czwartek, 17 stycznia 2013

Rozdział 14

   Zaśnieżone polskie drogi są złe, a co tu w ogóle mówić o liniach lotniczych. Wciśnięty w małe siedzenie samolotu z książką na kolanach, co cshwilę spoglądałem zniecierpliwiony na zegarek. Godzina 16:42, o 18:03 mieliśmy lądować, ale wszystko wskazywało na opóźnienie. Pukałem palcami w oparcie, co zwróciło uwagę siedzącego koło mnie chłopca.
   - Ale pan jest nerwowy - powiedział dając nacisk na "r" i wyszczerzył się ukazując piękne dziury w uzębieniu. Zaśmiałem się cicho, a on kontynuował szeptem. - Boi się pan, latać? Bo ja trochę tak.
   - Nie masz się czego obawiać, niedługo lądujemy - uśmiechnąłem się do niego i podałem mu swoje PSP - masz, pograj, to czas szybciej ci minie.
   - Ale ekstra! - krzyknął włączając sprzęt i spoglądając na mnie z zachwytem w oczach. - Dziękuję.  Fajny pan jest.
   - Mów mi Piotrek. - powiedziałem, ale on już był w wirtualnym świecie i tylko podał mi swoją chudą rączkę rzucając ciche "Aleks".
   Wsłuchiwałem się z rozbawieniem jak Alek nadaje efekty dźwiękowe ostrym zakrętom i przyspieszeniom samochodowi z ekranu. Nagle głos stewardessy ogłosił, że lot dobiega końca, a mój towarzysz zrobił tylko skwaszoną minę i wyłączył grę.
   - Masz, dziękuję za pożyczenie - wyciągnął dłoń z konsolą, widocznie nie mając chęci do zwrotu.
   - Weź ją - machnąłem ręką nie przyjmując jej.
   - Naprawdę mogę? - zrobił oczy wielkie jak pięć złotych - Dzięki!
  Zacząłem pakować leżące koło mnie słuchawki i książkę do torby.
   - Ale ty jesteś wielki - powiedział chłopak kiedy wstałem, a on, żeby widzieć moją twarz, musiał bardzo mocno wygiąć głowę. - Mama mi nie uwierzy jak się dowie, że mam takiego wysokiego kolegę.
   Roześmiałem się w głos i wyszliśmy z tej blaszanej puszki. W końcu, pomyślałem i ruszyłem po swój bagaż. Mały Aleksander zdążył wcześniej znaleźć swojego tatę, który wyprowadził go z samolotu. Złapał mnie Igła.
    - Piter, a ta twoja... Będzie tu? - zapytał - No wiesz, tak z ciekawości pytam.
    - Chyba tak, przynajmniej tak się umawialiśmy.
 Więcej już z nim nie pogadałem, bo podbiegł do niego Sebastian trzymając za rączkę Dominikę. Tak więc, chcąc też zobaczyć moją Rose, zacząłem się rozglądać po lotnisku.
    Tak, wiem, dziwnie to brzmi, że dziewczyna przychodzi do mnie, ale próbowałem ją przekonać o tym, że przyjadę po nią pod internat. Nic nie pomogło, uparciuch i tak zrobił co chciał.
    I udało się, po krótkich poszukiwaniach w oczy rzuciła mi się jej krucha sylwetka. Wpatrywaliśmy się w siebie niczym posągi  nie mogące zrobić żadnego ruchu. W końcu ocknąłem się i ruszyłem do niej. Nie obchodziło mnie, że moi koledzy z drużyny byli otoczeni przez fotografów, dziennikarzy i fanów - mnie obchodziła tylko Róża. Krok za krokiem zbliżałem się do niej a z serca znikał ciężar tęsknoty. Docierając do niej zrzuciłem plecak i stanąłem naprzeciw. Schyliłem się tak, że nasze głowy się stykały.
     Milczeliśmy. Okrążyłem jej ciało ramionami zamykając w szczelnym uścisku. Staliśmy tak kilka minut wsłuchując się w bicie naszych serc i wolne oddechy.
   - Tęskniłem - wyszeptałem w jej włosy zaciągając się ich zapachem. Nadal pozostaliśmy w bezruchu, aż poczułem szarpnięcie za nogawkę.
    - Piotrek, pomóż - mówił Alek co chwilę pociągając nosem. - Zgubiłem tatę i chyba sobie poszedł beze mnie.
    Spojrzałem na zdziwioną minę Róży i powiedziałem jej o spotkaniu w samolocie.
   - Nie martw się, pomożemy ci - schyliła się do niego ze spokojem i uśmiechnęła tak, że powinienem być zazdrosny. Właściwie byłbym, gdyby on nie miał kilku lat. - Jestem Róża, a ty?
   - Aleksander - otarł łzy z policzka i wolną ręką (w drugiej trzymał "prezent" ode mnie) chwycił jej ramienia
   - Pit, gdzie tu jest informacja? - zwróciła się do mnie gładząc go po kruczoczarnych włosach. - Trzeba zgłosić, że mamy ze sobą Alka, żeby ktoś po niego przyszedł.
   - Tam, chodźcie - wskazałem na niewielkie pomieszczenie i ruszyliśmy ku niemu. Chłopczyk widocznie był zasmucony, więc co mi szkodzi, pomyślałem, spróbuję chociaż go rozweselić. - Aleks, pamiętasz, jak mówiłeś, że pochwalisz się, że masz takiego wielkiego kolegę?
 Przytaknął, a ja kucnąłem tak, żeby mógł się na mnie wdrapać.
   - Wchodź, będziesz jeszcze wyższy ode mnie - zachęciłem go, a gdy już siedział mi na ramionach, podniosłem się. - Teraz możesz szukać swojego taty.
   Jego śmiech zabrzmiał nad moim uchem. Chwyciłem Różę za rękę i poszliśmy do recepcji.
   - Dzień dobry - przywitałem się z młodą kobietą, stawiając Alka na ziemi. - Ten chłopiec zgubił się, na pewno poszukuje go jego tata. mogłaby pani poprosić o zgłoszenie się tu?
  - Oczywiście - powiedziała wpatrując się we mnie maślanymi oczyma. Tego chyba najbardziej nienawidzę gdy ktoś patrzy na mnie inaczej bo moja twarz jest rozpoznawalna, fatalne uczucie. - A jak nazywa się nasza zguba?
  - Aleksander Grajewski - powiedział z powagą patrząc na dziewczynę urażony - i to tata mnie zgubił a nie ja siebie.
Lekko zmieszana ogłosiła komunikat, po czym dałem jej autograf. To też moja "ulubiona" czynność...
  - Piotrek, ale nie zostawiajcie mnie tu, dobra? - schylił się i mówił półszeptem, żeby recepcjonistka nie usłyszała jego słów - Tata na pewno przyjdzie niedługo, a ja nie chcę zostać sam na sam z nią.
 Zgodziłem się i usiadłem z nim na ławce przed pomieszczeniem, gdzie czekała już na mnie Rose.
  - Bardzo cię przepraszam, że tak długo tu jesteśmy - szepnąłem i przejechałem dłonią po włosach - ale ten chłopiec jedynie do mnie mógł się zwrócić.
  - Wszystko w porządku- musnęła moje wargi. Tego smaku chyba najbardziej mi brakowało.- na pewno wolę to od stania w korkach albo kolejkach w sklepach... Bo przecież święta idą, co oznacza wręcz kilometry  stojących ludzi.
  - No właśnie - zagaiłem - a jak spędzasz przerwę między świętami a sylwestrem?
  - Nie wiem jeszcze, zapewne siedząc w domu w towarzystwie książek i zeszytów. Przyjechanie tu w ciągu roku szkolnego nie ze wszystkich stron było dobre.
  - Może spotkamy się jeszcze przed sylwestrem? No wiesz, to dużo czasu, a możemy go spędzić razem. Oczywiście jak będziesz miała ochotę...
  - Chętnie, ale w Rzeszowie? - zakłopotała się - Internat będzie zamknięty, więc nie będę miała gdzie się podziać.
  - Zawsze możesz zatrzymać się u mnie. A jeśli nie będziesz chciała, to mogę zagadać z Kubą o pożyczeniu kluczy do jego mieszkania. Jestem pewien, że się zgodzi.
  - Coś wymyślimy - uśmiechnęła się, a ja objąłem ją ramieniem. Aleks patrzył na nas, aż nagle zaczął szarpać mnie za ramię.
  - Tam idzie mój tata! - wykrzyczał i rzucił się w ramiona mężczyzny średniego wzrostu, na oko trzydziestoletniego ubranego w elegancki garnitur.
   - Czyli możemy już iść, wujku Piotrze - ziewnęła i chwyciła mnie pod ramię. Facet okazał się miły, ale bardzo zabiegany. Na moment zapomniał o roli opiekuna zajęty telefonem służbowym. Pożegnaliśmy się i rozeszliśmy w swoje strony.
   Zamówiliśmy taksówkę i wróciliśmy do mojego domu. Torba i walizka z moich rąk oraz torba damska powędrowały w kąt by ustąpić Róży. Nie wiedziałem kiedy, wtuliła się we mnie niczym dziecko po rozbudzeniu z koszmaru do ukochanego rodzica.
    - Spokojnie, jestem tutaj - spojrzałem jej w oczy. Nie były takie jak zwykle, bił od nich smutek. Oderwała się ode mnie. Widząc zwiększające się zakłopotanie, szybko dodałem z uśmiechem: - Co nie znaczy, że przeszkadzał mi ten gest.
  Chwyciłem ją za rękę i zaprowadziłem na sofę, a sam poszedłem do kuchni. Wszedłem do pokoju z kubkami  herbaty, gdy ona oglądała wiszące na ścianach medale. Słysząc moje kroki odwróciła się
   - Nie wiedziałam, że pływasz - powiedziała wskazując krążek z wizerunkiem pływaka.
   - To było kilka lat temu, teraz mam tylko siatkówkę - uśmiechnąłem się i zaciągnąłem ją na kanapę, gdzie usadowiłem tą małą postać na swoich kolanach. Dłonią wodziłem po jej plecach, a ona po moich włosach, cały czas patrząc w oczy. Niedługo trwała nasz wymiana spojrzeń, gdyż przerwał ją ostry dzwonek. Zabiję, pomyślałem, zabiję tego idiotę jeśli to on. Wstałem i otworzyłem drzwi, w których stał Bartman.
    - Powinienem cię zabić - wysyczałem patrząc na jego cwany uśmieszek.
    - Tak traktujesz kumpla, który dba o to, żebyś niczego nie zgubił? - prychnął i podał mi małą walizkę - masz, zostawiłeś na lotnisku laptopa, mistrzu.
   - Dzięki - powiedziałem i zatrzasnąłem drzwi. Słysząc krzyki niezadowolenia, dodałem: - Wybacz, ale mam gościa. Tak, to Róża i wątpię, żeby chciała akurat ciebie widzieć.
  Pomruczał coś w rodzaju "jeszcze przyjdziesz, tak mnie szanujesz" i odszedł, a ja wróciłem do Niej.
   - Zbyszek chciał się wprosić, ale mu nie pozwoliłem - rzekłem - ale za to przyniósł mi laptopa. Mam mnóstwo zdjęć z Włoch. Chcesz zobaczyć?
   Kiwnęła głową, a ja odpaliłem sprzęt siadając obok. Pokazywałem po kolei zdjęcia opisując każde z osobna.
   - Nigdy nie byłam we Włoszech, a to taki niesamowity kraj - wyszeptała z ledwo odczuwalnym smutkiem.
   - Kiedyś cię tam zabiorę, o ile będziesz chciała.
   Kontynuowałem przegląd, gdy zdjęcia widoków się skończyły, a zaczęły pojawiać się te z pokoi, gier karcianych i wygłupów chłopaków. Co chwilę wybuchała śmiechem widząc zdenerwowane miny w czasie gry w makao, biegającego po śniegu pół rozebranego Igłę, który przegrał zakład albo siedzącego w kącie pijanego Lotmana.
   - I według ciebie tam było nudno? - zapytała rozbawiona - nawet nie wiesz jak dużo bym dała, żeby na naszych wyjazdach było chociaż w części tak śmiesznie jak u was.
  Zaśmiałem się i wyłączyłem folder ze zdjęciami, a na ekranie ukazała się tapeta, przedstawiająca Rose stojącą w jakiejś figurze tanecznej. Na jej twarz wkradł się grymas.
   - Coś nie tak? - spojrzałem na nią zdziwiony.
   - To zdjęcie jest okropne - wyszeptała. - Byłam wtedy strasznie zmęczona, a oni i tak nie ustępowali.
   - Co ty mówisz, jest piękne! - uśmiechnąłem się tajemniczo. - No, chyba, że chcesz, żebym je zmienił.
   - Chciałabym, ale mimika twojej twarzy podpowiada mi, że nie będzie to łatwe.
   - Skądże... Po prostu zrobię ci teraz zdjęcie i zmienię.
   - To niech zostanie - nerwowy śmiech wydobył się z jej ust. Przytuliłem ją mocno do siebie. Nie oddam cię nikomu, pomyślałem wsłuchując się w jej miarowe oddychanie.
   - Cieszę się, że cię mam - wyszeptałem jej prosto do ucha. - Tęskniłem jak cholera gdy cię przy mnie nie było. Właściwie odkąd cię poznałem cały czas gdy cię nie widzę, ogarnia mnie smutek. Może ci się to wydać dziwne, ale nawet po naszym pierwszym spotkaniu, tym u Januszów, myślałem o tobie dzień w dzień. Nie jestem godny kogoś takiego jak ty, a jednak spotykasz się ze mną. Chciałbym wiedzieć tylko czy coś do mnie czujesz, żeby wiedzieć na czym stoję.
   Spodziewałem się wszystkiego: wyśmiania, ucieczki z moich objęć, zobojętnienia, ale nie tego co zrobiła. Po prostu wpiła się w moje usta. Całowała mnie namiętnie jeżdżąc dłonią po karku i włosach. Odwzajemniłem pocałunek i po chwili leżała na mnie jedną dłonią błądząc po moim torsie. Spodobało mi się to. Chyba mam swoją odpowiedź, pomyślałem, ale wiedząc, że mogę ją spłoszyć nie robiłem nic. Po dłuższej chwili oderwała się ode mnie.
    - Umm, przepraszam, nie wiem co mnie poniosło - powiedziała rumieniąc się.
    - Nic się nie stało - wstałem cały udobruchany. Czyli jednak coś do mnie czuje! - Pościelę ci łóżko, a ty weź prysznic.
  Przytaknęła i zabierając torbę poszła do łazienki. Białe poduszki i kołdra ułożyły się niczym puch na wielkim łóżku. Jakim jestem szczęściarzem, że trafiłem akurat na nią, pomyślałem i ujrzałem jej postać w drzwiach. Ubrana w luźną koszulkę i krótkie spodenki wydawała się słodka, jednak przerażająco chuda.
 Podszedłem bliżej i chwyciłem ją za rękę.
   - Schudłaś? - spytałem jak idiota. To przecież oczywiste skoro jej kość promieniową mógłbym objąć dwoma palcami a i tak byłby luz. Kiwnęła głową i spuściła wzrok. - Czemu?
   - Nie mogłam nic zjeść - powiedziała po chwili. - Na jedzenie nie mogę patrzeć, a nerwy i zmęczenie zżerają mnie od środka. Jestem pewna, że w domu przytyję trochę, więc nie martw się o mnie. Od wtorku aż do końca roku nie mam żadnych treningów, więc nie będę się wysilać ani denerwować.
   - Ok, zaufam ci - uśmiechnąłem się pocieszająco i ziewnąłem - A teraz idziemy spać, bo jutro trzeba wstać.
  Wgramoliła się na wysokie łóżko i owinęła kołdrą, a ja poszedłem pod prysznic.
 Zrozumiałem, że nauka połączona z treningami jest dla niej ciężka, a do tego ja ją zamęczam spotkaniami. Ale nie potrafiłem wyobrazić sobie, że przestajemy się spotykać, to było aż nierealne. Kochałem ją, a po raz kolejny tego uczucia nie chciałem zepsuć. Chociaż tym razem. Wykonałem szybko wieczorną toaletę i wróciłem do Rose. Spała lekko oddychając. Nie chcąc jej zbudzić, odsłoniłem lekko kołdrę chcąc wślizgnąć się pod nią bezszelestnie, ale nie udało się; otworzyła powieki i zamruczała przeciągle. Ułożyłem się do snu, a ona położyła głowię na moim ramieniu.
   - Piotrek - powiedziała zachrypniętym głosem nie otwierając oczu.
   - Tak?
   - Dziękuję ci, że jesteś - wyszeptała i wtuliła się we mnie bardziej.
   - Ja też dziękuję - pocałowałem ją w czoło. Uśmiechnęła się przyjemnie. - A teraz śpij.
 Już po chwili oboje spaliśmy odwiedzając się nawzajem w snach.

 Otworzyłem zaspane powieki. Pierwsze co zobaczyłem był zegarek wskazujący 6:29. Chciałem się odwrócić chcąc przywitać się z moją cudowną, ale coś mnie zaniepokoiło. Nie było jej. Podniosłem się na ramionach i rozejrzałem po pokoju; ani śladu Rose. Wyszedłem z łóżka i zacząłem przeszukiwać mieszkanie wykrzykując jej imię...

------------------------------
Nie podoba mi się ten rozdział. Dziwny jest...
Wreszcie tak wyczekiwane spotkanie z małym dodatkiem :D
Za wszystkie błędy przepraszam, choć mam nadzieję, że jest ich coraz mniej
Po raz kolejny dziękuję za wszystkie głosy oddane w ankiecie i tych, którzy nie zagłosowali, zachęcam do zrobienia tego :)
Do następnego, pozdrawiam ;D

4 komentarze:

  1. Mały Aleks mnie rozbroił...szczęściarz z niego, że dostał od Piotrka PSP ;)
    Według mnie ten rozdział wcale nie jest dziwny. Podoba mi się :) Mam nadzieję, że z Rose wszystko w porządku, żeby się nie okazało, że na coś chora jest.
    Dodałam przed chwilką nowy post, zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. PSP od Nowakowskiego? Cholera, też bym chciała! *.*
    Nieporadny Aleks jest taki słodki. Całe szczęście, że Piotrek został z nim i pomógł mu odnaleźć tatusia, zuch chłopak z niego! :)
    A miłość, bo chyba tak to mogę nazwać, Rose i Cichego - no coś pięknego. Chciałabym, aby w moim prywatnym życiu wydarzyło się coś podobnego. :)

    Zapraszam na trzeci rozdział na http://matrymonialna-zawierucha.blogspot.com/. Pozdrawiam, Caroline :*

    OdpowiedzUsuń
  3. jestem Twoją fanką , łap buziaki ;*;*:*

    OdpowiedzUsuń
  4. kiedy nastepny ? ;D
    starsznie fajne to opowiadanie, uwielbiam cie po prostu! :**

    OdpowiedzUsuń