niedziela, 30 grudnia 2012

Rozdział 10

     Szłam ulicą wsłuchując się w muzykę lecącą w moich uszach. Mick Jagger śpiewał donośnie "Satisfaction" Rolling Stones'ów, kiedy ja mijałam kolejne budynki zaśnieżonego Rzeszowa. Biała pierzyna już od sobotniego wieczora pokrywała całe miasto. Przesiedziałam dużą część niedzieli rozmawiając przez telefon z Piotrkiem. Gadaliśmy o wszystkim: od mroźnej pogody, przez papierosy Bartmana, po zaplanowaną solówce (no właśnie, Sowa wybrała mnie do tańca solowego, hura..). Nie ruszyłam tylko sprawy Maćka, bo w każdym momencie do pokoju mogła wkroczyć Kamila z "gościem"
      Zmierzałam ku ośrodkowi, gdzie miał odbyć się mój pierwszy trening pod okiem pani Ivanovic. Bałam się, że wyrzucą mnie już na początku. Umówiłam się z Piotrem, żeby czekał na mnie koło 19 pod studio. Chciałam już go zobaczyć, ale musiałam poczekać. Miałam jeszcze przed sobą dobre dwie godziny tańca.
     Spojrzałam na wyświetlacz komórki i widząc godzinę, przyspieszyłam kroku. Nie chciałam się spóźnić na pierwsze zajęcia. Po kilku minutach byłam na miejscu. Ostatni raz odetchnęłam głęboko i ruszyłam przez długi korytarz pod drzwi z tabliczką "Przebieralnia". Pociągnęłam spokojnie klamkę i weszłam do środka. Znajdowało się tam kilka dziewczyn, które przyjrzały mi się zdziwione. Rzuciłam torbę na ławkę i podeszłam do każdej dziewczyny z osobna podając rękę i mówiąc ciche "Cześć, jestem Róża". Nic innego w tym momencie nie przyszło mi na myśl. Kończyłam zawiązywać satynową wstążkę na prawej nodze , kiedy podeszła do mnie dziewczyna o długich, rudych włosach i ostrych rysach twarzy.
     - Hej, pospiesz się. - rzuciła - Ivanovic nie lubi jak się spóźniamy.
   Szybko skończyłam i wstałam kierując się do sali obok. Mijając futrynę drzwi zauważyłam ciemny, błyszczący fortepian. Na stołku siedział wyłysiały mężczyzna, grający melodię, do której rozgrzewały się stojące przy drążku. Wraz z delikatnymi dźwiękami wezbrała się we mnie ochota przyłączenia się do nich. Spojrzałam na starszą kobietę stojącą w rogu sali, która także mi się przyglądała. Podeszłam do niej i z delikatnym uśmiechem na ustach, zaczęłam mówić.
     - Dzień dobry, jestem Róża Wilk. Niecały tydzień temu byłam na przesłuchaniu i...
 Przerwałam, ponieważ kobieta zaczęła mnie okrążać. Stałam nieruchomo wybita z tropu. Po wolnym kółku wróciła do mnie i wyciągnęła dłoń.
   - Więc to ty jesteś tą wybitnie uzdolnioną Różą, tak?
   - Cóż, nie uważam się za szczególnie utalentowaną, ale...
   - Zacznij się rozgrzewać - powiedziała chłodno i ruszyła ku fortepianowi.- Zobaczymy co tak naprawdę potrafisz.
   Stanęłam przy drążku, po czym zaczęłam rozgrzewać mięśnie i ścięgna.
   - Zrób attitude - usłyszałam stanowczy głos instruktorki.
   - Proszę?- zdziwiłam się. W lustrze zobaczyłam stojącą za mną Ivanovic. Ona tylko podniosła brwi i powtórzyła wcześniej wypowiedziane zdanie.
 Nie czekając dłużej wzniosłam się na relevé, a palce u prawej nogi przytknęłam do kolana. Odczepiając je w tył, pochyliłam lekko korpus do przodu, mając przy tym  plecy nienaturalnie proste. Kiedy poczułam, że utrzymuję równowagę, puściłam się drążka i prawą rękę podniosłam do góry, a lewą w bok. Opuszczona głowa podniosła się i spojrzała dumnie na Ivanovic. Poczułam się zadowolona z siebie; zrobiłam to tak, jak uczyłam się przez 13 lat. Po pewnym czasie, gdy zaczynałam się chwiać, delikatnie zeszłam do pozycji pierwszej i odwróciłam się ku baletmistrzyni.
   - Dobrze, teraz obroty.
  Passe!" krzyknęła, a ja przytakując obróciłam się po przekątnej kilka razy, przytykając stopę powyżej kolana.
"Shenae!", na to polecenie wyprostowałam nogi i robiłam dynamiczne obroty. Kolejne piruety także wykonywałam bez zastanowienia i z powagą. Kolejne ćwiczenia: skoki; "Jeté! Antrelasee! Battu! Soubresaut!" Robiłam je, jak na moje oko, dobrze. Kiedy stanęłam przed nią z lekko zaburzonym oddechem, kiwnęła głową, żebym odpoczęła. Nie chciałam przed nią okazać, że się zmęczyłam, bo to oznaczałoby moją słabość. Spojrzałam na zegar, który wskazywał już 17:50. Nie wiedziałam, że tak szybko minął czas wyłącznie na sprawdzaniu moich umiejętności. Reszta dziewczyn zgromadzonych na sali kończyła właśnie jakiś układ. W ich ruchach można było zaobserwować wieloletnie doświadczenie i profesjonalizm.
     - Wilk, pokaż swoją solówkę - obróciłam się w stronę Ivanovic, która właśnie spoglądała do mojej karty zgłoszeniowej. - Podobno jest tak zachwycająca... Zobaczymy. 
    Szybkim krokiem podeszłam do mężczyzny przy fortepianie i zapytałam czy umiałby zagrać potrzebną mi piosenkę, na co on tylko przytaknął. Stanęłam na środku sali. Z powagą tańczyłam do powolnej muzyki. Czułam się wyczerpana. Przy ćwiczeniach wykorzystałam chyba całą siłę. Poczułam skurcz w łydce. Zakręciło mi się w głowie. Upadłam. Pulsujący ból głowy był straszny, a łzy napłynęły mi do oczu. Muzyka zatrzymała się na nerwowym naciśnięciu kilku klawiszów na raz. Przymknęłam oczy. Nie, na tym nie skończę, pomyślałam i wstałam. Ivanovic patrzyła na mnie i drwiącym uśmieszkiem na ustach, a ja tylko kiwnęłam na fortepian i zaczęłam od nowa. Tym razem znalazłam w sobie złość, która pomogła mi zrobić wszystko bezbłędnie.  Z satysfakcją zakończyłam wszystko szybkimi obrotami i podziękowałam mężczyźnie. Kątem oka spostrzegam, że kobieta kiwa zadowolona głową. Tylko tyle mi starczyło.
     Reszta zajęć minęła szybko, bez mojego udziału. Wszystko skończyło się niecałą godzinę później. Kiedy sala została pusta, podeszłam do instruktorki.
    - Mam przyjść w środę? - zapytałam prosto z mostu.
    - 18:00 masz być. Bez spóźnień, bo tego nie toleruję. - powiedziała nawet na mnie nie patrząc - A, i zjedz coś przed treningiem. Może nie osłabniesz...
   Dość. Nie chciałam jej więcej słuchać. Szybkim krokiem skierowałam się do szatni, rzucając ciche "Do widzenia". Najpierw męczy mnie, a potem ma pretensje, że jestem słaba. Mam być silna? Dobrze, będę..    W szatni nie było już nikogo. Usłyszałam kroki z sali do pokoju instruktorów. Przebrałam się i spojrzałam w lustro. Wyglądałam naprawdę źle. Rozpuściłam włosy i poprawiłam makijaż. Mimo, że brązowe loki spływały delikatnie na mój płaszcz, a tusz na rzęsach dodawał oczu uroku, nie udało mi się skryć zmęczenia i strasznie bladej skóry.
     Idąc w stronę drzwi usłyszałam czyjąś rozmowę. Zwolniłam kroku, żeby głośniej słyszeć    - Róża... jest zdolna - mówiła Ivanovic. - Większość dziewczyn w jej wieku, które do mnie przyszły nie było tak rozwiniętych. Postaram się zrobić co w mojej mocy, żeby się wybiła.
     Z rozwartymi ze zdziwienia oczyma dotarłam za drzwi ośrodka. Zimne powietrze od razu dało po sobie znać szczypiąc mnie w twarz. Rozejrzałam się w celu znalezienia Piotra, lecz nie zobaczyłam nikogo. Było już trochę po 19, może poszedł. No trudno, napiszę do niego przepraszając za spóźnienie.      Wolnym krokiem zeszłam po niskich schodach z telefonem w ręku kiedy poczułam jak coś we mnie wleciało. Na moim płaszczu znajdowała się rozpłaszczona śnieżka, a do moich uszy dobiegł tylko męski śmiech. Rozpoznałam go. Ten sam śmiech słyszałam przez telefon wczoraj. Odwróciłam się i ujrzałam rozpromienionego Pita.
    - Bardzo śmieszne - nie mogłam ukryć uśmiechu na jego widok. Roześmiany wyglądał jeszcze lepiej niż normalnie.
    - Nawet nie wiesz jak. - podszedł i przytulił mnie do siebie jakby nigdy nic. Nie widzieliśmy się kilka dni, a on trzymał mnie w tak mocnym uścisku jakby to były miesiące. Czując, że ciężko mi oddychać, puścił mnie - Przepraszam.   Spojrzałam tylko na jego radosne oczy i ruszyliśmy przed siebie. Zmęczenie dało po sobie znać, a ja stawiałam coraz cięższe kroki.
    - Wszystko ok? - zapytał spoglądając na mnie zdziwiony.    - Tak, w porządku - wymusiłam z siebie uśmiech, ale on od razu wyczuł, że nie jest szczery.   Stanął i chwycił mnie za ramiona. Dopiero wtedy na niego spojrzałam. Bił od niego spokój a za razem radość. 
   - Pamiętaj, że mi możesz powiedzieć wszystko. Jeśli masz jakiś problem to śmiało mów - mrugnął i odsłonił swoje śnieżnobiałe zęby. Od razu na myśl przyszła mi sprawa Maćka. Ale czy on zrozumie to? Cóż, pomyślałam, warto spróbować.    Opowiedziałam mu wszystko co wiedziałam na ten temat a on wsłuchiwał się w każde moje słowo.
       - I co ja mam zrobić? Powiedzieć Kamili czy zataić to? Już sama nie wiem. - powiedziałam.   Przez chwilę milczał. Kręcił głową ze zmrużonymi oczyma.
      - Nie rozumiem takich ludzi... Mają kogoś kogo kochają, a mimo to jest im mało. Przecież jak one się spotkają...
     - One się znają, tylko nie wiedzą, że są "kochane" przez jednego faceta - powiedziałam, a on tylko roześmiał się z żalem.
  - Powiedz to jej - powiedział stanowczo - dowie się o tym wcześniej czy później. A jak się wyda, że wiedziałaś o tym? Będzie jeszcze gorzej...
    - Ok. dzięki. - powiedziałam i uśmiechnęłam się nieśmiało. Szliśmy dłuższą chwilę w milczeniu.     Przechodziliśmy właśnie cichą spokojną uliczką pełną śniegu, kiedy on popchnął mnie lekko. Nie zdążyłam się nawet wybronić, a już leżałam w zaspie. 
  - Znowu? - zawtórowałam śmiechem Pitowi.
  - Nie moja wina, że tak ładnie wyglądasz... w śniegu. 
 - Zobaczymy jak ty będziesz.
  Pociągnęłam go za sobą i, o dziwo, udało mi się zaciągnąć go w śnieg. Teraz mam szanse zemścić się, pomyślałam. Wzięłam w jedną rękę śnieg i uformowawszy kulkę, rzuciłam mu na włosy. Traciłam przy nim jakąkolwiek powagę i czułam się jakbym znowu miała kilka lat.
  - Pomóż mi wstać. - wstał, chwycił mnie za rękę i pociągnął do siebie. Nie spodziewał się chyba, że będę taka lekka i wpadłam prosto na niego. Spojrzałam mu w oczy. Nie chciałam żeby mnie puszczał. Czułam się tak bezpiecznie. Przeniósł dłonie na moją talię. Wpatrywaliśmy się w siebie już dłuższą chwilę, kiedy on odgarnął moje włosy do tyłu i dłonią jeździł wzdłuż mojej kości policzkowej.    - Jesteś cudna - wyszeptał spokojnie i schylił się by mnie pocałować.
   Nie stawiałam oporu, zamknęłam oczy i poczułam jego ciepłe wargi na swoich. W tamtym momencie nie potrzebowałam nic innego. Mimo, że trwało to może kilka sekund, dla mnie były to wręcz jakby godziny rozkoszy z Nim. 
Odsunął twarz od mojej i czekał na moją reakcję. Uśmiechnęłam się spokojnie kładąc dłonie na jego karku. Spuścił wzrok zawstydzony. 
  - Wybacz, poniosło mnie.
  Nie odpowiedziałam. Wodziłam palcami w jego włosach, dając mu do zrozumienia, że nie mam tego za złe.
   - Hej, mam pomysł - ożywił się nagle - W sobotę jest mecz. Obiecałem ci, że będziesz na nim i nie mam zamiaru tego zmieniać. Może po meczu pojechałabyś do mnie? No wiesz obejrzelibyśmy jakiś film czy...
  - Ok, chętnie - przerwałam mu. Radość w jego oczach była nie do opisania. Chwycił moją rękę i wplótł swoje palce w moje. Podążyłyśmy w dalszą drogę. Ciszę zakłócił telefon Cichego. W słuchawce zabrzmiał głos mężczyzny.
   - Tak, zaraz jadę... No dobra... Na razie.
 Zakończył rozmowę i zrobił smutną minę.
   - Muszę jechać, Zbyszek mnie potrzebuje. -zaśmiał się - Z nim czasem jest gorzej niż z dzieckiem. Przytaknęłam i poszłam za nim do auta. Jechaliśmy Rzeszowem milcząc. Zajechaliśmy jeszcze na stację benzynową.
   - Wychodzisz? - zapytał, a ja pokręciłam głową przecząco. - Ok, a może coś chcesz?
 Powtórzyłam gest i opatuliłam się lepiej szalem. Nim się obejrzałam, on wrócił z kilkoma butelkami piwa, które rzucił na tylne siedzenie.
   - Spokojnie, to dla niego - gestem uniewinniał się, a widząc brak reakcji zaniepokoił się. - Róża, wszystko w porządku?
   - Tak, tylko trochę źle się poczułam. - uśmiechnęłam się blado.
   - Mam wrażenie, że całując cię wyrządziłem ci krzywdę. - spojrzałam na jego zatroskane spojrzenie. - Jeśli coś zrobiłem nie tak, powiedz.
   - Nie, wszystko jest ok. - szepnęłam - Wybacz.   - Nie mam ci czego wybaczać. - chwycił mnie za podbródek i zmusił do spojrzenia na siebie - Uśmiechnij się, proszę.     Zadziałało niczym zaklęcie. Oczarowana jego oczyma wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Był jedyny w swoim rodzaju. Piotr, co ja do Ciebie mam? Sama nie wiem, ale uzależniasz od siebie...
  Kolejną taką chwilę przerwało brzmienie piotrkowej komórki. Zaśmiałam się cicho pod nosem
   - Ten Zibi to musi cię chyba kochać - powiedziałam z uśmiechem.
   - Na pewno - odetchnął głęboko i odpalił samochód. Jechaliśmy ulicami w nieco bardziej rozluźnionej atmosferze.
    - Będziesz może na jakimś treningu w tym tygodniu? - zapytał gdy dotarliśmy pod internat.
   - Postaram się, a czemu?
   - Bo nie wiem na jaki dzień zostawiać najwięcej siły - uśmiechnął się, a ja odpowiedziałam śmiechem.       
    - Głupek - wyszczerzyłam się.
   Szybko schylił się i pocałował mnie przelotnie. To wszystko było takie... wyjątkowe.
    - Też cię lubię - mrugnął i w tym samym momencie po raz kolejny zabrzmiał dźwięk gitar z telefonu.   - Chyba powinieneś jechać - szepnęłam i zaczęłam wychodzić.
   - Do zobaczenia - odwróciłam się i pomachałam na pożegnanie. Weszłam do gmachu, a tam pobiegłam w górę do 14. Zastając Kamilę z Maćkiem wyszłam z pokoju szybciej niż weszłam i przesiedziałam ponad dwie godziny w salonie, i dopiero jak miałam pewność, że już go nie ma, wróciłam do Kamy.
   - Coś się stało? - zapytała ze zdziwieniem wypisanym na twarzy. - Wybiegłaś stąd jak oparzona.
 Tak, twój chłopak cię zdradza z jakąś dziewczyną z wymiany, ty traktujesz go jak ósmy cud świata, a on bezkarnie to wykorzystuje zapewne przy każdej nadarzonej okazji. 
  - Nie rozmawiajmy o tym dzisiaj - mówiłam uciekając od jej wzroku. - Opowiem ci, ale później, ok?
   - Ok, nie ma sprawy. A wiesz co dzisiaj zrobił? Normalnie nie uwierzysz! On jest taki romantyczny! Tak więc przyniósł ze sobą tyle kwiatów, że szok! Czerwone róże! Ach... Ale nie chciał nigdzie wyjść - zrobiła smutną minę. - jakby się mnie wstydził... No ale cóż, jesteśmy ze sobą krótko, więc rozumiem go.
    Więcej nie mogłam tego słuchać. Fakt, Kamila potrafiła naprawdę dobrze opowiadać. Mogła mówić na tyle tematów: pogoda, Kuba, balet, szkoła,... Ale nie, jak zwykle ten przeklęty Maciek! Byłoby mi łatwiej tego słuchać gdybym nie była przy jakiejś cholernej szatni i nie widziała tego wszystkiego.     Poczekam, myślałam, może jej minie, a jeśli nie, zrobię tak jak mówił Piotrek.
 Wzięłam prysznic i ułożyłam się do snu. Kolejna dawka wiadomości od Kamili nie zaszkodzi, byle nie o tym sukinsynie. Wybrała balet, pytała o dzisiejszy trening, a gdy opowiedziałam jej, cieszyła się, że mi się powodzi. Dlaczego taka dziewczyna marnuje się u boku takiego pacana? Nigdy tego nie zrozumiem.
   Znużył mnie sen. Śniła mi się płacząca Kamila krzycząca na mnie jak mogłam nie powiedzieć jej jaki on jest okrutny. Ale to tylko sen, bo sytuacja nie powtórzyła się w rzeczywistości. Nie znalazłam nawet chwili czasu na pójście na trening Sovii... Przez kolejne dni powtarzałam sobie jedno zdanie: Tylko byle do soboty.


-----------------------------------
Jak ja tęsknię za tańcem! ;/Ale ja się uparłam na te instruktorki, szok :D
Tak więc, w związku z nadchodzącym sylwestrem chciałabym wszystkim życzyć szczęśliwego roku 2013, spełnienia marzeń i wszystkiego najlepszego :)
Nie ma to jak sylwester w domu w towarzystwie komputera i leków, super, nie ma co.
Trzymajcie się ;) Do następnego.

3 komentarze:

  1. Mam nadzieję, że Róża jak najszybciej powie Kamilii o Maćku. I dziwi mnie postawa Ivanović, najpierw ma pretensje, a później uważa, że Rose jest utalentowana...

    Także życzę Ci wszystkiego najlepszego :) Także spędziłam Sylwester w domu, niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na 26 rozdział na matchballforlove.blogspot.com :)

      Usuń
  2. Nieźle po niej ta Ivanović jedzie, ale cóż, taki już urok tych instruktorek. ;)
    Jezu, Pit jest przesłodki, no po prostu. Szkoda tylko, że Zbysiu musi zadzwonić akurat w niewłaściwym momencie. :D
    Rose powinna powiedzieć przyjaciółce o Maćku, inaczej wyrzuty ją zamęczą.

    OdpowiedzUsuń