sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział 11

     Wyrazisty ryk mojego samochodu zagłuszył grające radio, gdy skręcałem na ulicę Słoneczną, gdzie znajdowały się mieszkania moje i Zibiego. Mijając kolejne domy moich sąsiadów, rozmyślałem o Jej smutnych, zmęczonych oczach i bardzo delikatnych ruchach. Miałem lekkie wyrzuty sumienia, że ciągnąłem ją za sobą taką zmarnowaną. Jednak nie potrafiłem tak po prostu jej odwieźć. Te kilka dni bez jej widoku było niczym wieki. Pierwszy raz tęskniłem za kimś, kogo tak krótko znałem. Każde spojrzenie, dotyk, uśmiech był niczym miód lejący się na moje serce. Powoli uświadamiałem sobie jak ważna jest dla mnie ta mała osóbka. Z biegiem czasu zakochiwałem się w niej.
    Podjeżdżając pod kamienicę, wyszedłem z auta wcześniej zabierając proszone przez Zbyszka piwa. Nie czekając dłużej podążyłem pod mieszkanie atakującego. Szedłem długim ciemnym korytarzem nie zwracając na nic uwagi. W głowie znowu miałem bladą twarzyczkę Róży. Delikatny rumieniec zdobiący jej policzki wprawiał mnie w stan ogłupienia...
   - Halo! - usłyszałem głos Zibiego. Odwróciłem się, będąc na schodach i zobaczyłem jego twarz w uchylonych drzwiach - A pan gdzie?
    Wszedłem do jego mieszkania i podałem mu zakup. Cieszył się jakbym przyniósł kupon Lotka z szóstką. Usiadł przed telewizorem i wznowił grę na PS3.
    - Już się zaczynałem zastanawiać, że cię ktoś porwał - mówił zatracając się w grze - Aż stałem przy drzwiach, jak jakiś moher.
    - Taa, przyznaj się, że chciało ci się piwa - powiedziałem spoglądając jak mój przyjaciel popija chmielowy napój zapełniający ciemną butelkę. Ledwie zjawiłem się u niego w domu, a jeden z sześciu szklanych pojemników był już prawie pusty. Usiadłem kogo niego i patrzyłem jak z ogromną energią porusza guzikami w joystick'u.
    - W sobotę szykuje się domówka u Wosia - rzucił wyłączając grę i przełączając na program sportowy. - Jedziemy.
  Cholera. Innej daty nie mógł wybrać? Mamy cały tydzień wieczorami wolny, a on musiał wybrać akurat sobotę, kiedy jestem umówiony z Różą.
   - Nie mogę. - unikałem jego wzroku. Wiedziałem, że znowu będzie niesamowicie zdziwiony, jak to ja mogę mieć jakieś plany.
   - Pewnie jesteś zajęty w ten wieczór, co? - zaśmiał się pod nosem. - Po prostu powiedz, że nie chcesz iść, a nie wymyślaj, dobra?
   - Zibi, serio umówiłem się już. - tłumaczyłem.
   - Ciekawe.. To z kim?
 Zamilkłem. Nie wiedziałem czy mu powiedzieć. Pamiętałem, jak wypominał mi długi czas jaka Emilia była mi niewierna. Wykorzystywał to przy każdej kłótni, biorąc to za moją achillesową piętę. Zawahałem się.
   - Z Różą. - powiedziałem cicho, a widząc jego marsową minę dodałem: - Tą cichą brunetkę z imprezy u Januszka.
   - I ty się z nią spotykasz?! - zrobił oczy wielkie jak 5 złotych.
  Przytaknąłem i poszedłem do kuchni szukać  czegoś nadającego się do wypicia.
   - Zaraz, ale jakim cudem ty ją spotkałeś po tym u Kuby?
   - Jest fanką siatkówki - odrzekłem a on tylko zmarszczył nos i wpatrywał się we mnie zmrużonymi oczyma.
     - Wytłumacz mi to wszystko od początku.
   I mówiłem Zbyszkowi jak ją poznałem, jaka mniej więcej jest, że widywaliśmy się kilka razy. Szczegóły spotkań zostawiałem dla siebie; miałbym zbyt mało czasu, żeby opowiedzieć mu jak drobna się wydaje w moich ramionach albo jak smakują jej usta.
    - No i umówiliśmy się, że w sobotę po meczu przyjedzie do mnie obejrzeć jakiś film albo coś w tym rodzaju. Stary, błagam cię, załatw sobie inny transport do Wosia. Nie chciałbym zepsuć tego wieczoru musząc zawieźć kumpla na domówkę.
    - Dobra - powiedział z ognikami w oczach - Ale przedstawisz mi ją.
    - Ok - powiedziałem i wstałem ze skórzanego fotela. Odłożyłem szklankę i zacząłem ubierać się do wyjścia.
Nie, nie ok. Znając Bartmana odwali coś tak bezsensownego, że pół wieczora zajmie mi tłumaczenie jego zachowania.
  Pożegnałem się z przyjacielem i odjechałem pod swój dom.
   Czekał mnie jeszcze niecały tydzień do spotkania z Rose. Kilka dni i znów ujrzę jej oblicze z bliska. Kolejne kilka dni tęsknoty...

sobota, po meczu.

Tłumy. Wielkie tłumy kierujące się ku wyjściu. Tylko jeden sektor śpiewał głośne 'Resovio, nic się nie stało'.
Przegrana na swoim terenie boli bardziej niż gdzieś indziej. Widząc smutne twarze opuszczające trybuny za serce chwyta okropne uczucie zrezygnowania, że przecież mogłem lepiej grać. Zwłaszcza kiedy siedzi tam osoba, dla której chciałem grać jak najlepiej.
   Widziałem ją tylko raz, przed meczem dając jej bilet. Wcześniej nie znaleźliśmy na to czasu. Poprosiłem by poczekała na mnie po meczu przed halą.
   Teraz siedziałem na ławce w szatni i ze zrezygnowaniem pakowałem wilgotny ręcznik. Po pomieszczeniu przechodzili nerwowo niektórzy zawodnicy.
   - Za co ta żółta kartka była to ja nie wiem - kiwał przecząco głową Buszek
   - Za brak opanowania zasad przez sędziego - gardłowo zaśmiał się Ignaczak. Mimo złego meczu ten i tak próbował nas rozśmieszyć choćby takimi żartami.
  Rozpoczęła się konwersacja na tenże temat, jak i najbliższym wyjeździe na dwu tygodniowy turniej. Nie chcąc mieszać się do tego, spakowałem ubrania do końca i żegnając się skierowałem ku wyjściu z gmachu. Zimne krople wody kapały na moją głowę kiedy biegłem do stojącej na deszczu Róży. Ze spuszczoną głową zasłoniętą gęstymi lokami i zaciśniętymi pięściami trzęsła się z zimna
    - Nic ci nie jest? - zapytałem łapiąc ją za ramiona. Pokiwała głową przecząc. - Co się stało?
    - Maciek tu był. Z kolejną. - wysyczała przez zęby, gdy jej ręce całe drżące dotknęły mojego ramienia.
  Nie czekając dłużej zaciągnąłem ją z powrotem na korytarz i spojrzałem na twarz. Zaciśnięte wargi i przymrużone oczy wykazywały ogromną wściekłość. Zabrałem ją w swoje objęcia co chwilę przejeżdżając dłonią po zmokniętych lokach.
   - Chodź, jedziemy. - puściłem ją i poszliśmy ku aucie.
Całą drogę milczała. Czułem, że na razie nie powinienem się odzywać.
   Wchodząc do domu przed sobą miałem jej drobną postać. Zabierając jej płaszcz wskazałem gestem na kanapę przed telewizorem. Skorzystała z propozycji, a ja w tym czasie odłożyłem kurtki i zabrałem z kuchni napoje z przekąskami.
  Siedziała jeżdżąc po kanałach. Pozostając na stacji sportowej, zaczęła masować pięść. Umieściłem się obok niej i wpatrywałem się w każdy ruch.
     - Rose, powiedz, co się stało? - spojrzała na mnie wystraszona. - Tylko spokojnie, nic się nie stanie.
     - No więc - zaczęła.- Kiedy wychodziłam na zewnątrz usłyszałam jego głos. Szedł z na przeciwka, trzymając w objęciach jakąś rudą. Nie czekając dłużej podeszłam i zaczęłam na niego wrzeszczeć, że Kamila wszystkiego się dowie, co on sobie wyobraża, że one się nie poznają?! I ta ruda uciekła z płaczem, a on taki rozwścieczony nazwał mnie zdzirą, a ja go... no ten...- zmieszała się, a widząc moje zdziwienie skończyła z pochyloną głową. - No tu strzeliłam w twarz.
   Miałem wrażenie, że szczęka zaraz mi wypadnie. Zuch dziewczyna!  Dobrze tak skurwielowi, może się chociaż trochę nauczy.
     - I od tego cię tak boli pięść? - zapytałem po czym, gdy przytaknęła, chwyciłem jej lekko spuchniętą dłoń. Jeżdżąc opuszkami po wystających kostkach zobaczyłem ciemnoczerwone ślady krwi. Zadziwiony przybliżyłem dłoń bliżej swojej twarzy, a ona cicho się zaśmiała.
     - Cóż, byłam naprawdę zdenerwowana - szepnęła, a ja poszedłem po maść i bandaż. Robiąc jej opatrunek, nuciłem coś, żeby ją rozweselić.
    - Hej Spała, hej Spała, wioska niemała, zrobi z ciebie siatkarza ideała - wypłynęło przez moje usta, a ona wybuchnęła dźwięcznym śmiechem. W jej policzkach pojawiły się urocze dołeczki i oblała się rumieńcem. "Jeśli tylko mógłbym być najważniejszą osobą w jej życiu... O, jak bardzo byłbym szczęśliwy. " - Czyżbym brzydko śpiewał?
    - Nie, skąd - mówiła przez śmiech. W pewnym momencie wyciszyła się i głęboko spojrzała mi w oczy. I znowu odpłynąłem w jej ciemnobrązowych oczach. Nasze twarze dzieliły centymetry, kiedy usłyszałem otwierające się drzwi.
    - Cześć Pio.. - głos Bartmana rozbrzmiał na cały dom. Spojrzeliśmy na niego, a on udawał zdziwionego obecnością Róży. Wiedziałem, że przyjdzie, był za bardzo przewidywalny. - O, masz gościa. Nie wiedziałem.
     - Serio? - powiedziałem cicho, a on już był przy Róży.
     - Cześć, Zbyszek jestem - zawadiacko się uśmiechnął, podając jej rękę. - A ty?
     - Róża - odpowiedziała i  odwzajemniła gest wyciągając zabandażowaną dłoń.
     - Oj, co ci się stało - Zibi zachowywał się jak nie on. Patrząc jak gra niewinnego, przypominało mi się jak w podobny sposób podrywał tak dziewczyny w klubach, z którymi spędzał później nie dłużej jak kilka upojnych godzin.
     - Więc co cię tu sprowadza? - zapytałem chcąc odwrócić jego uwagę od ręki Róży.
     - Chciałem spytać czy jedziesz do Wosia, ale zupełnie zapomniałem, że masz gościa - spojrzał na nią rozmarzonym wzrokiem - A może Róża ma ochotę pojechać z nami, co?
    - Wybacz, ale jestem u Piotrka i nie mogę zmieniać planów - zrobiła przepraszającą minę.
    - Rozumiem - wykrzywił usta w podkówkę - To ja będę leciał, bo powinienem już tam być. To cześć. Do zobaczenia, Różo.
   Spojrzał ostatni raz na nią i skierował się ku drzwiom.
  Pokręciłem głową i przeprosiłem ją za zachowanie mojego przyjaciela.
    - Nic się nie stało - uśmiechnęła się słodko.
   - Em.. Ja muszę ci coś powiedzieć - spuściłem wzrok. - Niedługo mamy dłuższy wyjazd, na dwa tygodnie wyjeżdżamy do Włoch. Wiem, że interesuje cię to tak jak zwykłego kibica, ale dla mnie to będą ciężkie chwile. Bez twojego widoku... W końcu to tylko kilkanaście dni, ale uważam, że w tym czasie możesz znaleźć sobie kogoś, kogo obdarzysz jakimś uczuciem, być może dużym. Znamy się krótko, ale nie chcę cię stracić, za dużo dla mnie znaczysz...
   Odpowiedziała mi uroczym uśmiechem, po czym wtuliła się w moją klatkę piersiową. Leżeliśmy tak milcząc. Spojrzałem na jej uspokojoną twarz. Chwyciłem ją za podbródek i wpiłem się w jej wargi. Nie protestowała, chwyciła mnie za kark. Całowałem ją delikatnie, nie chcąc niszczyć tej chwili. Dopiero po chwili wypuściłem ją z bardzo mocnego objęcia. Byłem już pewny - kochałem jej każdy gest, każdy uśmiech i każde słowo. Mimo wszystko nie miałem pewności co do jej uczuć, więc wolałem nie ryzykować wyznań. Poczekam, myślałem.
    - To co, oglądamy jakiś film? - zapytałem widząc, że robi się senna. Przytaknęła, a ja włączyłem "Lustra". Widząc to po raz piąty nie robiło na mnie wrażenia. Ona, wtulona we mnie, wpatrywała się w ekran też bez specjalnego strachu. Powieki same jej opadały, aż w pewnym momencie już ich nie podniosła. Przyciszyłem głos w telewizorze i spojrzałem na zegar. Było już trochę po jedenastej. No pięknie, teraz nie mogę jej odwieźć, bo nie wpuszczą już jej. Wyłączyłem film, po czym obejrzałem fragment powtórki z finału Ligi Światowej. Słysząc głośne "Przestrzelił! Przestrzelił Stanley!" Rose jakby ożyła i spojrzała na mnie zaspanym wzrokiem.
    - Długo spałam? - zapytała zachrypniętym głosem.
    - Nie, chwilę. - odpowiedziałem, po czym pocałowałem ją w policzek i wstałem. - Jest już za późno, żeby cię odwieźć. Napisz do Kamili, żeby się o ciebie nie martwiła, ok? Odwiozę cię jutro, będziesz spała u mnie, a ja na kanapie.
   Zgadzając się kiwnęła głową, a ja poszedłem poszukać czegoś, w czym mogłaby spać. Niosąc białą, na pewno dużą jej, koszulkę, zobaczyłem jak na jej spodnie kapią łzy. Podbiegłem szybko i przykucnąłem przy niej.
     - Co się stało?! - nerwowo zapytałem, a ona pokazała mi wyświetlacz komórki. Nadawca: Kamila. "No ok, tylko grzecznie mi tam ;) Jak wrócisz to opowiem ci co dzisiaj wieczorem M. zrobił. Jaki on cudowny! Naprawdę go kocham i chyba to się nigdy nie zmieni <3 Dobrej nocy ;* " Co za szmaciarz! Rozumiem, że ma zapotrzebowanie na uczucia, ale kilka na raz?! To przecież już paranoja!
    - I co ja mam zrobić? Powiedzieć jej, że osoba, którą kocha jest zakłamanym dupkiem będącym w tym samym czasie z kilkoma dziewczynami na raz?! Już tego nie potrafię z tym tak po prostu żyć, ale ona będzie cierpieć.
  Łzy nadal spływały z jej oczu. Przytuliłem ją, pocieszając, że wszystko będzie dobrze.
    - Hej, spokojnie - chwyciłem ją za podbródek zmuszając do spojrzenia sobie w oczy. - Damy radę. Pamiętaj, masz mnie i to się nie zmieni.
  Położyła głowę na moim ramieniu a ja otoczyłem ją ramionami. Z moich ust co chwilę słyszała "Wszystko będzie dobrze". Kiedy przestała płakać, wziąłem ją za rękę i usadziłem na krześle w kuchni. Muszę ją rozweselić, bo będzie źle.
    - A teraz słuchaj - stanąłem nad stołem i oparłem się tak, że mogłem bez utrudnień patrzeć w jej oczy - Damy radę, ale razem. Powiesz jej to, a ja będę przy tobie. A potem pomożemy jej się odkochać z tego zwierzęcia, ok?
  Zgodziła się i dała mi buziaka w policzek. To dziwne, pomyślałem, przy niej czuję się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Zaczęła ziewać, więc zaprowadziłem ją do mojej sypialni. Dałem jej wcześniej wspominaną koszulkę i wskazałem gdzie jest łazienka. Posprzątałem trochę pokój, bo wcześniej nie wiedziałem, że Rose zostanie na noc. Kiedy weszła do pomieszczenia, byłem w trakcie poprawiania pościeli.
    -Jak skończysz, przyjdź jeszcze do mnie, proszę.
 Poszedłem do łazienki, gdzie wziąłem prysznic i wykonałem wieczorną toaletę. Wróciłem do pokoju, gdzie ona siedziała na łóżku. Przysiadłem się do niej i zaczęliśmy rozmawiać.
   - Przyznam ci się do czegoś - powiedziałem w trakcie rozmowy o balecie - Nigdy nie potrafiłem tańczyć. Wstydziłem się tego strasznie, ale nikt nigdy nie umiał mnie nauczyć, nawet na trzy! Z tego też powodu unikałem imprez typu studniówka czy klubowe wieczory.
  - Żartujesz?! - zapytała robiąc wielkie oczy.
  - Nie, naprawdę nie umiem.
  - To ja cię nauczę. - powiedziała dumnie unosząc głowę.
  - Ale ty tańczysz balet! - krzyknąłem i aż wzdrygnąłem się, wyobrażając sobie siebie robiącego jakieś obroty.
   - Przecież nie będę uczyła cię jak stawać na palcach - zaśmiała się. - Na trzy umiem tańczyć. Ale jest pewien warunek.
   - Jaki?
   - Ty nauczysz mnie grać w siatkówkę. - uśmiechnęła się, a widząc mój zdziwiony wyraz twarzy dopowiedziała- Nigdy nie miałam okazji, bo cały czas zajmował mi balet.
   - Ok, umowa stoi - Pocałowałem ją w policzek i wstałem kierując się do wyjścia.
   - Piotrek? - zawołała mnie. Odwróciłem się - Nie odchodź.
   - Ale gdzie ja będę spał?
   - Ze mną. - powiedziała niewinnie i od razu się zaczerwieniła - To znaczy... Nic z tych rzeczy! Po prostu chcę się do ciebie przytulić.
   - Na pewno? - zapytałem z podejrzliwym wyrazem twarzy i po chwili oberwałem jedną z poduszek. Wszedłem na łóżko i objąłem ją ramieniem. Położyła głowę na moim torsie, a ja zacząłem bawić się jej włosami, nakręcając je na swoje palce.
   Tak bardzo ją kochałem, a teraz była tylko moja. Słysząc jej miarowe oddychanie, zaprzestałem zabawy i położyłem dłoń na jej brzuchu. Pełny nadziei na lepsze jutro zasnąłem mając w objęciach znaczną część mojego ówczesnego świata...

4 komentarze:

  1. Nie no, coś z tym Maciejem trzeba zrobić! Tak nie może być, aby oszukiwał te wszystkie panny, z Kamilą na czele! Jak na mój gust, Rose powinna przyjaciółce i wszystkim powiedzieć. Będzie mniej boleć, jeżeli dowie się tego przez słowa, a nie przez widok.
    Taki Piotrek jest po prostu rozczulający. Pocieszy, przytuli, nawet wyskoczy ze swojego łóżka na kanapę, byle dziewczynie było wygodniej. No ideał. *.*
    A Zbysiu? Myślałam, że walnie jakimś debilnym tekstem, a tu proszę, ustatkował się chłopak. Tak, chwilowo. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na epilog na http://siatkarscy-herosi.blogspot.com/ oraz prolog nowego opowiadania na http://matrymonialna-zawierucha.blogspot.com/. Jeżeli nie czytasz, zignoruj. Pozdrawiam, Caroline. :*

      Usuń
  2. Zbyszek rozwalił system! :P I po raz kilejny zgadzam się z Karoliną, Macieja trzeba zdemaskować... Boże, gdybym ja miała doczynienia z takim... to bym chyba zabiła...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, no wiesz, osobiście znam pewnego pana, który też potrafi mieć na oku kilka dziewczyn na raz i jego towarzystwo nie jest miłe, a zabijanie, niestety, niedozwolone... Pech :D

      Usuń