czwartek, 14 marca 2013

Rozdział 22

Przygryzłam obolałą już wargę, próbując poczuć znowu smak Jego ust. Kolejny raz obraz zamazał mi się przed oczami kiedy szłam to tego przeklętego parku. Rękawem wytarłam spływające po policzkach łzy i zorientowałam się, że jestem już pośród drzew. Jeszcze tylko parę metrów... Może Maciek zrezygnował? Może da mi spokój? Może...
  na marne moje przypuszczenia - wypatrywał mnie mnie szeroko się uśmiechając. Włożyłam ręce do kieszeni i zmniejszyłam odległość między nami.
   - Miło cię widzieć! - rzucił na powitanie. 
   - Nie mogę powiedzieć tego samego - skrzywiłam się.
   - Dobra, nie bawmy się w podchody. Wszystko załatwione? - jego ton był beznamiętny, choć wolałam to od przesłodzonego akcentowania każdego wyrazu.
   - Gdyby było inaczej, raczej bym tu nie przychodziła. - uniosłam znacząco brwi.
   - Racja - zaśmiał się - to dobrze, nie mogłem się doczekać.
 Zacisnęłam mocno pięści, a on pocałował mnie w policzek i złapał za rękę, tym samym każąc iść przed siebie.
   - Pokój zmieniony? - zapytał nagle. Przytaknęłam - Super.
  Pociągnął mnie za ramię, żebym na niego spojrzała. Złośliwy uśmiech okolony kilkudniowym zarostem i piorunujące spojrzenie przeszyło boleśnie moje wnętrzności. Spuściłam wzrok i wyobraziłam sobie, że to Piotrek ściska moją dłoń i jeździ kciukiem po jej wnętrzu. Prze oczyma stanął mi widok bezradnego Pita, gdy opuszczałam jego dom.
  Oczy po raz kolejny zaszły mi tafle łez. Zamrugałam szybko, ale nawet to nie pomogło i na płaszcz spłynęły pojedyncze krople. Wolną dłonią przejechałam po materiale rozmazując ślady. On nie może zobaczyć jak bardzo mnie to boli. Nikt nie może...
  Nikt nie może wiedzieć dlaczego zostawiłam Piotra. Co by było jakby ktoś się dowiedział, że jestem z Maćkiem, którego najbardziej nie cierpiałam, z wzajemnością, gdy kocham dwumetrowego chłopaka, który nigdy nie powiedziałby o mnie złego słowa.
  Dotarło to do mnie. Właśnie niszczę swoje życie i szansę na przeżycie go u boku ukochanego. Spieprzyłam wszystko...

                                                        **************************
   Kiedy siedziała smutna na tym fotelu naprzeciw mnie, myślałem, że jestem najnieszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Teraz wiem jak bardzo się myliłem...
  Nie miałem świadomości, że mijała minuta za minutą, a moja sytuacja stawała się coraz gorsza. Jak idiota wpatrywałem się w kremowy fotel i otworzoną na przerwanym momencie książce. Tak, czytała ją Rose.
 Prezenter za głośno opowiadał o kolejnych poszkodowanych po noworocznych zabawach. Wiedziałem, że moje cierpienie nie równa się z ich, ale ból psychiczny był gorszy od jakiejkolwiek kontuzji.
  Usłyszałem trzask drzwi.
   - Człowieku przycisz to trochę - syknął Bartman - Po co tak głośno gra to pudło?
   - Zagłusza moje myśli - odpowiedziałem bez żadnych sentymentów, a on spojrzał na mnie z marsową miną.
   - Nieważne... Masz coś na ból głowy? Wszystko mi się skończyło, a do ciebie jest bliżej niż do jakiejkolwiek apteki.
   - Poszukaj, coś powinno być - rzuciłem nadal wpatrując się w to cholernie puste miejsce.
 Zbyszek, nie mówiąc już nic, poszedł do kuchni. Dochodziły do mnie tylko dźwięki otwieranych szafek, przesuwanych przedmiotów i tłuczonej szklanki.
   - Dobra, mam coś! - krzyknął z kuchni i po chwili siedział koło mnie pijąc coś. Nie patrzyłem co, to i tak bez różnicy.
   - A gdzie Róża? - zapytał nagle. Milczałem. - Piter, gdzie ona jest?
   - Nie wiem - mruknąłem błądząc wzrokiem po stopach.
   - Jak to nie wiesz?! - wybuchnął Zibi - Jak można nie wiedzieć gdzie jest własna dziewczyna?!
 Nie odpowiedziałem mu zmieniając punkt zainteresowania na stojący przede mną kubek. Jeszcze wczorajszy, z śladami jej delikatnej szminki.
   - Ogłuchłeś czy co? - nie ustępował. - Nowakowski, odezwij się!
   - Odeszła! Odeszła, rozumiesz?! Zostawiła mnie, tak po prostu. Zniknęła. Nie wiem gdzie jest, ale wiem, że nie chce ze mną być. Wystarczy?
 Jego oczy zmieniły się w dwie pięciozłotówki, a ręce oparły bezwładnie z głośnym plasknięciem na kolana.
   - Ale... wczoraj było jeszcze wszystko dobrze...
   - Racja, było - warknąłem.
   - Mówiła czemu?
   - Nic, chyba nawet chciała wyjść bez pożegnania.
   - To do niej nie podobne...
   - Wiem! A wiesz co jest najgorsze? Że nawet za nią nie pobiegłem. Stałem i jak taki pojeb patrzyłem jak biegnie.
   - Czasem warto dać komuś wolną wolę, żeby dowiedzieć się czy uczucie jest prawdziwe. - powiedział z grobową miną. Spojrzałem na niego z ukosa.
    - Musi być ze mną naprawdę źle, bo Bartman filozofuje.
    - Stary, nie mówię sobie tego tak po prostu. - szturchnął mnie w ramię. - Chcę, żebyś o nią walczył. Samo to, że będziesz siedział w chacie i myślał o niej jak o zeszłorocznym śniegu nic nie pomoże. Musisz podnieść ten siatkarski zad i zrobić wszystko, by do ciebie wróciła.
    - Jasne, bo ona akurat po tym jak mnie zostawiła będzie chciała wrócić. - zaplotłem ręce na klatce piersiowej - Nie wierzę w to.
   - Rób co chcesz. - zirytował się - Widzę, że nie masz ochoty na rozmowy. Trzymaj się.
 Po tych słowach opuścił dom. Znowu chciałem od tego uciec... Ale jak?
  Gdybym tylko przestał ją kochać... Byłoby mi o wiele łatwiej. Tylko jak zapomnieć o kimś, kogo kocha się nad życie? Jak wymazać go ze swojego życia? I jak zagłuszyć palące z tęsknoty serce?
  Nie potrafiłem odpowiedzieć sobie na te pytania. Jedyną nasuwającą się odpowiedzią była ona, Rose..


                        *************** dwa tygodnie później ********************

  - Koniec, możecie już iść się przebierać - powiedziała z uśmiechem Sowa. Wszystkie dziewczyny podniosły się i podążyły ku wyjściu. Poczułam na ramieniu zimną dłoń. Cholera, znowu! - Mogę z tobą porozmawiać?
  - Oczywiście - powiedziałam zachrypniętym głosem i odwróciłam się do kobiety.
  - Różo, coś się dzieje? - zapytała z troską.
  - Nie, wszystko w porządku - uniosłam kąciki ust do góry. - O co chodzi?
  - Martwię się o ciebie. Ostatnio... zmieniłaś się. - zmarszczyła brwi - Nie widziałam, żebyś rozmawiała z Kamilą. Poza tym zbladłaś i nie masz już tyle energii co kiedyś. Jeśli potrzebujesz rozmowy, to śmiało możesz mi powiedzieć co cię trapi.
  - Zapewniam panią, że czuję się dobrze. Jeśli będzie coś nie tak, zgłoszę się do pani.
  - Niech ci będzie. - przeleciała wzrokiem po mojej sylwetce - Dbaj o siebie.
 Kiwnęłam głową potakująco i ruszyłam do szatni. Jedyną osobą, która nadal się przebierała była Nadia. Rosjanka już dawno powinna być z powrotem w swoim kraju, jednak "na szczęście" znalazło się miejsce.
  - Słyszałam, że układa ci się z Maćkiem - mruknęła z typowym dla Rosjan akcentem. - Nie dziwię się Kamila, że nie chce z tobą rozmawiać. Na jej miejscu już dawno wymierzyłabym ci kilka siarczystych policzków.
  - Jakie to szczęście, że jesteście zupełnie różne - syknęłam - Kamila nie jest taka jak ty, ona nie skrzywdziłaby nawet muchy.
  - Jesteś bezczelna - zarzuciła długie włosy na plecy i zawiesiła na ramię torbę - Mówisz jej o okropieństwach, które wyrządził Maciek, a potem z nim jesteś. Do tego ten Pietr czy jak mu tam... Pomyślałaś co on czuje? Wątpię...
  Wyszła z pomieszczenia zostawiając mnie samą z własnymi myślami. Poszłam pod prysznic i przebrałam się w jeansy i bluzkę z długim rękawem.
   Dobrze wiem co on czuje. Dobrze wiem na jaką sukę wyszłam. Zrozumiem też, jeśli okaże się, że miłość przerodziła się w nienawiść. Zasłużyłam sobie na to, ale nie chcę przestać go kochać. Mimo wszystko, nadal myślę o nim codziennie, nieraz ułamki sekundy powstrzymywały mnie od naciśnięcia zielonej słuchawki przy jego numerze. Każda możliwa siła ciągnęła mnie na Podpromie, ale co z tego, jeśli mój jakikolwiek kontakt z Piotrem byłby sporym ryzykiem. Tak bardzo chciałam zobaczyć jego uśmiechniętą twarz, usłyszeć choćby głupie "cześć", nie mówiąc już o wtuleniu się w jego bezpieczne ramiona. Nadzieja matką głupich, co?
  Wyszłam z budynku szkoły. Nie miałam jednak ochoty na obiad, samotne siedzenie w pokoju czy towarzystwo Maćka. Podążyłam przed siebie. Weszłam do księgarni i zaczęłam przebierać między literaturą.
  Szłam wzdłuż regałów, szukając czegoś nowego aż trafiłam na"Kod Leonarda da Vinci". Już długo wyszukiwałam tej książki, więc wyciągnęłam ku niej rękę. Dotknęłam opuszkami palców grzbietu opasłego tomu, gdy czyjaś dłoń spoczęła na mojej, jednak szybko się cofnęła. Także zabrałam rękę z lektury.
   - Przepraszam, ja... - spojrzałam w górę i zamarłam. Wysoki brunet z lekkim zarostem i cienkimi okularami na nosie patrzył na mnie osłupiały. Zbyszek jak zwykle miał na twarzy wyryty uśmiech, ale zrozumiał kto przed nim stoi i otrząsnął się, przybierając grobowy wyraz twarzy. - Weź ją, poszukam innej.
   - Nie trzeba, dam sobie radę. - wybełkotał. Wzięłam więc egzemplarz i odwróciłam się od Bartmana. Zrobiłam kilka kroków i usłyszałam za sobą głośne kaszlnięcie. Nie wytrzymałam, zwróciłam się do zamyślonego chłopaka.
   - Zbyszek - przykułam na siebie jego uwagę. - Mogę z tobą pogadać? Obiecuję, nie zajmę ci dużo czasu.
   - Dobra, ale wyjdźmy stąd, za dużo tu ludzi.
 Przytaknęłam i, pozostawiając upragnioną książkę na stosie innych ułożonych, wyszłam za nim z księgarni.
   - Więc co chcesz wiedzieć? - zapytał gdy szliśmy w milczeniu kilka minut.
   - Co się dzieje z Piotrkiem? Tak, wiem, nie powinno mnie to obchodzić, bo jestem bezuczuciową suką, ale chciałabym...
   - Zgadzam się, nie powinno cię to interesować - powiedział przez zaciśnięte zęby, ale odetchnął. - Jest załamany. Nie chce mu się żyć, nic nie ma sensu... wiesz jak to jest. Otacza go grupka  śliniących się na jego widok dziewczyn, ale mało która ma coś w głowie. Odpycha jedną po drugiej, szukając w nich choćby cząstki przypominającej ciebie. Rose, czemu to zrobiłaś?
   - Ja... - zawahałam się - nie mogę powiedzieć. I tak byś nie zrozumiał.
   - Kochasz go jeszcze?
 Przymknęłam oczy. Piekące powieki znów miały mieć dostarczone słonawej wody. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Jeśli powiem, że nie, moja szansa ponownego spotkania Piotrka wynosić mogła zero.Jeśli jednak powiem "tak", będą chcieli mnie odciągnąć od Maćka, co równa się zerwaniu umowy.
   - Tak - wyszeptałam - z każdym dniem coraz mocniej.
- To czemu... - Zbyszek, ty nic nie rozumiesz! Powrót do Piotra... to moje marzenie. Chciałabym go spotkać, ale nie mogę
. - Rozumiem. - z politowaniem cmoknął ustami. - Niedługo mam trening, muszę uciekać.
 - Nie mów mu, że rozmawialiśmy, proszę - spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem.
 - Nie powiem - uśmiechnął się. - A teraz jak najszybciej pozałatwiaj to co masz i wracaj do Nowakowskiego, bo sam zacznę was łączyć.
 - Dziękuję - wykrzywiłam usta w krzywym uśmiechu. Kiwnął głową na pożegnanie i już go nie było. Szłam drogą powrotną do internatu. Czyli nie zapomniał o mnie... I mimo wszystko chce mnie znać. Z uśmiechem na ustach weszłam do gmachu, a potem do pokoju. Jednak na widok wewnątrz moja mina się zmieniła.
 - Tęskniłem - mruknął Maciej obsypując moją szyję i okolice ust szybkimi pocałunkami. - Gdzie byłaś tak długo?
 - Zajęcia mi się przeciągnęły - rzuciłam pierwsze co wpadło mi do głowy.
 - Kłamiesz - zmarszczył brwi. - wszystkie dziewczyny z twojej gruby od godziny są w pokojach.
 - Musiałam dłużej poćwiczyć skoki i obroty, bo na jutr...
 Nie zdążyłam nic więcej powiedzieć. Pod wpływem siły wycelowanej w mój policzek, zrobiłam kilka kroków w tył, a głowę odchyliłam do tyłu. Zachwiałam się i po chwili leżałam na ziemi trzymając się za obolały policzek.
 - Nigdy więcej nie waż się mnie okłamywać - wysyczał i z zaciśniętymi pięściami wyszedł z pokoju. Leżałam bez ruchu czując jak pulsuje mi prawa noga w okolicach piszczelu i lewy policzek. Okropny ból nie pozwalał mi wstać.
Po policzkach ściekły łzy, a ja podniosłam się na rękach i opadłam na łóżko. Klamka od drzwi przekręciła się. Czekałam na najgorsze - że Krawczyk wrócił z zamiarem sprawienia mi większego bólu. Zacisnęłam powieki gdy kroki stawały się coraz silniejsze.
 - Boże, Rose, co ty zrobiłaś? - rozbrzmiał damski zatroskany głos. Otworzyłam ślepia i ujrzałam Kamilę. Moją Kamilę! Uśmiechnęłam się lekko.
 - Nic mi nie jest, dzięki za troskę.
 - Porozmawiajmy - powiedziała poważnie - Tylko 5 minut.
 - Nie mogę... Nie mogę z tobą teraz rozmawiać - wyszeptałam nerwowo. - Kama, obiecuję ci, później się zobaczymy, ale nie teraz. Błagam!
 Kiwnęła głową i wybiegła z pokoju. Zostałam sama. Na policzek spłynęła krwawy rumieniec, wstydziłam się. Ona na pewno to widziała i słyszała. Kolejna fala bólu...
 Zacisnęłam zęby. Już więcej nie dam sobą pomiatać. Nie dam odebrać sobie miłości i przyjaźni. Tylko jak tego dokonać - nie wiem.
 --------------------------------------
Wiem, że mnie za to znienawidzicie, ale poczekajcie z tym jeszcze trochę :D
Bardzo dziękuję za każde miłe słowo :) Wszystkie blogi, które mi zostawiacie, jeśli jeszcze tego nie zrobiłam, przeczytam niedługo. ;)
Misu.

13 komentarzy:

  1. Eh, najważniejsze, że Kammila jej nie zostawiła ostatecznie i stara się zrozumieć jej sytuację...
    To wszystko jest takie smutne...

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda mi Pita, ale wierzę, że Róża do niego wróci. Maciek-dupek, idiota i wszystko inne. Cieszę się,że Kamila nie skreśliła :D czekam na następny i zapraszam do mnie:
    siatkowkatezplatafigle.blogspot.com
    Pozdrawiam Ka.

    OdpowiedzUsuń
  3. O Boże ,co ten Maciek sobie wyobraża .... Co za dziad... Boże tak mi szkoda Cichego :< Masakra Rose ogarnij sie ,powiedz Piotrkowi prawdę i znów bedzie pięknie i kolorowo :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mój komentarz dotyczący tego postu : nieeeeee.
    Okropne, smutne, przerażające, beznadziejne. To wszystko jest beznadziejne, ta cała sytuacja w której znalazła się Rose. Kurczę, niech dziewczyna pójdzie po rozum do głowy, niech jej Zibi pomoże, nie wiem. Marnuje się tylko biedna z tym debilem u boku.

    OdpowiedzUsuń
  5. niech Ona nie daje sobą tak pomiatać. Niech weźmie się w garść bo tego dupka trzeba ukrócić!
    pozdrawiam
    http://www.niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże! Ten blog jest tak świetny, że po prostu nie mogę go wyrazić słowami! Wszystkie 22 rozdziały przeczytałam w cały wieczór. Mój telefon nie nadążał z ładowaniem. Nie wiem jak to robisz, ale czytając to, mam wrażenie jakbym to ja była na miejscu Róży. Przeżywam to wszystko razem z nią. Bardzo Cię za to podziwiam. :)

    Mam nadzieję, że wszystko się wyjaśni, Maciek pójdzie za kratki, a Rose będzie z Piotrkiem. Nie męcz mnie już dłużej. ;)

    Czekam ze zniecierpliwieniem na kolejny rozdział. Dodaj go jak najszybciej! ;)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jezu, co ta dziewczyna ze sobą robi? Przecież się wykończy, prędzej czy później. Musi uciec od Macieja, i to migiem! Nie może pozwolić, aby jakiś kretyn zniszczył jej życie. Trzeba czasami być choć trochę asertywnym.
    Zbychu, bierz Pita w troki, niech ratuje Rose, bo ona sama raczej sobie nie da rady! I przestań zęby suszyć, bo tylko idiotę z siebie robisz. Trochę powagi. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na szesnastą perwersję na http://anielska-perwersja.blogspot.com/. Obiecuję, że wszelkie zaległości na blogach nadrobię w weekend. Pozdrawiam, Caroline. ^^

      Usuń
    2. Zapraszam na drugi rozdział na http://ochroniarz-na-obcasach.blogspot.com/. Pozdrawiam i przepraszam za zaniedbania, Caroline. :*

      Usuń
  8. Nieeeee, nie! Nie, dlaczego?! Maciek to... szuja. Trochę łagodniej go określiłam, bo nie chce używać wulgaryzmów... Ale co on sobie wyobraża?!
    Dobrze, że Kamila powoli w to wkracza, mam nadzieję, że przemówi Rose do rozumu.

    OdpowiedzUsuń
  9. Rose jest głupia :C Przepraszam, że to mówię, ale to prawda. Powinna powiedzieć całą prawdę o Maćku Pitowi, Kamili, a co najważniejsze policji... To chpry człowiek, jego powinno sie leczyć w zakładzie zamkniętym ;x Mam nadzieję, że jednak Rose zmądrzeje i wróci do Piotrka :*



    W wolnej chwili na drugi rozdział http://nowe-szanse.blogspot.com/

    Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
  10. Zapraszam do siebie na nowy rozdzial pieprznieta.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Kurde co jest z Rose nie powinna dać sobą pomiatać!Zapraszam
    http://parkiet-siatka-mikasa-moje-marzenie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń