- Różo! - mama zarzuciła mi się na szyję kiedy tylko przekroczyłam próg kuchni. Dotknęłam delikatnie jej pleców. Nic się w niej nie zmieniło prócz posiwiałych już włosów. - Nawet nie wiesz jak tęskniłam!
- Ja też - wyszeptałam czując na bluzie mokrą plamę. Czerwone ślipia spojrzały na mnie ponownie. - Może odłożę swoją walizkę.
Wolnym krokiem poszłam na piętro pod najdalszy pokój. Otworzyłam drzwi i lekko się uśmiechnęłam.
Brzoskwiniowe ścian, całe były w zdjęciach drużyn siatkarskich i tancerek. Na krześle nadal wisiała stara torba na treningi, a jasne panele zdobił jasny dywan. Wszystko prócz widoku za oknem pozostało takie jak przed moim wyjazdem prócz małej paczki leżącej na biurku.
Podeszłam by przyjrzeć się zawiniątku. Zaadresowana do mnie, jednak bez nadawcy. Zaczęłam rozwijać papier, gdy usłyszałam kroki.
- I jak? - w drzwiach pojawił się Filip z zaciekawieniem wypisanym na twarzy.
- Skąd to? - zapytałam.
- Nie wiem, dzisiaj przyszło, więc nie otwieraliśmy - podszedł do mnie spoglądając znad mojej głowy. Rozerwałam papier i zobaczyłam białą kartkę, która usilnie coś zasłaniała. Napis na niej głosił " Połóż pod choinkę i nie ruszaj aż do rozpakowywania prezentów, bo wszystko zepsujesz!". Obróciłam paczkę w rękach. Niech będzie, pomyślałam i skierowałam się do salonu. Położyłam prezent i poszłam pomagać w przygotowaniach do świąt.
Cały dzień przebiegł nam na gotowaniu i pieczeniu. Mama wypytywała mnie o szkołę, taniec i znajomych, ale nie potrafiłam powiedzieć jej wszystkiego. Nie wspomniałam nic o Piotrze ani żadnym z siatkarzy. Nie chciałam by wiedziała, że spotykam się ze starszym chłopakiem (oczywiście dla mnie wiek nic nie znaczy) lub spędzam czas z kilkoma takimi. Skończyłyśmy robić wszystko
w kuchni i usiadłyśmy w salonie przy kominku.
- A jak ci idzie z tańcem u tej Rosjanki? - zapytała, a ja oderwałam wzrok od ognia.
- Dobrze, coraz lepiej. - odpowiedziałam oczywiście zatajając wszystkie zasłabnięcia. Nawet nie chciałam myśleć jaka nerwowa by była, gdyby się o tym dowiedziała. Było już dość późno, więc zrobiłam się senna. Tak bardzo tęskniłam za swoim starym łóżkiem. - Idę do pokoju, dobranoc.
Zabrałam ze sobą piżamę i poszłam pod prysznic. Wycierając już mokre włosy pomyślałam o tym od kogo może być paczka. Hmm, miałam dwie wersje: albo rodzina z Gdańska, albo Piotrek. Właśnie, Pit! Miałam się do niego odezwać! Przebrałam się szybko w pokoju dorwałam swój telefon. Lista kontaktów ciągnęła się jak nigdy. Kiedy już nacisnęłam na kontakt "Piotrek", mój kciuk błądził nad "Wiadomość" a "Zadzwoń". Wciskając tą drugą opcję, przyłożyłam komórkę do ucha.
- Halo, Rose? - po trzech sygnałach usłyszałam nieco zdeformowany głos Nowakowskiego.
- Yy, tak to ja - powiedziałam szybko - Pomagałam mamie w przygotowaniach, dlatego wcześniej nie dzwoniłam. Jesteś już u siebie?
- Nie, jutro rano wyjeżdżam, żeby zdążyć na wigilię. Dzisiaj kupowałem prezenty, bo z gołymi rękoma nie pojechałbym. I mam coś dla ciebie, ale niestety nie mogę ci teraz tego dać. - mówił smutnym głosem. - Tęsknię, wiesz?
- Ja też, ale być może nawet za cztery dni się widzimy - próbowałam go pocieszyć, a w odpowiedzi usłyszałam tylko lekki śmiech. Tak bardzo chciałabym go teraz słyszeć mając go obok siebie.
- Liczę na to. - wymruczał, a w oddali słychać było trzask i dwa znane mi śmiechy; Zbyszek i Michał chyba już nie opuszczają jego domu. Pit wyraźnie się zdenerwował, bo krzyknął - Wy mi zaraz ten dom rozjebiecie! - po czym nieco wyciszony dodał - Przepraszam cię, ale muszę kończyć. Odezwę się jutro, obiecuję.
- Pa - rozłączyłam się i położyłam się na łóżku trzymając telefon w rękach. Rozległo się pukanie w drzwi. Po moim "proszę!" do pokoju wszedł Filip z dwoma czekoladami w ręce. Ten chłopak może jest tony słodyczy a i tak nie utyje. Cwaniak, mimo mojego sprzeciwu, rzucił mi jedną, a drugą otworzył i zaczął jeść jak batona.
- Z kim gadałaś? - zapytał przeżuwając.
- Nie twój interes - pokazałam mu język i ustąpiłam mu miejsca siadając po turecku.
- Oj no powiedz mi - zrobił wielkie oczy - Jedynemu bratu nie powiesz? Proszę.
Westchnęłam. Wiedziałam, że prędzej czy później sam to ze mnie wydusi, więc po co zwlekać.
- Taki Wojtek. - powiedziałam cicho unikając jego ciekawskiego spojrzenia.
- Twój chłopak?
- Fifi, skąd ci przyszło do głowy, że mam chłopaka?! - oburzyłam się.
- No co, masz już siedemnaście lat, więc to byłoby dziwne gdybyś nie miała - powiedział ze stoickim spokojem wpatrzony w brązową tabliczkę. - Także chodzisz z nim?
- Tak. - mruknęłam niezadowolona, a na jego twarzy ukazała się satysfakcja. - Tylko nie mów mamie. Nie chcę, żeby się denerwowała.
- Nie powiem, jak ty zdradzisz ile ma lat i gdzie się uczy.
- No wiesz co. - żachnęłam - Ale skoro koniecznie chcesz wiedzieć, to ma 18 lat i studiuje filologię polską.
Spojrzał na mnie spod ukosa. Wiedział, że kłamię. Wstał i udając, że przechadza się wzdłuż ścian, sięgnął zdjęcie skaczącej w jette tancerki z autografem Zuzanny Cembrowskiej i wyciągnął z kieszeni zapalniczkę.
- Powiedz prawdę albo Zuzia zacznie się jarać - mówił z szatańskim uśmiechem. Wiedział, że ten autograf jest dla mnie najważniejszy; w końcu dostałam go cudem, i to dzięki tacie.
- Filip, przestań! To nie jest śmieszne! - zaczęłam skakać do jego wysoko wyciągniętej ręki. Dlatego musi być taki wysoki?! On w tym czasie odpalił zapalniczkę i powoli przysuwał ją do fotografii. - Dobra, powiem prawdę, tylko odłóż to na miejsce.
Śmiejąc się wykonał moje polecenie, usiadł na kręconym fotelu przy biurku i obrócił go w moją stronę.
- Zamieniam się w słuch - uniósł głowę nadal triumfując.
- Ma 21 lat, jest siatkarzem i nazywa się Piotr Nowakowski. - powiedziałam tak szybko jak umiałam.
- Ty chyba sobie żartujesz - zaczął się głośno śmiać, co wybiło mnie z równowagi. - Ty i Nowakowski? Serio?
- Myślisz, że ryzykowałabym utratę autografu Cembrowskiej, byle tylko cię skłamać? - podniosłam brwi.
- Nie robisz sobie żartów? - zapytał nadal nie dowierzając. Przytaknęłam głową. - Ale jak?
I zmuszona byłam opowiedzieć mu o treningach, Kamili, Kubie i imprezie gdzie się poznaliśmy.
-... I następnego dnia poszliśmy na trening Resovii, a tam się dosłownie na siebie wpadliśmy. Wymieniliśmy się numerami, a on zaproponował spotkanie. Tyle starczy? - zapytałam z nadzieją.
- Tak - powiedział, a ja odetchnęłam z ulgą. - Ale dalej tego nie rozumiem jak ty, moja starsza cicha siostra mogła związać się z jakimś chłopakiem, a co tu mówić o siatkarzu.
- No widzisz, cuda się zdarzają - potargałam mu ciemną czuprynę - A teraz idź spać, bo jutro Wigilia. I niech ja tylko zobaczę w nocy, że nie śpisz, to rano o szóstej będziesz miał musztrę z biegami po śniegu.
- Już to widzę - mrugnął i stanął w drzwiach. - Ej, Rose, zapoznasz mnie kiedyś z nim, co?
- Jasne - powiedziałam i położyłam się w łóżku. - Dobranoc.
- Dobranoc - zamknął drzwi i poszedł do swojego pokoju.
Zgasiłam lampkę nocną i zamknęłam oczy, przed którymi od razu pojawił się tata. Ta sama szczęśliwa mina, którą zapamiętałam przed jego pójściem do szpitala. Uśmiechnęłam się sama do siebie. On cały czas nade mną czuwa, pilnuje by nie stało mi się coś złego. Nie wiem kiedy, odpłynęłam do Krainy Morfeusza czując przy sobie ojcowską dumę.
*******************************
Jak dobrze być w domu. Przynajmniej na kilka dni uciec od treningów i pracy zaszywając się w domowym zaciszu. Żyrardów przykryty był świeżym śniegiem, a ulice jak zwykle jakby uśpione. Tylko moje auto robiło tyle hałasu przemierzając czarny asfalt. Podjechałem pod nasz dom i otworzyłem drzwi. Od razu poczułem zapach pieczonego ciasta. Zdjąłem buty, zostawiłem walizkę i zakradłem się do kuchni. Mama wyraźnie miała za dużo na głowie. Stanąłem za nią nad nie zdradzając swojej obecności.
- Pomóc w czymś? - zapytałem mając głowę równolegle z jej, na co podskoczyła wypuszczając z rąk opakowanie z makiem.
- Boże, Piotrek, przez ciebie zawału dostanę! - krzyknęła i przycisnęła moją głowę do piersi. - Już myślałam, że nie przyjedziesz na święta i zostaniesz sam jak ten palec w tym Rzeszowie.
- Nie, wolałem wrócić do was - uśmiechnąłem się zawieszając kurtkę w przedpokoju i poszedłem do kuchni. - Gdzie reszta?
- Martyna jeszcze w pracy, Karol wybył, a ojciec w delegacji - zasmuciła się - ale na wigilię wrócą.
- Tak więc co mam robić? - zadałem znowu pytanie i zająłem się myciem wskazanych przez mamę naczyń. W międzyczasie pojawiła się Martyna.
- Rany, nie wyobrażasz sobie ile ludzi przychodzi do biura przed świętami. Przecież i tak sklepy są pozamykane, a... - przerwała i gdy mnie zauważyła, potargała mi włosy z wielkim bananem na twarzy. - Cześć mały blondasku.
- Miłe powitanie - mruknąłem i objąłem ją ramionami.
Wraz z siostrą nakryliśmy stół. Bawiliśmy się przy tym jak kilka lat temu, gdy jeszcze co dzień byłem w domu. I kto mi wmówi, że ona jest starsza? Nigdy w życiu! Gorzej jak z pięciolatką...
- Siema rodzina, Karol wrócił! - doszedł nas głos mojego brata niosącego ze sobą blachę ciasta z czekoladową polewą. - O, nawet pewien rzeszowianin nas odwiedził, to na pewno są święta.
Roześmialiśmy się w głos. Reszta wieczoru minęła spokojnie, aż naszła pora zasiadania za stołem.
Jak co roku, pascha rozpoczynała się modlitwą za tych, których przy nas już nie ma a potem przyszedł czas na dzielenie się opłatkiem.
-... I żebyś w końcu znalazł sobie kogoś porządnego w tym Rzeszowie - mrugnęła Tyna gdy odłamałem mały kawałek od jej opłatka.
- No wiesz - powiedziałem kiedy skończyła składać mi życzenia. - Akurat tak się składa, że mam kogoś.
- Żartujesz?! - słysząc w tym pytaniu wielkie zdziwienie uniosłem brwi. - Kogo?
- Nieważne - pokazałem jej język i usiedliśmy przy stole.
Atmosfera nie była do końca taka sama. Martyna, znana z gadatliwości, nie odzywała się prawie wcale cały czas uśmiechając tajemniczo.
- Martynka, coś ci się stało? - zapytała mama gdy kończyliśmy sprzątać po kolacji. Zwykle biegałaby po domu, żeby sprzątać szybciej, bo ona już chce swój prezent. Tak, moja starsza siostra.
- Nie - powiedziała cały czas zamyślona.
- Ok, to otwieramy prezenty - Karol zatarł ręce idąc w stronę choinki.
Szybko poszedłem do swojej walizki, zabierając z niej kilka kolorowych opakowań. Jedno, z napisem "Rose" nadal tkwiło pomiędzy koszulkami. Tak bardzo chciałbym teraz móc Jej to wręczyć...Potrząsnąłem głową. Dość, ona jest w swoim domu, ty w swoim, nawet nie myśl, by to zmienić. Parę dni i znów ją zobaczysz.
Wróciłem do nich wręczając każdemu przypisaną torebkę. Tyna latała jak zwariowana otwierając parę butów.Specjalnie Michał dzwonił do Moniki, żeby dowiedzieć się jakie obuwie lubią kobiety, a ona, zamiast normalnie się ucieszyć, reaguje jakbym dał jej stare getry Bartmana z zeszłego sezonu. Tymczasem Karol biegał po domu robiąc zdjęcia wszystkiemu czemu się dało nowym aparatem. Otworzyłem też swoją paczkę. Pod świątecznym papierem znajdowała się wielka antyrama ze zdjęciami z każdego okresu życia: od dnia urodzenia, przez pierwszy mecz siatkówki, ukończenia szkół, po zdjęcia z mojej ostatniej wizyty w domu, kilka miesięcy temu. Spojrzałem po kolei na moją rodzinę i mocno ich uściskałem.
- Dziękuję wam, cudowny prezent - powiedziałem szczerząc się jak głupi do sera. Kolejny raz mój wzrok przebiegał przez różnokolorowe zdjęcia i komentarze autora.
- Ostatnio jak cię odwiedziłam - zaczęła Martyna - zobaczyłam, że jedną ścianę masz pustą i wtedy wpadłam na pomysł, żeby coś z tym zrobić. No i akurat padło na kolaż.
- Dziękuję.
Aż do pasterki siedzieliśmy w salonie przy herbacie rozmawiając o minionym roku. Każdy z sąsiadów widząc mnie, uśmiechał się tajemniczo. Nie oczekiwałem niczego innego - moja kariera w Resovii zaczęła się rozwijać, co oznaczało większe zainteresowanie moją osobą. Mijałem ich z zakłopotanym wyrazem twarzy. Całą mszę siostra próbowała mi coś powiedzieć, jednak czując na sobie ciekawskie spojrzenia odmawiałem jej.
- Teraz w końcu mogę? - zapytała cicho gdy wracaliśmy do domu, a kiedy przytaknąłem, mówiła dalej: - Powiedz mi kto ci skradł to serce.
- Nikt znany - próbowałem się jej pozbyć, ale na marne.
- Oj no powiedz, nie bądź taki - uwiesiła się na moim ramieniu.
- Róża Wilk, znasz? No właśnie, nie. - powiedziałem nie czekając na jej odpowiedź.
- No to poznam - uśmiechnęła się beztrosko. - A czym się zajmuje?
- Tańczy - odpowiedziałem wyobrażając sobie zdjęcia zrobione w trakcie tańca widniejące na moim laptopie.
- O, coś nowego - powiedziała zaskoczona. - Mój braciszek ma dziewczynę tancereczkę, kto by pomyślał... Dobra, opowiesz mi wszystko później - mówiła szybko gdy Karol otwierał drzwi. - teraz pewnie tęsknisz. Ach, nie wiesz nawet jak się cieszę!
Pognałem na górę chcąc zatelefonować do Rose. Wyjąłem z torby podróżnej telefon. Wybrałem numer Róży.
- Słucham? - rozbrzmiał jej dźwięczny głos.
- Wesołych świąt! Jak minął dzień? - zapytałem lekko zdenerwowany.
- Dobrze, właśnie siedzieliśmy w salonie i gadaliśmy. Nie wyobrażasz sobie ile udało mi się nadrobić w materiale szkolnym przez dwie godziny. Coraz szybciej mi idzie, a jak dobrze pójdzie, jutro powinnam skończyć wszystko.
- Cieszę się - uśmiechnąłem się sam do siebie. Dobrze, że chwyciłem za telefon; ten głos pobudzał do życia lepiej niż mocna kawa. - Kiedy cię zobaczę?
- Niedługo. - szepnęła - Lepiej byłoby się uczyć mając cię obok.
- Wątpię, że byłabyś w stanie cokolwiek zapamiętać. - zaśmiałem się, a ona mi zawtórowała. - Kocham twój śmiech. Jest taki... Niezwykły, jakby wyciągnięty z najpiękniejszego snu.
Zamknąłem oczy i położyłem się na łóżku. Rozmawialiśmy około pół godziny, a mnie było ciągle mało jej przyjemnego głosu.
- Muszę kończyć - szepnęła smutno - Wołają mnie.
- Nie smuć się, jutro porozmawiamy - pocieszałem ją jak najbardziej mogłem.
- No dobrze, to do jutra. - zaśmiała się - pa.
- Pa - powiedziałem, po czym się rozłączyła.
Zszedłem na dół, gdzie od razu Martyna spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Róża? - zapytała
Pokiwałem głową.
- Skąd wiesz? - zapytałem zdezorientowany.
- Tak szczerego uśmiechu u ciebie nie widziałam dawno - powiedziała i pocałowała mnie w policzek.
-----------------------------------------
Dzień dobry! :D
Pierwszy rozdział, gdzie obydwoje z bohaterów są za Rzeszowem :)
Nie wiem czy mi wyszedł ten rozdział, osobiście nie jestem z niego zadowolona.
Wszystkie osoby, które wysłały mi swoje opowiadania, a nie przeczytałam ich bardzo przepraszam, obiecuję nadrobić to gdy znajdę czas.
Pojawiło się moje drugie opowiadanie, inne od tego, jednak zapraszam do przeczytania Magii rubinu
Pozdrawiam serdecznie, Doroshi ;)
Aah jak ja kocham ten blooog ,bo o Piotrkuu <3
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na nowy rozdział pieprznieta.blogspot.com
Pozdrawiam ~~>Annie
Świetny rozdział. Może się powtarzam, ale każdy kolejny naprawdę zasługuje na przeczytanie ;)
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie jedno : od kogo był ten tajemniczy prezent dla Róży i co to było. Początkowo myślałam, że to od Pitera, ale skoro on swój prezent ma ze sobą... Mam niezłą łamigłówkę teraz do rozwiązania :D Mam nadzieję, że w następnym rozdziale coś o tym prezenciku wspomnisz ;)
Świetny jak zawsze!'
OdpowiedzUsuńUwielbiam Pita a w tym opowiadaniu jeszcze bardziej!
Kiedy następny?
Postaram się dodać jutro bądź we wtorek.
UsuńTeż uwielbiam Pita :D
Pozdrawiam ;)
zaciekawiło mnie od kogo ten prezent...na początku myślałam, że nadawcą jest Piotrek.hmmm no ale niebawem na pewno się dowiemy:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
http://www.niedostepni-dla-siebie.blogspot.com
Boże, oni są tacy słodcy *-* Zwłaszcza Piotrek, widać, że kocha ją szczerze i nigdy nie zawiedzie. Tylko, żeby sielanka trwała wiecznie i nic im nie przeszkodziło w byciu ze sobą jak najdłuzej.
OdpowiedzUsuńI teraz tak patrzę do bohaterów... Kuba... No ja się w nim chyba zakocham *___* Więcej pana Janusza poprosze! C:
Genialny rozdział!Zapraszam
OdpowiedzUsuńhttp://parkiet-siatka-mikasa-moje-marzenie.blogspot.com/
Zapraszam na nowy rozdział pieprznieta.blogspot.com
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział;) zapraszam do siebie. http://lizak4991.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńNo i proszę, niestety nie udało się utrzymać związku w tajemnicy. Może to i dobrze? Nie będzie rodzinnych zaskoczeń w przyszłości. :D
OdpowiedzUsuńciekawa jestem, od kogo jest ta paczka dla Rose. Czyżby Pit? :)
Autograf albo powiedzenie prawdy, toż to cios poniżej pasa. :P
Zapraszam na dziewiątkę na http://matrymonialna-zawierucha.blogspot.com/. Pozdrawiam cieplutko, Caroline. :*
Usuń