niedziela, 13 stycznia 2013

Rozdział 13

   - Wilk szybko, bo się spóźnimy! - usłyszałam głos z drugiego pokoju. Kamila kończyła podkręcać długie rzęsy, gdy ja byłam w trakcie ubierania czarnych bodów. Im bliżej było do dzisiejszego występu, tym bardziej brakowało mi na wszystko ochoty.
Miniony tydzień był tak męczący, że nie wiem jakim cudem moje powieki się same nie zamykają. Na każdym treningu Ivanovic i Sowa dawały mi straszny wycisk. Przez cały czas chodziłam z wyrzutami sumienia widząc ciągle urażoną Kamę powstrzymującą napływające łzy. I do tego jeszcze Piotr.Bez niego było jakoś tak... pusto.
  Przez cały tydzień wymieniliśmy kilka zdań w sms-ach, bo on nie miał czasu. Rozumiałam to bardzo dobrze (w końcu po przegranym meczu Kowal nie daje im za wiele wolnego), ale brakowało mi go. Przepraszał, że nie mógł być na tym całym koncercie, ale podróż do Polski i z powrotem do Włoch, według trenera, źle wpłynęłaby na jego samopoczucie.
Szczerze powiedziawszy to nawet się cieszyłam. Zawsze mogłam strzelić jakąś gafę czy pomylić kroki i wypominałabym to sobie długo. Ze względu, że był to występ w większości rodziców grupy do której należałam, do mojego domu też miało być wysłane zaproszenie. Przed tym udałam się do sekretariatu i poprosiłam, żeby nawet nie adresować koperty do Spały, bo nie chciałam tu sprowadzać mamy, ze względu na jej ciężki stan zdrowia...
   Potrząsnęłam głową ocucając się z zamyślenia. Naciągnęłam na siebie jeansy i szary rozpinany sweter, po czym wyszłam z łazienki. Kama czekała już wyszykowana. Mimo widocznych worów pod oczami i smutku w wąskich źrenicach potrafiła sprawić wrażenie szczęśliwej.
   - Dobrze wyglądasz. - powiedziałam wymuszając uśmiech- na pewno będzie żałował co stracił.
   - Dzięki, ale nie zależy mi na tym - wykrzywiła usta w kwaśny uśmiech.- Gdy zobaczyłam wielkie limo pod jego okiem, zrozumiałam, że nie jest wart moich starań. A Nadia jeszcze pożałuje, że nadal z nim jest.
   Faktycznie, Nadia (ta Rosjanka z wymiany, którą napotkałam w szatni z naszym ulubionym lowelasem), mimo wytłumaczeń mojej współlokatorki, że Maciej pogrywał z nią i kilkoma innymi dziewczynami, nadal postanowiła przy nim być. Roześmiałam się i przytuliłam ją.
 - Kama jeszcze raz bardzo cię przepraszam. - powiedziałam, myśląc o niedzielnej kłótni.
 - Spoko - odrzekła jak gdyby nigdy nic. - Dalej, bo Sowa będzie krzyczeć, a i tak mam już tego dosyć.
   Nie czekając dłużej chwyciłam torbę ze strojem i ubierając płaszcz wyszłam na korytarz. Czekając na Kamę, zaczęłam nerwowo przebierać nogami, jak to Pit przed meczami. Uświadamiając to sobie, uśmiechnęłam się pod nosem. Mila wyszła i ruszyła, a ja za nią.
   - Piotrek? - zapytała spoglądając na moje podniesione kąciki ust. Na dźwięk jego imienia poczułam motyle w brzuchu.
   - Co? - zdezorientowana patrzyłam na nią.
   - Pomyślałaś o nim, nie? - uniosła znacząco brwi. - Uśmiechasz się wtedy w inny sposób niż zawsze.
 Nie odpowiedziałam; po prostu szłam z rękami w kieszeniach ze spuszczonym wzrokiem. Wróciła moja stara Kama, pomyślałam, gdy ta trajkotała o wszystkim. Tydzień teoretycznego milczenia sprawił, że miała mi bardzo dużo do opowiedzenia.
  Wchodząc do szatni i witając się z dziewczynami, poczułam zdenerwowanie. Zostało niecałe pół godziny do występu, a mój żołądek dał o sobie znać: bolał jak nigdy. Zajęłam miejsce na niskiej ławeczce i skuliłam się w kłębek. Bałam się, że coś zepsuję, że przeze mnie cały zespół źle wypadnie... I do tego świadomość, że sama będę musiała wyjść przed ludzi zdając się tylko i wyłącznie na siebie, wywoływała u mnie drżenie całego ciała.
    - Wszystko w porządku? - ktoś chwycił mnie za ramiona i podniósł do pionu. Podniosłam oczy i spostrzegłam Oliwię. - Wyglądasz naprawdę kiepsko.
    - Nie, jest ok. - wycedziłam przez zęby obarczając ją zimnym spojrzeniem.
    - Niech ci będzie - rzuciła obojętnie i odeszła z wysoko uniesioną głową. Nie chcąc się spóźnić zaczęłam ubierać trykoty, a na nie mocno postrzępioną czarną spódniczkę owiniętą wokół talii. Wiążąc puenty poczułam czyjąś ciepłą dłoń na ramieniu i obecność klękającej przy mnie owej osoby.
    - Zjadłaś coś dzisiaj? - usłyszałam troskliwy głos Sowy próbującej spojrzeć mi w oczy.
    - Nie. - odpowiedziałam cicho, zgodnie z prawdą. Od kilku dni całkowicie opuścił mnie apetyt, a jadłam tylko po to, żeby nie zasłabnąć. Mimo wszystko, zawsze przed zajęciami z Ivanovic zmuszałam się do zajścia do najbliższej piekarni po coś słodkiego, żeby mieć wystarczająco energii.
   - Złap coś z tego stolika - wskazała na drewniany mebel pełny jedzenia. Kiwnęłam głową zgadzając się i podeszłam do stołu.
  Patrząc na błyszczące się od lukru pączki, czerwone słodkie jabłka i wielkie kawałki różnorodnych ciast, zrobiło mi się niedobrze. Widziałam jednak, że obiecałam trenerce, więc chwyciłam najmniejsze jabłko jakie tam się znajdowało. Wbiłam zęby w czerwoną skórkę, a spod niej od razu wypłynął słodki płyn pieszczący moje kubki smakowe. Oderwałam kawałek i powoli zaczęłam przeżuwać owoc. Idący przez mój przełyk sok wzbudził mój apetyt i nie minęło dużo czasu, a w mojej dłoni znajdował się tylko ogryzek. Dumna z siebie, zaczęłam się rozgrzewać. Kilka skoków i obrotów wystarczyło, bym po chwili wybiegła z szatni do najbliższej toalety zwrócić zjedzone jabłko. Kasłałam krztusząc się zalegającymi szczątkami pokarmu. Do pomieszczenia ktoś wbiegł.
  - Dziewczyno, co się z tobą dzieje? - krzyczała klęcząca przy mnie Kamila. Wyglądała na przestraszoną tym, co robię.
  - Nic - odpowiedziałam robiąc niewinną minę i przemywając usta. - Chodź, bo jak się nie rozgrzejemy będziemy miały zakwasy.
  Ruszyłyśmy ku sali, a czując, że nogi odmawiają mi posłuszeństwa, chwyciłam się Mili. Ta tylko objęła mnie w pasie i zaprowadziła do szatni znowu, gdzie usadowiłam się na krześle. Musiałam wyglądać jeszcze gorzej niż wcześniej, bo zwróciłam na siebie uwagę kilku dziewczyn.
   - Róża wszystko w porządku? - zapytała drobna Marysia chwytając mnie za rękę.
   - Tak, już mi lepiej, ja...
   - Tak to jest jak się nie jest dostosowanym do takich występów - zaśmiała się Nadia spoglądając na mnie z pogardą.
   - Stul pysk - wysyczałam zaciskając pięści. - Idź się przeliż z tym swoim pedałkiem, może na twoje nerwy to pomoże.
   - Hoho, odezwała się wielka obrończyni zdradzonych.
  Po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk bardzo mocnego uderzenia w skórę. Ujrzałam skrzywioną w łuk Nadię kryjącą twarz w dłoniach i stojącą nad nią Kamę.
   - Waż słowa zanim je wypowiesz - zmrużyła oczy i wyszła w pokoju zostawiając je dwie i nas z otworzonymi szeroko oczyma. Jak ta wiecznie rozbawiona dziewczyna mogła być dla kogoś niemiła, a co tu mówić o uderzeniu...
 Nadal nie wierząc w to co się stało przed chwilą, zorientowałam się, że do wyjścia zostało 10 minut i szybko skończyłam rozciąganie i wyszłam zobaczyć ile jest ludzi. Na pewno więcej niż na spalskich występach, ale wiele miejsc zostało wolnych. Poszłam na chwilę na zewnątrz w celu wyciszenia nerwów. Co chwilę słyszałam komunikaty z budynku o nadchodzącym spektaklu. Stałam na małym nieośnieżonym odcinku schodów czując na sobie chłodny wiatr. Nie obchodziło mnie to, mogło równie dobrze na mnie padać. W tym momencie zaczęłam żałować, że nie ma tu Nowakowskiego. Gdyby był, na pewno pocieszyłby, że nie ma się czym przejmować, że będzie dobrze... Ale teraz nie mogłam na to liczyć, niestety...
   - Rose, tu jesteś - odetchnęła z ulgą Marysia - Chodź, zaraz zaczynamy.
  Podążyłam za uspokojoną już Mary do sali widowiskowej za zasłoniętą kurtynę. Ustawiłyśmy się tak jak należy, a wtedy czerwony materiał rozsunął się, a na nas padł rażąc w oczy snop światła...

                                                           ******

  -Nowakowski, ty jesteś środkowym czy kto?! - wydarł się na mnie Kowal. Grałem strasznie, po prostu masakrycznie.
  - Środkowym, trenerze. - odpowiedziałem wodząc wzrokiem po swoich butach.
  - To zacznij w końcu grać! Ktoś ci przykleił buty do parkietu?
 Zaprzeczyłem i udałem się do szatni. Chłopaki cieszyli się z wygranej - w końcu zasłużonej, w trzech setach. Zostałem zdjęty z boiska w drugim secie po kilku nieudanych blokach i zagrywkach w siatkę. Grzesiek zastępujący mnie grał o wiele lepiej, a ja nie wiedziałem co się stało z moją grą.
   - Kto wygrał mecz? - usłyszałem głos Igły zza drzwi.
   - Sovia! -odkrzyknęła reszta drużyny
   - Kto?
   -Sovia, Sovia, Sovia!
 Wszedłem do pomieszczenia, gdzie panowie już dawno byli pod prysznicem. Niektórzy, ci przebrani, rozmawiali o meczu i planach na wieczór.
   - Pit, grasz dzisiaj z nami w pokera? - zapytał Alek. - Może odzyskasz te przegrane ciastka z wczoraj.
   - Pff, wszystkie twoje opakowania będą moje - zaśmiałem się wchodząc pod prysznice. Zmęczenie dało po sobie znać, gdy gorący strumień uspokajał spięte mięśnie. Nie chcąc dłużej zwlekać i znaleźć się jak najszybciej w hotelu, ubrałem się pospiesznie i skierowałem do autokaru.
  Wyjąłem komórkę- zero wiadomości i połączeń. Nic nowego. Dzisiaj miała występ, a ja nawet nie mogłem jej pomóc. Ech, wstyd mi za siebie.
   Wchodząc na główną stołówkę zobaczyłem machających do mnie Zibiego, Kosę i Igłę.
Zabrałem swój obiad i usiadłem przy nich.
   - Hej,Pit, wszystko dobrze? - zapytał Krzysiek widząc moje zamyślenie.
   - Tak, jest ok - skłamałem, lecz oni nadal się we mnie wpatrywali - no co jest?
   - Nic, niech ci będzie - mówił.Igła chcąc mnie rozbawić wywracając oczami w różne strony.
   - Odzywała się? - zagaił Zbyszek, a ja pokręciłem głową - No i wszystko wiadome.
   - A co, ma kogoś? - zdziwiony spytał jak zwykle wszystkiego ciekaw Ignaczak.
   - Ma, sam widziałem! - wykrzyknął Bartman unosząc przy tym dwa palce prawej ręki na znak, że nie kłamie.
   - Dobra, ja spadam do siebie - rzuciłem odstawiając na miejsce swój prawie pełny talerz. - Potem gramy, nie?
  Przytaknęli i zajęli się dalszą konwersacją, teraz na temat meczu. Wolnym krokiem wróciłem do pokoju i, chcąc odreagować wszystko chwyciłem za leżącego laptopa, zacząłem przeglądać sieć. Nic ciekawego, pomyślałem przejeżdżając kolejne odległości myszką, lecz nagle coś zwróciło moją uwagę.
  Ozdobna czcionka głosiła "Szkoła Baletowa w Rzeszowie." Nie czekając dłużej wszedłem na ową stronę i przeszukiwałem galerię w poszukiwaniu zdjęcia Róży. Jest, udało się. Zdjęcie było najwidoczniej zrobione na próbie, bo była ubrana swobodnie, bez większego przebrania. Stojąca na palcach, najwyraźniej robiąca jakiś obrót miała tak poważną minę, że przypomniał mi się trening kiedy pierwszy raz ją ujrzałem.
   Była tak zapatrzona w boisko, widać było, że interesuje się siatką. Unikała mojego wzroku, a ja widziałem w niej coś innego, choć jej nie znałem. Bolała mnie świadomość, że poznanie jej dobrze będzie graniczyło z cudem. A jednak, udało mi się. Tak jak podejrzewałem, była nieśmiała, ale jej słodycz rozwalała mnie od środka. Serce za każdym spotkaniem biło coraz mocniej, a mimo, że dawniej moje kontakty z kobietami ograniczały się do rozdawanych autografów, pozowania do zdjęć lub rozmów z siostrą i mamą w czasie spotkań rodzinnym, chciałem ją poznawać coraz bardziej. A teraz pozostawiłem ją kiedy mnie potrzebowała i nic na to nie mogłem poradzić, tylko czekać aż minie kolejny tydzień.
   Z zamyślenia wyrwało mnie szybkie otworzenie drzwi.
    - Ale tu cicho - krzyknął na cały pokój Zbyszek. Przełączyłem stronę szkoły na google i wpatrywałem się w monitor. - Idziesz do Paula? W końcu coś świętujemy. A Kowal nawet jednego piwa nie pozwalał wypić!
   - Zaraz dotrę, ty już idź. - rzuciłem udając, że robię coś ważnego.
 Wzruszył ramionami i wyszedł do Lotmana. Nie chcąc wzbudzić u nich żadnych podejrzeń, szybko przejrzałem do końca stronę i zdjęcia Rose pozapisywałem na dysku.
 Jedno z nich pokazywało jej twarz z bliska. Przejechałem palcem po zarumienionych policzkach i lekko otwartych ustach. I znowu odpłynąłem widząc na następnym ten nieśmiały uśmiech.Gdybym tylko mógł być teraz przy niej...
   Wyłączyłem komputer i światło, po czym ruszyłem do pokoju, z którego słychać było najwięcej krzyków. Wiedząc, że większość z nich na pewno nie jest już do końca trzeźwa, przybrałem na usta dziwny uśmiech i wszedłem przez drewniane wysokie drzwi...

                                                             *********

    Mając już za sobą wszystkie tańce, czułam się o wiele lepiej. Wychodząc z szatni i czekając na korytarzu poczułam na sobie wyjść wzrok. Obejrzałam się i doznałam szoku. Nadia kleiła się do Maćka jak gdyby nigdy nic. Obróciłam się, żeby powstrzymać śmiech. Obydwoje z czerwonymi śladami na twarzy pasowali do siebie jak ulał. Zagryzłam język i wpatrywałam się śmiejąc w paproć. Przechodzący ludzie patrzyli na mnie jak na idiotkę, kiedy drżałam od rozwalającego od środka mnie śmiechu.
   W pewnym momencie poczułam szturchnięcie. Obok mnie właśnie przechodziła moja "ulubiona" para. Zignorowałam to i zaczęłam przechadzać się po brązowych panelach.
   - W końcu się uwinęłam - mówiła wychodząca Kama. - Chodźmy już, bo padam z nóg.
 Doszłyśmy do internatu, a tam Mila zajęła już łazienkę, a ja położyłam się na łóżku. Leżący obok mnie telefon nagle zaczął dzwonić. "Piotr". To mi się śni czy jak?
   Odebrałam komórkę i przełknęłam ślinę ze zdenerwowania.
   - Halo, Rose?
   - Tak, ja.
   - Jak występ?
   - Wszystko zgodnie z planem. - powiedziałam drżącym głosem.
   - To dobrze. My też mecz wygraliśmy, ale grałem fatalnie. - przerwał na chwilę.- Wiesz, tęsknię za tobą.
   - Ja też, ale jeszcze tylko tydzień.
   - Chyba aż tydzień... Ale obiecaj mi, że zobaczymy się od razu w niedzielę wieczorem.
   - Dobrze, obiecuję - rozluźniłam się.
   - Róża, on kłamie, na pewno kłamie! - wydarł się do słuchawki Ignaczak. Zaczęłam się śmiać, na pewno byli już mocno wstawieni.
   - Wiesz co, wybacz mi, ale muszę się rozłączyć, bo zaraz odbiorą mi telefon i zaczną do ciebie wydzwaniać - zaśmiał się Pit.
   - Ok, nie ma sprawy.
   - Obiecuję ci, zadzwonię jutro. Muszę kończyć, pa.
   - Pa - wyszeptałam i rozłączyłam się. W tym samym momencie z łazienki wyszła Kamila.
 Wykąpałam się i z słuchawkami w uszach położyłam się w łóżku. Przypominałam sobie każdą chwilę z nim od początku, a im dalej w przeszłość brnęłam, tym smutniejsze piosenki brzmiały w moich uszach.
 Dość, pomyślałam, nie mogę się dołować, przede mną jeszcze tydzień bez Niego, a ja zachowuję się jakbym nie widziała go miesiąc. Wyjęłam słuchawki i, nie chcąc myśleć o tym wszystkim, zasnęłam. Nie pomogło to jednak na moją wyobraźnię; non-stop śnił mi się Piter. Ach, gdyby tak dało się spotykać w snach...

---------------------------
Witam, witam ;)
Trochę pomieszałam w tym rozdziale z perspektywami, ale myślę, że da się połapać :D
Tak na marginesie, to nie wiem co mi uderzyło do głowy, ale zrobiłam ankietę, w której prosiłabym od głosowanie na lepszą perspektywę. Wtedy będzie mi łatwiej pod pasować waszym gustom. Za każdy oddany głos bardzo dziękuję :)
Do następnego!

5 komentarzy:

  1. Już się bałam, że z Rose coś nie tak na tym występie będzie, na szczęście wszystko poszło zgodnie z planem.
    Chyba oboje wpadli po uszy, skoro jedno tak za drugim tęskni.
    Co do ankiety, trudno się zdecydować, bo obie perspektywy są świetne, moim skromnym zdaniem. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahahahaha, Igła rozbroił system! : D
    Niecg ten tydzień w końcu minie... Niech w końcu będą razem! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurczę, a już się bałam, że coś nie wyjdzie, jeszcze na dodatek ten brak apetytu i wymioty. No, ale na całe szczęście występ poszedł jak należy, a Rose jest w jednym kawałku. :P Ależ bym chciała zobaczyć, jak Kama nokautuje tę pyskatą zołzę! :D
    No jak można tak na biednego Piotrka krzyczeć? :c Nie dość, że wygrali, to jemu się jeszcze obrywa. No, ale przynajmniej chłopaki mogą sobie choć trochę poświętować. :D
    Róża i Piotr muszą się spotkać, w innym wypadku zwariują, naprawdę. :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na drugi rozdział na http://matrymonialna-zawierucha.blogspot.com/. Jeżeli nie czytasz, zignoruj. Pozdrawiam, Caroline. :)

      Usuń
  4. Jesteś cudowna w tym co robisz, uwielbiam tego bloga! bardzo romantyczny ;> , po za tym bardzo podoba mi się połączenie siatkówki i baletu ;) OBY TAK DALEJ! czekam na kolejne rozdziały , pozdrawiam *:

    OdpowiedzUsuń