedł koniec. Czytałam od początku, a chyba nie komentowałam za co przepraszam. No, ale teraz napiszę komentarz. Tyle jest blogów o siatkówce, a jednak Twój jest wyjątkowy. Nie pędziłaś z akcją, nie popełniałaś błędów gramatycznych. Masz niezwykłą lekkość w pisaniu (nie wiem czy to zdanie jest gramatycznie poprawne ;p) i potrafisz zaciekawić czytelnika. Myślę, że jest to blog, który muszę polecić znajomym ;)
    I czekam z niecierpliwością na nowe opowiadanie od Ciebie! :D
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie masz za co przepraszać, nie gniewam się (zwłaszcza, że mądra Dorota nie wiedziała na początku jak zezwolić na komentowanie bez konta...)! ;)
      Starałam się jak mogłam, miło mi, że ktoś to docenił. :D
      Dziękuję bardzo! :)
      Jeśli masz ochotę na inne moje opowiadanie, zapraszam na http://magia-rubinu.blogspot.com/. Co prawda różni się ono od tego, ale być może Cię zainteresuje. Taką mam przynajmniej nadzieję! :)

      Usuń
  5. Mam takie głupie wrażenie, że tym epilogiem zmieniłaś moje życie :) Miałam ciarki, kiedy to czytałam. Wiem, że tak się często ludzią pisze, mimo że niekiedy jest to kłamstwem, ale ja naprawdę je miałam! I to jest piękne. Żeby kilkoma (no może trochę więcej niż kilkoma) zdaniami, w gruncie rzeczy takim krótkim tekstem kogoś poruszyć. Piękne naprawdę i te ostatnie słowa...nadzieja umiera ostatnia, to prawda.
    Nie cieszę się, że to już koniec, ale jestem szczęśliwa, że mimo wszystko mogłam ten epilog przeczytać. Może i nie lubię happy endów w opowiadaniach, ale ten był wyjątkowo trafny.
    Przesyłam całuski i pozytywne wibracje z głębi mojego poruszonego, szczerego, cieplejszego serducha! :* :*
    Caro.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę? Aż ciężko mi uwierzyć, że TO mogło kogokolwiek poruszyć. :D
      Dziękuję! <3
      W takim razie ja też przesyłam, tylko że z mojego aktualnie oblanego miodem serca. :*

      Usuń
  6. Wiem, że to może zabrzmi głupio, ale ten epilog był taki wzruszający. :) Poruszył mnie, naprawdę.
    Kurczę pamiętam, że kiedy zaczynałam swoją przygodę z pisaniem, ty już od dawna prowadziłaś bloga. Zaczęłam go czytać i bardzo mi się spodobał, cieszę się, że dotrwałam z Wami ( Tobą i Twoimi bohaterami) do końca. Zawsze miałam nadzieję, że historia Rose i Piotra skończy się happy endem i na szczęście się nie zawiodłam. Myślę, że choroba była i tak wielkim ciosem dla dziewczyny i miałam nadzieję, że jej nie uśmiercisz. Dzięki Bogu Misu, nie zrobiłaś tego. ;)
    Wiesz chyba, że lubię Twoje opowiadania i mam nadzieję, że pojawią się następne opowiadania. Jak będziesz coś miała, to daj mi znać, bo będę Twoim stałym czytelnikiem. ;)
    Dziękuję za to opowiadanie! I za morał, który z niego płynie. Sama zawsze uważam, że warto jest walczyć o swoje marzenia, a historia Rose choć wymyślona, daje nadzieję na ich spełnienie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo miło mi to czytać. :>
      No, może nie od tak dawna, bo pamiętam, że też bardzo długo znam Twój styl pisania :)
      Nie potrafiłabym zabić Róży, nie wiem nawet dlaczego.
      Jak mi miło! :D Jak tylko coś się pojawi, poinformuję Cię jako jedną z pierwszych osób :D
      Właśnie wydawało mi się, że morał jest do bani, ale cóż, być może ma coś w sobie... :)

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  7. Jedyne, co mogę tutaj napisać, to jedno wielkie DZIĘKUJĘ !!
    Bo nie dosyć, że dostąpił mnie zaszczyt czytania tak pięknego, wzruszającego, wiele razy trzymającego mnie w niepewności (i później rozkmina z Pepe w kościele co tam dalej będzie. ;d) , pisanego pięknym stylem, bez żadnych błędów, wzruszającego (powtarzam się ??) opowiadania, to przecież właśnie dzięki Setball'owi się poznałyśmy, spotkałyśmy, gadałyśmy i w ogóle CZAD !!

    I ten epilog...
    "Nie pozwól, by ona znikła.
    Bo to nadzieja umiera ostatnia." Tak cholernie prawdziwe słowa...

    Mam nadzieję, że już nie długo zaczniesz coś nowego, bo ja tak bardzo lubię czytać twoje opowiadania, masz taki fajny styl pisania... A wątpię by playing-emotions i magia-rubinu mi wystarczyła w najbliższym czasie, jśli chodzi o Twoje opowiadania ;))
    Także ten, pozdrawiam i do następnego. ! (posta, bloga, spotkania...)

    P.S Jakoś tak to powinno wyglądać według pierwotnej wersji. Blogger mnie nie kocha ;<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę zaszczyt? Ojej, nie spodziewałam się tego, że ktoś nazwie czytanie tego w ten sposób :D
      Racja, gdyby nie było setball'a prawdopodobnie nie spotkałybyśmy się nigdy (no, a nawet jeśli, to nie wiedziałybyśmy o tym, że Ty, ja i nawet Pepe piszemy!) :D
      Tak, już myślę nad nowym opowiadaniem ;)
      Mój styl jest... dziwny i tyle :D
      Mnie też blogger nie kocha, ale cóż, jak każdy inny :>
      Też pozdrawiam i do następnego (posta, bloga i mam nadzieję szybkiego spotkania :D)

      Usuń
    2. Haha tak, najlepsze rozkminy są w kościele xd
      Dora może i mam zaczęte opowiadania ale mam za dużego lenia na pisanie xd
      Wolę bardziej pozostać cichym czytelnikiem :>

      Usuń
  8. Szkoda, że już się skończyło, ale za to jak pięknie! To jest piękne opowiadanie! Wiesz..powiem ci, że kilka razy gdy czytałam któreś z rozdziałów to zdarzyło mi się uronić nie jedną łze, a uwierz mi ja rzadko płacze (no chyba że ze śmiechu xd)
    Pokochałam to opowiadanie <3 i warto było czekać z niecierpliwością na kolejne rozdziały :)
    Życzę powodzenia żebyś nadal tak pięknie pisała! No to teraz pozostało mi tylko czekać na kolejne opowiadania czy rozdziały.
    Pozdro ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj no musiało się skończyć :>
      Nie wiedziałam, że ta historia może... wzruszyć, a jednak :o
      Dziękuję! ♥
      Postaram się, żeby przybywało ich tyle, (opowiadań i rozdziałów) ile będę mogła dodawać :D
      Również pozdrawiam :)

      Usuń
  9. Jasna cholera, a myślałam, że taki dzień nigdy nie nadejdzie. No niestety, przeliczyłam się, nie pierwszy raz i na pewno nie ostatni.
    Ale wiesz co? Jednak się cieszę. Cieszę się, że to się tak skończyło, że mimo wszystko nie było tragicznego zakończenia, po którym jedynie mogłabym się załamać. Ubóstwiam ten epilog, chociaż sama pisać takich nienawidzę. Cóż, pozostaje mi zazdrościć tego szczęścia, które oni mają. Piękna miłość, piękne dziecko i piękne życie ze sobą. No bajka. :) Oby w prawdziwym świecie takie sytuacje ciągle miały miejsce.
    To opowiadanie było cudowne, takie inne, takie delikatne. I to w nim cenię najbardziej.
    Choć i tak będzie mi Pita i Rose brakować. :C
    Pozdrawiam, proszę o informację o nowym blogu, koniecznie. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serio mogłabyś się załamać? W sumie ja miałabym podobnie, bo to nie spodobałoby się zapewne większości. :D
      Też bym chciała, żeby to, co napisałam miało kiedyś miejsce w czyimś życiu; niekoniecznie moim (choć nie miałabym nic przeciwko :)), ale żeby ktoś zaznał takiego szczęścia.
      Dziękuję! :*
      Powiem Ci, że skończyłam to opowiadanie kilka dni temu i mi już ich brakuje, a pisząc to nie mogłam momentami złapać powietrza na myśl, że już tego nie będzie.
      Oczywiście, poinformuję Cię obowiązkowo o nowości :>
      Również pozdrawiam! :*

      Usuń
  10. Cudownie, że po tym wszystkim co się między dwójką głównych bohaterów działo i co przeszli wszystko dobrze się skończyło:)))

    Pozdrawiam
    niedostepni-dla-siebie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń