- A ta? - Olieg skierował ku mnie ekran laptopa. Westchnąłem i spojrzałem na fotografię w komputerze. Sztuczna blondynka spoglądała na mnie wyzywającym wzrokiem, najwyraźniej nie wiedząc co zrobić z rękoma.
- Nie - rzuciłem i wróciłem do oglądania telewizji. Nie zwracałem specjalnie uwagi na sens tego, co akurat leci, to bez znaczenia.
- Już dziesiąta z rzędu - mruknął przejeżdżając scroll'em kolejne metry. - Czemu nie chcesz z żadną chociażby pogadać?
- A czemu wy chcecie mnie uszczęśliwiać na siłę? - warknąłem kładąc gołe stopy na ławę, a nogawka poszarpanych jeansów zsunęła się na łydkę. - Zrozumcie, że nie umiałbym być z inną.
Nie odpowiedział. Milczał, ale widziałem jak bardzo powstrzymywał się od choćby małego komentarza. Zmieniali wartę przy mnie od tygodnia. Czy wyładowanie emocji na czyimś samochodzie przy Podpromiu i brak ochoty do życia jest czymś złym?
Nie wiem już jak inaczej zagłuszyć w sobie wołające o Nią serce. Trzy tygodnie i pięć dni. Prawie cztery cholerne tygodnie bez tej delikatnej postaci. Z dnia na dzień coraz bardziej brakowało mi jej ciemnych oczu, które tak uroczo się do mnie cieszyły, tego rumieńca na policzkach, gdy nasze twarze dzieliły milimetry i uśmiechu. Tego przeznaczonego wyłącznie dla mnie.
Zamknąłem oczy i złapałem się za głowę. Znów dała mi znać o nieprzespanych nocach. Jak mógłbym zasnąć w tym łóżku, mając świadomość, że ona nigdy już nie będzie w nim razem ze mną. Że już nie powróci...
- Piotrek, wszystko gra? - Poczułem na sobie dłoń Alka. Przez chwilę jednak miałem wrażenie, że to ręka Róży. W gardle urosła mi wielka gula. Momentalnie złapałem w płuca więcej powietrza. Jak mogłem czuć się normalnie skoro moje serce jest teraz w kawałkach?!
- Tak, jest ok - mruknąłem nie patrząc mu w twarz. Czułem, że się martwi, jednak nie chciałem tego widzieć. - Idę się przejść, będę jak wrócę.
Wstałem i, wcześniej zarzucając na siebie bluzę i trapery, wyszedłem na zewnątrz. Śnieg przylepiał się do mojej twarzy, gdy przemierzałem bez celu rzeszowskie chodniki. Spuściłem głowę, żeby oczy odpoczęły od rażącej bieli i napływających do głowy wspomnień.
Zaczynałem widzieć ją w każdej mijanej dziewczynie. I to najbardziej bolało - obojętnie jakbym się starał, nie potrafię o niej zapomnieć.
Wiatr rozwiewał mi włos, gdy kręciłem się koło Wisłoku. Trzęsłem się z zimna, ale nie to było teraz najważniejsze.
W końcu je ujrzałem. To miejsce nie zmieniło się chyba nigdy. Zbliżyłem się i pozwoliłem wspomnieniom zabrać mnie w przeszłość.
To tu zabrałem ją kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy, to tu pierwszy raz wziąłem ją w objęcia i zrozumiałem, że nie jest kimś obojętnym. Moja dłoń spoczęła na niewielkim murku. Tym samym, na którym siedzieliśmy razem, a ona opierała głowę o moje ramię jakby to było coś, co robi się normalnie. Kurwa, jaki ja byłem wtedy szczęśliwy!
Emocje rozsadzały mnie od środka. Miałem ochotę przebiec cały Rzeszów, nawet całą Polską, byle tylko ją znaleźć. Zrobiłbym cokolwiek, byle tylko wiedzieć, że jest szczęśliwa. Nie musi być ze mną, po prostu chcę jej dobra...
W końcu zdecydowałem się na uwolnienie tego co czuję. Zacząłem krzyczeć. Może chociaż to pomoże. Nie ograniczałem się do jakiejś głośności - zdzierałem gardło ile tylko miałem sił. Zacisnąłem pięści i zamknąłem oczy. Wtedy dopiero poczułem, że po policzkach cienkimi strużkami ciekną mi łzy. Zaprzestałem krzyku i osunąłem się po murku siadając na śniegu. Zachłysnąłem się powietrzem, ale szybko to opanowałem. Zabawne, że w tym małym ciałku dziewczyny mieści się serce, które w tym momencie wydawało mi się z kamienia.
Różo, dlaczego mi to zrobiłaś? Dlaczego akurat teraz, gdy wszystko było tak idealne? Dlaczego zostawiłaś mnie po tym wszystkim samego? Tak bardzo cię kocham...
***********************************************
Po raz kolejny wpatrywałam się w jedno zdjęcie, starając się zapamiętać dokładnie każdy najdrobniejszy fragment. Najdłużej jednak przystawałam na elementach takich jak nasze splecione dłonie czy zaglądającego mi w oczy Piotra. Zrobił je jakiś fotograf na meczu młodej Resovii. Przejechałam opuszkami po całej postaci Nowakowskiego. Gdybym tylko mogła skraść mu chociaż jeden uśmiech...
Słysząc otwierane drzwi, podskoczyłam i schowałam fotografię do torby.
- Długo jeszcze? - jęknął Maciek wchodząc do szatni. Kretyn. - Mam już dość sterczenia!
A ja mam dość twojego towarzystwa... Już miałam to na końcu języka, ale wydusiłam z siebie tylko:
- Już idę, moment.
Stanął w drzwiach i przyglądał się jak ubieram płaszcz i buty. Trzy tygodnie starczyły mi, żeby przekonać się o nieskończoności jego głupoty. Z resztą moje posiniaczone ręce i brzuch też się przekonały.
Zarzuciłam torbę na ramię i z niechęcią ruszyłam ku niemu. Na moje nieszczęście z wierzchu torby wypadło nic innego jak znany mi obraz uwieczniony na twardszej kartce.
- Co to? - wskazał na trzymaną przeze mnie fotografię, po czym jednym ruchem wyrwał mi ją z rąk i westchnął. Rozdarł ją w drobny mak. - Znowu on? Daj sobie już z nim spokój.
- Tyle że ja nie chcę - mruknęłam cicho, jednak nie wystarczająco, bo ciemnowłosy zbliżył się do mnie niebezpiecznie.
- Zrozum, że on już dawno o tobie zapomniał - syczał przez zęby gdy robiłam krok w tył. - Gdzieś ma takie panienki, które nim gardzą. W końcu sportowcy mogą mieć każdą, a jeśli chodzi o dziewczyny takie jak ty-na każdy dzień roku inną.
Zmrużyłam oczy i pokręciłam przecząco głową. Złapał mnie mocno za przegub i pociągnął za sobą z szatni. Miał rację, Piotr mógł mieć każdą. Mimo to wolał od każdej mnie, a ja wszystko zaprzepaściłam.
Szłam za Maćkiem, wsłuchując się w głośny oddech tego bydlęcia. Dobrze mu tak, niech się denerwuje ile wlezie!
W końcu zwolnił kroku tak, że szliśmy obok siebie.
- Wiesz, to dobrze, że jesteś inna. - uśmiechnął się kpiąco - Przynajmniej nie nudzę się jak przy Kamili.
Zostawiłam to bez odpowiedzi, nie po raz pierwszy. Milczenie było najlepszym sposobem na uniknięcie bezsensownej wymiany słów.
Nie chciałam na niego nawet patrzeć. Najpierw mówi coś na Pita, potem na Kamę... Odwróciłam głowę w drugą stronę. Musiałam zamrugać, żeby przekonać się czy mózg nie płata mi figli. Spotkałam się wzrokiem najpierw z Paulem Lotmanem, a potem z Zbyszkiem. Zdziwienie na twarzy Barmana było nie do opisania, jakbym szła w stroju lamy po najbardziej ruchliwej drodze w Rzeszowie. Schyliłam nisko głowę czując rękę Maćka na biodrze. Było mi wstyd, że Zbyszek to widzi. Maciej cały czas coś do mnie pieprzył, ale wystarczyło mu przytakiwać, by był zadowolony.
- Poczekaj tu, zaraz wrócę - zamruczał mi do ucha i zniknął za drzwiami jakiegoś budynku. Nie patrzyłam nawet gdzie jestem, chciałam jak najszybciej znaleźć się u siebie i zamknąć w tym wielkim pokoju.
- Nie wspominałaś, że masz kogoś - usłyszałam za sobą niski głos. Chwilę później naprzeciw mnie stał rozwścieczony Bartman, a w tyle zdezorientowany Paul. - Jesteś z tym kolesiem? Och, czyli jesteś przy nim szczęśliwa? Nie będę więc psuł tego idealnego związku i z chęcią pomogę Piotrkowi o tobie zapomnieć. Nie widzę sensu, żeby pomagać ci do niego wrócić. Nie jesteś jego warta.
- Ale to nie tak, ja...
- Może jeszcze zaczniesz mi opowiadać jaki to on zły i podły dla ciebie? Daruj sobie.
Spojrzał na mnie z pogardą i odszedł. Obserwowałam jak krzycząc głośno "suka!" kopie w zaspę śniegu i jeszcze bardziej zdenerwowany zaciska pięści i idzie coraz szybciej. Rose, idiotko, czemu mu nie wytłumaczysz o co chodzi?! Czemu nie pobiegniesz za Zibim? Ech, brawo, właśnie otrzymałaś tytuł najgłupszego człowieka świata.
Spojrzałam w bok. Lotman stał z otwartymi ustami, najwyraźniej nie wiedząc co powiedzieć.
- Śmiało, zrównaj mnie z ziemią - kaleczyłam angielski, a w gardle wyrosła mi ogromna gula.
- Rose, on naprawdę za tobą tęskni. - otarł mi łzę z policzka, której nawet nie czułam. - A ty, nie tęsknisz?
- Tęsknię - mruknęłam i spojrzałam na twarz przyjmującego. Był smutny. Tak samo jak ja.
- Więc wróć do niego! Nie wierzę, że kochasz tego zarozumiałego palanta. Naprawdę! Na kilometr widać, że zmuszasz się do niego. - mówił z pośpiechem. - Jaki jest sens rozdzielenia jeśli i ty, i Cichy cierpicie po nim? Przemyśl to, proszę.
Kiwnęłam głową, a on pobiegł w stronę znikającego z horyzontu Bartmana.
Paul ma rację, ale czy moje starania nie pójdą na marne? Dla Nowakowskiego zrobiłabym wszystko...
- Już wszystko załatwione, idziemy - chłodno mówił Krawczyk.
- Nigdzie z tobą nie idę - oznajmiłam przez zaciśnięte zęby. Cała złość z ponad trzech tygodni zaczęła wypływać mi z ust w postaci słów.
- Czyżbyśmy się buntowali? - zaśmiał się. - Odważnie. Ale po co ci to?
- Bo mam cię dość. Ciebie i tych pieprzonych szantaży. - teraz to na moją twarz wpłynął drwiący uśmiech i zaczęłam wyliczać na palcach: - Włamania, groźby, szantaże, przemoc... Mam wymieniać dalej? Wątpię, żebyś chciał to słyszeć, ale za to panowie w policyjnych mundurach chętnie mnie wysłuchają.
- Nie odważysz się. - zmrużył oczy w dwie cienkie kreski. - Twoja matka i brat mogą przez to ucierpieć.
- No widzisz, kolejny punkt do listy! Jutro o tej godzinie będziesz już siedział w celi, a... - skurcz w brzuchu przerwał mi wypowiedź. Pięść Maćka z odgłosem uderzyła o mój brzuch zahaczając o żebra. Bolało niemiłosiernie, ale nie dałam po sobie oznak. - To taki gest na pożegnanie, tak? Cóż, wolę to od dotykania twojej obrzydliwie krzywiącej się twarzy.
- Zabieraj się stąd, póki się opanowuję. - wysyczał, a gdy nie zareagowałam, podniósł głos. - No uciekaj!
- Zgodnie z poleceniem, żegnam. - zaśmiałam się w twarz dygoczącemu ze złości chłopakowi i po chwili szłam samotnie w stronę internatu.
Szybko pokonałam schody i znalazłam się w pokoju.
Co ja teraz zrobię? Nie mogę tu zostać, miejsce w 14 jest zajęte przez nową współlokatorkę Kamy (swoją drogą, nie rozmawiałam z nią jeszcze.), a Piotr? Nie mogłabym... Po tym co mu zrobiłam, ciężko byłoby mi poprosić go o przyjęcie pod dach.
Spakowałam w małą walizkę ubrania na kilka dni, kosmetyki i kopię podartego zdjęcia, po czym wyszłam z internatu i ruszyłam znaną mi już drogą. Po około piętnastu minutach stałam przed tą pamiętną kamienicą. Weszłam do środka i, gdy stałam już przy właściwych drzwiach, zadzwoniłam.
Otworzył mi zaspany chłopak rozcierający jedną powiekę. Na mój widok jego oczy momentalnie się otworzyły, a dłoń przeniósł na kręcone ciemne włosy. Mimo sytuacji w jakiej się znajdowałam, widok Kuby z marsowym wyrazem twarzy nieco mnie rozbawił.
- Róża? Co ty tu robisz? - zapytał - Nie powinnaś być w internacie?
- Być może powinnam. - mruknęłam. - Słuchaj, mam do ciebie ogromną prośbę. Przenocuj mnie, choćby dwa dni. Nie mogę teraz wrócić do internatu.
- Ale... - zaczął, ale nie pozwoliłam mu skończyć.
- Wytłumaczę ci wszystko potem, tylko pozwól mi tu zostać. - spojrzałam na jego twarz. Wahał się, ale w końcu uległ ciężko wzdychając.
- Niech będzie, wchodź. - zrobił mi przejście, co szybko wykorzystałam. - Napijesz się czegoś?
- Nie, dzięki. - uśmiechnęłam się do ziewającego chłopaka. Fakt, nie przyszłam w godzinach odpowiednich, przez co zrobiło mi się głupio. - Lepiej pójdę już spać. Który pokój?
- Idź do Mili. - wybełkotał i zniknął za drzwiami swojego pokoju. - Dobranoc.
Usiadłam na zaścielonym łóżku i wyciągnęłam fotografię. Jedynie w nią mogę patrzeć godzinami, a nadal mi się nie nudzi. Złapałam szybko za telefon. Jeden SMS - tyle byłam w stanie napisać przed tym jak opadłam bezwładnie na poduszki.
"Paul! Dziękuję... Odeszłam od Maćka. Jutro o wszystkim dowie się policja, a wy zaraz po nich... O ile będziecie mieli ochotę mnie widzieć. Proszę, niech Zbyszek i Piotrek też mnie wysłuchają. Do jutra, R."
-------------------------------------------------
Takie to suche i bez sensu...
Oj, trudno, ważne, że Rose się trochę otrząsnęła.
Nie ma to jak codziennie prawie trzy razy zaliczać glebę -.- Kocham zimę wiosną, a co!
No cóż, to do następnego :)
Misu.
środa, 20 marca 2013
czwartek, 14 marca 2013
Rozdział 22
Przygryzłam obolałą już wargę, próbując poczuć znowu smak Jego ust. Kolejny raz obraz zamazał mi się przed oczami kiedy szłam to tego przeklętego parku. Rękawem wytarłam spływające po policzkach łzy i zorientowałam się, że jestem już pośród drzew. Jeszcze tylko parę metrów... Może Maciek zrezygnował? Może da mi spokój? Może...
. - Rozumiem. - z politowaniem cmoknął ustami. - Niedługo mam trening, muszę uciekać.
- Nie mów mu, że rozmawialiśmy, proszę - spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem.
- Nie powiem - uśmiechnął się. - A teraz jak najszybciej pozałatwiaj to co masz i wracaj do Nowakowskiego, bo sam zacznę was łączyć.
- Dziękuję - wykrzywiłam usta w krzywym uśmiechu. Kiwnął głową na pożegnanie i już go nie było. Szłam drogą powrotną do internatu. Czyli nie zapomniał o mnie... I mimo wszystko chce mnie znać. Z uśmiechem na ustach weszłam do gmachu, a potem do pokoju. Jednak na widok wewnątrz moja mina się zmieniła.
- Tęskniłem - mruknął Maciej obsypując moją szyję i okolice ust szybkimi pocałunkami. - Gdzie byłaś tak długo?
- Zajęcia mi się przeciągnęły - rzuciłam pierwsze co wpadło mi do głowy.
- Kłamiesz - zmarszczył brwi. - wszystkie dziewczyny z twojej gruby od godziny są w pokojach.
- Musiałam dłużej poćwiczyć skoki i obroty, bo na jutr...
Nie zdążyłam nic więcej powiedzieć. Pod wpływem siły wycelowanej w mój policzek, zrobiłam kilka kroków w tył, a głowę odchyliłam do tyłu. Zachwiałam się i po chwili leżałam na ziemi trzymając się za obolały policzek.
- Nigdy więcej nie waż się mnie okłamywać - wysyczał i z zaciśniętymi pięściami wyszedł z pokoju. Leżałam bez ruchu czując jak pulsuje mi prawa noga w okolicach piszczelu i lewy policzek. Okropny ból nie pozwalał mi wstać.
Po policzkach ściekły łzy, a ja podniosłam się na rękach i opadłam na łóżko. Klamka od drzwi przekręciła się. Czekałam na najgorsze - że Krawczyk wrócił z zamiarem sprawienia mi większego bólu. Zacisnęłam powieki gdy kroki stawały się coraz silniejsze.
- Boże, Rose, co ty zrobiłaś? - rozbrzmiał damski zatroskany głos. Otworzyłam ślepia i ujrzałam Kamilę. Moją Kamilę! Uśmiechnęłam się lekko.
- Nic mi nie jest, dzięki za troskę.
- Porozmawiajmy - powiedziała poważnie - Tylko 5 minut.
- Nie mogę... Nie mogę z tobą teraz rozmawiać - wyszeptałam nerwowo. - Kama, obiecuję ci, później się zobaczymy, ale nie teraz. Błagam!
Kiwnęła głową i wybiegła z pokoju. Zostałam sama. Na policzek spłynęła krwawy rumieniec, wstydziłam się. Ona na pewno to widziała i słyszała. Kolejna fala bólu...
Zacisnęłam zęby. Już więcej nie dam sobą pomiatać. Nie dam odebrać sobie miłości i przyjaźni. Tylko jak tego dokonać - nie wiem.
--------------------------------------
Wiem, że mnie za to znienawidzicie, ale poczekajcie z tym jeszcze trochę :D
Bardzo dziękuję za każde miłe słowo :) Wszystkie blogi, które mi zostawiacie, jeśli jeszcze tego nie zrobiłam, przeczytam niedługo. ;)
Misu.
na marne moje przypuszczenia - wypatrywał mnie mnie szeroko się uśmiechając. Włożyłam ręce do kieszeni i zmniejszyłam odległość między nami.
- Miło cię widzieć! - rzucił na powitanie.
- Nie mogę powiedzieć tego samego - skrzywiłam się.
- Dobra, nie bawmy się w podchody. Wszystko załatwione? - jego ton był beznamiętny, choć wolałam to od przesłodzonego akcentowania każdego wyrazu.
- Gdyby było inaczej, raczej bym tu nie przychodziła. - uniosłam znacząco brwi.
- Racja - zaśmiał się - to dobrze, nie mogłem się doczekać.
Zacisnęłam mocno pięści, a on pocałował mnie w policzek i złapał za rękę, tym samym każąc iść przed siebie.
- Pokój zmieniony? - zapytał nagle. Przytaknęłam - Super.
Pociągnął mnie za ramię, żebym na niego spojrzała. Złośliwy uśmiech okolony kilkudniowym zarostem i piorunujące spojrzenie przeszyło boleśnie moje wnętrzności. Spuściłam wzrok i wyobraziłam sobie, że to Piotrek ściska moją dłoń i jeździ kciukiem po jej wnętrzu. Prze oczyma stanął mi widok bezradnego Pita, gdy opuszczałam jego dom.
Oczy po raz kolejny zaszły mi tafle łez. Zamrugałam szybko, ale nawet to nie pomogło i na płaszcz spłynęły pojedyncze krople. Wolną dłonią przejechałam po materiale rozmazując ślady. On nie może zobaczyć jak bardzo mnie to boli. Nikt nie może...
Nikt nie może wiedzieć dlaczego zostawiłam Piotra. Co by było jakby ktoś się dowiedział, że jestem z Maćkiem, którego najbardziej nie cierpiałam, z wzajemnością, gdy kocham dwumetrowego chłopaka, który nigdy nie powiedziałby o mnie złego słowa.
Dotarło to do mnie. Właśnie niszczę swoje życie i szansę na przeżycie go u boku ukochanego. Spieprzyłam wszystko...
**************************
Kiedy siedziała smutna na tym fotelu naprzeciw mnie, myślałem, że jestem najnieszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Teraz wiem jak bardzo się myliłem...
Nie miałem świadomości, że mijała minuta za minutą, a moja sytuacja stawała się coraz gorsza. Jak idiota wpatrywałem się w kremowy fotel i otworzoną na przerwanym momencie książce. Tak, czytała ją Rose.
Prezenter za głośno opowiadał o kolejnych poszkodowanych po noworocznych zabawach. Wiedziałem, że moje cierpienie nie równa się z ich, ale ból psychiczny był gorszy od jakiejkolwiek kontuzji.
Usłyszałem trzask drzwi.
- Człowieku przycisz to trochę - syknął Bartman - Po co tak głośno gra to pudło?
- Zagłusza moje myśli - odpowiedziałem bez żadnych sentymentów, a on spojrzał na mnie z marsową miną.
- Nieważne... Masz coś na ból głowy? Wszystko mi się skończyło, a do ciebie jest bliżej niż do jakiejkolwiek apteki.
- Poszukaj, coś powinno być - rzuciłem nadal wpatrując się w to cholernie puste miejsce.
Zbyszek, nie mówiąc już nic, poszedł do kuchni. Dochodziły do mnie tylko dźwięki otwieranych szafek, przesuwanych przedmiotów i tłuczonej szklanki.
- Dobra, mam coś! - krzyknął z kuchni i po chwili siedział koło mnie pijąc coś. Nie patrzyłem co, to i tak bez różnicy.
- A gdzie Róża? - zapytał nagle. Milczałem. - Piter, gdzie ona jest?
- Nie wiem - mruknąłem błądząc wzrokiem po stopach.
- Jak to nie wiesz?! - wybuchnął Zibi - Jak można nie wiedzieć gdzie jest własna dziewczyna?!
Nie odpowiedziałem mu zmieniając punkt zainteresowania na stojący przede mną kubek. Jeszcze wczorajszy, z śladami jej delikatnej szminki.
- Ogłuchłeś czy co? - nie ustępował. - Nowakowski, odezwij się!
- Odeszła! Odeszła, rozumiesz?! Zostawiła mnie, tak po prostu. Zniknęła. Nie wiem gdzie jest, ale wiem, że nie chce ze mną być. Wystarczy?
Jego oczy zmieniły się w dwie pięciozłotówki, a ręce oparły bezwładnie z głośnym plasknięciem na kolana.
- Ale... wczoraj było jeszcze wszystko dobrze...
- Racja, było - warknąłem.
- Mówiła czemu?
- Nic, chyba nawet chciała wyjść bez pożegnania.
- To do niej nie podobne...
- Wiem! A wiesz co jest najgorsze? Że nawet za nią nie pobiegłem. Stałem i jak taki pojeb patrzyłem jak biegnie.
- Czasem warto dać komuś wolną wolę, żeby dowiedzieć się czy uczucie jest prawdziwe. - powiedział z grobową miną. Spojrzałem na niego z ukosa.
- Musi być ze mną naprawdę źle, bo Bartman filozofuje.
- Stary, nie mówię sobie tego tak po prostu. - szturchnął mnie w ramię. - Chcę, żebyś o nią walczył. Samo to, że będziesz siedział w chacie i myślał o niej jak o zeszłorocznym śniegu nic nie pomoże. Musisz podnieść ten siatkarski zad i zrobić wszystko, by do ciebie wróciła.
- Jasne, bo ona akurat po tym jak mnie zostawiła będzie chciała wrócić. - zaplotłem ręce na klatce piersiowej - Nie wierzę w to.
- Rób co chcesz. - zirytował się - Widzę, że nie masz ochoty na rozmowy. Trzymaj się.
Po tych słowach opuścił dom. Znowu chciałem od tego uciec... Ale jak?
Gdybym tylko przestał ją kochać... Byłoby mi o wiele łatwiej. Tylko jak zapomnieć o kimś, kogo kocha się nad życie? Jak wymazać go ze swojego życia? I jak zagłuszyć palące z tęsknoty serce?
Nie potrafiłem odpowiedzieć sobie na te pytania. Jedyną nasuwającą się odpowiedzią była ona, Rose..
*************** dwa tygodnie później ********************
- Koniec, możecie już iść się przebierać - powiedziała z uśmiechem Sowa. Wszystkie dziewczyny podniosły się i podążyły ku wyjściu. Poczułam na ramieniu zimną dłoń. Cholera, znowu! - Mogę z tobą porozmawiać?
- Oczywiście - powiedziałam zachrypniętym głosem i odwróciłam się do kobiety.
- Różo, coś się dzieje? - zapytała z troską.
- Nie, wszystko w porządku - uniosłam kąciki ust do góry. - O co chodzi?
- Martwię się o ciebie. Ostatnio... zmieniłaś się. - zmarszczyła brwi - Nie widziałam, żebyś rozmawiała z Kamilą. Poza tym zbladłaś i nie masz już tyle energii co kiedyś. Jeśli potrzebujesz rozmowy, to śmiało możesz mi powiedzieć co cię trapi.
- Zapewniam panią, że czuję się dobrze. Jeśli będzie coś nie tak, zgłoszę się do pani.
- Niech ci będzie. - przeleciała wzrokiem po mojej sylwetce - Dbaj o siebie.
Kiwnęłam głową potakująco i ruszyłam do szatni. Jedyną osobą, która nadal się przebierała była Nadia. Rosjanka już dawno powinna być z powrotem w swoim kraju, jednak "na szczęście" znalazło się miejsce.
- Słyszałam, że układa ci się z Maćkiem - mruknęła z typowym dla Rosjan akcentem. - Nie dziwię się Kamila, że nie chce z tobą rozmawiać. Na jej miejscu już dawno wymierzyłabym ci kilka siarczystych policzków.
- Jakie to szczęście, że jesteście zupełnie różne - syknęłam - Kamila nie jest taka jak ty, ona nie skrzywdziłaby nawet muchy.
- Jesteś bezczelna - zarzuciła długie włosy na plecy i zawiesiła na ramię torbę - Mówisz jej o okropieństwach, które wyrządził Maciek, a potem z nim jesteś. Do tego ten Pietr czy jak mu tam... Pomyślałaś co on czuje? Wątpię...
Wyszła z pomieszczenia zostawiając mnie samą z własnymi myślami. Poszłam pod prysznic i przebrałam się w jeansy i bluzkę z długim rękawem.
Dobrze wiem co on czuje. Dobrze wiem na jaką sukę wyszłam. Zrozumiem też, jeśli okaże się, że miłość przerodziła się w nienawiść. Zasłużyłam sobie na to, ale nie chcę przestać go kochać. Mimo wszystko, nadal myślę o nim codziennie, nieraz ułamki sekundy powstrzymywały mnie od naciśnięcia zielonej słuchawki przy jego numerze. Każda możliwa siła ciągnęła mnie na Podpromie, ale co z tego, jeśli mój jakikolwiek kontakt z Piotrem byłby sporym ryzykiem. Tak bardzo chciałam zobaczyć jego uśmiechniętą twarz, usłyszeć choćby głupie "cześć", nie mówiąc już o wtuleniu się w jego bezpieczne ramiona. Nadzieja matką głupich, co?
Wyszłam z budynku szkoły. Nie miałam jednak ochoty na obiad, samotne siedzenie w pokoju czy towarzystwo Maćka. Podążyłam przed siebie. Weszłam do księgarni i zaczęłam przebierać między literaturą.
Szłam wzdłuż regałów, szukając czegoś nowego aż trafiłam na"Kod Leonarda da Vinci". Już długo wyszukiwałam tej książki, więc wyciągnęłam ku niej rękę. Dotknęłam opuszkami palców grzbietu opasłego tomu, gdy czyjaś dłoń spoczęła na mojej, jednak szybko się cofnęła. Także zabrałam rękę z lektury.
- Przepraszam, ja... - spojrzałam w górę i zamarłam. Wysoki brunet z lekkim zarostem i cienkimi okularami na nosie patrzył na mnie osłupiały. Zbyszek jak zwykle miał na twarzy wyryty uśmiech, ale zrozumiał kto przed nim stoi i otrząsnął się, przybierając grobowy wyraz twarzy. - Weź ją, poszukam innej.
- Nie trzeba, dam sobie radę. - wybełkotał. Wzięłam więc egzemplarz i odwróciłam się od Bartmana. Zrobiłam kilka kroków i usłyszałam za sobą głośne kaszlnięcie. Nie wytrzymałam, zwróciłam się do zamyślonego chłopaka.
- Zbyszek - przykułam na siebie jego uwagę. - Mogę z tobą pogadać? Obiecuję, nie zajmę ci dużo czasu.
- Dobra, ale wyjdźmy stąd, za dużo tu ludzi.
Przytaknęłam i, pozostawiając upragnioną książkę na stosie innych ułożonych, wyszłam za nim z księgarni.
- Więc co chcesz wiedzieć? - zapytał gdy szliśmy w milczeniu kilka minut.
- Co się dzieje z Piotrkiem? Tak, wiem, nie powinno mnie to obchodzić, bo jestem bezuczuciową suką, ale chciałabym...
- Zgadzam się, nie powinno cię to interesować - powiedział przez zaciśnięte zęby, ale odetchnął. - Jest załamany. Nie chce mu się żyć, nic nie ma sensu... wiesz jak to jest. Otacza go grupka śliniących się na jego widok dziewczyn, ale mało która ma coś w głowie. Odpycha jedną po drugiej, szukając w nich choćby cząstki przypominającej ciebie. Rose, czemu to zrobiłaś?
- Ja... - zawahałam się - nie mogę powiedzieć. I tak byś nie zrozumiał.
- Kochasz go jeszcze?
Przymknęłam oczy. Piekące powieki znów miały mieć dostarczone słonawej wody. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Jeśli powiem, że nie, moja szansa ponownego spotkania Piotrka wynosić mogła zero.Jeśli jednak powiem "tak", będą chcieli mnie odciągnąć od Maćka, co równa się zerwaniu umowy.
- Tak - wyszeptałam - z każdym dniem coraz mocniej.
- To czemu...
- Zbyszek, ty nic nie rozumiesz! Powrót do Piotra... to moje marzenie. Chciałabym go spotkać, ale nie mogę- Gdyby było inaczej, raczej bym tu nie przychodziła. - uniosłam znacząco brwi.
- Racja - zaśmiał się - to dobrze, nie mogłem się doczekać.
Zacisnęłam mocno pięści, a on pocałował mnie w policzek i złapał za rękę, tym samym każąc iść przed siebie.
- Pokój zmieniony? - zapytał nagle. Przytaknęłam - Super.
Pociągnął mnie za ramię, żebym na niego spojrzała. Złośliwy uśmiech okolony kilkudniowym zarostem i piorunujące spojrzenie przeszyło boleśnie moje wnętrzności. Spuściłam wzrok i wyobraziłam sobie, że to Piotrek ściska moją dłoń i jeździ kciukiem po jej wnętrzu. Prze oczyma stanął mi widok bezradnego Pita, gdy opuszczałam jego dom.
Oczy po raz kolejny zaszły mi tafle łez. Zamrugałam szybko, ale nawet to nie pomogło i na płaszcz spłynęły pojedyncze krople. Wolną dłonią przejechałam po materiale rozmazując ślady. On nie może zobaczyć jak bardzo mnie to boli. Nikt nie może...
Nikt nie może wiedzieć dlaczego zostawiłam Piotra. Co by było jakby ktoś się dowiedział, że jestem z Maćkiem, którego najbardziej nie cierpiałam, z wzajemnością, gdy kocham dwumetrowego chłopaka, który nigdy nie powiedziałby o mnie złego słowa.
Dotarło to do mnie. Właśnie niszczę swoje życie i szansę na przeżycie go u boku ukochanego. Spieprzyłam wszystko...
**************************
Kiedy siedziała smutna na tym fotelu naprzeciw mnie, myślałem, że jestem najnieszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Teraz wiem jak bardzo się myliłem...
Nie miałem świadomości, że mijała minuta za minutą, a moja sytuacja stawała się coraz gorsza. Jak idiota wpatrywałem się w kremowy fotel i otworzoną na przerwanym momencie książce. Tak, czytała ją Rose.
Prezenter za głośno opowiadał o kolejnych poszkodowanych po noworocznych zabawach. Wiedziałem, że moje cierpienie nie równa się z ich, ale ból psychiczny był gorszy od jakiejkolwiek kontuzji.
Usłyszałem trzask drzwi.
- Człowieku przycisz to trochę - syknął Bartman - Po co tak głośno gra to pudło?
- Zagłusza moje myśli - odpowiedziałem bez żadnych sentymentów, a on spojrzał na mnie z marsową miną.
- Nieważne... Masz coś na ból głowy? Wszystko mi się skończyło, a do ciebie jest bliżej niż do jakiejkolwiek apteki.
- Poszukaj, coś powinno być - rzuciłem nadal wpatrując się w to cholernie puste miejsce.
Zbyszek, nie mówiąc już nic, poszedł do kuchni. Dochodziły do mnie tylko dźwięki otwieranych szafek, przesuwanych przedmiotów i tłuczonej szklanki.
- Dobra, mam coś! - krzyknął z kuchni i po chwili siedział koło mnie pijąc coś. Nie patrzyłem co, to i tak bez różnicy.
- A gdzie Róża? - zapytał nagle. Milczałem. - Piter, gdzie ona jest?
- Nie wiem - mruknąłem błądząc wzrokiem po stopach.
- Jak to nie wiesz?! - wybuchnął Zibi - Jak można nie wiedzieć gdzie jest własna dziewczyna?!
Nie odpowiedziałem mu zmieniając punkt zainteresowania na stojący przede mną kubek. Jeszcze wczorajszy, z śladami jej delikatnej szminki.
- Ogłuchłeś czy co? - nie ustępował. - Nowakowski, odezwij się!
- Odeszła! Odeszła, rozumiesz?! Zostawiła mnie, tak po prostu. Zniknęła. Nie wiem gdzie jest, ale wiem, że nie chce ze mną być. Wystarczy?
Jego oczy zmieniły się w dwie pięciozłotówki, a ręce oparły bezwładnie z głośnym plasknięciem na kolana.
- Ale... wczoraj było jeszcze wszystko dobrze...
- Racja, było - warknąłem.
- Mówiła czemu?
- Nic, chyba nawet chciała wyjść bez pożegnania.
- To do niej nie podobne...
- Wiem! A wiesz co jest najgorsze? Że nawet za nią nie pobiegłem. Stałem i jak taki pojeb patrzyłem jak biegnie.
- Czasem warto dać komuś wolną wolę, żeby dowiedzieć się czy uczucie jest prawdziwe. - powiedział z grobową miną. Spojrzałem na niego z ukosa.
- Musi być ze mną naprawdę źle, bo Bartman filozofuje.
- Stary, nie mówię sobie tego tak po prostu. - szturchnął mnie w ramię. - Chcę, żebyś o nią walczył. Samo to, że będziesz siedział w chacie i myślał o niej jak o zeszłorocznym śniegu nic nie pomoże. Musisz podnieść ten siatkarski zad i zrobić wszystko, by do ciebie wróciła.
- Jasne, bo ona akurat po tym jak mnie zostawiła będzie chciała wrócić. - zaplotłem ręce na klatce piersiowej - Nie wierzę w to.
- Rób co chcesz. - zirytował się - Widzę, że nie masz ochoty na rozmowy. Trzymaj się.
Po tych słowach opuścił dom. Znowu chciałem od tego uciec... Ale jak?
Gdybym tylko przestał ją kochać... Byłoby mi o wiele łatwiej. Tylko jak zapomnieć o kimś, kogo kocha się nad życie? Jak wymazać go ze swojego życia? I jak zagłuszyć palące z tęsknoty serce?
Nie potrafiłem odpowiedzieć sobie na te pytania. Jedyną nasuwającą się odpowiedzią była ona, Rose..
*************** dwa tygodnie później ********************
- Koniec, możecie już iść się przebierać - powiedziała z uśmiechem Sowa. Wszystkie dziewczyny podniosły się i podążyły ku wyjściu. Poczułam na ramieniu zimną dłoń. Cholera, znowu! - Mogę z tobą porozmawiać?
- Oczywiście - powiedziałam zachrypniętym głosem i odwróciłam się do kobiety.
- Różo, coś się dzieje? - zapytała z troską.
- Nie, wszystko w porządku - uniosłam kąciki ust do góry. - O co chodzi?
- Martwię się o ciebie. Ostatnio... zmieniłaś się. - zmarszczyła brwi - Nie widziałam, żebyś rozmawiała z Kamilą. Poza tym zbladłaś i nie masz już tyle energii co kiedyś. Jeśli potrzebujesz rozmowy, to śmiało możesz mi powiedzieć co cię trapi.
- Zapewniam panią, że czuję się dobrze. Jeśli będzie coś nie tak, zgłoszę się do pani.
- Niech ci będzie. - przeleciała wzrokiem po mojej sylwetce - Dbaj o siebie.
Kiwnęłam głową potakująco i ruszyłam do szatni. Jedyną osobą, która nadal się przebierała była Nadia. Rosjanka już dawno powinna być z powrotem w swoim kraju, jednak "na szczęście" znalazło się miejsce.
- Słyszałam, że układa ci się z Maćkiem - mruknęła z typowym dla Rosjan akcentem. - Nie dziwię się Kamila, że nie chce z tobą rozmawiać. Na jej miejscu już dawno wymierzyłabym ci kilka siarczystych policzków.
- Jakie to szczęście, że jesteście zupełnie różne - syknęłam - Kamila nie jest taka jak ty, ona nie skrzywdziłaby nawet muchy.
- Jesteś bezczelna - zarzuciła długie włosy na plecy i zawiesiła na ramię torbę - Mówisz jej o okropieństwach, które wyrządził Maciek, a potem z nim jesteś. Do tego ten Pietr czy jak mu tam... Pomyślałaś co on czuje? Wątpię...
Wyszła z pomieszczenia zostawiając mnie samą z własnymi myślami. Poszłam pod prysznic i przebrałam się w jeansy i bluzkę z długim rękawem.
Dobrze wiem co on czuje. Dobrze wiem na jaką sukę wyszłam. Zrozumiem też, jeśli okaże się, że miłość przerodziła się w nienawiść. Zasłużyłam sobie na to, ale nie chcę przestać go kochać. Mimo wszystko, nadal myślę o nim codziennie, nieraz ułamki sekundy powstrzymywały mnie od naciśnięcia zielonej słuchawki przy jego numerze. Każda możliwa siła ciągnęła mnie na Podpromie, ale co z tego, jeśli mój jakikolwiek kontakt z Piotrem byłby sporym ryzykiem. Tak bardzo chciałam zobaczyć jego uśmiechniętą twarz, usłyszeć choćby głupie "cześć", nie mówiąc już o wtuleniu się w jego bezpieczne ramiona. Nadzieja matką głupich, co?
Wyszłam z budynku szkoły. Nie miałam jednak ochoty na obiad, samotne siedzenie w pokoju czy towarzystwo Maćka. Podążyłam przed siebie. Weszłam do księgarni i zaczęłam przebierać między literaturą.
Szłam wzdłuż regałów, szukając czegoś nowego aż trafiłam na"Kod Leonarda da Vinci". Już długo wyszukiwałam tej książki, więc wyciągnęłam ku niej rękę. Dotknęłam opuszkami palców grzbietu opasłego tomu, gdy czyjaś dłoń spoczęła na mojej, jednak szybko się cofnęła. Także zabrałam rękę z lektury.
- Przepraszam, ja... - spojrzałam w górę i zamarłam. Wysoki brunet z lekkim zarostem i cienkimi okularami na nosie patrzył na mnie osłupiały. Zbyszek jak zwykle miał na twarzy wyryty uśmiech, ale zrozumiał kto przed nim stoi i otrząsnął się, przybierając grobowy wyraz twarzy. - Weź ją, poszukam innej.
- Nie trzeba, dam sobie radę. - wybełkotał. Wzięłam więc egzemplarz i odwróciłam się od Bartmana. Zrobiłam kilka kroków i usłyszałam za sobą głośne kaszlnięcie. Nie wytrzymałam, zwróciłam się do zamyślonego chłopaka.
- Zbyszek - przykułam na siebie jego uwagę. - Mogę z tobą pogadać? Obiecuję, nie zajmę ci dużo czasu.
- Dobra, ale wyjdźmy stąd, za dużo tu ludzi.
Przytaknęłam i, pozostawiając upragnioną książkę na stosie innych ułożonych, wyszłam za nim z księgarni.
- Więc co chcesz wiedzieć? - zapytał gdy szliśmy w milczeniu kilka minut.
- Co się dzieje z Piotrkiem? Tak, wiem, nie powinno mnie to obchodzić, bo jestem bezuczuciową suką, ale chciałabym...
- Zgadzam się, nie powinno cię to interesować - powiedział przez zaciśnięte zęby, ale odetchnął. - Jest załamany. Nie chce mu się żyć, nic nie ma sensu... wiesz jak to jest. Otacza go grupka śliniących się na jego widok dziewczyn, ale mało która ma coś w głowie. Odpycha jedną po drugiej, szukając w nich choćby cząstki przypominającej ciebie. Rose, czemu to zrobiłaś?
- Ja... - zawahałam się - nie mogę powiedzieć. I tak byś nie zrozumiał.
- Kochasz go jeszcze?
Przymknęłam oczy. Piekące powieki znów miały mieć dostarczone słonawej wody. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Jeśli powiem, że nie, moja szansa ponownego spotkania Piotrka wynosić mogła zero.Jeśli jednak powiem "tak", będą chcieli mnie odciągnąć od Maćka, co równa się zerwaniu umowy.
- Tak - wyszeptałam - z każdym dniem coraz mocniej.
. - Rozumiem. - z politowaniem cmoknął ustami. - Niedługo mam trening, muszę uciekać.
- Nie mów mu, że rozmawialiśmy, proszę - spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem.
- Nie powiem - uśmiechnął się. - A teraz jak najszybciej pozałatwiaj to co masz i wracaj do Nowakowskiego, bo sam zacznę was łączyć.
- Dziękuję - wykrzywiłam usta w krzywym uśmiechu. Kiwnął głową na pożegnanie i już go nie było. Szłam drogą powrotną do internatu. Czyli nie zapomniał o mnie... I mimo wszystko chce mnie znać. Z uśmiechem na ustach weszłam do gmachu, a potem do pokoju. Jednak na widok wewnątrz moja mina się zmieniła.
- Tęskniłem - mruknął Maciej obsypując moją szyję i okolice ust szybkimi pocałunkami. - Gdzie byłaś tak długo?
- Zajęcia mi się przeciągnęły - rzuciłam pierwsze co wpadło mi do głowy.
- Kłamiesz - zmarszczył brwi. - wszystkie dziewczyny z twojej gruby od godziny są w pokojach.
- Musiałam dłużej poćwiczyć skoki i obroty, bo na jutr...
Nie zdążyłam nic więcej powiedzieć. Pod wpływem siły wycelowanej w mój policzek, zrobiłam kilka kroków w tył, a głowę odchyliłam do tyłu. Zachwiałam się i po chwili leżałam na ziemi trzymając się za obolały policzek.
- Nigdy więcej nie waż się mnie okłamywać - wysyczał i z zaciśniętymi pięściami wyszedł z pokoju. Leżałam bez ruchu czując jak pulsuje mi prawa noga w okolicach piszczelu i lewy policzek. Okropny ból nie pozwalał mi wstać.
Po policzkach ściekły łzy, a ja podniosłam się na rękach i opadłam na łóżko. Klamka od drzwi przekręciła się. Czekałam na najgorsze - że Krawczyk wrócił z zamiarem sprawienia mi większego bólu. Zacisnęłam powieki gdy kroki stawały się coraz silniejsze.
- Boże, Rose, co ty zrobiłaś? - rozbrzmiał damski zatroskany głos. Otworzyłam ślepia i ujrzałam Kamilę. Moją Kamilę! Uśmiechnęłam się lekko.
- Nic mi nie jest, dzięki za troskę.
- Porozmawiajmy - powiedziała poważnie - Tylko 5 minut.
- Nie mogę... Nie mogę z tobą teraz rozmawiać - wyszeptałam nerwowo. - Kama, obiecuję ci, później się zobaczymy, ale nie teraz. Błagam!
Kiwnęła głową i wybiegła z pokoju. Zostałam sama. Na policzek spłynęła krwawy rumieniec, wstydziłam się. Ona na pewno to widziała i słyszała. Kolejna fala bólu...
Zacisnęłam zęby. Już więcej nie dam sobą pomiatać. Nie dam odebrać sobie miłości i przyjaźni. Tylko jak tego dokonać - nie wiem.
--------------------------------------
Wiem, że mnie za to znienawidzicie, ale poczekajcie z tym jeszcze trochę :D
Bardzo dziękuję za każde miłe słowo :) Wszystkie blogi, które mi zostawiacie, jeśli jeszcze tego nie zrobiłam, przeczytam niedługo. ;)
Misu.
środa, 6 marca 2013
Rozdział 21
Stygnąca w kubku kawa od kilku minut leżały przed nią na drewnianym stole. Siedzieliśmy obok siebie już dobre piętnaście minut, a ona, utkwiwszy wzrok w podłodze, nie odzywała się ani słowem.
- Halo, tu Ziemia - pomachałem jej przed oczyma. Ocknęła się i rzuciła cień uśmiechu, od kilku dni coraz rzadziej pojawiającym się na jej bladej twarzyczce. - Już nie śpimy, zaraz wychodzimy.
- Przecież nie śpię. - mruknęła. - Po prostu się zamyśliłam.
Chwyciłem ją za rękę. Zimne palce wsunęły się w moje i, wspólnie już splecione, opadły na blat.
- Mam dobrą wiadomość - pogładziłem wierzch jej dłoni - Rozmawiałem z Kubą i razem z Kamilą też wybierają się dziś do Zbyszka.
- Cieszę się - spuściła wzrok, wzięła łyka napoju i wyszła z pomieszczenia.
Sprzątnąłem ze stołu i oparłem się o szafki kuchenne.
Nie wiedziałem co się z nią dzieje. Unikała rozmów ze mną, a jeśli już takie występowały, to najczęściej z jej strony składały się z krótkich odpowiedzi mówionych łamanym głosem. Fakt, nigdy nie była specjalnie rozgadana czy wesoła, ale czułem, że coś jest z nią nie tak. Być może któreś z rodzeństwa będzie wiedziało coś na ten temat. Z dnia na dzień coraz bardziej się martwiłem. Kocham ją i to chyba coś normalnego, że zmiany w jej zachowaniu wydawały mi się podejrzane. Wczoraj zawieźliśmg jej rzeczy do internatu. Na początku zdziwił mnie jej pośpiech, ale przypomniała mi o prawdopodobnych korkach ludzi jadących do domów.
Włączyłem wierzę, miałem dość monotonnej ciszy. Teraz wsłuchiwałem się tylko w lecącą piosenkę Guns N'Roses. Kiedy po domu zaczęło rozchodzić się słynne "Don't cry", wyszedłem do sypialni. Na ramiona wsunąłem niebieską kraciastą koszulę, przeczesałem ręką włosy i poszedłem do salonu. W nim już znajdowała się Róża.
Siedziała, jak miała w zwyczaju, na fotelu przy kominku.
Biała sukienka wiązana w talii leżała na niej jak na aniele. Lekko kręcące się włosy spadały na wąskie ramiona zasłaniając obojczyki, a przymknięte powieki zdobił delikatny cień i czarne długie rzęsy.
Oparłem się o framugę i obserwowałem jej każdy ruch. Uśmiech sam pchał się na twarz, a ja nie miałem ochoty tego zmieniać. Nie zdradzałem też swojej obecności, choć Rose musiała być mocno pogrążona w myślach, by nie ujrzeć mnie mimo wzrostu sięgającego sufitu.
Na jej policzku pojawiła się pojedyncza łza. Szybkim ruchem starła ją i zacisnęła wargi. Wtedy też wzniosła głowę do góry i zobaczyła mnie. Przestrach w jej oczach był nie do opisania. Tak jakbym był mordercą i włamywaczem w jednym.
- Przepraszam, wystraszyłam się. Pierwszy raz widziałam cię w koszuli. - przejechała dłonią po brązowych falach - To nowy widok dla mnie.
- Nie bój się mnie, przecież cię nie zjem - zaśmiałem się i przykucnąłem przy niej. - Mała, co jest?
- Ale o co chodzi? - zrobiła zdziwioną minę.
- Widziałem jak płakałaś. - uniosłem jej brodę i ujrzałem lekko czerwone oczy. - Znowu. Co się dzieje?
- Nic mi nie jest - odpowiedziała. - Naprawdę, wszystko w porządku
- Na pewno?
- Tak, uwierz mi.
Westchnąłem. Wiedziałem, że w tym momencie nie uda mi się więcej z niej wyciągnąć.
- Niech będzie. Idziemy?
Kiwnęła głową i skierowała się do przedpokoju, gdzie ubrała się do wyjścia na zewnątrz. Podążyłem jej śladem.
Wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się kilka domów dalej.
Zadzwoniłem na domofon pod numer mieszkania Zbyszka i weszliśmy do kamienicy. Cisza panująca w klatce była dla mnie szokiem.
Otworzył nam Bartman z wielkim bananem na twarzy.
- O, witam, witam! Wchodźcie!
Chwyciłem ją za rękę i wkroczyliśmy do mieszkania. W salonie znajdowało się już trochę ludzi. Kubiak z Moniką, Kuba, Kamila, Paul z Niną i Iwona z stojącym przed nimi Igłą mocno gestykującym przy opowiadaniu jakiejś historii.
- Igła, mówię ci, że to było inaczej! - protestował Misiek. - to Ziomek wrzucił wtedy tą gaśnicę do szybu, a nie Możdżon
- Właśnie, że on! - krzyczał libero. - Pamiętam jak dostawał opieprz od Andrei.
- Bo nikt nie chciał się przyznać i on to wziął na siebie. Jaki ty jesteś czasami niedomyślny!
Ignaczak zrobił naburmuszoną minę i usiadł koło Iwony. Przytulając do siebie żonę zaczął udawać płacz, na co reszta zareagowała śmiechem.
- Oni mi nie wierzą! - skarżył się, a odchylając głowę zobaczył nas. - Patrzcie, młodzież przyszła.
Przywitaliśmy się z każdym i zasiadliśmy na skórzanej kanapie. Muzyka zadudniała i do pokoju wkroczył Zbyszek.
- Proszę państwa - mówił dumnie - zacznijmy tego sylwestra.
Każdy nalał sobie alkoholu ( którego swoją drogą było niczym jak na świętowanie mistrzostwa ) i tak zaczął się ostatni wieczór roku.
Biegający po stole Paul? Opowiadająca swój życiorys Kamila? A może wtórujący jej Kuba co chwilę przypominający jej coraz wstydliwsze momenty? Nie, nic nie dorówna tulącej się na siłę Róży. Już od dobrych dziesięciu minut zawzięcie gładziła opuszkami moją klatkę piersiową.
- Może się przewietrzymy - zapytałem mając nadzieję, że ulegnie mojej prośbie.
- Oczywiście - mruknęła i wstała mocno do mnie przylegając. Nieco zdziwiony objąłem ją ramieniem i skierowaliśmy się na niewielki taras. Zajęliśmy miejsca na metalowej huśtawce, a ona nawet nie zelżyła uścisku.
- Przytulasz się do mnie tak mocno, jakby jutro miał się skończyć świat. - zaśmiałem się chcąc rozluźnić nieco atmosferę.
- Nigdy nic nie wiadomo - powiedziała tak cicho, że ledwo co udało mi się usłyszeć. Pomyślałem, że nie chciała bym to słyszał, więc nie odezwałem się ani słowem. Położyła głowę na moim ramieniu i zamknęła oczy.
- Rozmawiałaś już z Kamilą? - zagadnąłem, ale jedyne co zrobiła to uciszyła mnie.
- Posiedźmy chwilę w ciszy, proszę.
Lekko zdziwiony spełniłem jej prośbę wpatrując się przed siebie. Wsłuchiwałem się w jej miarowy oddech i także przymknąłem powieki. Ciszę przerwał nam huk zatrzaskiwanych drzwi.
- Ale tam głośno, co nie? - krzyknął Bartman. - Ci ludzie w ogóle, ale to w ogóle nie umieją szanować ciszy. Jak bydło!
- Tak, Zbyszku, oazo spokoju, idź zarazić ich swoim wewnętrznym opanowaniem. - ironizowałem.
- Bardzo śmieszne - uśmiechnął się krzywo. - Za chwilę będzie północ, jeśli nie orientujecie się w czasie. Chodźcie już do środka.
- Idziemy? - zapytałem Różę, a ona lekko skinęła głową i podniosła się.
Kiedy byliśmy w przedpokoju,po domu zaczął rozchodzić się głos Ed'a Sheeran'a.
- Pamiętasz co mi obiecałaś? - szepnąłem jej we włosy, a ona momentalnie się odwróciła. - Moja obietnica jest w części spełniona, teraz twoja kolej. Naucz mnie chociaż jak się poruszać.
Położyła moją lewą dłoń na jej lędźwiach, a swoją przełożyła na moje barki, a raczej obojczyki. Wolne ręce złączyła kładąc delikatnie palce na moim śródręczu. Przycisnąłem lekko kciukiem jej paliczki. Spojrzałem głęboko w oczy i przyciągnąłem ją do siebie jeszcze bardziej. Zaczęliśmy bujać się powoli na boki, krokiem odstawno dostawnym, momentami w tył i w przód. Odczepiłem rękę od jej pleców i obróciłem niezdarnie drobną istotkę. Wróciłem do pozy z uśmiechem na ustach. Udało mi się, dzięki niej.
- Kocham cię, tak z całego serca - powiedziałem, po czym złączyłem nasze usta. Nie musiała odpowiadać, wystarczyło mi to, że jest ze mną, że wytrzymuje z kimś takim jak ja. - I nigdy nie przestanę.
- Obiecujesz, że nie przestaniesz mimo wszystko? - zapytała. - Nawet jakby wszystko się psuło?
- Tak, obiecuję. - przytuliłem ją do siebie, chcąc pokazać, że może czuć się przy mnie bezpieczna.
- Hej, wy, dalej, już strzelają - usłyszeliśmy donośny głos Igły.
Wyszliśmy z powrotem na zewnątrz i wyczekiwaliśmy godziny zerowej. Coraz więcej fajerwerków pojawiało się na niebie. Ci z promilami i bez wpatrywali się z uśmiechami na mieniące się wszystkimi możliwymi kolorami sztuczne ognie. Rose zadrżała. Zdjąłem koszulę i zarzuciłem na jej wąskie ramiona. Może nie dawała dużo ciepła, ale dołączając do tego mój uścisk mogło pomóc.
- Uwaga, odliczamy! - pisnęła Kamila - 6...5...4...3...2...
- Szczęśliwego Nowego Roku powiedziałem jej prosto do ucha i pocałowałem w policzek.
*****************************
Łzy napłynęły mi do oczu, a żołądek skurczył się do rozmiarów orzecha włoskiego. Wokoło hucznie witano Nowy Rok, a ja przeżywałam wewnętrzne męki. Od jutra zacznie się moje wegetowanie na tym świecie. Nie będzie już nic - miłość, przyjaźń; to wszystko przepadnie przez psychicznego mściciela.
Zamrugałam kilka razy oczami, odetchnęłam i zaczęłam udawać, że wszystko jest w porządku, że wcale nie mam nadziei, że wydarzenia z ostatniego tygodnia to bezsensowny sen na działaniu zmęczenia czy głodu. Nie, ja jestem przykładem szczęśliwej dziewczyny. Mam świetnego chłopaka (którego utracę), przyjaciółkę (która straci do mnie zaufanie) i jak najbardziej wszystko pod kontrolą.
Spojrzałam jeszcze raz na Pita. Było mi go tak szkoda. Kocham go najbardziej na świecie, każdą chwilę chciałabym z nim spędzić, ale co z tego, skoro nie mogę...
Każdemu złożyłam życzenia na Nowy Rok i po wypiciu lampki szampana wróciliśmy do środka. Oddałam Nowakowskiemu koszulę i usiadłam przy stoliku. Po chwili jednak do tańca wyrwał mnie Lotman, szybko okręcając wokół własnej osi. Po nim przejął mnie Bartman, także próbujący pokazać swoje zdolności. Po kilku kawałkach usiadłam z powrotem na kanapie. Mój wzrok przykuł widok Kamili śmiejącej się do Piotrka w czasie tańca. Wbiłam paznokcie w dłonie i odwróciłam się, żeby łzy nie pociekły po mojej twarzy.
W podobnej atmosferze minęły dwie godziny. Od czasu do czasu wyszłam pokazać, że nie dąsam się na nikogo.
- Wracamy do domu? - zapytał Pit, a ja przytaknęłam. Pożegnaliśmy się z gośćmi i poinformowałam Kamilę, że niedługo pojawię się w internacie. W drodze powrotnej nie odzywaliśmy się w ogóle.
Dopiero w domu Piotr zaczął rozmowę, kiedy szykowaliśmy się do pójścia spać.
- I jak ci się podobało?
- Bardzo. To znaczy, lepiej niż spędzać sylwestra samemu.
Zaśmiał się, a ja położyłam się koło niego na łóżku. Spojrzał na mnie z tym uśmiechem, który tak bardzo lubię. Dalej Rose, motywowałam się, jak nie teraz to nigdy.
Przybliżyłam się niego i wpiłam w spierzchnięte usta siatkarza. Starałam się całować go delikatnie, ale z pasją. Nie odmawiał mi, wręcz przeciwnie - pasowało mu to. Przybliżałam się do niego coraz bardziej, a dłonią zaczęłam zawzięcie mierzwić mu włosy. Oderwał się ode mnie i spojrzał wybity z rytmu.
- Róża, czy ty...
- Proszę, pozwól mi - wyszeptałam i kontynuowałam pieścić swoim językiem jego jamę ustną. Tym razem uległ mi i jego zimna dłoń zaczęła wodzić po moich plecach szukając rozpięcia. Koszula wraz z białym T-shirtem leżały już na ziemi, a ja coraz bardziej pragnęłam jego umięśnionego ciała. Na moim ciele po sukience zostały tylko odciśnięte ramiona, kiedy usiłowałam pozbawić siatkarza spodni. Po chwili udało mi się, a wraz z jeansami uporałam się z bokserkami. W tym czasie on nie pozostawał mi dłużny i także leżałam już bez bielizny.
Ręka siatkarza błądziła po moim ciele, kiedy on obsypywał moją szyję krótkimi pocałunkami. Nagle dłoń zeszła do niższych partii ciała. Momentalnie chwyciłam za nią, ale spotykając zdziwioną minę Piotra otrząsnęłam się, a na twarz wpłynął mi wielki rumieniec.
- Przepraszam, nie chciałam przerywać. - wyszeptałam i z powrotem zajęłam jego usta swoimi.
Pit znów zajął się jeżdżeniem opuszkami po wypustkach w moich plecach, kiedy nagle znalazłam się ułożona na pościeli. Nade mną znajdował się Nowakowski.
- Na pewno tego chcesz? - upewniał się, a ja tylko kiwnęłam głową. W tym momencie poczułam lekki ból, przez który z moich ust wydobył się syk. Chłopak znajdował się we mnie i po chwili zaczął delikatnie poruszać biodrami. Zapierałam się dłońmi o jego umięśnione plecy. Ruch stawał się coraz szybszy. Przygryzłam jedną wargę, próbując nie wydawać z siebie żadnych charakterystycznych dźwięków. Po chwili jednak nawet zaciskanie warg nie pomogło, wydobyłam z siebie krótki jęk, a ciało mimowolnie wykrzywiło się do przodu. Zadyszałam głośno i zaraz też przyłączył się do mnie Piotrek bezwładnie opadając na moje ciało.
- Kocham cię - wyszeptałam do ucha środkowego i ucałowałam go w policzek. Przeczekałam kilka minut i, kiedy się obrócił, wyszłam do łazienki. Chciałam jak najszybciej znów znaleźć się w jego ramionach. Wzięłam szybki prysznic i spojrzałam w lustro. Dziewczyna z zaróżowionymi policzkami spoglądała na mnie jakby z pogardą.
Wstydziłam się siebie. Najpierw przeżywam z chłopakiem swój pierwszy raz, by potem go zostawić. Poczułam się jak prawdziwy potwór. Wolałam jednak mieć to za sobą z kimś, kogo kocham niż z byle jakim szantażystą. Wiedziałam, że będzie tego chciał, można się po nim było spodziewać takich rzeczy.
Wytarłam ciało, ubrałam Piotrkową niebieską koszulkę i szorty, po czym wróciłam do sypialni. Wymieniłam się z nim miejscem, bo teraz on zajął łazienkę.
Poczekałam piętnaście minut i ujrzałam Piotra leżącego już koło mnie. Uśmiechał się słodko patrząc mi w oczy. Spuściłam głowę w dół, twarz wykrzywiając w grymasie.
- Coś się stało? - zapytał unosząc moją brodę do góry. Musiał to lubić, często go na tym łapałam.
- Nie, ja tylko... Wstydzę się, że tak postąpiłam. - wymijałam jego wzroku jak mogłam. Zmusił mnie jednak do spojrzenia w twarz.
- Kochanie, nie masz się czego wstydzić. Cieszę się, że przeżyliśmy to razem. - jego niebieskie tęczówki przeszywały mnie na wylot.
- Dziękuję - pojedyncza łza spłynęła po moim policzku, ale on szybko ją starł i pocałował mnie w skroń. Ułożyłam głowę na jego torsie i w takim stanie zmógł sen.
***************************************
Zimny powiew wywołał na moim ramieniu gęsią skórkę. Wzdrygnąłem się i otworzyłem oczy. Wtedy zdałem sobie sprawę, że leżę sam. Pospiesznie nałożyłem na siebie klubową koszulkę i szare dresy. Wyszedłem z sypialni, wołając ukochanej.
I wtedy ją ujrzałem. Podszedłem szybko do ubranej do wyjścia dziewczyny i chwyciłem ją za ramię.
- Mała, pośpijmy jeszcze, zdążymy pojechać do internatu, jest jeszcze wcześnie.
Powoli obróciła się ukazując mokrą od łez twarz. Otworzyłem szeroko oczy, a szczęka opadła do ziemi. Nie rozumiałem co się działo...
- Nie, Piotrek - łkała - Ja... nie mogę... nie mogę wrócić. Przykro mi...
- Ale jak to?! Dlaczego? - wydukałem z siebie mocno przy tym gestykulując.
Nie dostałem jednak odpowiedzi na pytanie. Wpatrywała się we mnie coraz mocniej przygryzając wargę. Gromadzone w oczach łzy spływały jej strużkami po policzkach.
- Przepraszam - wyszeptała i wpiła się w moje usta. Ostatni pocałunek? Tak to się nazywa?
Oderwała się ode mnie i szepcząc kolejny raz przeklęte przeprosiny, skierowała się w stronę drzwi. Stałem jak słup soli, po czym ruszyłem ku niej.
Objąłem ją mocno starając się opanować jej drżące z emocji ciałko. Oderwała się ode mnie i ostatni raz spoglądając w moją stronę wybiegła z domu. Cały czas patrzyłem na jej oddalającą się w biegu postać nie wierząc co się dzieje.
Osunąłem się po ścianie i usiadłem na zimnych kafelkach.
Róża. Ona tak po prostu odeszła. Bez słowa wytłumaczenia opuściła mnie...
----------------------------------------------------
No i się stało. Przepraszam, że to jest takie kiczowate, ale ja naprawdę nie umiem nic normalnego napisać.
Spieprzyłam tutaj doszczętnie wszystko i wiem, że mnie za to zabijecie, ale taki był plan :(
Od razu obiecuję poprawę! Jeszcze raz przepraszam...
Misu.
- Halo, tu Ziemia - pomachałem jej przed oczyma. Ocknęła się i rzuciła cień uśmiechu, od kilku dni coraz rzadziej pojawiającym się na jej bladej twarzyczce. - Już nie śpimy, zaraz wychodzimy.
- Przecież nie śpię. - mruknęła. - Po prostu się zamyśliłam.
Chwyciłem ją za rękę. Zimne palce wsunęły się w moje i, wspólnie już splecione, opadły na blat.
- Mam dobrą wiadomość - pogładziłem wierzch jej dłoni - Rozmawiałem z Kubą i razem z Kamilą też wybierają się dziś do Zbyszka.
- Cieszę się - spuściła wzrok, wzięła łyka napoju i wyszła z pomieszczenia.
Sprzątnąłem ze stołu i oparłem się o szafki kuchenne.
Nie wiedziałem co się z nią dzieje. Unikała rozmów ze mną, a jeśli już takie występowały, to najczęściej z jej strony składały się z krótkich odpowiedzi mówionych łamanym głosem. Fakt, nigdy nie była specjalnie rozgadana czy wesoła, ale czułem, że coś jest z nią nie tak. Być może któreś z rodzeństwa będzie wiedziało coś na ten temat. Z dnia na dzień coraz bardziej się martwiłem. Kocham ją i to chyba coś normalnego, że zmiany w jej zachowaniu wydawały mi się podejrzane. Wczoraj zawieźliśmg jej rzeczy do internatu. Na początku zdziwił mnie jej pośpiech, ale przypomniała mi o prawdopodobnych korkach ludzi jadących do domów.
Włączyłem wierzę, miałem dość monotonnej ciszy. Teraz wsłuchiwałem się tylko w lecącą piosenkę Guns N'Roses. Kiedy po domu zaczęło rozchodzić się słynne "Don't cry", wyszedłem do sypialni. Na ramiona wsunąłem niebieską kraciastą koszulę, przeczesałem ręką włosy i poszedłem do salonu. W nim już znajdowała się Róża.
Siedziała, jak miała w zwyczaju, na fotelu przy kominku.
Biała sukienka wiązana w talii leżała na niej jak na aniele. Lekko kręcące się włosy spadały na wąskie ramiona zasłaniając obojczyki, a przymknięte powieki zdobił delikatny cień i czarne długie rzęsy.
Oparłem się o framugę i obserwowałem jej każdy ruch. Uśmiech sam pchał się na twarz, a ja nie miałem ochoty tego zmieniać. Nie zdradzałem też swojej obecności, choć Rose musiała być mocno pogrążona w myślach, by nie ujrzeć mnie mimo wzrostu sięgającego sufitu.
Na jej policzku pojawiła się pojedyncza łza. Szybkim ruchem starła ją i zacisnęła wargi. Wtedy też wzniosła głowę do góry i zobaczyła mnie. Przestrach w jej oczach był nie do opisania. Tak jakbym był mordercą i włamywaczem w jednym.
- Przepraszam, wystraszyłam się. Pierwszy raz widziałam cię w koszuli. - przejechała dłonią po brązowych falach - To nowy widok dla mnie.
- Nie bój się mnie, przecież cię nie zjem - zaśmiałem się i przykucnąłem przy niej. - Mała, co jest?
- Ale o co chodzi? - zrobiła zdziwioną minę.
- Widziałem jak płakałaś. - uniosłem jej brodę i ujrzałem lekko czerwone oczy. - Znowu. Co się dzieje?
- Nic mi nie jest - odpowiedziała. - Naprawdę, wszystko w porządku
- Na pewno?
- Tak, uwierz mi.
Westchnąłem. Wiedziałem, że w tym momencie nie uda mi się więcej z niej wyciągnąć.
- Niech będzie. Idziemy?
Kiwnęła głową i skierowała się do przedpokoju, gdzie ubrała się do wyjścia na zewnątrz. Podążyłem jej śladem.
Wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się kilka domów dalej.
Zadzwoniłem na domofon pod numer mieszkania Zbyszka i weszliśmy do kamienicy. Cisza panująca w klatce była dla mnie szokiem.
Otworzył nam Bartman z wielkim bananem na twarzy.
- O, witam, witam! Wchodźcie!
Chwyciłem ją za rękę i wkroczyliśmy do mieszkania. W salonie znajdowało się już trochę ludzi. Kubiak z Moniką, Kuba, Kamila, Paul z Niną i Iwona z stojącym przed nimi Igłą mocno gestykującym przy opowiadaniu jakiejś historii.
- Igła, mówię ci, że to było inaczej! - protestował Misiek. - to Ziomek wrzucił wtedy tą gaśnicę do szybu, a nie Możdżon
- Właśnie, że on! - krzyczał libero. - Pamiętam jak dostawał opieprz od Andrei.
- Bo nikt nie chciał się przyznać i on to wziął na siebie. Jaki ty jesteś czasami niedomyślny!
Ignaczak zrobił naburmuszoną minę i usiadł koło Iwony. Przytulając do siebie żonę zaczął udawać płacz, na co reszta zareagowała śmiechem.
- Oni mi nie wierzą! - skarżył się, a odchylając głowę zobaczył nas. - Patrzcie, młodzież przyszła.
Przywitaliśmy się z każdym i zasiadliśmy na skórzanej kanapie. Muzyka zadudniała i do pokoju wkroczył Zbyszek.
- Proszę państwa - mówił dumnie - zacznijmy tego sylwestra.
Każdy nalał sobie alkoholu ( którego swoją drogą było niczym jak na świętowanie mistrzostwa ) i tak zaczął się ostatni wieczór roku.
Biegający po stole Paul? Opowiadająca swój życiorys Kamila? A może wtórujący jej Kuba co chwilę przypominający jej coraz wstydliwsze momenty? Nie, nic nie dorówna tulącej się na siłę Róży. Już od dobrych dziesięciu minut zawzięcie gładziła opuszkami moją klatkę piersiową.
- Może się przewietrzymy - zapytałem mając nadzieję, że ulegnie mojej prośbie.
- Oczywiście - mruknęła i wstała mocno do mnie przylegając. Nieco zdziwiony objąłem ją ramieniem i skierowaliśmy się na niewielki taras. Zajęliśmy miejsca na metalowej huśtawce, a ona nawet nie zelżyła uścisku.
- Przytulasz się do mnie tak mocno, jakby jutro miał się skończyć świat. - zaśmiałem się chcąc rozluźnić nieco atmosferę.
- Nigdy nic nie wiadomo - powiedziała tak cicho, że ledwo co udało mi się usłyszeć. Pomyślałem, że nie chciała bym to słyszał, więc nie odezwałem się ani słowem. Położyła głowę na moim ramieniu i zamknęła oczy.
- Rozmawiałaś już z Kamilą? - zagadnąłem, ale jedyne co zrobiła to uciszyła mnie.
- Posiedźmy chwilę w ciszy, proszę.
Lekko zdziwiony spełniłem jej prośbę wpatrując się przed siebie. Wsłuchiwałem się w jej miarowy oddech i także przymknąłem powieki. Ciszę przerwał nam huk zatrzaskiwanych drzwi.
- Ale tam głośno, co nie? - krzyknął Bartman. - Ci ludzie w ogóle, ale to w ogóle nie umieją szanować ciszy. Jak bydło!
- Tak, Zbyszku, oazo spokoju, idź zarazić ich swoim wewnętrznym opanowaniem. - ironizowałem.
- Bardzo śmieszne - uśmiechnął się krzywo. - Za chwilę będzie północ, jeśli nie orientujecie się w czasie. Chodźcie już do środka.
- Idziemy? - zapytałem Różę, a ona lekko skinęła głową i podniosła się.
Kiedy byliśmy w przedpokoju,po domu zaczął rozchodzić się głos Ed'a Sheeran'a.
- Pamiętasz co mi obiecałaś? - szepnąłem jej we włosy, a ona momentalnie się odwróciła. - Moja obietnica jest w części spełniona, teraz twoja kolej. Naucz mnie chociaż jak się poruszać.
Położyła moją lewą dłoń na jej lędźwiach, a swoją przełożyła na moje barki, a raczej obojczyki. Wolne ręce złączyła kładąc delikatnie palce na moim śródręczu. Przycisnąłem lekko kciukiem jej paliczki. Spojrzałem głęboko w oczy i przyciągnąłem ją do siebie jeszcze bardziej. Zaczęliśmy bujać się powoli na boki, krokiem odstawno dostawnym, momentami w tył i w przód. Odczepiłem rękę od jej pleców i obróciłem niezdarnie drobną istotkę. Wróciłem do pozy z uśmiechem na ustach. Udało mi się, dzięki niej.
- Kocham cię, tak z całego serca - powiedziałem, po czym złączyłem nasze usta. Nie musiała odpowiadać, wystarczyło mi to, że jest ze mną, że wytrzymuje z kimś takim jak ja. - I nigdy nie przestanę.
- Obiecujesz, że nie przestaniesz mimo wszystko? - zapytała. - Nawet jakby wszystko się psuło?
- Tak, obiecuję. - przytuliłem ją do siebie, chcąc pokazać, że może czuć się przy mnie bezpieczna.
- Hej, wy, dalej, już strzelają - usłyszeliśmy donośny głos Igły.
Wyszliśmy z powrotem na zewnątrz i wyczekiwaliśmy godziny zerowej. Coraz więcej fajerwerków pojawiało się na niebie. Ci z promilami i bez wpatrywali się z uśmiechami na mieniące się wszystkimi możliwymi kolorami sztuczne ognie. Rose zadrżała. Zdjąłem koszulę i zarzuciłem na jej wąskie ramiona. Może nie dawała dużo ciepła, ale dołączając do tego mój uścisk mogło pomóc.
- Uwaga, odliczamy! - pisnęła Kamila - 6...5...4...3...2...
- Szczęśliwego Nowego Roku powiedziałem jej prosto do ucha i pocałowałem w policzek.
*****************************
Łzy napłynęły mi do oczu, a żołądek skurczył się do rozmiarów orzecha włoskiego. Wokoło hucznie witano Nowy Rok, a ja przeżywałam wewnętrzne męki. Od jutra zacznie się moje wegetowanie na tym świecie. Nie będzie już nic - miłość, przyjaźń; to wszystko przepadnie przez psychicznego mściciela.
Zamrugałam kilka razy oczami, odetchnęłam i zaczęłam udawać, że wszystko jest w porządku, że wcale nie mam nadziei, że wydarzenia z ostatniego tygodnia to bezsensowny sen na działaniu zmęczenia czy głodu. Nie, ja jestem przykładem szczęśliwej dziewczyny. Mam świetnego chłopaka (którego utracę), przyjaciółkę (która straci do mnie zaufanie) i jak najbardziej wszystko pod kontrolą.
Spojrzałam jeszcze raz na Pita. Było mi go tak szkoda. Kocham go najbardziej na świecie, każdą chwilę chciałabym z nim spędzić, ale co z tego, skoro nie mogę...
Każdemu złożyłam życzenia na Nowy Rok i po wypiciu lampki szampana wróciliśmy do środka. Oddałam Nowakowskiemu koszulę i usiadłam przy stoliku. Po chwili jednak do tańca wyrwał mnie Lotman, szybko okręcając wokół własnej osi. Po nim przejął mnie Bartman, także próbujący pokazać swoje zdolności. Po kilku kawałkach usiadłam z powrotem na kanapie. Mój wzrok przykuł widok Kamili śmiejącej się do Piotrka w czasie tańca. Wbiłam paznokcie w dłonie i odwróciłam się, żeby łzy nie pociekły po mojej twarzy.
W podobnej atmosferze minęły dwie godziny. Od czasu do czasu wyszłam pokazać, że nie dąsam się na nikogo.
- Wracamy do domu? - zapytał Pit, a ja przytaknęłam. Pożegnaliśmy się z gośćmi i poinformowałam Kamilę, że niedługo pojawię się w internacie. W drodze powrotnej nie odzywaliśmy się w ogóle.
Dopiero w domu Piotr zaczął rozmowę, kiedy szykowaliśmy się do pójścia spać.
- I jak ci się podobało?
- Bardzo. To znaczy, lepiej niż spędzać sylwestra samemu.
Zaśmiał się, a ja położyłam się koło niego na łóżku. Spojrzał na mnie z tym uśmiechem, który tak bardzo lubię. Dalej Rose, motywowałam się, jak nie teraz to nigdy.
Przybliżyłam się niego i wpiłam w spierzchnięte usta siatkarza. Starałam się całować go delikatnie, ale z pasją. Nie odmawiał mi, wręcz przeciwnie - pasowało mu to. Przybliżałam się do niego coraz bardziej, a dłonią zaczęłam zawzięcie mierzwić mu włosy. Oderwał się ode mnie i spojrzał wybity z rytmu.
- Róża, czy ty...
- Proszę, pozwól mi - wyszeptałam i kontynuowałam pieścić swoim językiem jego jamę ustną. Tym razem uległ mi i jego zimna dłoń zaczęła wodzić po moich plecach szukając rozpięcia. Koszula wraz z białym T-shirtem leżały już na ziemi, a ja coraz bardziej pragnęłam jego umięśnionego ciała. Na moim ciele po sukience zostały tylko odciśnięte ramiona, kiedy usiłowałam pozbawić siatkarza spodni. Po chwili udało mi się, a wraz z jeansami uporałam się z bokserkami. W tym czasie on nie pozostawał mi dłużny i także leżałam już bez bielizny.
Ręka siatkarza błądziła po moim ciele, kiedy on obsypywał moją szyję krótkimi pocałunkami. Nagle dłoń zeszła do niższych partii ciała. Momentalnie chwyciłam za nią, ale spotykając zdziwioną minę Piotra otrząsnęłam się, a na twarz wpłynął mi wielki rumieniec.
- Przepraszam, nie chciałam przerywać. - wyszeptałam i z powrotem zajęłam jego usta swoimi.
Pit znów zajął się jeżdżeniem opuszkami po wypustkach w moich plecach, kiedy nagle znalazłam się ułożona na pościeli. Nade mną znajdował się Nowakowski.
- Na pewno tego chcesz? - upewniał się, a ja tylko kiwnęłam głową. W tym momencie poczułam lekki ból, przez który z moich ust wydobył się syk. Chłopak znajdował się we mnie i po chwili zaczął delikatnie poruszać biodrami. Zapierałam się dłońmi o jego umięśnione plecy. Ruch stawał się coraz szybszy. Przygryzłam jedną wargę, próbując nie wydawać z siebie żadnych charakterystycznych dźwięków. Po chwili jednak nawet zaciskanie warg nie pomogło, wydobyłam z siebie krótki jęk, a ciało mimowolnie wykrzywiło się do przodu. Zadyszałam głośno i zaraz też przyłączył się do mnie Piotrek bezwładnie opadając na moje ciało.
- Kocham cię - wyszeptałam do ucha środkowego i ucałowałam go w policzek. Przeczekałam kilka minut i, kiedy się obrócił, wyszłam do łazienki. Chciałam jak najszybciej znów znaleźć się w jego ramionach. Wzięłam szybki prysznic i spojrzałam w lustro. Dziewczyna z zaróżowionymi policzkami spoglądała na mnie jakby z pogardą.
Wstydziłam się siebie. Najpierw przeżywam z chłopakiem swój pierwszy raz, by potem go zostawić. Poczułam się jak prawdziwy potwór. Wolałam jednak mieć to za sobą z kimś, kogo kocham niż z byle jakim szantażystą. Wiedziałam, że będzie tego chciał, można się po nim było spodziewać takich rzeczy.
Wytarłam ciało, ubrałam Piotrkową niebieską koszulkę i szorty, po czym wróciłam do sypialni. Wymieniłam się z nim miejscem, bo teraz on zajął łazienkę.
Poczekałam piętnaście minut i ujrzałam Piotra leżącego już koło mnie. Uśmiechał się słodko patrząc mi w oczy. Spuściłam głowę w dół, twarz wykrzywiając w grymasie.
- Coś się stało? - zapytał unosząc moją brodę do góry. Musiał to lubić, często go na tym łapałam.
- Nie, ja tylko... Wstydzę się, że tak postąpiłam. - wymijałam jego wzroku jak mogłam. Zmusił mnie jednak do spojrzenia w twarz.
- Kochanie, nie masz się czego wstydzić. Cieszę się, że przeżyliśmy to razem. - jego niebieskie tęczówki przeszywały mnie na wylot.
- Dziękuję - pojedyncza łza spłynęła po moim policzku, ale on szybko ją starł i pocałował mnie w skroń. Ułożyłam głowę na jego torsie i w takim stanie zmógł sen.
***************************************
Zimny powiew wywołał na moim ramieniu gęsią skórkę. Wzdrygnąłem się i otworzyłem oczy. Wtedy zdałem sobie sprawę, że leżę sam. Pospiesznie nałożyłem na siebie klubową koszulkę i szare dresy. Wyszedłem z sypialni, wołając ukochanej.
I wtedy ją ujrzałem. Podszedłem szybko do ubranej do wyjścia dziewczyny i chwyciłem ją za ramię.
- Mała, pośpijmy jeszcze, zdążymy pojechać do internatu, jest jeszcze wcześnie.
Powoli obróciła się ukazując mokrą od łez twarz. Otworzyłem szeroko oczy, a szczęka opadła do ziemi. Nie rozumiałem co się działo...
- Nie, Piotrek - łkała - Ja... nie mogę... nie mogę wrócić. Przykro mi...
- Ale jak to?! Dlaczego? - wydukałem z siebie mocno przy tym gestykulując.
Nie dostałem jednak odpowiedzi na pytanie. Wpatrywała się we mnie coraz mocniej przygryzając wargę. Gromadzone w oczach łzy spływały jej strużkami po policzkach.
- Przepraszam - wyszeptała i wpiła się w moje usta. Ostatni pocałunek? Tak to się nazywa?
Oderwała się ode mnie i szepcząc kolejny raz przeklęte przeprosiny, skierowała się w stronę drzwi. Stałem jak słup soli, po czym ruszyłem ku niej.
Objąłem ją mocno starając się opanować jej drżące z emocji ciałko. Oderwała się ode mnie i ostatni raz spoglądając w moją stronę wybiegła z domu. Cały czas patrzyłem na jej oddalającą się w biegu postać nie wierząc co się dzieje.
Osunąłem się po ścianie i usiadłem na zimnych kafelkach.
Róża. Ona tak po prostu odeszła. Bez słowa wytłumaczenia opuściła mnie...
----------------------------------------------------
No i się stało. Przepraszam, że to jest takie kiczowate, ale ja naprawdę nie umiem nic normalnego napisać.
Spieprzyłam tutaj doszczętnie wszystko i wiem, że mnie za to zabijecie, ale taki był plan :(
Od razu obiecuję poprawę! Jeszcze raz przepraszam...
Misu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)